Plany, plany, plany…

Autor: Emilia, mama Laury Data: wrzesień 30, 2015 Kategoria: Historia Laury | komentarzy 51

Lato praktycznie stało się już wspomnieniem i to generalnie całkiem miłym. Nie licząc czerwca, gdy przeżyliśmy bardzo trudne chwile po pobycie w poznańskim szpitalu, a także lipca, kiedy to przez kilka tygodni próbowaliśmy się po tych przejściach otrząsnąć… Na szczęście sierpień był już cudowny od samego początku aż po ostatni dzień, co pozwoliło nam wszystkim naładować akumulatory i zapomnieć o wcześniejszych przykrościach. Zaliczyliśmy nie tylko rejs po Żuławach czy zwiedzanie osady w Biskupinie, ale także wyjazd do Wrocławia na upragnione spotkanie z rodziną (kolejny brat postanowił się ożenić, a to przecież okazja nie byle jaka!). Jednak najważniejszym dla nas wspomnieniem tegorocznego lata pozostanie fakt, że plan dekaniulacji Laury został zaakceptowany nie tylko przez nas, ale także przez naszych zaufanych lekarzy. I że cała procedura najprawdopodobniej nie odbędzie się w żadnym Poznaniu czy innym odległym mieście, ale blisko naszego domu, w Gdańsku!

Ostatnie dni sierpnia spędziliśmy właśnie w gdańskim szpitalu, gdzie Laura przeszła szereg specjalistycznych badań – to pierwszy niezbędny krok do realizacji marzenia o usunięciu rurki tracheostomijnej. Zbadali ją anestezjolog, pulmonolog, kardiolog i laryngolog, aby sprawdzić, czy na tym etapie nie ma przeciwwskazań do likwidacji rurki. I żadnych nie znaleziono, a oprócz tego wyniki tychże badań wykazały, że Laura jest okazem zdrowia – co w naszej ondynowo-hirschsprungowej sytuacji może się wydawać dosyć zabawne…

Gdańscy lekarze poświęcili nam wyjątkowo dużo czasu na szczerą i drobiazgową rozmowę na temat przyszłości naszego dziecka. Poruszyliśmy wiele kwestii związanych z dekaniulacją, każdą szczegółowo analizując. Rozmawialiśmy nie tylko o tym, jak bardzo polepszy się jakość życia Laury i jak mocno, z naszego rodzicielskiego punktu widzenia, dekaniulacja jest jej potrzebna. Ale rozmawialiśmy także o wszelkich zagrożeniach z tym związanych, możliwych powikłaniach i mogących wystąpić w przyszłości komplikacjach. Omówiliśmy mnóstwo spraw i rozwialiśmy wiele wątpliwości po to, aby na koniec dojść do wspólnego wniosku, że w tym całym procesie bezpieczeństwo Laury jest absolutnie najważniejsze. Jestem lekarzom niezmiernie wdzięczna – nigdy, w żadnym innym szpitalu, nie poświęcono nam tak dużo czasu i tak uważnie nas nie wysłuchano. Po tej rozmowie jestem jeszcze bardziej przekonana, że usunięcie rurki tracheostomijnej powinno się odbyć właśnie w Trójmieście z pomocą lekarzy, którzy być może nie posiadają w tej kwestii dużego doświadczenia, ale z pewnością wykazują chęć jego zdobycia. A w stosunku do Laury, którą znają od dnia narodzin, prezentują bardzo indywidualne podejście. Czujemy się w ich gronie po prostu bezpiecznie i komfortowo, właśnie dlatego dążymy do zlikwidowania tracheostomii w Gdańsku. Mam nadzieję, że to się wreszcie uda.

Po rozmowie z lekarzami okazało się, że nasze domowe eksperymenty z wyjmowaniem rurki, zaklejaniem otworu tracheo i podłączaniem masek, w przypadku Laury okazały się pomysłem jak najbardziej trafionym! Dostaliśmy pozwolenie wykonywania ich nadal, według ścisłych wskazówek lekarzy. Podjęliśmy też wspólnie decyzję, że nie przeprowadzimy dekaniulacji Laury w tym roku, ale ze względów jej bezpieczeństwa rozłożymy cały proces na kilka lub nawet kilkanaście miesięcy – w zależności od tego, jak córka będzie znosić czekające ją zmiany. Dla dziecka, które całe życie wentylowane jest przy pomocy rurki tracheo, przejście na metodę wentylacji nieinwazyjnej jest procesem naprawdę trudnym – początkowo nieprzyjemnym i powodującym spory dyskomfort. Chcemy uchronić Laurę przed powikłaniami zarówno fizycznymi, jak i traumami psychicznymi, dlatego zadecydowaliśmy, że wydłużymy cały proces, by mogła się ona do niego w miarę możliwości bezstresowo przystosować. Przez najbliższe miesiące będziemy wykonywać liczne ćwiczenia oddechowe, wyciągając rurkę, podłączając Laurę do nowego respiratora i wentylując ją przy pomocy masek, a parametry tej wentylacji będziemy stopniowo zwiększać aż do uzyskania optymalnych wyników. Ostateczne, usunięcie rurki tracheostomijnej najprawdopodobniej odbędzie się w okolicach lata przyszłego roku.

Przed nami trudne wyzwanie i wiele miesięcy ćwiczeń, ale raczej nie będę już o tym pisać na tym blogu. Nie chcę już zdawać szczegółowych relacji z przebiegu naszych domowych eksperymentów, a Was poinformuję o wynikach dopiero wówczas, jak będziemy na finiszu. Robię to dlatego, że każdy tego typu wpis generuje lawinę pytań i to zazwyczaj od ludzi, którzy niespecjalnie orientują się w temacie. Moje próby rzeczowego odpowiadania na pytania i tak niczego nie rozwiązują, bo dla wielu osób, niezwiązanych z tematem dekaniulacji, odpowiedzi wciąż pozostają niezrozumiałe. Ludzie często mylą pojęcia, nie pojmują zagadnień medycznych, zadają po kilka razy te same pytania – co w przypadku laików, jest oczywiście zrozumiałe. Niestety, zdarza się też wynikająca z niewiedzy krytyka i nieuzasadnione poradnictwo – chociaż w wielu przypadkach ludzie nie rozumieją, co krytykują i na temat czego próbują doradzać. Proces dekaniulacji małego dziecka jest na tyle skomplikowany, indywidualny i nieprzewidywalny, że nie da się go wszystkim na raz wyjaśnić kilkoma tekstami na blogu. No a wyjaśnianie zagadnień medycznych każdemu z osobna naprawdę przekracza moje możliwości. Dlatego proszę Was w tej kwestii o zrozumienie i obiecuję, że jak już nasze eksperymenty zaczną się przeradzać w konkretny sukces, to na pewno Was o tym poinformuję! Teraz zaś potrzebujemy przede wszystkim spokoju ducha, aby móc bez stresów, bez negatywnych opinii i bez zbędnych pytań skupić się na tym, co najważniejsze. Spokoju potrzebują też współpracujący z nami lekarze – rezygnując ze szczegółowego opisywania na blogu naszej domowej walki o likwidację tracheostomii, również im chcemy ten komfort zapewnić.

Na koniec chciałabym się jeszcze odnieść do licznych pytań, które otrzymuję na temat rozrusznika przepony. Po tym, jak chorujący na klątwę Ondyny Leoś, młodszy kolega Laury, przeszedł operację wszczepienia rozrusznika, regularnie otrzymuję pytania, dlaczego nie wszczepimy takiego samego rozrusznika naszej córce. Postaram się teraz wszystko ostatecznie wyjaśnić.

Przede wszystkim Leoś to nie Laura, a rodzice Leosia to nie rodzice Laury. Chcę przez to powiedzieć, że nie ma na świecie dwóch takich samych dzieci, takich samych rodzin ani dwóch identycznych przypadków choroby, więc porównywanie naszych pociech nie jest do końca zasadne. Każde dziecko jest indywidualnością, zaś u różnych pacjentów choroba przebiega inaczej – właśnie dlatego każde dziecko z CCHS wymaga niezwykle indywidualnego podejścia. Rodzice Leosia znają go najlepiej na świecie i decydując się na wszczepienie synowi rozrusznika przepony z pewnością podjęli najlepszą z możliwych i najbezpieczniejszą dla niego decyzję. Ale jeśli chodzi o Laurę, to właśnie my znamy ją najlepiej i to my sami musimy podjąć odpowiedzialną decyzję na temat metod jej leczenia. Rozważając milion różnych aspektów, Kuba i ja jednogłośnie doszliśmy do wniosku, że na tym etapie życia Laury, wszczepienie jej rozrusznika nie jest najlepszym rozwiązaniem. Zapewne chcecie znać konkretne powody, prawda?

Przede wszystkim, oprócz CCHS, Laura ma jeszcze ciężką postać choroby Hirschsprunga, a za sobą naprawdę trudną przeszłość i niestety niejednokrotne igranie ze śmiercią. Córka w swoim krótkim życiu przetrwała (jakimś cudem) długotrwałą hospitalizację oraz liczne powikłania z nią związane. Przeszła kilka bardzo poważnych operacji, jest dzieckiem po amputacji jelita i po rekonstrukcji przewodu pokarmowego, poddawanym wielokrotnie pełnej narkozie, po kilkudziesięciu (!!!) szpitalnych antybiotykoterapiach, po kilku ciężkich sepsach (którymi zaraziła się w szpitalu), po niewyjaśnionych spadkach cukru we krwi (które o mało nie doprowadziły do największej tragedii), z długotrwałymi zaburzeniami wchłaniania pokarmów, ze zbyt niską masą ciała, z poważniejszymi zaburzeniami oddychania (mocniejszymi, niż u innych znanych nam dzieci z CCHS) oraz z wieloma pomniejszymi problemami, z którymi na co dzień musimy się zmagać. Biorąc pod uwagę skomplikowaną przeszłość Laury, a także jej obecny stan zdrowia, każda kolejna operacja (w tym wszczepienie rozrusznika) jest dla jej wyeksploatowanego i poturbowanego organizmu zbyt dużym ryzykiem. Po tych wszystkich przejściach, poddanie Laury kolejnemu zabiegowi operacyjnemu może wywołać komplikacje, których jako rodzice oczywiście nie chcemy. Zbyt dużo mamy do stracenia, by ryzykować – absolutnie nie teraz, nie na tym etapie życia Laury.

Nasze wątpliwości budzi również fakt, że rozrusznik przepony chociaż u wielu chorych na CCHS doskonale się sprawdził, to niestety nie u wszystkich. Są pacjenci, którzy mimo wszczepienia rozrusznika nie są wystarczająco dobrze wentylowani, więc i tak muszą się wspomagać starą metodą wentylacji – czy to przy pomocy rurki tracheostomijnej, czy też maski. Biorąc pod uwagę to, że u Laury od początku występowały o wiele większe zaburzenia wentylacji, niż u innych znanych nam dzieci z tą samą chorobą, boimy się, że w jej przypadku mógłby ziścić się niestety ten gorszy scenariusz.

Wszczepienie rozrusznika, nawet, gdybyśmy się na niego zdecydowali, i tak nie uwolni nas szybko od rurki tracheostomijnej, a także nie uwolni od procesu przejścia na wentylację maskami. Oddech Laury nie mógłby być zabezpieczony tylko i wyłącznie rozrusznikiem, ponieważ gdyby okazał się on niewystarczający lub wadliwy, musimy mieć natychmiast dostępną i sprawdzoną drugą metodę wentylacji. Tak, czy siak, Laura musi nauczyć się wentylacji przy pomocy masek – z rozrusznikiem, czy też bez niego, jest to nieuniknione, skoro poważnie myślimy o likwidacji rurki tracheostomijnej.

Jeśli chodzi o minusy wszczepienia rozrusznika, to nie bez znaczenia jest też jego cena. Trzeba na ten cel wyłożyć jakieś pół miliona złotych z własnej kieszeni, których oczywiście nie mamy w naszej rodzinnej śwince skarbonce. Należy nie tylko pokryć koszty operacji, ale również kupić zapasowy sprzęt (na wypadek zepsucia się pierwszego) oraz wymienne akcesoria potrzebne przez cały okres późniejszej wentylacji rozrusznikiem. Trzeba również pokryć koszty swojego pobytu w innym kraju oraz koszty sprowadzenia do Polski lekarza, który tu na miejscu przeszkoli naszą kadrę medyczną z zasad postępowania z pacjentem. Aby zdobyć na to wszystko pieniądze, konieczne byłoby ponowne wyjście ze swoim życiem, ze swoim dzieckiem i z najbardziej intymnymi sprawami do mediów, aby nagłośnić zbiórkę. Trzeba by błagać rzesze obcych ludzi o pieniądze – a uwierzcie mi, że nie jest to ani proste, ani przyjemne…

Problemem jest dla nas również to, że operację wszczepienia dzieciom rozrusznika przepony przeprowadza się wyłącznie za granicą, natomiast w Polsce nie ma przeszkolonych w tym zakresie specjalistów. Jesteśmy daleko, nie tylko od Szwecji, gdzie lekarze się w takich operacjach specjalizują, ale nawet daleko od Warszawy, gdzie jest chyba największe nagromadzenie szpitali. Perspektywa sprowadzenia do Trójmiasta lekarza ze Szwecji, który przeszkoliłby naszych znajomych doktorów, nie do końca nas przekonuje. Chyba nie czulibyśmy się bezpiecznie z myślą, że w razie problemów z działaniem rozrusznika, jesteśmy zdani na opiekę niedoświadczonych w tym zakresie lekarzy z naszego rejonu.

Wymieniając minusy wszczepienia rozrusznika, na koniec podam jeszcze jeden powód, chyba również ważny – otóż nie jesteśmy pewni, czy Laura w ogóle by sobie tego życzyła. Ciało naszej córeczki, po licznych zabiegach operacyjnych ratujących w przeszłości jej życie, jest już okaleczone kilkoma znacznymi bliznami. Blizny widoczne są na brzuchu, na torsie, a w najbliższym czasie powstanie jeszcze jedna po likwidacji tracheostomii. Jeśli zdecydujemy się na wszczepienie rozrusznika, to zafundujemy córeczce kolejne blizny na klatce piersiowej oraz w tylnej części szyi. Mamy wątpliwości, czy Laura faktycznie by tego chciała i boimy się, że w przyszłości mogłaby mieć do nas żal o niepotrzebne okaleczenie jej ciała. Wiadomo, że ludzie miewają kompleksy, a dziewczynki znacznie częściej niż chłopcy. Nie jest też tajemnicą, że problemy z akceptacją własnego ciała często pojawiają się w okresie dorastania. Postaramy się tak wychować córkę, aby była ponad to i aby nie przejmowała się takimi bzdurami, jak blizny. Jednak czy nam się to uda, tego nie wiemy, dlatego wolimy poczekać. Jeśli za jakiś czas, gdy Laura będzie już mogła świadomie podejmować decyzje na temat własnego życia, powie nam, że potrzebuje rozrusznika – wówczas oczywiście zrobimy wszystko, aby go jej wszczepić. Póki co, zostajemy przy próbie przejścia na maski i planach likwidacji tracheostomii. Co się odwlecze, to nie uciecze…

W najbliższych miesiącach czeka nas sporo wyzwań, w tym jedno naprawdę ogromne na przełomie roku, o czym napiszę już innym razem. Trzymajcie więc kciuki, żeby udało nam się to, do czego dążymy – my wierzymy, że przy odrobinie samozaparcia, wszystkie marzenia są do spełnienia. A Wy?

Buszująca w zbożu - 1

Buszująca w zbożu - 2

Buszująca w zbożu - 3

Buszująca w zbożu - 4

Na polu kukurydzy

komentarzy 51

  1. Życzę dużo zdrowia dla Laury!

  2. Zdjęcie Laury buszującej w zbożu-bezcenne:) Pozdrawiam!

  3. A jest szansa na jakiś Laurkowy filmik? Kiedyś pojawiały się również filmiki, teraz tylko zdjęcia. Czy to z braku czasu? 🙂

    • Głównie z braku czasu, ponieważ tworzenie filmów jest bardzo czasochłonne. Ale również dlatego, że teraz bardziej chronimy swoją prywatność, nie pokazuję już tak często na blogu pozostałych członków rodziny, więc i okazji do kręcenia filmów jest znacznie mniej. Pozdrawiam.

  4. Gratuluję wyzwania z przełomu roku 🙂 I pozdrawiam z dziś wyjątkowo ciepłego i słonecznego Gdańska 🙂
    Cudnie było widzieć dziś Wasze uśmiechnięte buzie na spacerku 🙂

  5. Patrząc na te zdjęcia to aż ciężko uwierzyć, że to dziecko tyle już w życiu przeszło. Oby teraz już było tylko „z górki”!
    Pozdrawiam 🙂

  6. Emilko jestem z was dumna ciesze sie ze tak odpiwiedzialnie podchodzicie do rozrusznika trzymam kciuki za was mocno jestem z wami id poczatku ? w miedzy czasie doczekalam sie drugiej corci buziaki

    • Gratuluję drugiej córeczki! Wspaniała wiadomość ?

  7. ja również życzę powodzenia Wam wszystkim i czekam na dobre wieści 🙂

  8. Trzymam za was kciuki 🙂

    Pół miliona nie byłoby problemem. Da się np. zebrać 6 milionów w sześć dni (aż miałam łzy w oczach). Tylko właśnie – trzeba wyjść do ludzi, po raz kolejny kamery do mieszkania zaprosić. A to trudne, choć czasami konieczne.
    Rozumiem konieczność odroczenia tej decyzji. Ale jak pojawi się taka potrzeba – pieniądze zbierze się.

  9. Pani Emilio,

    Trzymam za cala Wasza trojke kciuki!
    To jest moj drugi komentarz na Pani blogu. W pierwszym kilka lat temu, kiedy przyszlosc Laurki wydawala sie duzo bardziej nie pewna zapytalam Pania czy warto tak sie starac. Dopiero teraz widze, jak krzywdzace pytanie to bylo. I wyobrazam sobie jak trudne musi byc dla Pani odpowiadanie na komentarze takich ‚nieswiadomych’ osob jak ja kilka lat temu. Moje pytanie wtedy nie bylo efektem nienawiesci, glupoty czy ignorancji, ale po prostu brakiem (na szczescie) tak trudnych zyciowych doswiadczen i zwyklej niewiedzy, nieumiejetnosci pojecia tego przez co Wasza rodzina przechodzila.
    Od tego czasu sledze Wasze losy regularnie i jestem pelna podziwu dla Waszej determinacji, pewnosci ze to co robicie jest najlepsza droga dla Waszej corki. Jest Pani dowodem na to, ze zaparciem, determinacja i ciezka praca mozna dokonac rzeczy niemozliwych i wygrac bitwy ktore dla osoby postronnej wydaja sie byc z gory przegrane.
    Internet jest pelen ludzi, ktorzy wypowiadaja sie na tematy o ktorych nie maja zielonego pojecia. Daje anonimowosc i mam wrazenie ze czesto jest oslona ignorancji. Ale Pani codziennie udowadnia swoimi czynami, tym niedowiarkom i sceptykom jak bardzo sie myla.
    Mam nadzieje, ze Laura kiedys doceni swoja super mame-superwoman!
    Bo tak naprawde to dla niej to wszystko i to ona i to jak sie rozwija jest najlepszym dowodem na to, ze podejmuje Pani sluszne i doglebnie przemyslane decyzje.
    Dlatego kibicuje Wam z calego serca i jestem pewna, ze osiagniecie upragniony sukces.
    Pozdrawiam goraco.
    Kasia

    • Dziękuję Pani Kasiu za te wszystkie pokrzepiające słowa. A także dziękuję za to, że aż tak długo jest Pani z nami. Jestem naprawdę szczęśliwa wiedząc, że są tu ludzie, którzy kibicują Laurze od początku jej drogi. Przesyłam serdeczności!

  10. Emilio, trzymam za Was wszystkich kciuki, żeby dekaniulacja odbyła się jak najmniej stresowo dla Was wszystkich.

    A co do pytań wszelakich, myślałaś o tzw. FAQ? Myślę, że ułatwiłoby to życie zarówno Tobie, jak i czytającym 😉

    Pozdrawiam Was ciepło i życzę końcówki roku tak optymistycznej, jak był sierpień.

  11. Nawet nie próbuje sobie wyobrazić, co przezywacie na codzień, bo przecież oprócz tych cudownych chwil zdarzają się mniej fajne, jeśli to odpowiednie słowo. Mam troje dzieci, syn 21 lat i bliźniaki 16 lat i wiem, co to strach o dziecko, mimo że nie byłam w tak ekstremalnych sytuacjach jak Wy, jeśli chodzi o zdrowie dziecka. Dlatego bardzo mocno jestem z Wami, bardzo bardzo mocno Wam życzę, żeby się udały Wasze plany, przecież musi być jakiś sposób żeby się udało. Musi być jakaś możliwość wynalezienia leku albo sposobu radzenia sobie lepiej niż za pomocą rurki tracheostomijnej. Czasami sobie myślę że naukowcy być może są blisko tego, wystarczy tylko spojrzeć w odpowiednią stronę, żeby osiągnąć cel. Niestety, potem dochodzi do mnie, że właśnie to nie jest łatwe. Mimo wszystko jestem dobrej myśli. Pozdrawiam Całą Trójkę gorąco ?

  12. Oczywiście jestem z Wami całym sercem i mocno kibicuję. Laura zawsze wygrywa. Zdjęcia wspaniałe, u nas już wszystko wykoszone, ani źdźbła, pozdrawiam i proszę wycalować córeczkę.

  13. Kochani z całego serca życzę Wam teraz dużo spokoju i wytrwałości. Trzymam kciuki, aby wszystko pomyślnie się udało 🙂 Laura sliczna!

  14. Emilko, można podziwiać Cie za wiele niezwykłych cech.Dla mnie niezwykła jest Twoja cierpliwość!
    Nawet kiedy już ją tracisz, to po krótkim czasie znów ją odnajdujesz i wyczerpująco opisujesz krok po kroku swoje działania.
    Myślę, że ja już po kilku nieprzychylnych komentarzach po prostu bym się śmiertelnie „obraziła”:)
    A Ty jakoś dajesz radę..
    Prezentujesz bardzo wysoki poziom inteligencji emocjonalnej.
    Tak właśnie myślę!!
    Pozdrawiam serdecznie z pięknego Ustronia 🙂

    • Bardzo dziękuję za piękny wpis i cudowne zdjęcia.Z mojego medycznego punktu widzenia cenię sobie kontakt z rodzicami którzy świadomie biorą kontakt w procesie leczenia dziecka i znając wszystkie za i przeciw mimo strachu świadomie podejmują decyzję.Medycyna to nie fabryka ,nie można przy tej samej chorobie zdjąć z półki jednego pudełeczka leku, czy rozrusznika przepony, czy jednej maski twarzowej,a czasami pacjenci o tym zapominają.Życzę samych dobrych chwil i wytrwałości w medycznych poszukiwaniach.

      A jeśli mogę spytać jak idzie Laurze chodzenie do zerówki?

      • Współpraca między rodzicami i lekarzami to moim zdaniem powinna być postawa leczenia dziecka. W naszym kraju ten temat wciąż kuleje, co pokazały choćby nasze przykre doświadczenia z Poznania. Ale na szczęście zmienia się to na lepsze, co pokazują doświadczenia z Gdańska. Jeśli chodzi o zerówkę Laury, to rozpoczęła ją ona na razie w trybie nauki indywidualnej. Niestety CCHS i wciąż bardzo uciążliwy Hirschsprung uniemożliwia posłanie dziecka do normalnej szkoły. Szacujemy jednak, że w ciągu roku-dwóch lat uda nam się ostatecznie pokonać Hirschsprunga i wówczas będziemy chcieli wysłać córkę do szkoły, do grupy rówieśniczej.

    • Szczerze… ja też ogromnie podziwiam cierpliwość Emilii. Podziwiam, jak inteligentnie i z opanowaniem, czasem jak dzieciom tłumaczy czytelnikom w sumie proste sprawy. Przecież nie trzeba się zgadzać ze wszystkim co pisze Emilia, w końcu każdy człowiek jest inny i ma inne przekonania, ale nie rozumiem po co dowalać matce chorego dziecka. Przecież ona i tak cierpi okrutnie. Co w tych ludziach siedzi?
      P.S. Trzymam mocno kciuki za Laurę, mam nadzieję, że za rok będzie już po wszystkim, na pewno będzie po wszystkim. Pozdrawiam

  15. wierze ze takie przejście Laury na normalne oddychanie ustami to nie lada wyzwanie ale ona sobie poradzi i to lepiej niż wszyscy przewidują, zreszta tak jak zawsze. Silna z niej dziewczynka.

    • Laura już potrafi oddychać ustami. Teraz musi nauczyć się nowej metody wentylacji przy pomocy masek. To trudne, ale jestem pewna, że da radę ?

  16. Życzę powodzenia i mocno trzymamy kciuki by „pożegnanie z rura” obyło się bezboleśnie.

  17. Ja też wolę Twoje tonacje Emilio 🙂 Przemawiają do mnie o wiele bardziej – nie umniejsza to talentowi P. Grzegorza, ale same ciemne barwy wzbudzają we mnie smutek.Pozwolę sobie pozostać fanką kolorowej Laurki 😉
    A co do Waszej przyszłosci i marzeń- jak matka matce życzę żeby Ci się udało i żeby Laura mimo chorób wyrosła na piękną, samodzielną kobietę 🙂
    I żeby jej i Wam wszystkim było w zyciu dobrze i radosnie 🙂
    Wszystkiego dobrego i mnóstwa okazji do robiebnia pięknych fotek 🙂

  18. Jesteście bardzo mądrym i rozwaznymi rodzicami. Trzymam za was kciuki.

  19. Dawno nie komentowałam. Bardzo dobra decyzja o tym nie zdawaniu relacji z ćwiczeń i walki. Ważne, żeby się udało i sam efekt końcowy. Poza tym uważam, że masz anielską cierpliwość odpowiadając na te wszystkie pytania po tysiąc razy. Jak to mówią tłumaczysz „jak chłop krowie na rowie” a z tego nic nie wynika. Rodzi tysiące nowych pytań,a Ty tracisz nieporzebnie nerwy i czas. Rób swoje i nikomu się z niczego nie tłumacz. Życzę Wam wytrwałości i powodzenia :). Pozdrawiam serdecznie 🙂

  20. Pani Emilio,
    Podziwiam Państwa za każdym razem jak czytam kolejne wpisy dotyczące chorób Laury. Wciąż musi Pani podejmować decyzje, które są bardzo trudne, ważne, de facto decydujące o życiu Laury. I za każdym razem to trafne decyzje. Ja mam wrażenie, że większość ludzi (włącznie ze mną) chyba nie wytrzymała tego napięcia. A u Państwa – zero błędów i jeszcze uśmiechy na twarzy! Życzę dalszej wytrwałości i zdrowia – dla Laury przede wszystkim, ale i dla Państwa.

  21. Witajcie
    Nigdy nie wątpiłam w to, że matka świadoma i kochająca wie co dla jej dziecka jest potrzebne 🙂
    Ty, Emilio robisz to najlepiej, najbezpieczniej, dając do tego miłość, cierpliwość i szczęście i zdrowie dla Laurki 🙂
    Wiem, ( a czytam wasz blog od 4 lat) że wszystko będzie dobrze.
    Trzymajcie się dziewczyny i chłopaku 🙂
    Życzę dużo zdrówka dla was wszystkich i żadnych troli 🙂

  22. Pani Emilio, ja tez wierze, ze Wam sie spelnia; Bo komu, jak nie Wam? Trzymam mocno kciuki!

  23. Same dobre i mądre decyzje. Podziwiam też tak precyzyjne i cierpliwe tłumaczenie tych decyzji – odpowiedziałaś na wszystkie pytania, zanim zostały zadane… Powodzenia w realizacji planów!!! 🙂

  24. Emilio ,patrzę na te zdjęcia Twojego wykonania i wiesz co Ci powiem ? O wiele bardziej mi się one podobają niż pana Grzegorza, o którym była wzmianka w poprzednim poście. Nie wiem być może powiesz, że się nie znam , spoko jestem tylko amatorką fotografii; ale Twoje zdjęcia urzekają taką normalnością w realnych barwach, natomiast p. Grzegorza większość jest abstrakcyjna, szaro-bura normalnie aż mnie oczy od tej ciemności bolały jak przejrzałam kilka postów 😛 Zdecydowanie wolę Twój styl fotografowania, ale to tylko moja opinia 😉 Pozdrawiam serdecznie 😉

    • Z pewnością zdjęcia Grzegorza nie są gorsze – moim zdaniem one są zdecydowanie lepsze. Zdjęcia Grzesia są po prostu inne od moich – ma on specyficzny styl fotografowania w ciemnej tonacji, który charakteryzuje większość jego fotografii. Ocena pracy twórczej przez obserwatorów to zawsze jest ocena bardzo subiektywna – dlatego Tobie akurat bardziej podobają się moje zdjęcia, ale komuś innemu mogą się zdecydowanie bardziej podobać zdjęcia Grzegorza. Wszystko jest kwestią gustu i własnych predyspozycji. Generalnie zdjęcia Grzegorza są o wiele lepsze od moich pod względem technicznym, pod względem dynamiki pokazywanych emocji oraz pod względem treści i końcowej obróbki. Jeśli zaś chodzi o styl, to każdy ma inny, bo jest to kwestia bardzo indywidualnego gustu – a o gustach przecież się nie dyskutuje 🙂 Poza tym my ze sobą nie rywalizujemy w sprawie fotografii, tylko się wzajemnie wspieramy – a dokładniej to Grzegorz wspiera mnie, bo jak na razie to ja nieustannie uczę się od niego. Zdjęcia w zbożu, które wykonałam Laurze, przed publikacją wysłałam do Grzegorza i poprosiłam o ich ocenę. To właśnie on pierwszy mi powiedział, że są dobre 🙂 Pozdrawiam.

      • O, ja tez wlasnie zwrocilam uwage na to, ze zdjecia p. Grzegorza sa zwykle ciemne, wrecz troche grozne…i zaczealam sie zastanawiac, czy to zamierzony styl czy tez „skutek uboczny”, przejaw nastroju…troche mnie to zaciekawilo. Moze p. Grzegorz zechcialby odpowiedziec, jesli moje pytanie nie jest nietaktem..?

        • Z tego co wiem, ciemna tonacja zdjęć to jest właśnie zamierzony efekt Grzegorza – forma jego wyrazu artystycznego, sposób wyrażania emocji, bardzo dla niego charakterystyczny. Każdy fotograf dąży do tego, aby mieć swój unikalny, niepowtarzalny styl – moim zdaniem Grzegorz go ma.

          No ale jeśli pan fotograf zauważy ten komentarz, to na pewno wyjaśni to zdecydowanie lepiej ode mnie. Chociaż uważam, że bardziej odpowiednim miejscem zadawania Grzegorzowi pytań jest jego prywatny blog, nie zaś blog Laury 🙂 Pozdrawiam

    • Zdjecia Pana Grzegorza sa prawdziwe, czesto smutne,wprowadzajace w stan zadumy….Z kolei ze zdjec p.Emilii bije radosc zycia i chce sie je ogladac po kilka razy.Uwielbiam i jedne i drugie.

  25. Nie ma chyba nic innego rownie niezawodnego jak matczyna intuicja, to apropos wyboru takiej czy innej metody leczenia, czy ogolnie kazdej kwestii zwiazanej z dzieckim 🙂 mysle, ze wszystko Wam sie uda

  26. Trzymam mocno kciuki, żeby wszystko się udało. A wiem, że tak będzie, musi być.

  27. Powodzenia!!!!!!
    Zdjęcia w zbożu – rewelacja 😀 Buziaki dla dzielnej i pięknej Laurki! 🙂

  28. Radzić, a być na miejscu tego, któremu się radzi……dwie różne bajki. Rozumiem każdy aspekt, także ten o okaleczaniu ciała. Okres dorastania bywa burzliwy, a dziewczyny potrafią połykać larwy tasiemca, by być szczupłe, więc wygląd dla dziewczyn, kobiet to często podstawa dobrej samooceny.
    Życzę Wam jak najmniej wybojów na tej niełatwej drodze, Laurze jak najmniej problemów (najlepiej wcale) i wiary w dobre rozwiązanie.
    Czekam na jakieś nowe przepisy :), bo we wpis „udało się, już bez rurki” nie wątpię, życzę zatem spokoju ducha i cierpliwych czytelników :).
    Pozdrawiam

  29. Trzymam kciuki i życzę powodzenia. Całym serduchem jesteśmy z Wami!<3 Kasia i Emilcia

  30. Oczywiście że wierzę w spełniające się marzenia!!
    Jestem Twoją wierną czytelniczką od dawna i dwa lata temu dopisałam do swojego nicka
    ” mama Feliksa” a cztery miesiące temu dopisałam Kalinkę 😀 ! Więc? Marzenia się spełniają!!
    A i jeszcze śmiem twierdzić że Wasze również!! Nie zawsze szybko za to zawsze okupione ciężką pracą ale jednak!
    Życzę Wam wszystkiego dobrego i wierzę że pokonacie powolutku swoje problemy 🙂

  31. Trzymamy za Was kciuki i mocno wierzymy w Wasz sukces! Ciepłe uściski dla Laurki ????

  32. Wydaje mi się, że podjęliście świetną decyzję z wyborem ośrodka i lekarzy do przeprowadzenia całego „procesu”. Jak piszesz, niby lekarze mniej doświadczeni, ale pełni zapału i ZAANGAŻOWANI! A to, bardzo ważne.
    Ja też kiedyś wolałam być (w ogromnym uproszczeniu) „wyjątkowym przypadkiem” dla mniej doświadczonego w danej materii lekarza, niż „kolejnym rutynowym pacjentem” dla „super profesora” i dobrze na tym wyszłam 🙂
    Z całych sił trzymam kciuki 🙂 A tak na marginesie- przecudne zdjęcia w zbożu!

    • Dziękujemy pięknie! 🙂

  33. Kto by mógł sobie poradzić jak nie Wy?;)Trzymam za Was kciuki. Czytam bloga od momentu kiedy urodziła sie moja córka (czyli juz dwa lata). Laurka jest naprawdę piękna dziewczynka, a na zdjęciach wogole nie widać tego co przeżyła. Zawsze uśmiechnięta i ma taki błysk w oczach 🙂

  34. Uwielbiam te twoje wpisy! Mam nadzieję, że wszystko się ułoży tak jak sobie tego wymarzyliście!My z Łukaszem i Alexikem mocno wam kibicujemy.Mam nadzieję, że uda nam się w końcu zobaczyć kochani.Serdecznie pozdrawiamy

    • Na pewno wreszcie uda nam się spotkać! I dziękujemy Wam za wsparcie 🙂

  35. Ja też wierzę że spełnią się Wasze marzenia 😀 i mocno trzymam kciuki za to 😀

  36. Wyjątkowo mądry wpis. Aczkolwiek nie chce powiedzieć ze inne były głupie:)

  37. Bardzo mocno trzymam za Was kciuki :)!

    • Dziękujemy! <3

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Publikując komentarz, jednocześnie wyrażam zgodę na przetwarzanie przez Administratora Danych Osobowych bloga www.kochamylaure.pl moich następujących danych: podpis, e-mail, adres IP, w celu i w zakresie do tego niezbędnym. Przetwarzanie danych odbędzie się zgodnie z obowiązującym prawem, a w szczególności z przepisami Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. (zw. RODO) i polityką prywatności znajdującą się pod adresem www.kochamylaure.pl/polityka-prywatnosci/