Wiosenne przebudzenie

Autor: Emilia, mama Laury Data: marzec 14, 2014 Kategoria: Historia Laury | komentarzy 27

Uwielbiam ten moment, kiedy po długiej zimie cały otaczający mnie świat budzi się do życia. Ja też się wtedy budzę, niczym z letargu, leniwie wystawiam twarz do słońca i czekam, aż jego ciepło doda mi tej specyficznej wewnętrznej energii, która zdarza się chyba tylko wiosną. To właśnie wtedy najmocniej czuję w sobie chęć do zmian, do tworzenia nowych rzeczy, to wówczas ponownie się zakochuję (na szczęście cały czas w tym samym mężczyźnie). Nieoczekiwanie robię sobie też rachunek sumienia i dochodzę do wniosku, że nadszedł czas, by swoje życie odrobinę przewartościować, od nowa ustalić priorytety i zastanowić się nad tym, co jest w nim naprawdę ważne. Wiosna, z tą swoją życiodajną siłą, słonecznym blaskiem i zielonymi pąkami na drzewach, staje się więc momentem całkiem sporych zmian. Myślę, że na lepsze.

Przez ostatnie dwa lata zdecydowanie za dużo pracowałam, ale wcale nie mam o to do siebie pretensji – jest to uzasadnione, bo przecież wiadomo, że rozwijając biznes na początku trzeba z siebie dać najwięcej. W tym czasie mimo, że byłam w domu całą dobę, to tak naprawdę nie było mnie wcale – ciągle zajęta, zapracowana, wisząca na telefonie, znerwicowana, często nieobecna, z trudem godząca opiekę nad niepełnosprawnym dzieckiem z aktywnością zawodową… Dzięki temu sklep internetowy MamaPlus.pl w błyskawicznym tempie stał się rozpoznawalny w branży i zyskał klientów, ale tak to już w życiu jest, że zawsze coś odbywa się kosztem czegoś innego – kosztem miłości, czasu poświęconego rodzinie, wzajemnych relacji, a także kosztem samej siebie… Nawet nie wiem, kiedy stałam się taką totalną pracoholiczką, niewolnikiem swojej firmy, zapatrzoną we własną wizję bizneswoman, której naiwnie wydawało się, że bez przeszkód można mieć w życiu wszystko na raz – i dziecko, i oddanego partnera, i ambitną pracę, a nawet dla urozmaicenia pisarskie hobby.

Cóż, prawda jest taka, że sama na siebie zastawiłam wnyki i wpadłam w nie niemal łamiąc sobie gnaty – znalazłam się w pułapce tych wszystkich nierealnych oczekiwań, tak często kierowanych do współczesnej kobiety. Że ma być ona jednocześnie idealną matką, efektywnym pracownikiem, a także czułą i zadbaną partnerką. Że w firmie ma odnosić same sukcesy, w domu zawsze mieć ugotowane i posprzątane, a sama przy tym wszystkim porażać „naturalnym” pięknem niczym gwiazda filmowa, która dopiero co wyszła z rąk fryzjerów, wizażystów, oświetleniowców i speców od photoshopa.

Ale tak się niestety nie da, nie ma na to najmniejszych szans i chyba też nie ma potrzeby dłużej samej siebie  w tym względzie oszukiwać. Jeśli jestem superwoman w biznesie, to zazwyczaj cierpi na tym rodzina, zaś gdy poświęcam większość czasu najbliższym, to na bank ucierpi na tym praca. Walczyć z tym nie ma sensu, a jedyne, co można zrobić, to zdać sobie z tego sprawę i zastanowić się, co jest ważniejsze…

Tak naprawdę trzeba było kilku poważnych rozmów, emocjonalnych wymian zdań, utraty paru kilogramów wagi oraz istotnych problemów z własnym zdrowiem, abym wreszcie zrozumiała, że przesadziłam. Zapędziłam się przez moją pracę w kozi róg, tracąc z pola widzenia tych, których kocham, własne zdrowie i inne sprawy, które bezspornie powinny być dla mnie na pierwszym miejscu.

Ale czuję, że z początkiem wiosny się przebudziłam, tak, jak i cała przyroda budzi się do życia. Stanowczo postanowiłam coś w tym wszystkim zmienić, przypominając sobie przy okazji, jak prawie cztery lata temu urodziła się moja ciężko chora córeczka. Wówczas cały znany mi świat legł w gruzach, pogrążyłam się w ogromnym strachu i chaosie, ale mimo to, wtedy nie miałam żadnych wątpliwości, co jest dla mnie najcenniejsze. Teraz, gdy po latach już się wydobyłam z tej strasznej otchłani, a moje życie jako tako wróciło do normy, nie powinnam przecież o tym zapominać – bo zawsze, bez względu na okoliczności, najważniejsi są ludzie, a zwłaszcza ci, których najmocniej kochamy…

I tak oto tej wiosny narodziło się silne postanowienie, że moja praca schodzi na drugi plan, a na pierwszym znów pojawia się rodzina – to znaczy wraca ona, na jakiś czas strącona z piedestału, na swoje dawne i zasłużone miejsce. Sklep internetowy nadal będzie się intensywnie rozwijał, wzbogacał swoją ofertę, wciąż będzie ulepszany – ale teraz już w zdecydowanie mniej agresywnym tempie, bardziej spokojnie i z rozwagą. Jeśli na przykład przyjedzie do sklepu nowa dostawa, a ja nie będę miała czasu jej przyjąć, to zamiast siedzieć po nocach, po prostu odstawię ją na kilka dni do magazynu, aby nieco „dojrzała”. A gdy nieposkładane pranie w naszej sypialni urośnie do niebotycznych rozmiarów, to zamiast z nim walczyć, po prostu upcham je nogą, aby zmniejszyło swą objętość i wcisnę w jakiś kąt. Cóż, może nie są to rozwiązania godne szanującej się pani domu i ambitnej bizneswoman, ale jest to chyba jedyne rozsądne wyjście, żeby nie stracić z oczu tych najważniejszych rzeczy. Przy tym całym nawale codziennych obowiązków, planów, setek spraw do załatwienia, chciałabym, aby w ciągu doby starczyło mi jeszcze czasu beztrosko pobawić się z córką, przytulić do kochanego mężczyzny, pooddychać świeżym powietrzem i leniwie wystawić twarz do słońca…

Dzień za dniem mija… Szaro-bura zima, nieprzychylna dla Laury, zagrażająca jej zdrowiu (ze względu na tracheotomię), z przeszywającym chłodem i brutalnymi, wiejącymi od morza wiatrami – chyba wreszcie na dobre sobie poszła. Prawie całą przesiedziałyśmy w domu, ale gdy tylko ciepłe promienie słoneczne wpadły przez nasze okna, Laura i ja ruszyłyśmy na poszukiwanie wiosny. Zdjęłyśmy ciepłe swetry, założyłyśmy sukienki, zabrałyśmy Kubę i Badyla*, a następnie wszyscy razem poszliśmy cieszyć się tą wyjątkową porą roku. I sobą poszliśmy się cieszyć – żeby nam się znów przypomniało, co tak naprawdę się dla nas liczy i ile wszyscy dla siebie znaczymy…

*Badyl (kij, patyk, gałąź) – nieodzowny towarzysz każdego spaceru Laury. Tych dwojga łączy niezwykle silna więź emocjonalna, niewytłumaczalna przy pomocy logicznych argumentów. Spacerowanie bez Badyla jest praktycznie niemożliwe – brak Badyla, jego zagubienie lub odebranie go dziecku przez matkę, natychmiast zatrzymuje pochód i powoduje u Laury potrzebę szukania kolejnego Badyla…

SAMSUNG

SAMSUNG

13

12

08

Więcej wiosennych (i nie tylko) zdjęć znajdziesz w tym miejscu

komentarzy 27

  1. co to jest z tymi badylami… moja córka to samo ma :D. badyle magazynujemy przed wejściem na klatkę schodową 😀

    btw – niezłe nogi 😀

  2. Fajnie, jakbyś mogła pozwolić sobie na zatrudnienie pracownika 🙂 byłoby więcej czasu dla rodziny 🙂

  3. Droga Emilko <3 Jestem stara baba ( 50 ) , a jak przeczytalam co napisalas to tak mi sie zrobilo wiosennie , ze nawet ja – starucha – mam nowe plany , bo wiosna idzie 🙂 Zdrowka Wam zycze , szczescia i zrozumienia – w tym pokreconym coraz bardziej swiecie <3

  4. Super, że poruszyłaś ten temat:)
    Mam bardzo podobny problem:( Niestety często się kończy tym, że ja np składam pranie czy poprawiam projekt a Młoda się bawi sama:( I chociaż Młoda jest zdrowa i wielu rzeczy nie muszę robić, od jej urodzenia jakoś się pogubiłam w tym dążeniu do perfekcjonizmu we wszystkich rolach.
    Jak sie przeczyta taki tekst to człowiek zaczyna myśleć. I dobrze!
    Bardzo Ci dziękuję za przypomnienie co w życiu jest ważne!!!

    P.S Laurka jak zawsze śliczna:)) A Ty masz po prostu boooosssskie nogi!!!!ehhh

  5. o matko, Emilio…. jakie ty masz noooogi ! do nieba 🙂
    zdrowia wam zycze !

  6. Emilio jesteś moją idolką 🙂 pod każdym względem.

    dla ciebie:
    „Czy zastanawialiście się, w jaki sposób są wybierane matki upośledzonych dzieci?” – pyta Erma Bombeck w krótkim opowiadaniu pt. „Specjalna matka”. Autorka wyobraża sobie bowiem unoszącego się nad ziemią Boga, który każe Aniołowi czynić notatki w Wielkiej Księdze. „W końcu Bóg każe zapisać Aniołowi jej imię i uśmiecha się – daj jej dziecko niepełnosprawne. Anioł jest ciekawy: – Dlaczego jej Boże? Ona jest taka szczęśliwa… – Dobrze – uśmiecha się Bóg – czy mógłbym dać dziecko kalekie matce, która nie zna uśmiechu? To by było okrutne. – Ale czy ona ma cierpliwość? – pyta Anioł. – Nie chcę, by miała za dużo cierpliwości, bo utopi się z ubolewania i rozpaczy. Jak minie szok i uraza do mnie, ona sobie poradzi – odpowiada Bóg.

    – Ale Boże, ja nawet nie wiem, czy ona w Ciebie wierzy? Bóg się uśmiecha: – Nie ma znaczenia, ta jest idealna, ma dosyć samolubności. Anioł wzdycha: – samolubność, czy to coś dobrego? Bóg kiwa głową: – Jeżeli ona nie będzie mogła oddzielić siebie choć czasami od chorego dziecka, to nie przeżyje. Tak, ona jest kobietą, którą błogosławię dzieckiem mniej niż idealnym… To jest kobieta, która teraz nie zdaje sobie jeszcze sprawy, że kiedyś będą jej tego zazdrościć. Ona nigdy nie będzie pewna żadnego słowa. Nigdy nie będzie ufała żadnemu swemu krokowi. Ale kiedy jej dziecko powie po raz pierwszy „mamo”, uświadomi sobie cud którego doświadczyła (…).

    – A święty patron?- zapytał Anioł, trzymając zawieszone w powietrzu gotowe do pisania pióro. – Bóg uśmiechnął się i odpowiedział: – Aniele, wystarczy jej lustro…”

    • Nie mieszajcie w to Boga! jeżeli jest i jest wszechmocny to wolałabym, zeby nie dopuścił do tego by rodziły sie chore dzieci.

  7. O to bardziej mnie zastanawia, ze chcesz do tych obowiązków dołączyć domowe nauczanie Laury.

    Pozdrawiam! Lola

    • Nie chcę, tylko zastanawiam się nad sposobem połączenia edukacji Laury z zapewnieniem jej bezpieczeństwa zdrowotnego. Ale ostatecznej decyzji jeszcze nie podjęłam – mamy na to jeszcze trochę czasu.

      • Emilio spokojnie sobie poradzisz… Przychodzi te magiczne niestety 6 a nie 7 lat gdy dziecku odbloluwuje sie umysl i zaczyna lapac czytanie pisanie liczenie w lot…spedzasz z Mloda caly dzien …. Kilka godzin zamienicie na nauke jestem przekomana ze wyvzarujesz jej najpiekniejsza i najmadrzejsza szkole… Nie jest to trudne a bedac zaopatrzona w przewodniki metodyczne o lyod poproszisz nauczyciela bedziesz uczyc Laurke bez dluzeszego przygotowania!!! DACIE RADE BEZ MRUGNIECIA OKIEM

  8. Jesteście śliczne dziewczyny:)
    Emilko, masz rację przystopuj.
    Zadbaj również o siebie.

  9. i bardzo dobrze! Prawda jest taka, że bardzo łatwo jest się zagubić w tej perfekcyjności. Sama miałam mamę, która nie kupiła nam orzechów czy ciastek, bo nabrudzimy. Zdarzało mi się, że musiałam poczekać na klatce, aż podłoga wyschnie a mama przychodząc z pracy od razu robiła porządki i często z nerwów zdarzało się, że na nas krzyczała, że przychodzi o 20 a musi sprzątać. Choć kocham moich rodziców, to swoje dziecko wychowuje inaczej, inaczej też prowadzę dom. Jak nie mam sił, to sprzątanie odpuszczam, czasem garnki czekają na zmywanie do dnia następnego. Córka bawi się plasteliną, farbami a ja nie stresuje się, że wypalcuje mi stół czy ścianę.

  10. …nooo muszę to powiedzieć…..masz fantastyczne nogi 🙂

  11. To naprawde dobrze, ze sie „przebudzilas” Emilio. Zgadza sie, rodzina jest najwazniejsza. Przygladajac sie Twoim dzialaniom musze powiedziec, ze z jednej strony podziwialam Cie za skutecznosc, pracowitosc i energicznosc, ale z drugiej strony czulam zawsze ogromna ulge ze ja nie musze tyle pracowac. Ty nie mialas wyjscia, ale tym bardziej dobrze, ze teraz, gdy sie ustabilizowalo, potrafilas postawic granice.

    Edyta

  12. Fajne przemyślenia.
    Ważne że są,że dostrzegasz różne aspekty życia.
    Wiosna jest cudowna-ta pierwsza i niepowtarzalna zieleń(ale na nią pewnie troszeczkę poczekamy-chociaż może nie tak długo?)
    Może na spacerach przydałoby się być na jakąś rzeczką,
    strumyczkiem tak aby Laurka mogła zagrać w Misie – patysie;)
    Fotki piękne.
    Pozdrawiam:)

  13. Podobne przemyślenia mamy widzę. Praca w domu ma ten minus, że ciężko z niej wyjść. Zawsze z tyłu głowy nawet podczas zabaw z córką czy kanapowania z mężem mam gdzieś „a może zdążę jeszcze to i tamto”. Same sobie jesteśmy srogimi szefami. A teraz idę sobie zanim mnie szlag z zazdrości trafi od patrzenia na Twoją figurę 🙂

  14. Ojej zeby ten wpis znow nie byl wsadzeniem kija w mrowisko. Laura bez capecki !!!!W Polasce przyjete jest ubieranie dzieci jakby mieszkaly na Syberi.Rajstopy czapki swetry chusty grube kurtki a obok mamuska wyzwolona z tych wszystkich akcesoriow. Ale dba o potomka i wlozy na niego cala mase garderoby.Widzi sie to nawet latem.O taka prababciowa moda ze dzieciak zmarznie w 30 stopniowym upale przykryty grubym kocem.To sie widzi na ulicach w parkach i wszedzie.Super ze Pani podaza z Laura w niedopitej kurtce.dziecko sie zahartuje i nie zakicha sie na smirc przy byle wiosennym deszczyku

    • Na pierwszym zdjęciu Laura nie ma czapki, gdyż na dworze było naprawdę ciepło. Na kolejnych ma – gdyby nie to, że Laura była po ciężkiej chorobie, to z pewnością i tego dnia poszłaby na spacer bez czapki. Ale jednak wolałam nie ryzykować, zwłaszcza, że wiatr był wówczas dosyć chłodny i porywisty.

  15. Piękne dziewczyny!!!!!!

  16. Nie wiem co jest z tym badylem! Mam 37 lat i mam dosłownie tak samo, szuranie przed, za pomiędzy osobami z którymi spaceruję….. badyl musi być i koniec kropka:)
    serdeczności dla Waszej Trójki

    • Młodszy syn też zawsze chodził z badylem. Jak już sam wracał ze szkoły, to żartowaliśmy, że nanosi nam opału na zimę- bo pod drzwiami codziennie kolejny, mniejszy lub większy patyk zostawiał…Teraz jeździ rowerem, to nie ma jak patyków znosić.

  17. Wiosna- wiosną, poważne tematy – poważnymi tematami, ale – CO ZA NOGI……………….!

  18. Wiosenne laski 🙂 Ślicznie 🙂

  19. Ten BADYLEK to może namiastka „kabelka”który kiedyś towarzyszył jej stale ?

    PS niedawno trafiłam na tego Bloga. Zabrałaś mi kobieto tydzień z życia bo nie mogłam się oderwać i ogarnąć. Tyle chciałabym napisać. Ale przecież ludzie już napisali wszystko niczego nowego nie dodam, a Ty czas lepiej poświęć rodzinie. Więc w skrócie : podziwiam, chylę czoła. Pozdrawiam, życzę zdrowia i sił.

    • Dziękuję… 🙂

  20. W pełni ciebie rozumiem i popieram twoje postanowienia. Jak się urodziły moje dzieci chciałam być doskonała ale z czasem dzieci zaczęły potrzebować więcej mamy. Ty samym wiele rzeczy robię jak idą spać albo nic nie robię i ignoruję (robota nie zając nie ucieknie poczeka) wolę poświęcić czas dzieciakom. Też pracuję zawodowo ale na szczęście mam prace w której szefostwo dostosowało się do mnie. Za długo czekałam na moją Tosię i Wojtusia żebym teraz traciła czas na rzeczy mało ważne. Ważne dla mnie to czas spędzony z mężem, córką i synkiem 🙂

    • Ja tez wychodzę z założenia, że to dom jest dla mnie a nie ja dla domu i naprawdę świat się ze zawali jak będę miała nieposprztątane 🙂 jest tyle, rzeczy którę zapełniają mi głowę, że naczynia w zlewie to ostatnia rzecz jaką mam ochotę się przejmować….

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Publikując komentarz, jednocześnie wyrażam zgodę na przetwarzanie przez Administratora Danych Osobowych bloga www.kochamylaure.pl moich następujących danych: podpis, e-mail, adres IP, w celu i w zakresie do tego niezbędnym. Przetwarzanie danych odbędzie się zgodnie z obowiązującym prawem, a w szczególności z przepisami Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. (zw. RODO) i polityką prywatności znajdującą się pod adresem www.kochamylaure.pl/polityka-prywatnosci/