Tracheotomia…
Wykonano Laurze kolejne badania, które jak zwykle niczego nie wykazały. Dotarło do mnie, że moje dziecko może być jednym z nielicznych przypadków w historii tego szpitala, kiedy to nie uda się postawić diagnozy. Ponieważ nie było wiadomo, na co choruje moja córeczka, nie można było dłużej narażać jej na inwazyjną metodę intubowania przez nos i krtań. Zabieg wykonania tracheotomii został więc przesądzony. Zrobiło mi się niedobrze na samą myśl, że moje dziecko ma mieć wyciętą dziurę w szyi i że przez tą dziurę ma być podłączone do aparatury. Ale nie ma wyjścia – z drżeniem ręki podpisałam zgodę na zabieg.