Wasze pytania i moje odpowiedzi

Autor: Emilia, mama Laury Data: lipiec 12, 2020 Kategoria: Historia Laury | komentarzy 15

Zgodnie z obietnicą przez kilka dni na swoim Insta­gra­mie odpo­wia­da­łam na Wasze pyta­nia, które przy­sła­li­ście mi w uro­dzi­no­wej sesji Q&A. A teraz zebra­łam je raz jesz­cze i publi­kuję jako blo­gowy wpis. Mam nadzieję, że odpo­wie­dzi roz­wieją Wasze wąt­pli­wo­ści. Wiele pytań się powta­rzało lub miało podobny kon­tekst. Dla­tego odpo­wia­dam na nie zbior­czo, wybie­ra­jąc jedno przy­kła­dowe pyta­nie z danej grupy.

.

Pytania o Laurę:

.

  • Czy bio­lo­giczny ojciec Laury kie­dy­kol­wiek pró­bo­wał skon­tak­to­wać się z Laurą? Czy się nią inte­re­suje?

Nie. Mój były mąż znik­nął z naszego życia w 2011 roku, gdy Laura miała roczek. Od tego czasu ni­gdy się z nami nie kon­tak­to­wał. My rów­nież nie szu­ka­li­śmy kon­taktu z nim. Nie­dawno się dowie­dzia­łam, że w 2019 roku zmarł.

Nato­miast mój obecny mąż Kuba już dawno temu doko­nał cał­ko­wi­tej adop­cji Laury, otrzy­mu­jąc jed­no­cze­śnie peł­nię praw rodzi­ciel­skich, a Laura od tego czasu nosi jego nazwi­sko.

  • Czy doro­sła Laura będzie mogła żyć samo­dziel­nie bez dru­giej osoby pod ręką?

Oba­wiam się, że nie. 🙁 Samo­dzielne miesz­ka­nie byłoby dla niej zbyt wiel­kim ryzy­kiem. Myślę, że będzie miesz­kać przy nas, dopóki nie spo­tka osoby, która poko­cha ją tak samo mocno, jak my kochamy. 🙂 Kogoś, kto będzie chciał dzie­lić z nią życie i wspie­rać. Nie wiem dla­czego, ale mam w sobie dziwny spo­kój, że Laura w przy­szło­ści spo­tka taką osobę.

  • Jakie szanse ma Laura na uro­dze­nie zdro­wego dziecka?

Nie­stety, w przy­padku kobiet cho­rych na klą­twę Ondyny (CCHS) ryzyko uro­dze­nia cho­rego dziecka to aż 50%. Jest to zła wia­do­mość, ale na razie jesz­cze nie zaprzą­tamy sobie tym głowy. Po pierw­sze dla­tego, że nie wiemy, czy Laura jako doro­sła kobieta w ogóle będzie chciała mieć dzieci. Po dru­gie dla­tego, że to będzie wyłącznie sprawa i decy­zja Laury, a my w doro­słych decy­zjach możemy jej doradzać, jeśli ona da nam na to przyzwolenie. Po trze­cie dla­tego, że nie wiemy jesz­cze, co w nad­cho­dzą­cej deka­dzie przy­nie­sie nam medy­cyna.

Aktu­al­nie pręż­nie roz­wija się inży­nie­ria gene­tyczna, która jest szansą na zało­że­nie rodziny dla wielu osób zma­ga­ją­cych się z cho­ro­bami gene­tycz­nymi. Już teraz ist­nieją metody zapłod­nie­nia poza­ustro­jo­wego, gdzie eli­mi­nuje się z zarodka wadliwy gen, co daje szansę na wykształ­ce­nie się zdro­wego płodu. Opra­co­wy­wane są też metody edy­to­wa­nia cho­rych genów w łonie matki, gdzie do zapłod­nie­nia doszło w spo­sób natu­ralny. Nau­kowcy z całego świata pra­cują nad meto­dami mody­fi­ka­cji genów, a w następ­nych latach ta dzie­dzina medy­cyny z pew­no­ścią będzie się pręż­nie roz­wijać. Zoba­czymy więc, co przy­nie­sie przy­szłość.

PS. Z moimi poglą­dami inży­nie­ria gene­tyczna się nie kłóci. Wręcz prze­ciw­nie, upa­truję w niej wielką nadzieję na przy­szłość – na poprawę stanu zdro­wia popu­la­cji, na zmniej­sze­nie cier­pie­nia ludz­ko­ści, a także cier­pie­nia zwie­rząt. Ciało ludz­kie postrze­gam jako bio­lo­giczny kom­pu­ter, któremu aktualizację zapewnia w powolnym tempie ewolucja, albo szybciej my sami. Już od bar­dzo dawna mody­fi­ku­jemy nasz organizm, aby uspraw­nić jego dzia­ła­nie. Prze­szcze­piamy narządy, wsz­cze­piamy implanty i pro­tezy, zakła­damy wkłu­cia do pomp insu­li­no­wych, pro­wa­dzimy sku­teczne tera­pie hor­mo­nalne. Od tysięcy lat mody­fi­ku­jemy też geny zwie­rząt oraz roślin poprzez ich celową hodowlę i uprawę. Mody­fi­ka­cja genów w laboratorium to dla mnie po pro­stu kolejny poziom zaawan­so­wa­nia, który jeśli zosta­nie mądrze zago­spo­da­ro­wany i etycz­nie ure­gu­lo­wany odpo­wied­nim pra­wem, to w przy­szło­ści może nam to wszyst­kim pomóc.

  • Czy podró­żu­je­cie z Laurą za gra­nicę? Czy to jest w ogóle moż­liwe? Gdzie chcia­łaby poje­chać?

Cóż… W 2016 roku spa­ko­wa­li­śmy Laurę i jej respi­ra­tor, a także pół­roczną sio­strę Kaję, górę sprzętu medycz­nego, drugą górę jedze­nia, a potem ruszy­li­śmy w sza­loną podróż kam­pe­rem do Włoch nad Jezioro Garda! Wygląda więc na to, że można z Laurą podró­żo­wać za gra­nicę. 🙂 Oprócz tego dwa razy byli­śmy na wycieczce rowe­ro­wej na Sło­wa­cji.

W przy­padku dzieci takich jak Laura, kło­po­tliwe jest lata­nie samo­lo­tem. Trzeba zała­twić mnó­stwo for­mal­no­ści z liniami lot­ni­czymi i zapew­nić awa­ryjną butlę z tle­nem na czas prze­lotu, a także zgodę na wnie­sie­nie takiej butli i respi­ra­tora na pokład. Do jej pory nie pró­bo­wa­li­śmy latać samo­lo­tem, bo for­mal­no­ści sku­tecz­nie nas to tego znie­chę­ciły.

Jakie są nasze podróż­ni­cze marze­nia? Chcie­li­by­śmy zwie­dzić Lon­dyn, ponie­waż star­sza córka jest fanką Har­rego Pot­te­r’a, a młod­sza fanką wsze­la­kich księż­ni­czek i kró­lo­wych, więc marzy o zoba­cze­niu sie­dziby kró­lo­wej Elż­biety II. 🙂 Z kolei moim naj­więk­szym marze­niem jest sta­nąć na skraju Wiel­kiego Kanionu. Nato­miast naszym wspól­nym naj­więk­szym marze­niem jest kil­ku­mie­sięczna podróż kam­pe­rem po USA, naj­le­piej przez wszyst­kie stany Ame­ryki. Marze­nie jest abso­lut­nie poza naszym zasię­giem ze wzglę­dów finan­so­wych, ale kto wie, co nam jesz­cze kie­dyś życie przy­nie­sie… 🙂

PS. A tutaj jest post blo­gowy, w któ­rym opi­sy­wa­łam nasza sza­loną podróż do Włoch kam­pe­rem: ) https: //www. kocha­my­laure. pl/w-moim-ser­cu­/mo­bilny-dom-waria­tow/

  • Czy z per­spek­tywy czasu ope­ra­cje jelit pomo­gły w cho­ro­bie Hir­sch­sprunga? Jak się z nią żyje?

Z dłu­go­od­cin­ko­wym Hir­sch­sprun­giem, czyli naj­ostrzej­szą posta­cią cho­roby, którą ma nasza Laura, żyje się bar­dzo ciężko. To jest nasz codzienny kosz­mar i szcze­rze nie­na­wi­dzę tej cho­roby. Klą­twa Ondyny jest wpraw­dzie o wiele nie­bez­piecz­niej­sza, ale za to cho­roba Hir­sch­sprunga znacz­nie bar­dziej uciąż­liwa. Ze względu na dobro Laury nie będę opi­sy­wać szcze­gó­łów tej cho­roby, ale nie jest lekko – ani jej, ani nam.

Nato­miast wyko­na­nych ope­ra­cji nie żału­jemy i jeste­śmy pewni, że była to dobra decy­zja. Dzięki tym ope­ra­cjom Laura dziś może jeść, tra­wić i wyda­lać dokład­nie tą samą drogą, jak zdrowi ludzie. Gdyby nie ope­ra­cje, nie mogłaby, a jej nie­peł­no­spraw­ność byłaby znacz­nie bar­dziej ogra­ni­cza­jąca, krę­pu­jąca i doj­mu­jąca. Pod­su­mo­wu­jąc: nie żału­jemy, ale spo­dzie­wa­li­śmy się, że po 10 latach cho­roba znacz­nie osłab­nie. I ow­szem osła­bła, ale nie tak mocno, jak­by­śmy sobie tego życzyli.

  • Jak powi­nien zacho­wy­wać się lekarz? Jak prze­ka­zy­wać złe wie­ści?

Moim zdaniem Lekarz powi­nien mówić pacjentom/bliskim pacjentów prawdę, zgod­nie ze sta­nem wie­dzy medycz­nej. Nie dawać złud­nych nadziei, ale też nie ogła­szać pochop­nych wyro­ków. Nie cecho­wać się aro­gan­cją i nie bać się przy­znać do niewie­dzy na temat jakie­goś zagad­nie­nia. Poza tym powi­nien wyka­zy­wać się empa­tią rozu­mie­jąc, że bli­scy pacjenta są w para­li­żu­ją­cym stra­chu i w wiel­kich emo­cjach.

Moje nega­tywne doświad­cze­nia z per­so­ne­lem medycz­nym to wła­śnie brak empa­tii i aro­gan­cja. Oczy­wi­ście od razu sta­now­czo pod­kre­ślam, że mówię tylko o nie­któ­rych leka­rza­ch/pie­lę­gniar­ka­ch/pie­lę­gnia­rzach, a nie o wszyst­kich. Więk­szość osób z per­so­nelu medycz­nego była w porządku i pre­zen­to­wała wspie­ra­jącą postawę. Ale nie­stety, regu­lar­nie zda­rzały się osoby pozba­wione empa­tii, a co gor­sza wie­dzy i nie­umie­jące się do tego przy­znać.

Ude­rzało mnie bar­dzo, że nie­któ­rzy leka­rze skre­ślali życie mojego dziecka lub suge­ro­wali odda­nie do hospi­cjum twier­dząc, że nie będzie się pra­wi­dłowo roz­wijało, a ja sobie nie dam z nim rady. Mówili mi to z abso­lutną pew­no­ścią, cho­ciaż ni­gdy wcze­śniej nie mieli doświad­cze­nia z klą­twą Ondyny, był to dla nich abso­lut­nie nowy przy­pa­dek. Po czym ja wie­czo­rem wra­ca­łam ze szpi­tala, odpa­la­łam Inter­net i bez­pro­ble­mowo znaj­do­wa­łam infor­ma­cje o dzie­ciach cho­rych na klą­twę Ondyny roz­sia­nych po całym świe­cie, które żyją, cho­dzą do szkoły, pra­cują czy nawet dora­stają i zakła­dają rodziny. A jak po powro­cie do szpi­tala poka­zy­wa­łam per­so­ne­lowi te infor­ma­cje, to wów­czas byłam kry­ty­ko­wana, że leczę dziecko przez Inter­net i jesz­cze śmiem pouczać leka­rzy… Cóż, ni­gdy nie leczy­łam dziecka przez Inter­net, a jedy­nie szu­ka­łam infor­ma­cji o życiu pacjen­tów z tą cho­robą. Moim zda­niem jeśli lekarz nie wie, jak wygląda życie z tak rzadką cho­robą, nie ma z nią żad­nego doświad­cze­nia, to naj­pierw powi­nien poszu­kać rze­tel­nych infor­ma­cji, doszko­lić się, a dopiero potem ogła­szać wyroki.

Ude­rzała mnie też osch­łość i ele­men­tarny brak empa­tii u nie­któ­rych osób z per­so­nelu medycz­nego. W Pol­sce nie­stety per­so­nel szpi­tali nie jest szko­lony z komu­ni­ka­cji. Nie jest przy­go­to­wy­wany do tego, jak roz­ma­wiać z pacjen­tami i ich rodzi­nami. Moim zda­niem w szpi­talach powinny odby­wać się regu­larne szko­le­nia wła­śnie na ten temat.

.

Pytania o blog:

.

  • Co z przy­szło­ścią bloga? Do kiedy będzie on pro­wa­dzony?

Tak naprawdę blog miał być zamknięty już teraz, wła­śnie na 10-lecie swo­jego ist­nie­nia. Do tego czasu planowałam osiągnąć naj­waż­niej­sze cele: w pierw­szym eta­pie wcze­pie­nie Lau­rze sty­mu­la­tora ner­wów prze­pony, który uła­twi jej oddy­cha­nie, a w dru­gim eta­pie likwi­da­cja rurki tra­che­oto­mij­nej. Mimo bły­ska­wicz­nej zbiórki pie­nię­dzy na ope­ra­cję, pan­de­mia pokrzy­żo­wała nam plany, a sama ope­ra­cja bar­dzo prze­su­nęła się w cza­sie. Obec­nie stoję na sta­no­wi­sku, że będę pro­wa­dzić blog do momentu zrealizowania mojego najważniejszego celu – zli­kwi­do­wa­nia Lau­rze rurki tra­che­oto­mij­nej (sza­cuję, że będzie to jesz­cze około roku).

Po tym cza­sie blog nie będzie już dostępny publicz­nie – zosta­nie prze­nie­siony do pry­wat­nego archi­wum, do któ­rego dostęp będziemy mieć tylko my i Laura. Uprze­dza­jąc pyta­nia i głosy sprze­ciwu: zdaję sobie sprawę, że ten blog jest ogrom­nym wspar­ciem i moty­wa­cją dla wielu osób zma­ga­ją­cych się z trud­nymi życio­wymi sytu­acjami. Wiem też, że jest źró­dłem wie­dzy dla wielu nie­peł­no­spraw­nych, a nawet dla per­so­nelu medycz­nego i studentów medycyny.

Blog poma­gał wielu ludziom przez wiele lat, ale powoli zbliża się czas, gdy trzeba będzie zakoń­czyć etap blo­go­wego życia. Dla mnie matki prio­ry­te­tem musi być zawsze dobro mojego dziecka, które stoi przed potrze­bami oraz proś­bami innych ludzi. A dla dobra Laury blog będzie musiał się zakoń­czyć, zanim wej­dzie ona w okres doj­rze­wa­nia i zanim jej rówie­śnicy wejdą w etap nie­li­mi­to­wa­nego dostępu do sieci.

  • Czy Laura czyta blog o niej? Co o nim sądzi?

Laura nie czyta bloga na bie­żąco, ale ja jej czy­tam nie­które wpisy lub frag­menty, albo mówię jej w skró­cie, o czym będę danego dnia pisać na blogu. Laura jest bar­dzo dumna z tego, że piszę bloga o jej zma­ga­niach z cho­robą. Uwiel­bia wra­cać do sta­rych postów blo­gowych, zwłasz­cza tam, gdzie są jej dawne zdję­cia lub fil­miki z wcze­snego dzie­ciń­stwa. Jest bar­dzo wdzięczna i pod­eks­cy­to­wana fak­tem, że tak wielu ludzi wspiera ją w walce z cho­robą. Laura wie, że blog nie­długo zosta­nie zamknięty, ponie­waż jest zapi­sem jej intym­nych i trud­nych wspo­mnień zwią­za­nych z cho­robą. Wie też, że dosta­nie hasło dostępu do bloga i jako star­sza dziew­czyna lub doro­sła kobieta będzie mogła go w cało­ści prze­czy­tać.

.

Pytania o mnie:

.

  • Czy zde­cy­do­wa­nie się na dru­gie dziecko było dla Cie­bie trudne?

Ogrom­nie trud­ne… Po uro­dze­niu ciężko cho­rej Laury, przez kilka lat nie chcia­łam mieć dzieci i byłam pewna, że już ni­gdy się nie zde­cy­duję. Ale za to Kuba chciał kolej­nego dziecka. Jego spo­kój i pozy­tywne nasta­wie­nie do tej sprawy z cza­sem mnie prze­ko­nało. Mimo to żyłam w panicz­nym stra­chu przez całą ciążę, a nawet kilka mie­sięcy po naro­dzi­nach dru­giej córki.

Tak strasz­nie się bałam uro­dze­nia kolej­nego cho­rego dziecka, że w poło­wie ciąży wybra­łam się do ordy­na­tor oddziału położ­ni­czego i wybła­ga­łam u niej pul­sok­sy­metr. Upro­si­łam, żeby od razu po naro­dzi­nach Kai kon­tro­lo­wać jej oddech i podłą­czyć do pul­sok­sy­metru. Ordy­na­tor speł­niła moją prośbę i zapew­niła pul­sok­sy­metr na cały okres pobytu w szpi­talu. Po powro­cie do domu też od razu podłą­czy­łam dziecku moni­tor odde­chu dla nie­mow­ląt, który mia­łam wcze­śniej przy­go­to­wany. Dodat­kowo przy­sta­wi­łam dostawkę do swo­jego łóżka, aby Kaja spała jak naj­bli­żej mnie i żebym w nocy mogła kon­tro­lo­wać jej odde­ch…

Przez pierw­sze noce nie mogłam spać ze stresu, co chwilę kła­dłam rękę na Kai spraw­dza­jąc, czy oddy­cha. Sytu­acji nie popra­wiał fakt, że po poro­dzie przez wiele dni byłam w domu cał­ko­wi­cie sama. (Tego samego dnia, w któ­rym ja rodzi­łam Kaję, stan zdro­wia star­szej córki gwał­tow­nie się pogor­szył, więc mąż wylą­do­wał z nią w zupeł­nie innym szpi­talu i w innym mie­ście. Byli­śmy roz­dzie­leni i sami – ja zamar­twia­jąca się i ner­wowo spraw­dza­jąca oddech nowo­na­ro­dzo­nej Kai, a mąż ratu­jący i opie­ku­jący się w szpi­talu Laurą). Mój lęk o oddech Kai minął dopiero pół roku po poro­dzie.

  • Czy mia­łaś w swoim życiu chwile zwąt­pie­nia? Czy chcia­łaś się pod­dać?

Nie, chyba nie. Przy­naj­mniej sobie tego nie przy­po­mi­nam, żebym kie­dy­kol­wiek chciała się pod­dać. Ja mam takie żoł­nier­sko-przy­wód­cze cechy oso­bo­wo­ści, więc jak życie zwala mi się na głowę pro­ble­mami, to natych­miast włą­cza mi się zada­niowy tryb i niczym gene­rał ruszam do walki. Czy cho­dzi o rato­wa­nie życia dziecka, czy o trudną bata­lię sądową, czy o prze­pro­wa­dze­nie wiel­kiej zbiórki pie­nię­dzy na ope­ra­cję Laury, czy też o cokol­wiek innego – jak mi zasko­czy ten zada­niowy tryb, to jestem w sta­nie góry prze­no­sić. Potra­fię pra­wie nie spać i pra­wie nie jeść, póki nie wyko­nam zada­nia. No tak mam po pro­stu. 🙂

Ale z pew­no­ścią zda­rzyły mi się chwile bez­sil­no­ści, bez­na­dziei, poczu­cia total­nego bez­sensu cho­roby Laury, bez­sensu jej cier­pie­nia, bez­sensu tego, co nas spo­tyka. (Ja stoję na sta­no­wi­sku, że cier­pie­nie NIE uszla­chet­nia – co naj­wy­żej har­tuje. Cier­pie­nie to cier­pie­nie i należy moim zda­niem zro­bić wszystko, aby tego cier­pie­nia było na świe­cie jak naj­mniej).

  • Skąd bie­rzesz siłę i moty­wa­cję w trud­nych chwi­lach? Co doda­wało Ci otu­chy w naj­trud­niej­szych chwi­lach walki o Laurę?

Poleci bana­łem, ale taka jest prawda: moty­wują mnie moje córki, mój mąż Kuba oraz świa­do­mość ulot­no­ści wszyst­kiego. Uśmiech Laury zawsze był dla mnie ogrom­nym moty­wa­to­rem, ponie­waż uświa­da­miał mi jej ogromną wolę życia. Laura uśmie­chała się nawet w chwi­lach naj­więk­szego bólu i cier­pie­nia – wystar­czyło na nią spoj­rzeć, by otrzeć łzy i z powro­tem odna­leźć moty­wa­cję. Z kolei poja­wie­nie się dru­giej zdro­wiej córki dało mi moty­wa­cję, by nasze rodzinne życie prze­stało się sku­piać wyłącz­nie na tema­tach cho­roby. Nato­miast mąż jest dla mnie wspar­ciem wła­ści­wie w każ­dej sytu­acji i w dodatku jest rodzin­nym komi­kiem, więc roz­ba­wia i moty­wuje sam przez się. 🙂

Może zabrzmi to głu­pio lub ponuro, ale ogromną siłę daje mi świa­do­mość nie­uch­ron­nej śmierci. Zdaję sobie sprawę z nie­zwy­kłej kru­cho­ści życia i szyb­kiego tempa prze­mi­ja­nia. Wiem, że lada moment skoń­czę się i po pro­stu zniknę, sta­jąc się czę­ścią jed­nej wiel­kiej pustki. W związku z tym nie mam ochoty tra­cić czasu. Nie chcę, by mi to jedno życie prze­mi­nęło tylko na cier­pie­niu, smutku, cho­ro­bie i pro­ble­mach. Nie chcę być ofiarą śle­pego losu, która nie ma żad­nego poczu­cia spraw­czo­ści nad wła­snym życiem. Dla­tego wła­śnie sta­ram się wyci­snąć z tego życia tyle soków, ile jestem w sta­nie. Dla­tego sta­ram się wycho­wać jak naj­le­piej dzieci, aby choć tro­chę przy­dać się przy­szłemu poko­le­niu. Z tego powodu chcę mieć war­to­ściowy zwią­zek z męż­czy­zną, dopóki jesz­cze ist­nie­jemy i mamy na to siły. 🙂 Dla­tego też foto­gra­fuję, piszę i two­rzę, żeby po pro­stu coś pięk­nego i nama­cal­nego po sobie zosta­wić.

Poza tym w trud­nych chwi­lach zawsze doda­wali mi otu­chy i moty­wo­wali ludzie, całe rze­sze róż­nych ludzi, w tym czy­tel­ni­czek i czy­tel­ni­ków bloga. W naj­gor­szych momen­tach swo­jego życia otrzy­ma­ły­śmy z Laurą nie­wy­obra­żalne wspar­cie od praw­dzi­wego tłumu – zna­jo­mych i niezna­jo­mych, czę­sto cał­kiem obcych ludzi z całego świata. Do tej pory nie do końca rozu­miem feno­men i skalę tej pomocy. Domy­ślam się, że ludzie chcieli pomóc mojej cho­rej córce, bo była uro­cza i cier­piąca. Ale nie do końca wiem, dla­czego tak bar­dzo chcieli poma­gać rów­nież mnie. Wszak ja nie jestem zupą pomi­do­rową, która wszy­scy by lubili – mam dość wyra­zi­sty cha­rak­ter i miewam pikantny smak. 😉 Mimo to ni­gdy mi nie zabra­kło ludz­kiej życz­li­wo­ści.

  • Jak pani to robi, że zawsze jest Pani taka piękna i zadba­na… Nie­prze­spane noce, kło­poty, a buzia zawsze wypo­częta. U mnie każdy pro­blem rysuje się na twa­rzy…

Bar­dzo dzię­kuję za miłe słowa, cho­ciaż czuję zakło­po­ta­nie za każ­dym razem, gdy ktoś prawi mi tego typu kom­ple­menty. Jestem osobą zbyt kry­tycz­nie nasta­wioną do swo­jego wyglądu (no nie­stety, moja samo­ak­cep­ta­cja wciąż wymaga poprawy, ale pra­cuję nad tym!) więc zawsze jestem zasko­czona, gdy ludzie tak mnie postrze­gają.

Skła­ma­ła­bym, gdy­bym napi­sała, że coś szcze­gól­nego robię dla swo­jego wyglądu. Szcze­rze mówiąc to nie­wiele. Nie korzy­stam z usług kosme­tyczki i nie cho­dzę na paznok­cie, bo szkoda mi na to czasu i pie­nię­dzy. Od kilku mie­sięcy nie cho­dzę nawet do fry­zjera, bo pod­czas pan­de­mii nauczy­łam się sama sobie pod­ci­nać włosy. Nigdy nie nakła­dam na skórę pudru czy pod­kładu, ponie­waż nie­na­wi­dzę mieć tego na twa­rzy.

A co robię? Jem bar­dzo dużo warzyw, codzien­nie duże por­cje. Rano wstaję, pusz­czam sobie inte­re­su­jący pod­cast i robię lekki maki­jaż (zawsze mam kre­skę na oczach lub cień, tusz do rzęs, odro­binę różu na policz­kach i usta pocią­gnięte pomadką, zazwy­czaj pie­lę­gna­cyjną, na brwiach mam makijaż permanentny, który poprawiam co kilka lat). Nie palę papie­ro­sów, prak­tycz­nie nie piję alko­holu (od czasu do czasu tylko czer­wone wino), nie sło­dzę i uni­kam jedze­nia sło­dy­czy, sta­ram się upra­wiać sport na świe­żym powie­trzu, ale nie powiem, aby było to jakoś szcze­gól­nie inten­sywne czy regu­larne. Sta­ram się jak naj­czę­ściej uśmie­chać (cho­ciaż w porów­na­niu do mojego męża uśmie­cham się mało).

Prawda jest jed­nak taka, że wypo­częty wygląd to żadna moja zasługa, a raczej zasługa genów. Mam bar­dzo dobrą cerę i włosy, z któ­rymi prak­tycz­nie nic nie muszę robić. Pra­wie ni­gdy nie widać po mnie zmę­cze­nia. Zda­rzało się, że nie spa­łam 2 noce z rzędu, a wyglą­da­łam zupeł­nie nor­mal­nie. U mnie zmę­cze­nie obja­wia się innymi rze­czami: bra­kiem uśmie­chu, roz­draż­nie­niem, dusz­no­ścią i migreną. Dla­tego mój mąż zawsze roz­po­zna, gdy jestem zmę­czona, bo po pro­stu wtedy na niego war­czę. 🙂

.

Pytania o fotografię:

.

  • Twoje zdję­cia są prze­piękne! Powiedz pro­szę, co w pro­ce­sie nauki było dla Cie­bie naj­trud­niej­sze?

Ogrom­nym wyzwa­niem było dla mnie zna­le­zie­nie czasu na naukę foto­gra­fii. Przy moim inten­syw­nym życiu wyma­gało to spo­rego wysiłku, stra­te­gicz­nego podej­ścia do nauki i nie­złej orga­ni­za­cji czasu.

Kolej­nym wyzwa­niem było zna­le­zie­nie wła­snego stylu obrób­ko­wego i to aku­rat trwało naj­dłu­żej. Długo nie mogłam zde­cy­do­wać, co chcę foto­gra­fo­wać i w jakim stylu obra­biać zdję­cia. Podo­bało mi się dużo róż­nych rze­czy, mia­łam w gło­wie chaos, eks­pe­ry­men­to­wa­łam, przez co moja obróbka nie była spójna. Dopiero po dłu­gim cza­sie poczu­łam, w jakim stylu pra­gnę dalej się roz­wijać.

Ostat­nim trud­nym wyzwa­niem było prze­ła­ma­nie się, by zacząć foto­gra­fo­wać obce osoby. Foto­gra­fo­wa­nie wła­snych dzieci to coś zupeł­nie innego, niż robie­nie zdjęć obcym ludziom na sesjach. Tego bar­dzo się bałam, ale pew­nego dnia prze­ła­ma­łam strach, a potem to już jakoś poszło. 🙂

  • Jaki obiek­tyw pole­casz do foto­gra­fii w domu?

Moim uko­cha­nym obiek­tywem do wyko­ny­wa­nia life­sty­lo­wych lub repor­ta­żo­wych ujęć jest Sigma Art. 35 mm f/1.4. Przez kilka lat posłu­gi­wa­łam się wyłącz­nie tym obiek­tywem i zro­bi­łam nim 90% wszyst­kich moich zdjęć. Obiek­tyw jest jasny i odpo­wied­nio sze­roki, aby zro­bić uję­cia w pomiesz­cze­niach. Z moim pełnoklatkowym Cano­nem syn­ch­ro­ni­zuje się cudow­nie, świet­nie działa auto­fo­cus. Jed­nak wiem, że obiek­tyw nie działa już tak spraw­nie z apa­ra­tami marki Nikon. W wielu przy­pad­kach „niko­nia­rze” narze­kają, że w tym obiek­tywie nie tra­fia auto­fo­cus i z tego powodu muszą go prze­ka­zy­wać do kali­bra­cji.

  • Czy jest moż­liwa sesja pod Kra­ko­wem?

Wszystko jest moż­liwe. 🙂 Jeśli komuś bar­dzo zależy, to jestem w sta­nie doje­chać w dowolny zaką­tek Pol­ski, aby wyko­nać sesję zdję­ciową (mój mąż bez problemu zajmie się w tym czasie dziećmi). Jed­nak taka osoba musia­łaby pokryć dodat­kowe koszty mojego dojazdu i w razie koniecz­no­ści rów­nież noc­legu.

PS.

Czy pamiętacie te niesamowite emocje związane ze zbiórką pieniędzy na operację Laury? Pamiętacie, ile się wtedy w naszym życiu działo? To było istne szaleństwo!!! Mnóstwo osób pomogło mi rozpropagować informację o tej zbiórce, dzięki czemu błyskawicznie zebraliśmy pieniądze. Wsparcia udzieliła między innymi Ola Radomska, autorka bloga i książki „Mam wątpliwość”. Pomoc Radomskiej miała istotne znaczenie w przyspieszeniu naszej zbiórki. Ostatnio udało mi się podziękować Oli za to wsparcie w postaci wykonania dla niej kobiecej sesji zdjęciowej! Na mało uczęszczanej plaży pod Gdynią zrobiłam jej pełne energii i kobiecości zdjęcia, z których jestem naprawdę dumna. Jeśli macie ochotę zobaczyć, jak Radomska prezentuje się w moim obiektywie, to zapraszam tutaj: https://fotonka.pl/blog/sesja-kobieca-oli-radomskiej-mam-watpliwosc

komentarzy 15

  1. Witam, informacja o zamknięciu bloga spowodowała, ze zaczęłam wracać do jego początków, mam wrażenie, ze było więcej zdjęć, czy moja pamięć szwankuje? Pozdrawiam, będzie was brakowało, fajnie było patrzeć jak się ta mała kruszynka rozwijała, wszystkiego dobrego, jestem pewna, ze Laura będzie szczęśliwa nastolatka i wspaniała kobieta, i cudowna mamą

    • Dziękuję pięknie za wszystkie miłe słowa i za wsparcie! Tak, zdjęć było więcej. Jakiś czas temu zdecydowałam się usunąć z bloga wszystkie stare zdjęcia, które zbyt drastycznie pokazywały chorobę Laury. Laura jest już duża, chodzi do szkoły i dla jej dobra te zdjęcia nie powinny być już na blogu.

  2. Droga Emilio. Jest mi przykro z powodu planowanego zamknięcia bloga, ale rozumiem twoją decyzję. Postawiłam sobie za cel że przed zamknięciem przeczytam wszystko do początku. Mam nadzieję, że zdążę.
    Mam jeszcze prośbę zarówno do Ciebie, jak i do innych internautów. Czy moglibyście mi polecić inne blogi rodziców których dzieci zmagają się z najróżniejszymi schorzeniami?
    Nie wiem co jest za mną nie tak, ale nie potrafię niczego znaleźć w Internecie. Na wszystkie fajne blogi, w tym ten, wpadłam przypadkiem. Czy nie ma jakiejś bazy blogów?
    Jak na razie odwiedziłam wszystkie blogi, który poleciła Emilia, te o innych dzieciach zmagających się z CCHS. Ale jest przecież wiele chorób, wiele chorych dzieci i wiele blogów prowadzonych przez ich rodziców. Czy moglibyście mi coś polecić?
    Pozdrawiam

    • Przyznam szczerze, że ja już od lat nie czytam żadnych blogów, bo zwyczajnie nie mam na to już czasu. Ale dwie nazwy blogów pamiętam, bo piszą je moje blogujące koleżanki: „Mój syn Franek” i „Dzielny Franek”.

  3. Jesteś absolutnie wyjątkowa, Emilio…

    • ❤️❤️❤️

  4. Jestem bardzo poruszona osobistym wymiarem tego wpisu. „Towarzyszę” Laurze od lat, płakałam i śmiałam się, wzruszałam i martwiłam, kibicowałam i cieszyłam z sukcesów.
    Dziekuje, że tak otworzyła się Pani przed czytelnikami.
    Życzę wszystkiego co dobre.

    • Dziękuję również za te wspólne lata. Pozdrawiam serdecznie!

  5. Nie zadałam pytań, ale z łapczywą ciekawością przeczytałam ten post. Przepis na wielkie pieniądze – wydziel trochę Twoich zdolności żołniersko-przywódczych, pakuj w opakowania po jajkach i sprzedawaj w internecie. Ja wezmę kredyt, aby „se” trochę nabyć. W Dzień Kobiet dorzuć odrobinę czaru osobistego gratis, a przed Bożym Narodzeniem „dobrego pióra”. 😉 Świadomość, że dni bloga są policzone sprawia, że czuję się jak na peronie. Patrząc w bardzo bliską twarz za szybą, która ma bilet w dalekie piękne strony, niestety w jedną stronę. Dobrze, że zostało parę minut do odjazdu. Jeszcze otworzy się okno i wymienimy parę słów :).
    Dziękuję za 10 lat!!! Ogromnie dużo Wam zawdzięczam!!!!
    Joanna

    • Naprawdę taki jest przepis? To w takim razie gdzie są te moje wielkie pieniądze, ja się pytam? ???????

      Ps. Dziękuję Ci Joanno za Twoją obecność tutaj. Jeszcze kawałek wspólnej podróży przed nami ?

  6. Bardzo, bardzo szkoda że planujesz zamknąć blog, ale rozumiem że chodzi tu o prywatność Laury. I rozumiem że nie chcesz żeby szczególnie dzieciaki w wieku dojrzewania rozgrzebywały przeszłość Laury. Bardzo Cie za to cenię. Może kiedyś to Laura zacznie pisać swojego bloga?? A na razie cieszę się że tyle lat można było gościć w waszym domu, i że dzieliłaś się swoim, życiem z nami….przeważnie zupełnie obcymi ludźmi. Serdecznie pozdrawiam.

    • Jeszcze się nie żegnamy. Myślę, że jeszcze rok będę kontynuować pisanie ?

  7. Dziękuję za odpowiedź. Jest ona dużo dokładniejsza i obszerniejsza, niż oczekiwałam [pytałam o możliwość urodzenia zdrowego dziecka] 🙂
    To pytanie miało charakter techniczny, chodziło mi nie tylko o Laurę, ale ogólnie o ciążę kobiet osób dotkniętych tą chorobą.
    Mam nadzieję, że za te 10-15 lat medycyna bardzo się rozwinie i Klątwa Ondyny będzie uleczalna.
    I dziękuję za odpowiedzi, na pytania, które mnie od czasu nurtowały, a obecnie nie wpadłam na to, aby je zadać.
    Zupełnie zapomniałam o biologicznym ojcu Laury. Czasami zastanawiałam się, jak wyglądają wasze relacje, ale uznałam, że nie wypada mi pytać i jak pani zechce to się sama podzieli.
    Tak mi się nieswojo zrobiło, gdy przeczytałam o śmierci biologicznego ojca Laury.
    Jestem DDA, gdy mój ojciec zmarł miałam ambiwalentne uczucia.
    I dziękuję za blog. Nie pamiętam, jak na niego trafiłam, ale bardzo mnie poruszył.

    PS. Chyba nie padło bardzo ważne pytanie. Co z operacją Laury? Są jakieś szanse, by odbyła się w tym roku? Mam nadzieję, że znajdzie pani czas, aby się tym podzielić.

    • Traktujemy sprawę z powyższego pytania jako historię i zamknięty etap życia. Na najczęściej mi zadawane pytanie w końcu odpowiedziałam na blogu, ale więcej już nie będę tego tematu rozkminiać.

      Jeśli chodzi o operację, to mamy nadzieję, że odbędzie się w tym roku, ale do tej pory jeszcze nie mamy terminu.

      • Dlatego dziękuję za odpowiedzi na moje dwa pytania i na tę, których nie zadałam.
        Pozdrawiam całą rodzinę 🙂

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Publikując komentarz, jednocześnie wyrażam zgodę na przetwarzanie przez Administratora Danych Osobowych bloga www.kochamylaure.pl moich następujących danych: podpis, e-mail, adres IP, w celu i w zakresie do tego niezbędnym. Przetwarzanie danych odbędzie się zgodnie z obowiązującym prawem, a w szczególności z przepisami Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. (zw. RODO) i polityką prywatności znajdującą się pod adresem www.kochamylaure.pl/polityka-prywatnosci/