Załamanie nerwowe
Wreszcie mnie dopadło: załamanie nerwowe. Bowiem zdałam sobie sprawę, że moja dziewczynka być może nigdy nie nauczy się mówić. Po zabiegu tracheotomii Laura stała się bezgłośna, nie słychać jej cudownego głosiku, nie słychać nawet, gdy mocno płacze. Skonsultowałam się z logopedą, który potwierdził, że dziecko podłączone do respiratora przez rurkę tracheotomijną nie może mówić. Dodatkowo pojawił się kolejny problem, tym razem z jedzeniem mleka. Próbowałam karmić Laurkę butelką, ale nie udało się, gdyż córeczka nie potrafiła skoordynować połykania pokarmu z oddychaniem przy pomocy respiratora. Laura podczas jedzenia krztusiła się i miała odruchy wymiotne. Lekarze tłumaczyli mi, że jeśli moje dziecko nie nauczy się jeść, to trzeba będzie „wywiercić” mu dziurę w brzuchu i zainstalować PEG-a (gastrostomia).
Nie potrafię pojąć, dlaczego nas to spotkało? Dlaczego moja córeczka nie może oddychać, nie może mówić i nie może jeść??? Boże, zmiłuj się nad nami…
Zabieg tracheotomii pozwolił na odstawienie mojemu dziecku leków uspokajających, co dla mnie osobiście było jednym z priorytetów. Niestety leki miały działanie silnie uzależniające, dlatego nie można było ich odstawić gwałtownie, tylko poprzez stopniowe zmniejszanie dawki. Tak też się stało – Laurze zmniejszono dawkę leków i kazano mi obserwować jej zachowanie. Siedziałam przy córeczce, kiedy nagle zaczęło dziać się z nią coś złego… Początkowo Laura zrobiła się bardzo niespokojna, płakała, nerwowo poruszała głową i kończynami. Nagle zaczęła dygotać na całym ciele jak w gorączce – drgawki nasilały się z każdą minutą. Dziecko dostało szczękościsku, a z kącików ust zaczęła się toczyć piana. Oczy Laury gdzieś zniknęły – widoczne były jedynie białka oczu. Zrozpaczona zawołałam pielęgniarza błagając go o pomoc, a ten z kolei zawołał dyżurującego lekarza. Pani doktor, która przyszła na wezwanie, ze stoickim spokojem oświadczyła mi, że moje dziecko ma „zespół odstawienny” i że to normalna reakcja organizmu na uzależnienie od narkotyków. Lekarka ponownie zaaplikowała Laurze środki odurzające i poinformowała mnie, że wychodzenie dziecka z uzależnienia będzie procesem długotrwałym…Byłam załamana jak jeszcze nigdy dotąd i wściekła, cholernie wściekła na to, że nic nie mogę zrobić, by odmienić los mojego dziecka. Zaprzyjaźniona pielęgniarka szepnęła mi do ucha, że i tak mam szczęście, bo niektóre dzieci po długotrwałym pobycie w szpitalu były tak uzależnione od narkotyku, że musiały zostać wypisane do domu na morfinie… Nie wiem, czy to prawda i chyba nie chcę wiedzieć…
Emilio!!!!!!!! Jesteś z tytanu, bo człowiek z żelaza chyba dawno załamałby się!!!!!!! Masz tyle w sobie siły???? To niesamowita opowieść Twojego życia, niestety prawdziwa. Uwierz czytającemu również brak słów!!!!