Smutna Marzanna

Autor: Emilia, mama Laury Data: marzec 22, 2015 Kategoria: Historia Laury | komentarzy 30

Ten dzień zapowiadał się wyjątkowo pod każdym względem. Na niebie spodziewaliśmy się zaćmienia słońca, w czasoprzestrzeni równonocy, zaś w przedszkolu spektakularnego spalenia Marzanny. Z punktu widzenia Laury dwa pierwsze zjawiska nie miały najmniejszego znaczenia, natomiast spalenie na stosie własnoręcznie wykonanej kukły – o, to już było coś, czym warto się ekscytować!

W przedszkolu zamieszanie trwało już od samego rana, gdyż dzieci wraz z opiekunkami przygotowywały się do przywitania wiosny. Wykonywano wiosenne plakaty, papierowe kwiaty no i oczywiście Marzanny, które w ramach dbałości o czystość lokalnych rzek, zamiast utopione, miały zostać rytualnie spalone.

Laura przebierała nogami ze zniecierpliwienia – tak bardzo pociągało ją wyobrażenie znikającej w płomieniach prasłowiańskiej bogini. Dzieci ustawiły się w pary, a następnie wraz z nauczycielami pomaszerowały w stronę dużego placu, gdzie pan woźny już rozpalał ognisko. Kilka grup małolatów ze szkoły i przedszkola, przebranych w kolorowe nakrycia głowy, powodowało tam niezwykły harmider i atmosferę czegoś naprawdę fascynującego. Córeczka była bardzo podekscytowana i przyspieszonym krokiem pomaszerowała w stronę ogniska, aby na własne oczy zobaczyć, czym charakteryzuje się palenie na stosie.

Nagle, akurat w tym momencie, dała o sobie znać choroba Hirschsprunga… Laura stanęła jak wryta, skrzyżowała nogi i powiedziała, że natychmiast musi iść do toalety – zresztą, już trzeci raz w ciągu ostatnich czterdziestu minut. Wzięłam ją na ręce i zawróciłam w stronę budynku szkoły, szukając najbliższej łazienki. Przy okazji rozpływałam się w zachwytach nad tym, jaką to córka jest już dużą i mądrą dziewczynką, skoro sygnalizuje potrzeby fizjologiczne (przy ciężkiej postaci choroby Hirschsprunga jest to osiągniecie na miarę zdobycia Mount Everestu).

Trochę to trwało, jakieś piętnaście minut, no a potem pośpiesznie wróciłyśmy do gromady dzieci zebranej na placu. Ale ku rozpaczy Laury, było zdecydowanie zbyt późno. Zrobione z bibuły kolorowe Marzanny zdążył już całkowicie strawić ogień, tak, że został z nich jedynie popiół. Nikt na nas nie poczekał, ponieważ w tłumie i w zamieszaniu, jakie tam panowało, nawet nie zauważono naszego zniknięcia.

Następnie maluchy ustawiły się w pary, aby pójść na wiosenny spacer i kontynuować rytuał pożegnania zimy. Ale córka, przesiąknięta poczuciem niesprawiedliwości, nie chciała już im towarzyszyć. Rozgoryczona, ze łzami w oczach oświadczyła, że już nie chce być w przedszkolu i że chciałaby wrócić do domu…

Wróciłyśmy, pełne żalu oraz niespełnionych oczekiwań. Na pocieszenie zostało nam już tylko zrobienie z bibuły własnej kukły oraz spalenie jej w przydomowym ogródku. I chociaż dzięki temu zabiegowi humor Laury radykalnie się poprawił, to sama Marzanna najwyraźniej okazała się nieskuteczna, gdyż już następnego dnia spadł u nas śnieg…

To sytuacja jedna z wielu. Tak naprawdę bardzo często się zdarza, że z powodu choroby Laurę omija jakieś fajne wydarzenie, że coś traci, że nie może zrobić tego, co inne dzieci. A ona odczuwa coraz większą irytację, buntuje się i pyta „Kiedy wreszcie minie mi na choroba?”.

Ja zaś, najczęściej z kluchą w gardle odpowiadam „Na wszystko przyjdzie czas córeczko. Jesteś jak wyjątkowo piękne drzewo – ono, zanim stanie się duże i silne, również potrzebuje czasu”.

Wspinaczka

Stare drzewo

komentarzy 30

  1. A ja uważam, że przedszkole zawiodło i to nie pierwszy raz… owszem jest rozgardiasz przy takich przedszkolnych imprezach, ale…. wystarczyło aby Panie wychowawczynie, bo napewno było ich więcej, zapytały i troszeczkę się zainteresowały czy wszystkie maluchy są… i nie wierzę, że nie zauważyły Emilki oddalającej się z Laurą w ramionach…. na jedną grupę maluchów przypadają przecież dwie opiekunki i jedna pomoc opiekunki. Już raz panie w przedszkolu nie wiedziały na dzień przed Mikołajem jak będą zapakowane paczki, co przysporzyło Emilce zbytecznych złośliwych komentarzy…. Laura jest pełnoprawnym przedszkolakiem czyli trzeba było na nią poczekać czy chociażby zainteresować się gdzie jest i jak długo potrwa jej nieobecność… takie jest moje zdanie, dziecku można było zaoszczędzić rozczarowania i rozgoryczenia …. buziaki dla was

  2. Wow, to juz wszystko? Trafilam na blog w ostatnia niedziele, przez kilka dni przeczytalam od deski do deski prawie 5 lat Pani zapiskow. Trudno sie oderwac, pozdrawiam i zycze wszystkiego najlepszego!

    • W takim razie zapraszam dziś wieczorem – będzie nowy wpis 🙂

  3. Rytualny mord Marzanny to piękna tradycja, która przypomina o bardzo starych czasach pozbawionych współczesnych problemów i dodających trochę magii do życia.

  4. Bardzo szkoda, ze tak wyszlo… 🙁 Ale jesli Laurka wyrosnie na tak silna kobiete jaka jest jej Mama ( a jestem pewna, ze tak bedzie ) , to jestem spokojna 😉 Zdjecia jak zwykle wspaniale 🙂 Mam pytanie : zdjecie Laurki zrobila Pani , ale czy tego drzewa tez ??? Bo to zdjecie jest wprost niesamowite !!! Pozdrawiam serdecznie cala Rodzine <3

    • Tak, zdjęcie drzewa to też jest moja własna praca – klikając na fotografię, można ją zobaczyć w powiększeniu. Od jakiegoś czasu publikuje na blogu tylko samodzielnie wykonane zdjęcia. Pozdrawiam serdecznie!

      • Ma Pani ogromy talent Pani Emilko !!! Jestem pod wrazeniem !!! Nie chodzi mi tylko o Pani umiejetnosci jako fotograf , ktore sa bardzo , bardzo imponujace , lecz o dostrzezenie takiego drzewa… W taki wlasnie sposob… I wspaniale skomponowanie z tekstem… Brak slow 🙂

        • Bardzo dziękuję za miłe słowa!

  5. Kiedyś będzie z niej silna babeczka, ba, już jest silna młoda dama! Ale w przyszłości nie raz nas zadziwi!

  6. Bardzo mi szkoda Laury, wyobrażam sobie co malutka musiała poczuć widząc już tylko resztki spalonej Marzanny.
    Dla niej jako dziecka nie ma żadnego pocieszenia ale dla Ciebie Emilio jako mamy znajduję kilka plusów tej sytuacji.
    Laura miała być roślinką a ona chce kontaktu z rówieśnikami, rozumie co sie dzieje i odczuwa prawidłowe emocje.
    Hiszprung wydawał się nie do ogarnięcia a Laura nie dośc że ma już całkiem fajne menu to jeszcze potrafi sygnalizować swoje potrzeby.
    Medycznie same plusy.
    Ale nie zmienia to faktu że życzę z całego serca aby Laura już wkrótce nie musiała przeżywać takich smutków.
    Głowa do góry dziewczyny i pomimo że Marzanna nie chce całkowicie odejść to na pewno wiatr szybko rozwieje jej popioły i nadejdzie prawdziwa wiosna 🙂

  7. A mnie się wydaje, że to w gruncie rzeczy normalna, życiowa sytuacja – każde dziecko od czasu do czasu nie może zrobić czegoś, o czym marzy. Jedni nie mogą mieć w domu upragnionego kota czy psa z powodu uczulenia na sierść. Innym alergia nie pozwala jeść tego czy tamtego. Innych dużo fajnych wydarzeń omija z racji częstych infekcji. A jeszcze inni nie mogą dostać wymarzonej zabawki, bo jest za droga. Każdy ma jakieś ograniczenia i myślę, że takie przeżycia w dzieciństwie są ważne, przyzwyczajają człowieka do tego, że w dorosłym wieku też nie może wszystkiego zrobić, co by chciał, a już na pewno nie zawsze od razu. I Ty, Emilio, nie masz powodów do smutku, na pewno starasz się spełnić jak najwięcej marzeń Laury, a takie sytuacje są wpisane w zycie dziecka… a później dorosłego 🙂
    Mnie na przykład nie było dane pojechać na zieloną szkołę, bo miałam ogromne problemy z moczeniem się w nocy… musiałam to przeżyć. Widywałam się z kolegą, który z powodów finansowych też nie pojechał, i wiesz co? Było ekstra. 😀

    • Masz dużo racji że niczyje życie nie jest tylko różowe.
      Jednak w sytuacji Laury tego ” różu” było wyjątkowo mało.
      Chyba moge powiedzieć że pierwsze lata jej życia były naznaczone bólem, operacjami , cierpieniem i samymi ograniczeniami.
      Ta mała dziewczynka dopiero zaczyna rozkwitać i wyjątkowo smutna jest ta sytuacja z Marzanną.
      Laura nie chodzi do przedszkola codziennie, nie ma jeszcze okazji przeżywać z rówieśnikami wszystkich małych i większych świąt/ wydarzeń więc pojedyncze okazje są wyjątkowo ważne.

  8. Z pewnością niełatwe jest to, że Laura coraz więcej rozumie, jest coraz bardziej samodzielna w pojmowaniu świata dookoła i coraz częściej zauważa, że coś się nie zgadza. Inni mogą, ona nie. O ile w przypadku jedzenia, chyba nie odbiera tego jako katastrofy, tak w przypadku zabaw jest trudniej. Laura jest dziewczynką niezwykłą, Wy jesteście niezwykli, wierzę, że dzięki uporowi i wielkiej pracy dokonacie rzeczy niezwykłych i pokonacie ograniczenia. Bardzo mocno trzymam za to kciuki. Niech poziom rozczarowań będzie na poziomie przeciętnego człowieka (bo te spotykają każdego z nas i są normalną częścią naszego życia). Uściski!

  9. Ale przecież to jest piękne! Czy rok albo dwa temu pomyślałabyś, że Laura będzie martwić się, że ominęło ją palenie Marzanny w przedszkolu?
    Nie znaczy to, że dla niej nie było to poważne i smutne, bo to naturalne że dzieci w tym wieku bardzo się przejmują takimi rzeczami. Ale sam fakt, że mimo choroby, jednej i drugiej udaje się Wam żyć coraz normalniej i Laura może mieć takie „zwyczajne” dziecięce problemy, to jest po prostu super 🙂

    • 🙂

  10. Mam kiepskie porównanie, dość niemiarodajne, ale podobna sytuacja…mam bardzo uczuloną, alergiczną Córeczkę, która również zaczyna uczestniczyć jako 3 latek w kontaktach, zajęciach z rówieśnikami. I często, a raczej notorycznie zdarza się, że nie może zjeść tego co inne dzieci. Pojawia się coraz bardziej jej pytanie: ” Mamusiu dlaczego?” A mi matce serce rwie się jak widzę te smutne oczka i kurcze nie znam odpowiedzi….
    Mam jedynie nadzieję i tak się staram, aby próbować jej wyjaśnić to na miarę jej rozumowych możliwości…ale ciężko. Więc łączę się w bólu i wierze, że my- Matki będziemy umiały nasze dzieci emocjonalnie przygotować na trudy życia 🙂

    • Olu – witam w smutnym klubie mam małych alergików. Moje maluchy są bardzo świadome swojej alergii i wykluczonych składników, ale i tak zawsze przeżywają (a ja po cichu z nimi) gdy zbieg okoliczności sprawi że nie dostaną nic kiedy inne dzieci mają smakołyki… W naszym przedszkolu i tak nie jest źle, ale czasem i tak zdarzy się niedopatrzenie, a kto wie na jak długo dziecku to zapadnie w pamięć.

  11. Życie szykuje nam różne „niespodzianki” i nagłą zmianę planów, czasem trudno się z tym pogodzić. Oby jak najmniej takich sytuacji Was spotykało.

  12. Nie ochronimy naszych dzieci przed bólem i smutkiem, choć bardzo byśmy chcieli jako rodzice. Nie jest to związane tylko z dziećmi i ich dysfunkcjami ale taki przecież jest los wszystkich nas-rodziców. Każdego z nas coś omija, takie jest życie, myślę sobie że nie warto wzmacniać w dziecku poczucia krzywdy na temat choroby.
    Podzielę się pewną historią, mam Przyjaciółkę, bardzo zdolną kobietę w tej chwili na końcowym etapie robienia doktoratu z bardzo trudnej dziedziny. Nic szczególnego można by było powiedzieć, ale jest to osoba z dysfunkcją ruchową, po mózgowym porażeniu dziecięcym, dość mocno porażona 4 kończynowo. Chodzi choć ze wspomaganiem, ma rodzinę, robiła w życiu takie rzeczy, że wielu zdrowych by nie śniło i…ciągle zatrzymywała i zatrzymuje ją własna matka. Z troski, miłości i takich tam. Póki Przyjaciółka była dziewczynką Matka ćwiczyła jej siłę w każdy możliwy sposób, wychowała cudowną silną osobę a teraz gdy już to dorosła kobieta, napotyka ciągle cudze strachy, to bliscy ludzie nie wierzą, że sobie poradzi. I ostatnio spytała mnie, czy coś z nią nie tak? Kobieta po 30 rż. zaczęła wierzyć, że są rzeczy nie do osiągnięcia przez nią. Chociaż wiedziała przez całe życie, że nigdy nie wyzdrowieje jakoś to nie przeszkadzało jej próbować…
    Wiem, że nie jest łatwo pogodzić się z cierpieniem dziecka, ale może to dobrze, że Laurka ma możliwość doświadczać każdych emocji.
    Dużo słonka życzę!

  13. Pani Emilio, córeczka chodzi do przedszkola w miejscowości w której mieszkacie?
    Ja również tam mieszkam i nawet kiedyś widziałam Was w przedszkolu, gdy odwoziłam synka do przedszkola.Córcia jest prześliczna:-) współczuję choroby i jednocześnie cieszę się, że mimo trudności, bólu i zmartwień tworzycie wspaniałą i kochającą się rodzinę.Pozdrawiam i dużo zdrówka życzę:))

    • Do przedszkola chodzimy tylko raz w tygodniu, ponieważ choroba Hirschsprunga (częste wizyty w toalecie) oraz klątwa Ondyny (notoryczne zaburzenia oddychania) zbyt mocno utrudniają funkcjonowanie w grupie rówieśniczej. Mam jednak nadzieję, że z czasem będzie lepiej i że Laura za jakiś czas będzie mogła przebywać z dziećmi znacznie częściej. Pozdrawiam serdecznie!

  14. to rzeczywiście wydaje się smutne ale i ma drugą stronę.To własnie ludzie naznaczeni cierpieniem, którzy często muszą rezygnować z rzeczy dla innych oczywistych potrafią doceniać każdą chwilę życia.A co więcej są silni i zachodzą bardzo daleko.Bo to właśnie takie doświadczenia budują skorupę , która jest potem nie do przebicia.To co innych zniszczy, ich nawet nie zachwieje.Nie martw się ,że Laura będzie się czuła inna czy odtrącona.Ona sobie świetnie poradzi. Będzie bardzo silnym , niezależnym człowiekiem.

  15. Bardzo smutne… Bądź dzielna Droga Mamo i Ty, Kochana Laurko! Jestem z Wami w myślach, od kiedy Was poznałam…

    • Dziękujemy Moniko!

  16. Popłakałam się.
    Biedna Laurka… tak bardzo bym chciała, by mogła uczestniczyć we wszystkich tych atrakcjach. Korzystać i chłonąć emocje.
    Oby tak w końcu było.

    • Najtrudniejsze jest to, że ona jest coraz bardziej świadoma wszystkiego, co się wokół niej dzieje. Kiedyś było łatwiej, bo była bardziej podatna na sugestie. Teraz już zaczyna czuć i myśleć samodzielnie, a to sprawia, że coraz częściej poznaje smak smutku i rozczarowania. Zrobiła się z niej rozumna dziewczynka, a to ma zarówno swoje plusy, jak i minusy.

      • Wiesz co? Ja bym pewnie w podobnej sytuacji (bo takie akcje zdarzają się wszystkim dzieciom) krzyknęła do którejś z pań, że biegniemy do toalety i prosimy o poczekanie… Szczerze to dziwię się, dlaczego tego nie zrobiłaś, bo dla mnie byłoby to naturalne i oczywiste 🙂

        • Myślę, że nie byłoby to dla Ciebie aż tak oczywiste, gdybyś znajdowała się w takim hałasie, w takiej odległości od Pań i w takiej pilnej potrzebie znalezienia toalety, w jakiej byłyśmy Laura i ja. Wszelkie porady mile widziane, ale raczej nie od osób, których w danym miejscu i w danym czasie nie było 😉

          • Pani Emilio, a czy daloby sie miec w pogotowiu kamerke (telefon z kamerka) I dac zaprzyjaznionej przedszkolance, by nagrala wazne wydarzenie, aby Laurka mogla je chociaz zobaczyc odtworzone? Ja wiem, ze nie zawsze jest mozliwa taka szybka reakcja kiedy inne potrzeby nagla, ale moze czasem to by wypalilo a przy okazji zmniejszylo rozczarowanie coreczki? Co Pani mysli?

          • To chyba nie to samo. Ale w niektórych sytuacjach może być pomocne 🙂

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Publikując komentarz, jednocześnie wyrażam zgodę na przetwarzanie przez Administratora Danych Osobowych bloga www.kochamylaure.pl moich następujących danych: podpis, e-mail, adres IP, w celu i w zakresie do tego niezbędnym. Przetwarzanie danych odbędzie się zgodnie z obowiązującym prawem, a w szczególności z przepisami Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. (zw. RODO) i polityką prywatności znajdującą się pod adresem www.kochamylaure.pl/polityka-prywatnosci/