Pozwól dziecku być dzieckiem

Autor: Emilia, mama Laury Data: wrzesień 5, 2014 Kategoria: Historia Laury | komentarze 144

Za nic w świecie nie potrafię ich ujarzmić. Mimo iż bardzo się staram, nie jestem w stanie ogarnąć ich na dłużej, niż godzinę. Włosy Laury, bo o nich mowa, są niczym autonomiczny niepokorny byt, który nie uznaje żadnych stanowionych przez nas reguł. Są długie i kręcone, a każdy włos ma własny pogląd na życie i każdy rośnie w zupełnie innym kierunku. Codziennie wyczyniam więc cuda, aby zebrać je do kupy i przekształcić w jakąś sensowną fryzurę. O pozostawieniu Laury w rozpuszczonych mowy nie ma, gdyż falujące włosiska okręcają się wówczas wokół rurki tracheotomijnej… Dlatego każdego dnia skrupulatnie wykonuję córce koczki, kuce i warkocze, specjalnie dla niej przeszłam nawet internetowy „kurs” na YouTube z procedury robienia warkocza dobieranego 🙂 .

Wszystko to jednak na nic, gdyż już po godzinie niepokorne loki wydostają się z uścisku, pełzną w kierunku przeciwnym do grawitacji, następnie stają na sztorc, a po dwóch godzinach to już fryzura Laury wygląda mniej więcej tak, jakby w nią piorun trzasnął. Choćbym nie wiem, jak się starała, w połowie dnia córka przypomina jakieś zaniedbane dziecko z ulicy, którego od tygodnia nie miał kto uczesać. A najgorzej zawsze wygląda na placu zabaw, gdzie od intensywnego ruchu oraz znajdujących się tam przedmiotów włosy dodatkowo się elektryzują.

Być może to właśnie ta potargana fryzura sprawia wrażenie, że Laura, a jeszcze bardziej jej matka, wymagają natychmiastowej pomocy, dobrej rady i koniecznie edukacji z zakresu opieki nad dzieckiem… Tak właśnie było dziś na placu zabaw, gdy na pomoc mnie, nieporadnej mamuśce i żałośnie uczesanej córce, rzuciły się dwie osoby.

Jako pierwszy ciemnoskóry mężczyzna władający językiem angielskim, o egzotycznej urodzie przypominającej skrzyżowanie Murzyna z Arabem. Skierował krótki komplement w stronę Laury, zapytał czy przypadkiem nie potrzebuję pomocy, po czym zaczął snuć się za nami po całym placu zabaw powtarzając nachalnie jak mantrę „very pretty, very nice, very pretty, very nice”… Nie jestem pewna, czy przystawiał się do dziecka, czy raczej do mnie, w każdym razie jako najskuteczniejszą linię obrony wybrałam udawanie ślepej i głuchej.

Jako druga na pomoc, a raczej w celu udzielenia mi słusznych rad wychowawczych, rzuciła się matka chłopca w wieku lat na oko czterech, który bawił się w pobliżu Laury. Dzieci podekscytowane własnym towarzystwem niemal jednocześnie rozpoczęły wspinaczkę po linach i drabinkach, no bo przecież od tego takie sprzęty są na placu zabaw. Nagle, słyszę za plecami ryk „Nie wolno!!! Nie wchodź tam!!!”.

Dzieciaki jak na komendę zawisły w bezruchu, a w tym czasie troskliwa mama zbliżyła się do chłopca i kategorycznie zabroniła mu wchodzić na liny, argumentując, że przecież może z nich spaść. Następnie nabuzowana emocjami zwróciła się do mnie i poinstruowała mnie tonem guwernantki, że nie powinnam pozwalać córce wchodzić na te liny czy pobliską ściankę wspinaczkową, ponieważ może z nich spaść i się uderzyć! Że to nie jest atrakcja dla tak małych dzieci i że w ogóle jestem nieodpowiedzialna!

Najpierw zwróciłam oczy ku niebiosom, szukając tam jakiegokolwiek wsparcia, ale niestety bezskutecznie. Z pomocą przyszły mi natomiast moce piekielne, dlatego zaczęłam kląć w myślach, jak opętana. Ale potem wzięłam trzy głębokie wdechy na ostudzenie emocji, lekko (choć krzywo) się uśmiechnęłam, a następnie poinformowałam panią, że moja córka niejednokrotnie już wchodziła na te liny i doskonale daje sobie na nich radę, tak samo zresztą, jak rzesze innych wspinających się tutaj czterolatków… Poza tym przecież jestem cały czas obok i nieustannie ją asekuruję.

Pani jednak nie dawała za wygraną i uparcie próbowała mi uświadomić, że jako matka źle postępuję, a moja córka jest zdecydowanie za mała na wspinaczkę. W tym momencie użyłam narzędzia, które zawsze stosuję, gdy chcę spławić osobę pouczającą mnie na temat wychowania własnego dziecka. I ochoczo powiedziałam „Moja córeczka jest niepełnosprawna i musi się wspinać, ponieważ tak zalecił jej lekarz!”.

Po tych słowach Pani wreszcie się odczepiła. Laura w spokoju kontynuowała wspinaczkę po linach, której ostatecznym celem był zjazd z imponującej zjeżdżalni. Na dole zaś siedział zapłakany i sfrustrowany czteroletni chłopiec, który kompletnie nie rozumiał, dlaczego moja córka może korzystać z placu zabaw, a on nie. Sytuacja była naprawdę kuriozalna – niepełnosprawna Laura, z mocno osłabionym napięciem mięśniowym wspinała się po linach bez problemu, zaś jej zdrowy rówieśnik siedział na piasku z kategorycznym zakazem wspinaczki. A nad nim matka tłumacząca mu swoją decyzję z iście porażającą logiką „Dziewczynka może się wspinać, ponieważ jest chora, a ty jesteś zdrowy, to nie musisz”.

Laura oczywiście weszła na szczyt, tak, jak to robi za każdym razem, gdy odwiedzamy ten plac zabaw. Następnie zjechała w dół krętą zjeżdżalnią piszcząc przy tym z zachwytu. Zaś jej poszkodowany rówieśnik, z nosem na kwintę, w końcu poszedł szukać innej, tym razem legalnej zabawy. Usiadł więc bezpiecznie na trawie, a następnie zaczął budować z piasku, ziemi i patyczków jakąś wymyślną budowlę. Nie minęło jednak kilkanaście sekund, gdy usłyszałam za plecami ryk jego matki „Nie wolno!!! Nie baw się ziemią, bo się pobrudzisz!!!”…

No cóż, wygląda na to, że zupełnie niechcący odnalazłam sprawdzony przepis na nieszczęśliwe dzieciństwo:

  • Nie wspinaj się, bo spadniesz.
  • Nie chodź tam, bo się przewrócisz.
  • Nie biegaj, bo się spocisz.
  • Nie dotykaj, bo się pobrudzisz.
  • Nie żyj, bo umrzesz…

A ja z dzisiejszej wizyty na placu zabaw wyniosłam dla siebie dwie ważne nauki:

  • Zawsze udawaj, że nie rozumiesz po angielsku, gdy goni za tobą facet wołający „very pretty, very nice”.
  • Najczęściej, jak możesz, pozwalaj swojemu dziecku być dzieckiem…

Potargana

Fryzura jak Chopin po koncercie

Radość na placu zabaw

Rozmowy w tłoku :)

komentarze 144

  1. Mega komiczna ta sytuacja na placu zabaw, a jednocześnie trochę smutna. Ja także w dzieciństwie słyszałam od nadopiekuńczej mamy takie rzeczy i jako dziecko zazwyczaj stałam na baczność, a wszyscy nie mogli wyjść z podziwu, że taka grzeczna. Jednak teraz sama gdy widzę jak niektóre dzieci się ”bawią”, mam ochotę zrobić podobnie. Wiem, że nie jest to dobre, ale jakoś mi tak zostało 😀

  2. WAŻNA INFORMACJA!

    Kochani Czytelnicy, od jakiegoś czasu złośliwy krasnolud kradnie najnowsze posty z bloga Kochamy Laurę!!! Z tego powodu wielu ludzi wchodząc na naszą stronę nie widzi nowych wpisów na blogu, tylko stare. Być może Wy też jesteście w tym gronie i nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy. Dlatego mam do Was prośbę, która rozwiąże problem znikających postów:

    Co należy zrobić, aby zobaczyć nowe posty?

    1. W przeglądarce, której używacie do przeglądania Internetu należy odświeżyć naszą stronę naciskając jednocześnie „ctrl” oraz „F5” (w komputerach Apple „command” oraz „R”),
    2. Jeśli to nie zadziała, to wyczyścić historię swojej przeglądarki,
    2. Jeśli to nie pomoże, to wyczyścić pamięć cookis.

    Po tym zabiegu już wszystko powinno poprawnie działać już zawsze 🙂

  3. Brawa dla Pani za opanowanie (osobiście nie znoszę takich cioć-dobra-rada) i dla Laury za odwagę! Mój Synek z dużo mniej obniżonym napięciem długo bał się wspinania na zabawki. Nie czuł się pewnie i dopiero w wieku ok. 4,5 roku się rozkręcił. 🙂
    A poza tym chciałam się przywitać, bo Pani bloga czytam niemal od początku i wiernie kibicuję Pani córeczce! Widać ogrom pracy, jaki wkłada Pani w opiekę i stymulację Laury. Wierzę, że doczeka się Pani słów „jestem szczęśliwa, Mamo”, choć mam nadzieję, że mimo wszystko wbrew pierwotnym założeniom, nie będzie to koniec bloga. 🙂
    Przy okazji chciałabym się podpytać jak zagoiły się Laurkowe rany po operacjach. Moja niedawno urodzona córcia będzie miała dwie operację w obrębie głowy i poza oczywistym strachem o ich powodzenie zastanawiam się w jaki sposób można walczyć z bliznami u tak malutkich dzieci (zwłaszcza że będą one w widocznym dla każdego miejscu). :/

    • Witam Cię serdecznie JB 🙂

      Dziękuje, że jesteś, że czytasz i że nas wspierasz 🙂
      Życzę Ci, aby operacja Twojej córeczki przebiegła szybko i sprawnie. A jeśli chodzi o pielęgnację blizn, to chętnie podzielę się z Tobą moim doświadczeniem.

      Jakieś 3 tygodnie po operacji, kiedy blizny się zagoją i nic nie będzie się z nich sączyło, trzeba zacząć je masować i smarować (my stosowaliśmy maść Contractubex lub Cepan, dostępne w każdej aptece). Blizny trzeba smarować kilka razy dziennie (min. 4 razy). Ale najważniejszy jest sposób smarowania. Maści nie można nakładać tak, jak zwykłego kremu, bo wtedy nie działa. Trzeba ją wcierać w bliznę bardzo intensywnie przez kilka minut. Czyli za każdym razem, jak nakładasz maść, to musisz ją poprzez mocny masaż i ucisk wcierać w skórę, bo tylko wtedy wchłonie się do wnętrza blizny. Poza tym sam masaż jest tu kluczowy – masowanie, uciskanie i wcieranie maści rozmiękcza bliznę, sprawia, że jest ona bardziej plastyczna, gładka i nie robią się zrosty.

      My właśnie w ten sposób postępowaliśmy. Wprawdzie blizny na brzuchu Laury są tak rozległe i głębokie, że niestety nie dało się ich zlikwidować. Ale dzięki masażom i wcieraniu blizny pozostały miękkie, jasne i nie zrobiły się niebezpieczne zrosty w jamie brzusznej, chociaż wszyscy nam mówili, że na pewno się zrobią.

      Pozdrawiam serdecznie

  4. zdecydowanie podobają mi się Twoje przemyślenia z tej przygody 😀

    osobiście mam problem z takimi radami, od przewrażliwionych osób lub osób, które po prostu ‚wiedzą wszystko najlepiej’…;) przypuszczam, że należy ich wrzucić do tego samego worka, co osoby, które innym źle życzą i krytykuję, czyli po prostu zignorować to co mówią i życzyć szczęśliwego życia 😉

    uściski dla Was! Jesteście SUPER 🙂

  5. A ja znam osobę, która jako dziecko nigdy nie zrobiła sobie poważnej krzywdy na podwórku, za to w domu złamała bodajże nos i rękę, poślizgnąwszy się na kalendarzu (!), który położyła na ziemi w Sylwestra czy Nowy Rok 🙂

  6. Podczytuję bloga co jakiś czas ale na komentarz zdecydowałam się po raz pierwszy. Ogólnie to szacun za lekkość słowa i stworzenie tak bardzo choremu dziecku tak bardzo wspaniałego dzieciństwa:)
    Pewnie bym dalej nie komentowała ale uchodzę wśród niektórych za dziwną mamę, może nawet budzę kontrowersje swoimi wypowiedziami czasem bo… wyznaję zasadę, że brudne dziecko to szczęśliwe dziecko- moja córka wygląda czasem po długiej zabawie w naszym ogrodzie obłędnie a ubrania często się nie dopierają niestety… ale czymże było by dzieciństwo bez wspinania się na drzewa, kopania kijem w ziemi i wydłubywania dżdżownic(więc dla niektórych blech to jest), robienie błotka z wody i piachu i kamyków (to taka zupa ogórkowa wg. mojej córci- no ma dziewczyna talent kulinarny). Przerażają mnie mamy, które idą z dziećmi na plan zabaw, ubierając je w białe spodenki i co chwilę mówiąc- nie idź, nie wchodź, nie siadaj w piachu, nie zjeżdżaj… to po co z nimi przyszły, lepiej niech na kanapie posadzą w domu przed TV??
    Mój syn to już duży facet ale pamiętam jak dziś pewne zdarzenie z przedszkola, gdy mój rezolutny 4 latek, na lament pani że się pobrudził w czasie zabawy na placu zabaw z pełną powagą oznajmił „to nic, moja mama ma ….(i padła nazwa pewnego znanego proszku do prania, bo wtedy akurat go reklamowano powszechnie)”. Pani szczęka opadła po kostki a mój syn odwrócił się i poszedł kontynuować w piachu dobrudzanie swojej garderoby:) Ale żeby nie było, jak odbierałam syna to przedszkolanka ze zdziwieniem a wręcz wyrzutem powiedziała mi, że dziwnie wychowuję dziecko bo ono tak beztrosko… się brudzi i czy mi nie szkoda jego ubrań? Sytuacja utkwiła mi w pamięci do dziś.

    Pozwólmy dzieciom być dziećmi, owszem pilnujmy ich to nasz obowiązek, ale pozwólmy im się bawić, poznawać granice odwagi, odkrywać nowe umiejętności, nie wmawiajmy im, że nie potrafią, nie umieją, nie dadzą rady a jeśli faktycznie okaże się, że coś im się teraz nie uda- nie mówmy paskudnego „a nie mówiłam” tylko „zobaczysz, jak poćwiczysz to ci się uda, jak nie dziś to jutro, wierzę w Ciebie”.

    a co do włosków- zapisuję się do klubu- moja córa ma długie(prawie do pasa), kręcone, wszechobecne włoski. Ale kocham ten jej bałagan na głowie , bo on oddaje w pełni jej szalony charakter – zupełnie jak to jest w przypadku Laury (moim zdaniem). I Laura i moja córcia w grzecznej,przylizanej fryzurce nie byłby sobą. Ale fakt czeszę córkę ze 3 razy dziennie ja, do tego ze 2 razy pani w przedszkolu 🙂 U nas sprawdza sie spray do rozczesywania.

    Podsumowując długi komentarz- rób dalej to co robisz i jak robisz, bo robisz to dobrze o czym świadczą postępy Lauki, jej sukcesy i przepiękny uśmiech praktycznie na każdym jej zdjęciu (przepraszam za przejście na Ty ale jakoś tak naturalniej to wygląda).
    pozdrawiam

    • Dziękuję Ci Mamapauli :). Obiecuję nadal robić tak, jak robię. Bo inaczej po prostu nie potrafię 🙂

    • Po stylu pisania widać, że Mama Pauli to bardzo inteligentna i dystyngowana w zachowaniu kobieta. Elegancja słowa, mądre przemyślenia. Chyba dawno nie było komentarza na takim poziomie jak powyższy. Gratuluję. Pani dzieci wyrosną na kulturalne, wrażliwe istoty z mocnym poczuciem wartosci. Boję się pomyśleć, ile „szczekaczy” i matołków wychowują kobiety piszące bzdury w niektórych komentarzach.

      • Oj aż mi głupio:) dziękuję
        A co do moich dzieci- jestem z nich już teraz dumna, zwłaszcza z syna- bo zmaga się z poważną, przewlekłą i nieuleczalną chorobą ale korzysta z życia całą piersią, jest pełen pasji, zainteresowań, świetny z niego uczeń -choroba go nie ogranicza choć nie pozwala o sobie zapomnieć (choć dla otoczenia nie widoczne są żadne jej objawy). Ale jest dokładnie jak Pani napisała- zawsze utwierdzam moje dzieci w poczuciu ich wartości, wspieram na każdym kroku ale nie wyręczam, pewnie popełniłam wiele błędów wychowawczych ale kocham te moje dzieciaki ponad życie. A poza tym… jak przypomnę sobie historie opowiadane przez moich braci i moją mamę jakie ja cuda wyprawiałam w dzieciństwie- to one są aniołkami:) Wyczyniałam ponoć różne głupie i niebezpieczne rzeczy ale najpoważniejsze dwa wypadki… miałam w domu i nie były one w ogóle związane z zabawą.

    • „…czy mi nie szkoda jego ubrań?”
      Szkoda byłoby mi nowych dżinsów Lee kupionych za ~300 zł i które jako osoba dorosła mogę nosić kilka lat. A dzieci rosną tak szybko, że kupione jesienią spodnie na wiosnę mogą być już za małe. Nie mówiąc już o butach. Co roku o numer większe trzeba. Spodnie można za duże kupić i podłożyć, butów raczej już nie. Musi być dopasowany do stopy.

      A czy dorośli nie niszczą ubrań? Plama z kawy, wina, herbaty. W kuchni tłuszcz pryśnie. Kawałek mięsa na spódnicę upadnie…

      Odnośnie zakazów. Dziwi mnie zakaz zabaw na trawniku. „Szanuj zieleń”, zakaz gry w piłkę” – widuję. A gdzie te dzieci mają się bawić? U mnie za blokiem dzieci często grywają w piłkę, a i szyby w oknach na parterze całe.
      Dziecko musi mieć możliwość ruchu. Jak się wyszaleje wtedy łatwiej wysiedzieć mu w szkole,

      • Tez nie rozumiem tych zakazów. A do czego służą trawniki? Dzieci nie mogą grac w piłkę (na ulicy mają grac uciekajac przed samochodami?), a dorosli ludzie mogą wyprowadzac psy, które srają gdzie popadnie, a własciciel nawet nie zbierze wielkiej kupy… Całe trawniki zasrane, a gdy grupa 10 latków chce pokopać piłkę to przepędzają je. MASAKRA I ABSURD.

        • Przepraszam za dosadny wpis. Po prostu jestem zbulwersowana tą sytuacją. Trawniki powinny byc wylacznie dla zabawy dzieci, a nie do srania… Ciekawe co wlasciciele psów powiedzieliby, gdybym ja ukucnela przed ich oknem i zrobila conieco… Dzisiaj pod domem w centrum Warszawy wyszlam z samochodu i stawiajac nogę na beton weszłąm w wielką psią kupę. OHYDA. 15 minut szorowalam nogę po trawniku, aby trochę zeszlo. Co to w ogole ma byc? A dzieci przepędzają, wydzierając się na nie z okiem. Zła jestem

          • Ja jak byłam z grupą przedszkolaków w parku w lipcu, to sama wdepnęłam w psią kupę… Na szczęście nie dzieci 🙂 Ale i tak wróciły brudne i szczęśliwe (łącznie ze mną + noga w kupie, umyta na szybko wodą od puszczania baniek). Poznawanie świata przez małego człowieka łączy się z jego dotykaniem, smakowaniem, wąchaniem, oglądaniem i słuchaniem. Uważam, że na tyle ile można, należy dziecku dać dostęp do świata, wyjaśniając przy tym, tłumacząc i odpowiadając na nieskończone pytania. Szczególnie, jeśli przebywa np. na placu zabaw, czyli tam gdzie może dać upust swoim zmysłom i ciału.
            A tak w ogóle, to proszę sobie przypomnieć, jakie place zabaw mieliśmy my, dzieci lat 80- tych. Ślizgawki i huśtawki z metalu, odrapane, często zniszczone. Trawa, piach, a o bezpieczeństwie nie zawsze się myślało. Teraz place są pomysłowe, rozwijające, ogrodzone, zabezpieczone miękkimi płytkami, no i są estetyczne. Jak można nie pozwolić się na nich bawić????

  7. Ja najczęściej słyszę na placu zabaw ‚nie biegaj, bo się przewrócisz”. Głowa mała. Przewróci się, to wstanie i pobiegnie dalej.
    Co do włosów Laury, próbowałaś może stosować olejki/serum na suche włosy przed czesaniem? Świetnie ujarzmiają włosy, powodują, że się nie puszą ale nie wyglądają jak przetłuszczone. Ja mam córę z afro na głowie i tylko coś takiego mnie ratuje.

  8. http://demotywatory.pl/4388937/Walka-z-wlosami

    Emilio , przypadkiem wpadłam na takie obrazki 🙂
    Od razu pomyślałam że to troszkę o Laurce 🙂

    • Dobre 🙂

  9. Emilio wpadłam przypadkiem na takie obrazki 🙂
    Od razu pomyślałam że to trochę o Laurze i jej włoskach 🙂

    http://demotywatory.pl/4388937/Walka-z-wlosami

  10. Mój syn czwartego dnia w przedszkolu upadł na chodniku i złamał nos. Po prostu zszedł ze schodów i przewrócił się. Po 6-ciu miesiącach upadł w domu, podczas normalnej zabawy z tatą i złamał palec. Taka z niego gapa. Jest bardzo ruchliwy, żywy, niepokorny, ale na jego przykładzie widać, że nawet podczas zwykłej spokojnej zabawy czy też niefortunnego upadku może zdarzyć się coś nieprzewidywanego. Nie demonizujmy zatem i nie zabraniajmy dzieciom praktycznie wszystkiego, bo „się przewróci’, „się pobrudzi”, „się spoci”. Pani Emilio „aj low ju” 😉

  11. może jakaś odzywka, z tych bez spłukiwania, one zawsze daja efekt,że włosy bardziej przylegaja:)

  12. Emilio, bardzo cię proszę pisz dalej tak jak piszesz, wyrażaj swoje zdanie, opinie, pisz także o sobie, zachwycaj się sobą i cokolwiek tylko chcesz. Jest mnóstwo osób, które z przyjemnością to czytają, inspiruję się i nie biorą wszystkiego dosłownie, do siebie.

    Ludziska proszę Was wrzućcie na luz i uruchomcie więcej pokładów poczucia humoru, od razu wszystkim będzie lżej i przyjemniej. My jak z synem 4,5 roku wychodzimy na ulicę to się dopiero musimy nasłuchać. Sąsiad: „powoli, bo się zabijesz”, „powoli, bo zęby wybijesz”, „nie rwij tych gałęzi, bo się ukłujesz”. Najlepiej na łańcuchu uwiązać i będzie spokój :-).

    Powtórzę za większością – najważniejszy w tym wszystkim zdrowy rozsądek.

    • Dziękuję Justinas. Ja swojego stylu prowadzenia bloga z pewnością nie zmienię. Siebie też raczej nie zmienię – chyba już za stara jestem na zmianę charakteru :). Cieszę się, że moje pisanie komuś się podoba i komuś pomaga. Zresztą, regularnie otrzymuję maile z podziękowaniami za tego bloga – od osób, którym moje pisanie pomogło w podjęciu jakiejś ważnej decyzji, zmotywowało do czegoś lub ułatwiło przejście przez traumatyczne przeżycia. To jest dla mnie bardzo ważne, niezwykle budujące i żadne krytyczne komentarze tego nie zmienią. Zresztą, jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził. Jak to czasem mówimy w domu coco jambo i do przodu 🙂

  13. Urocza burza włosów na głowie Laury a druga, irytująca, burza w komentarzach hahahaha

  14. Proszę po prostu nadal robić swoje, czyli żyć z pasją, kochać córeczkę i inspirować innych! POZDRAWIAM SERDECZNIE!
    mam nadzieję, że też kiedyś będę tak odważną Matką

  15. Uwielbiam czytać tego bloga, ale od jakiegoś czasu nie śledzę komentarzy.. aż do dziś..co mnie podkusiło? po prostu wstydzę się za innych, ehh czy na prawdę z każdego słowa, zdarzenia, myśli autorka musi wytłumaczyć się przed narodem? Emilio ile Ty cennego czasu musisz poświęcić na to żeby udowodnić, że nie jesteś wielbłądem? czy wchodząc na bloga o tematyce kulinarnej też się tak ludzie awanturujecie? bo autor w przepisie na szarlotkę nie dodaje cynamonu? jego przepis jego sprawa, życie Emilii i jej Rodziny jej sprawa a my czytelnicy śledźmy, wspierajmy, kochajmy. Emilio poproszę Cię o to żebyś jeszcze raz przemyślała czy dodawanie komentarzy na Twoim blogu ma sens, czy chcesz żeby Laurka czytając go za parę lat wiedziała jacy sfrustrowani i dziwi ludzie potrafią być?..

  16. Tak sobie czytam te komentarze i przypomina mi się lista życzeń mam pierwszaków po miesiącu chodzenia do szkoły: 1. codziennie na spacer, 2. bardziej się proszę nastawić na naukę niż spacery i wycieczki 3. takie maluchy nie mogą jechać autokarem na wycieczkę 4. po co autokar, taniej byłoby pociągiem 5. proszę pomóc dziecku na zajęciach wf przy rozbieraniu 6. po co jej pani pomaga samodzielna ma być 7. za szybko uczy pani liter 8. po miesiącu mogliby znać więcej liter 9. pani jego zmusi do zgłaszania 10. pani jej nie pyta znienacka tylko jak się zgłosi 11. za dużo biegania na w-fie 12. za mało ruchu na tym w-fie 13. niech pani więcej okien otwiera i wietrzy 14. przeciągi pani robi, proszę wietrzyć jak dzieci nie ma 15. za dużo zadań domowych 16. za mało zadań domowych………………………….itd. (aż do 25)
    I jak tu wszystkim dogodzić jak każdy ma rację 🙂

    • Uśmiałam się! Dzięki wielkie za ten komentarz. Wyjątkowo prawdziwy 🙂

    • CUDOWNY KOMENTARZ 🙂 Nareszcie <3

      • Bardzo prawdziwy – mam to na zebraniu co chwilę w szkole. Jedni buty wiązana inni na rzepy, jedni mundurki inni koszulki, jedni wycieczka inni nie, za dużo prac, za mało, za dużo czytania za mało, za dużo na dworze za mało i tka w kołko, można od tego oszaleć, wierzcie mi, każdy jeden rodzic to 3 poglądy pomnożyć to przez 25 dzieciaków wychodzi taka ilość, ze ja nie jestem w stanie przerobić tego…kłócą się o pierdoły, drobiazgi, ale jak miał być dystrybutor wody w klasie, 2 złote miesięcznie od dziecka to co? NIE ZGODIZLI SIĘ!!!!!!!! Bo po co? za drogo, pochorują się od tej wody, poparzą, będą pili za zimną, za ciepłą….oczom nie wierzyłam i uszom, że po 2pln szkoda by dziecko miało całodzienny dostęp do czystej wody! ot życie….

  17. hmm, tez przeginam z tym …nie rób bo sobie coś zrobisz…nie rób bo sie ubrudzisz i bedziesz brzydko wygladac…albo w troche innym sensie… rób to zobaczysz co ci sie stanie..nie przychodz pozniej do mnie ze cie cos boli i takie tam, wszystko sprowadza sie do jednego…aby przystopowac dziecko i czasami sama nie wiem po co tak gadam i malo tego..czasami zaczyna mnie to juz meczyc…hm musze to zmienic, troche wyluzowac bo wyrosnie na sierote.

  18. Dla mnie ten blog niestety coraz mniej o Laurze a coraz więcej o mamie Laury wpadającej raz po raz w samozachwyt, tym razem odnajdującej przepis na nieszczęśliwe dzieciństwo.

    • Dziękuję za opinię. Nadmienię tylko, że komentarze w identycznym tonie czytam mniej więcej od 3,5 lat, a bloga piszę od 4. Pojawiają się zazwyczaj, gdy przedstawię coś z własnego punktu widzenia lub zamieszczę jakieś swoje zdjęcie. Oznacza to, że mój blog od początku istnienia staje się z każdym dniem już tylko gorszy 🙂

      Cóż robić – chyba tylko się załamać. Albo nie – może po prostu się nie przejmować i dalej pisać z nadzieją, że jednak komuś się to moje pisanie podoba. I że Laurze się spodoba, gdy dorośnie i będzie mogła przeczytać nie tylko o tym, jaka była ona sama, ale także o tym, jacy byli jej mama i tata, ze wszystkimi ich zaletami i wadami. Być może kiedyś, gdy nas zabraknie, ten blog będzie dla Laury najlepszym wspomnieniem po rodzicach. I to jest dla mnie najistotniejsze. Wszystko inne schodzi na drugi plan, nawet kąśliwe komentarze niektórych Czytelników 🙂

    • \Drogi Anonimie,a Ty to chyba nie masz dzieci,każda matka wpada w samozachwyt nad swoim dzieckiem.Począwszy od miny zrobionej przez to dziecko,skończywszy na w końcu zrobionej kupce.Gdy nie miałam dzieci to te wszystkie słodko-pierdzące tiu tiu tiu,tez mnie irytowało:)Teraz mam dwójkę dzieci,starszy syn 5lat,też jest niepełnosprawny(ma autyzm) i…. i w bagażniku mam,co kto mi coś powie kiedy się zachwycam/wpadam w samozachwyt jaka to super jestem,gdy moje dziecko nauczyło sie swojego imienia i nazwiska oraz adresu to chwaliłam sie w około,a jak w końcu zaczeło mówić to przy każdej „pogawędce”nie zapominałam sie pochwalić ,że to dzięki mnie:)Jak to się mówi syty głodnego nigdy nie zrozumie.A tak na marginesie ,jakby mnie tak bardzo przeszkadzało,to nie wchodziłabnym na bloga i nie czytała:)Miłego dnia:)
      ps Emilio,jak zaczynałam czytać Twojego bloga,nie miałam jeszcze diagnozy mojego synusia,podziwiałam Cię wtedy skąd masz tyle siły na to wszystko,teraz kiedy sama musze się zmagać z różnymi przeciwnościami losu/urzędowymi/rodzinnymi wynikającymi z nieznajomości a raczej niechęcią do poznania problemu to wiem już skąd bierzesz siłe-z miłości do dziecka:)dla nich to i góry człowiek potrafi przenieść:)pozdrawiam:)

      • Nie doczytałaś. Chodzi o samozachwyt autorki bloga, nie o Laurę.

  19. Kiedy moja córka była mała starałam się jako rodzin/mama zapewnić jej jak najlepszą opiekę. Co nie oznacza, że nie uniknęła kilku bolesnych upadków bo pewnych sytuacji nie da się przewidzieć. Od zawsze miała prawo podejmowania samodzielnych decyzji. Teraz jako nastolatka ma również bardzo dużo swobody i wolności. Czy boję się kiedy wraca późno do domu? Nie. Bo wiem, że zadba o swoje bezpieczeństwo. Czy boję się zostawiać ją samą na noc w domu? Nie. Bo wiem, że jest odpowiedzialna i rozsądna.

  20. A nie myślałaś o obcięciu włosów? Moja córka ma „śliskie” włosy, i co jej upnę na grzywce, spada, gumka nie działa, spinka, takie szczęki. I jak włosy jej się wyślizgną i spadają na oczy, to ona automatycznie pochyla głowę w bok. I tak łazi, z głową pochyloną w bok. Aż się baliśmy, że jej już „tak zostanie” 😉 Więc raz jej ścięłam całkiem włosy do 3 cm. Było jej to obojętnie, Teraz znowu urosły, ale mam już sposób – zaplatam jej grzywkę w warkoczyk, lub dwa warkoczyki i spokój 😉

    • Nie, nie – na ścięcie włosów Laurze nie odważę się na pewno.

      • Czemu? Odrosną 🙂 Gdyby chodziło o tatuaż, to co innego 😀

        • Zbyt ładnie wygląda w tych długich 🙂

          • NIE ŚCINAJCIE, ona ejst UROCZA W TYCH WŁOSKACH, taka naturalna, rozwiana, BOGINI MOJA 🙂

    • Mój futrzak toczy wojnę o każdy centymetr nawet przy podcinaniu końcówek. Tym sposobem, choć w godzinach wolnych wyglądamy jak miotły (znaczy ja już nie, bo obcięłam 50 centymetrów i teraz jestem szczotką 😀 ) w szkole młoda może poszczycić się najdłuższym warkoczem ze wszystkich roczników.
      Obcinanie włosków to nie zawsze jest dobry pomysł. Znam przypadek, kiedy zdesperowana mama obcięła włosy córki sięgające łopatek na klasyczną, krótką „bombkę” bo „będziesz ładnie, gładko uczesana”. A bombka postanowiła wywijać się na lewą stronę w stylistyce wkurzonego Szopena. To była moja mama 🙂

      • U Laury stylistyka Szopena murowana. Jak była kiedyś obcięta na pazia, to kręcone i puszące się włosy wciąż jej nachodziły na twarz i jeszcze trudniej było je ujarzmić.

    • Moja córka też ma ten typ włosów – paskudne do ujarzmienia a gdy dodać do nich beztalencie fryzjerskie matki to obraz fryzury wychodzi na prawdę opłakany. Ostatnio obcięłam ją „do ucha” i zakładam opaski. Wreszcie nie przypomina sznaucera tylko dziewczynkę 😉

  21. Laura jest wyjatkowa i niesamowicie piekna – po Mamie <3 Niech te jej wloski beda takie przekorne , bo slicznie jej w tej przekornosci 🙂
    Dla Was ode mnie :
    http://www.youtube.com/watch?v=NUVsHCD-xas

  22. Kochani ….” Dasz rade ” moze byc bardzo toksyczne dla Dziecka, ktore naprawde rady nie da , bo nie moze… Choc nie dla wszystkich Rodzicow jest to zrozumiale … „Nie dasz rady ” – jest tak samo bardzo toksyczne dla Dziecka, ktore che i moze …. Pozdrawiam.

    • Dlatego najlepszą radą na wszystko jest „zdrowy rozsądek”. O ile się go ma, wszystko inne jest drugorzędne.

  23. I jeszcze jeden dowód na to jakie to ważne.
    Mój mąż ma dwie siostry i najcudowniejszych rodziców pod słońcem. Chodź wydźwięk słowa „najcudowniejszych” ma tutaj trochę inne znaczenie.

    Ich mama to prawdziwa torpeda, kobieta, która całe życie bardzo dużo od siebie wymagała i nie szła na łatwiznę. Stworzyła idealny związek, urodziła troje dzieci, skończyła dobre studia, ma całe grono znajomych i przyjaciół, bardzo aktywna towarzysko i do tego kobieta, która zawsze dobrze wygląda. Uważa, że jej obowiązkiem wobec męża i siebie jest być kobietą atrakcyjną i zadbaną. Dom pod linijkę, wszystko zawsze ugotowane, posprzątane. Dzieciom stworzyli warunki IDEALNE, nigdy nie brakowało na przyjemności czy dodatkowe korepetycje. Dużo w tym domu zrozumienia, zero krzyków, awantur, wspólnie spędzanego czasu, radości i dużo śmiechu. Ja wyrosłam w zupełnie innym domu i byłam w szoku, że to naprawdę może tak wyglądać. Że kobieta może z powodzeniem spełnić się na każdym polu swojego życia…

    Ale na tej tafli jest rysa – bo moja ukochana teściowa popełniła właśnie ten jeden błąd, który w moim prywatnym odczuciu ma ogromny wpływ na życie jej dzieci w dorosłym życiu.

    Właśnie dlatego, że zaszczepiła w nich lęk. Z racji zawodu (jest prokuratorem) widziała w życiu wiele dramatów i zawsze tym tłumaczy swoją nadmierną troskę.
    W konsekwencji cała trójka ma problemy z podejmowaniem decyzji, są bardzo uzależnieni od opinii i zdania innych, potrzebują bodźca z zewnątrz, żeby zacząć działać.
    Każdy na swój sposób jest inny ale u całej trójki widzę ten wspólny mianownik strachu i obaw przed podejmowaniem nowych wyzwań. Mają hamulce, które blokują ich w osiąganiu wyznaczonych celów.

    Więc drogie mamy pamiętajcie – kota naprawdę można zagłaskać na śmierć…

  24. A ja pomimo wielkiego poszanowania dla poglądów innych osób, pozwolę sobie na skrajne stanowisko w tym temacie. Naszym rodzicielskim obowiązkiem jest wychować i wprowadzić w życie szczęśliwe dziecko. NIE WOLNO zaszczepiać w dziecku strachu przed życiem i nie mam tu na myśli brawury, tylko lęk i obawy przed sytuacjami życia codziennego. Dziecko musi być odważne w mądry sposób i to my rodzice musimy mu to zapewnić, tak jak codzienną porcję jedzenia…

    Uświadomiła mi to ostatnio opowieść koleżanki z pracy – bliźniaczo podobna do Twojej. Sytuacja 1 – matka stoi z dzieckiem przed drabinką i mówi „nie wchodź, bo spadniesz, zrobisz sobie krzywdę, zejdź już, daj spokój, rozbijesz sobie tylko głowę” a obok sytuacja 2 – stoi ojciec ze swoim dzieckiem przed tą samą drabinką i mówi „no dalej wchodź, na pewno dasz radę, jeszcze kawałek, nie martw się jak spadniesz to ja cię złapię, próbuj – na pewno się uda” … wchodzenie po drabinkach nie zdecyduje o tym jak będzie wyglądało życie naszego dziecka, ale to symbol, tego jak możemy kształtować jego charakter. Jak wiele od nas zależy. Wiem jedno – mój syn NIGDY nie usłyszy ode mnie, że nie da rady, żeby nie próbował bo i tak się nie uda!

    • Bardzo mądre podejście Mamo Mareczka. Nie wpajajmy dzieciom bezsensownego lęku – „dasz radę” to jeden z najczęściej wypowiadanych zwrotów, jakie Kuba i ja wypowiadamy Laurę. Właśnie dlatego ona daje radę – nieustannie i na wielu płaszczyznach. Właśnie w ten sposób uczy się dziecko samodzielności i radzenia sobie w wielu trudnych sytuacjach. Pozdrawiam serdecznie

      • Czytam, czytam i dziwuje sie 🙂 Kochani ludzie….. Przestancie sie wszyscy – bez wyjatku – tak szarpac i udowadniac swoje racje…. Kazdy z nas popelnia, popelnil i bedzie popelnial bledy … Staralam sie nie popelniac bledow moich rodzicow, a popelnilam inne. Uslyszalam kiedys bardzo madre zdanie i calkowicie sie z tym zgadzam : ” Bycie Rodzicem to ” Mission Impossible ” 🙂 Kochajmy swoje Dzieci i otaczajmy je opieka wedlug wlasnego zdania . Wystarczy na dlugo. Pozdrawiam serdecznie.

        • „Przestancie sie wszyscy –(…)i udowadniac swoje racje…. ”

          Ale dlaczego? dopoki jest kultura, jest ciekawie. Jezeli nie byloby roznych punktow widzenia, komentarze mialyby jedna forme: „ladne zdjecia”, co jest prawda oczywiscie, ale – moim skromnym zdaniem- byloby niesamowicie nudno.

  25. Pff cały urok w tych włosach! Laura z ulizaną fryzurą to nie Laura, więc nie walcz 😉 Ja się ostatnio ścięłam z jedną mamusią na placu zabaw, mój mały też niepełnosprawny, obniżone napięcie, wolniejszy i takie tam. A na placu został stratowany przez około 5 dzieci dwóch pań, które siedziały na ławce i ani słowem nie pisnęły żeby ich maluchy (no dobra, jeden „maluch”, wiodący, miał na oko jakieś 13 lat) jakoś na słabsze dziecko uważały. Młody nie mógł nawet zjechać bo jak siedział na zjeżdżalni miał towarzystwo po dwóch stronach + najbardziej wyrośnięty maluch wspinał się z drugiej strony, skutkiem czego w pewnym momencie moje dziecko skończyło z butem jednego z rozbrykanych maluchów przyciśniętym do twarzy. Mamusie nic, próbowałam jakoś poprosić żeby zwróciły uwagę swoim dzieciom, żeby chociaż zjechać dziecku dały, ale na nic się to zdało – pani orzekła, że ona swoich dzieci bardzo dobrze pilnuje i że nie będą się ograniczały bo jakiś dzieciak nie potrafi normalnie zjechać 🙂 Place zabaw to temat rzeka, w sumie sama nie wiem czy w tym wypadku miałam rację, ale serce matki kazało zawalczyć o potomstwo 😉 Chociaż osobiście w życiu nie dopuściłabym do sytuacji kiedy moje dziecko swoją zabawą stwarza zagrożenie dla innego, słabszego lub mniejszego dziecka. No ale co ja tam wiem.. 😉

    • No wiesz co! Czepiasz się. Pozwól dzieciom być dziećmi!

  26. Emilio,swietna notka 🙂 najlepszy tekst:„Dziewczynka może się wspinać, ponieważ jest chora, a ty jesteś zdrowy, to nie musisz”.

    w tej logice sama prawda,ale troche szkoda chlopca,bo mozliwe ze gdyby lekarz przykazal to chlopiec moglby sie bawic na wszystkich drabinkach i zjezdzalniach 🙂

    pozdrawiam serdecznie cala Wasza trojke

  27. a dałabyś fotkie tego straszliwego urządzenia, tak w całości? to by pomogło wyrobic sobie pogląd na rozmiar dramatu tego zdrowego chłopczyka 🙂

    • Następnym razem postaram się sfotografować 🙂

  28. PIĘKNE :))))
    ja zaś po prostu staram się nie patrzeć, gdy moja dziatwa się wspina/sypie/kręci/wychyla/zwisa/spada i tym podobne.
    czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, a nerwy mam słabe i nadmiar prolaktyny też nie ułatwia 🙂

  29. Heh, czytając o tych drabinkach przypomniało mi się jak ze mną mam i przede wszystkim mieli przechlapane 🙂 Na każdą drabinkę i drzewo wlazłam, tylko zejść się bałam 😀 A byłam dzieckiem, które urodziło się jako wcześniak, tyle, że w tamtych czasach niestety nikt o rehabilitacji tak nie myślał. Więc w sumie chęć dorównania braciom (starszemu i młodszemu) była moją rehabilitacją.

    Świetne jest to, że dba Pani o taką ilość zajęć dla Laury, wiem po sobie, że to ważne. Może nie wiele mi zostało ale jednak dysleksja, niezdarność, czy zaburzenia SI, życia nie ułatwiają a w wieku dorosłym nie wiele da się zrobić. Także cała ta praca i walka z urzędnikami na pewno zaprocentuje na korzyść Laury.

  30. Miałam już dziś nie odpowiadać, ale jednak jeszcze ten jeden raz napiszę -apropo’s gorącej dyskusji w komentarzach… Dziś znajoma blogerka słusznie stwierdziła, że „blogowanie polega na przedstawianiu SWOJEGO punktu widzenia, nie narzucając go innym”. I ja właśnie to robię pisząc bloga – opisuję swoje życie, zmagania córki z chorobą i rozmaite spostrzeżenia z własnego subiektywnego punktu widzenia. Jednocześnie nie oczekuję, że wszyscy ludzie będą podzielać moje poglądy, jak i rozumiem, że mogą wyrażać w komentarzach inne zdanie. Dlatego też daję Państwu możliwość zamieszczania komentarzy. Ale ja też mogę przedstawiać własne zdanie, zwłaszcza, że to ja jestem autorką tego bloga. To chyba oczywiste, prawda?

    Byłoby niezwykle sympatycznie, gdyby komentujące osoby to rozumiały. Wszak piszę bloga głównie dla dorosłych odbiorców, więc siłą rzeczy oczekuję, że będziemy się tu zachowywać, jak dorośli, a nie jak jakieś histeryczki.

    Kompletnie nie pojmuję zjawiska obrażania się na mnie za to, że mam inny pogląd, a następnie ostentacyjnego opuszczania „na wieki” mojego bloga i oczywiście obowiązkowo poinformowanie mnie o tym w specjalnie stworzonym na tę okoliczność wypracowaniu… Czy nie wydaje się Państwu, że taki poziom rozmowy przystoi może tylko gimnazjalistom?

    Ludzie kochani, miejmy proszę wszyscy trochę więcej luzu, dystansu i do siebie, i do innych. To, że ktoś ma odmienny punkt widzenia i pisze o tym na swoim prywatnym blogu, to chyba jeszcze nie jest powód, aby strzelać focha i na wieki wieków się obrażać.

    Ja też mam 2-3 blogi, na które zaglądam. Też często nie zgadzam się z opiniami ich autorów, a czasem nawet pozwolę sobie na merytoryczną dyskusję z nimi. Jak nie podoba mi się jakiś post na blogu, to po prostu w połowie przerywam jego czytanie, a później zaglądam i czytam następny post. Czasem napiszę komentarz do autora przedstawiający własny punkt widzenia, ale zawsze staram się robić to w taki sposób, aby każdy ze spokojem mógł to przeczytać i przeanalizować – zwłaszcza autor, do którego się zwracam i to zawsze z pozytywnym nastawieniem. Ale mimo różnic światopoglądowych, do głowy by mi nie przyszło, aby obrażać się na autora za jej odmienny punkt widzenia. Wręcz przeciwnie – poznawanie cudzych punktów widzenia pozwala mi szerzej spojrzeć na świat i czasem zweryfikować własne poglądy, które też przecież nie zawsze są słuszne. Grunt, to mieć dystans i do siebie, i do innych.

    Byłoby mi niezwykle miło, gdyby Ci z państwa, którzy się ostentacyjnie obrażają za moje wpisy, zrozumieli, że ludzie są różni i mają różne punkty widzenia. Ja to rozumiem, dlatego do tej pory nie zablokowałam komentowania – chociaż Bóg mi świadkiem, że już nie raz kusiło mnie okrutnie. Uprzejmie proszę czytać moje wpisy ze zrozumieniem i traktować je jako przedstawienie mojego poglądu, a nie jako atak na własną osobę.

    Teraz sobie przypomniałam, że kiedyś napisałam ironiczny, żartobliwy wpis na temat tego, że moja córka nie lubi koloru różowego ani typowo dziewczęcych zabawek. I wtedy też na śmierć poobrażały się panie, których córki akurat lubią kolor różowy. Obecnie obraziła się Czytelniczka, która zakazuje dziecku wchodzić na placu zabaw na drabinki. Jutro być może napiszę o tym, że nigdy nie podaję dziecku do jedzenia płatków kukurydzianych, to zapewne poograżają się osoby, które je swoim dzieciom podają. I tak bez końca…

    Kochani, piękno świata polega na jego różnorodności. Także na tym, że różni są ludzie. Poznawanie cudzych punktów widzenia to wspaniała okazja na poszerzanie swoich horyzontów i okazja na merytoryczną dyskusję. Warto z tego skorzystać, zamiast ostentacyjnie strzelać focha. Takie jest przynajmniej moje zdanie.

    PS. A nawet, gdybym strzeliła focha, co przecież mnie też może się zdarzyć, to po prostu zamknęłabym stronę internetową i dałabym sobie spokój z informowaniem o tym autora bloga. Zapraszam wszystkich do czytania moich wpisów, do komentowania, nawet do niezgadzania się ze mną. Ale na Boga, nie obrażajmy się na ludzi za ich odmienny punkt widzenia. Bo z tego faktu to nawet nie wiadomo, czy się śmiać, czy płakać… Pozdrawiam wszystkich!

    • ” Jutro być może napiszę o tym, że nigdy nie podaję dziecku do jedzenia płatków kukurydzianych, to zapewne po obrażają się osoby, które je swoim dzieciom podają.”rozśmieszył mnie ten tekst:)Ale masz racje Emilio myślę ze tak własnie mogłoby być:)Pozdrawiam

    • Sugestia dla tych zafoszonych (znaczy tych, co strzelają fochy), dla tych, którzy się nie zgadzają z opiniami we wpisach i pragną się kłócić, dla tych, którzy w obronie pani Emilii chcą rzucać błotem w tych, co to się nie zgadzają z opiniami we wpisie, i ogólnie dla tych, którzy sieją zamęt i wszczynają (naprawdę nikomu niepotrzebne) kłótnie : zanim umieścicie komentarz wklejcie go do oddzielnego dokumentu w Wordzie czy czymkolwiek, odetchnijcie głębiej, popatrzcie przez parę minut na uśmiechniętą buzię tej małej ślicznotki na zdjęciach, potem na swój wpis, potem jeszcze raz na zdjęcia, i wtedy zastanówcie się, czy to naprawdę jest odpowiednie miejsce na przepychanki.

      A na marginesie: dystans, luz, tolerancja dla odmiennych poglądów i zwykły szacunek do siebie nawzajem do towar deficytowy. A Ci, którzy ten dystans i ten luz mają są niestety mniej widoczni, bo nie krzyczą tak głośno, stąd wrażenie, że ich nie ma.

      A ad rem: każdy wychowuje dziecko, jak uważa za słuszne. Nie zwracam uwagi innym matkom (chyba, że zobaczyłabym, jak jakaś bije swoje dziecko albo je wyzywa) i nie chciałabym, żeby ktoś zwracał uwagę mi jako matce. Wszyscy jako rodzice popełniamy błędy i wszyscy prędzej czy później zmierzymy się z ich konsekwencjami.

      • Amen!

  31. No śmiać mi się chce z tej dyskusji 🙂 WYLUZUJCIE! Każdy ma swoje zdanie, i tak Emilia ma swoje i napisała co Ona myśli. Tak jak Wam może się nie podobać to, że Laura się wspina tak samo jej może się nie podobać że inne dziecko się nie wspina. Wszędzie może sobie dziecko coś zrobić. Moja córka wspinała się dziś, huśtała, biegała, właziła gdzie dosięgła, a zdarł sobie kolana biegnąc na prostej drodze i co? musiałabym mówić NIE BIEGAJ, a ja mówię biegaj, ale uważaj następnym razem, BIEGAJ, ale wiedz, że można upaść, BIEGAJ, ale zawsze wyciągaj rączki do przodu jak upadasz, BIEGAJ bo jesteś DZIEKIEM. Bo kiedy ma biegać? jak będzie miała 60 lat? Pozwalam się jej wspinać gdzie chce choć czasem duszę mam na ramieniu, nie ograniczam, uczę by sobie radziła, jestem blisko bym mogła pomóc, lecz ona ABSOLUTNIE nie lubi pomocy, bo chce SAMA! Za kilka dni będzie miała 4 latka i świetnie sobie radzi na każdym placu zabaw, a przez to radzi sobie ma pięknie rozwiniętą mowę, jest dotleniona, dobrze śpi, jest zadowolona i szczęśliwa. I niech każdy robi jak uważa, ale dajcie żyć Emilii i Laurze jak chcą, dajcie im mówić co chcą, myśleć co chcą, bo oni pozwalają na to Wam drodzy czytelnicy. Pozdrawiam!

    • Ja z kolei nie widzę żadnej dyskusji. Pani Emilia opisała sytuacje, w której nie podobało jej się zachowanie matki Ją pouczającej. Tym samym, wyraźnie dała do zrozumienia, że dziecko tej właśnie mamy jest dzieckiem nieszczęśliwym (i to jest jej zdanie, do którego ma prawo). Czytelniczki wypowiedziały SWOJE zdanie na ten temat i już są złe, bo raczą myśleć inaczej niż Pani Emilia. Przykre to. Nie zauważyłam, żeby ktoś zrobiła jakąś aferę, tylko powiedział, że nie do końca zgadza się z Panią Emilią, a niektóre z Pań dosyć wyraźnie obrażają takie czytelniczki (sugerując np, ściśnięte pośladki). Kiedyś czytało się tego bloga dużo przyjemniej.

    • Ja nie widzę żadnej afery. Pani Emilia opisała sytuację, w której nie podobało jej się zachowanie innej mamy, pouczającej Ją w temacie wychowania córki. Pani Emilia zasugerowała swoim tekstem, że dziecko tamtej mamy jest nieszczęśliwe (ma oczywiście do tego pełne prawo i to jest jej zdanie). Inne czytelniczki pozwoliły sobie nie zgodzić się z Panią Emilią i dosyć nieprzyjemnie zostały potraktowane (sugerując, że mają ściśnięte pośladki). Kiedyś czytało się tego bloga dużo przyjemniej. Teraz wychodzi na to, że Pani Emilia może mieć swoje zdanie, ale czytelniczki już nie. Proszę przyznać szczerze Pani Emilio czy to fair z Pani strony sugerować, że dziecko tamtej mamy jest dzieckiem nieszczęśliwym? I czy poczuła Pani, aby jakaś czytelniczka mająca inne niż Pani zdanie (swoje zdanie, którego wagę tak Pani podkreśla) miała ściśnięte poślady?

  32. Przeczytałam z przyjemnością post,uśmiechnęłam się do ślicznej Laury i….niestety weszłam w komentarze 🙁 I znowu to samo …:( Naprawdę, ludzie (niektórzy)- nie macie innych problemów???Wszyscy w rodzinie na razie zdrowi???To tylko się cieszyć.
    Zdumiewa mnie fakt,jak bardzo ksobnym można być.
    Proponuję niektórym nieco rozluźnić pośladki i nie odbierać wszystkiego jako ataku na własną szanowną osobę!
    Pani Emilio-nalegam stanowczo-niech Pani napisze książkę,potrafi Pani wzbudzić niesamowite uczucia w swoich czytelnikach:)

    • No właśnie widzę, jakie uczucia wzbudzam… Faktycznie trafiam prosto do Czytelniczek, bo nie wiedzieć czemu, co druga uważa, że piszę personalnie akurat do niej 🙂 Pozdrawiam serdecznie!

      • Bo chyba co druga utożsamia się z tą panią z placu zabaw 😀
        Więcej nic nie powiem 😀 😀

        • Zaraz padnę ze śmiechu…

    • @Maryna
      „Laury i….niestety weszłam w komentarze 🙁 I znowu to samo …:( Naprawdę, ludzie (niektórzy)- nie macie innych problemów???Wszyscy w rodzinie na razie zdrowi???”

      Maryno, przesadza Pani. Nie doczytalam sie nieuprzejmych komentarzy. Sa roznice zdan, ale jest pelna kultura. I kto tu jest przwrazliwiony? Niedlugo jesli sie powie „Emilio, ale z wlosy ci rozwialo na tym zdjeciu” trzeba bedzie sie liczyc z atakiem na wlasna osobe. Niedawno zjechano mnie, poniewaz zapytalam o gatunek kwiatkow. Widze, ze robi sie coraz duszniej.

      • Robi się duszniej z prostego powodu – czytający to powoli Towarzystwo Wzajemnej Adoracji. Lajki, zachwyty, klaskanie w łapki są mile widziane, krytyka zaś to sianie zamętu…

  33. Nie chcę Pani oceniać. Nie wiem na co pozwoliłabym dziecku. Zakaz łażenia po drabinkach jeszcze rozumiem. Zakaz zabawy w piasku/ziemi niekoniecznie.
    Wiem jedno. O wypadek i w domu nietrudno. Synek mojej koleżanki wypadł z kojca w domu, skończyło się wizytą w szpitalu.
    Dziecię innej zaprzyjaźnionej rodzinki oblało się wrzątkiem. Również szpital.
    Nikt z nas nie jest w stanie być skoncentrowanym 24 godziny na dobę, nikt z nas nie przewidzi wszystkiego. W głowę można i zwykłą karuzelą dostać.

    A tych szaleństw na drabince często boi się bardziej rodzic, niż dziecko.

    Ponoć dzieci dzielą się na dzieci brudne i dzieci nieszczęśliwe.

  34. Corka wspaniala, mama z tego co czytam rowniez. Ludzie nas otaczajacy, no coz przereklamowani 🙂 szczegolnie te egzemplarze, ktore nie potrafia zrozumiec, ze kazdy ma prawo zyc po swojemu 🙂 pozdrawiam goraco i zdrowka zycze

  35. wspołczuje dzieciom których matki lub tez tatusiowie (bo i takich spotykam) przychodza na plac zabaw i nie moga nic robic ani biegac ani grzebac w ziemi ani zjezdzac za szybko ani bujac sie mocniej..i ciagle słychac upomnienia lub krzyki ..nie w chodz tam ,nie idz tam,zostaw nie ruszaj..no kur…po co przychodza z tymi dziemi?? a jakby mi baba tak jak w Twoim przypadku jeszcze gadałą ,ze jestem nie odpowiedzialna bo moje robia co chca(pod moim czujnym okiem)to bym ja olała lub kazała patrzec na własne nieszczesliwe dziecko…Wpis fajny i córcia piekna..jestem tu pierwszy raz i bede zagladac czesciej:)

  36. Piękne zdjęcia…

  37. Fajny wpis, a ludzie w komentarzach jacyś przewrazliwieni. …
    włosy Laurki są jak włosy mojej córki związane spinane a i tak robią wszystko żeby się tylko uwolnić:) buziak dla Was

  38. Dziś niedziela, piękna pogoda za oknem, dobry dzień na spędzenie czasu z rodziną. W związku z tym pozwolą Państwo, że odpuszczę sobie dzisiaj odpowiadanie na wszelkie komentarze, a wpis pozostawię do Waszej dowolnej interpretacji. Pozdrawiam i życzę wszystkim miłego dnia.

  39. Najlepszy jest złoty środek to znaczy nie przesadzanie w żadną stronę.Dziecko musi się wyszaleć,oczywiście rodzic jest po to by pilnować by dziecko się nie zabiło ,a jak się pobrudzi po to jest pralka w domu.Nadopiekuńcze mamusie potrafią unieszczęśliwić dziecko,ja spotkałam jeszcze jeden rodzaj mamuś,a mianowicie takie które uczą dzieci kraść nie swoje zabawki.Bo czym jest niereagowanie jak dziecko zabiera do domu nie swoje zabawki,albo wręcz zachęcanie do tego.Jak mój syn przyniósł z podwórka nie swoją zabawkę ,musiał ją odnieść z powrotem,nigdy też nie pozwalałam zabierać znalezionych w piaskownicy rzeczy.

  40. Witam! jestem mamą dwulatka, który uwielbia place zabaw a im wyżej tym lepiej oczywiście zawsze jestem przy nim i pomagam mu w razie potrzeby 🙂 i zgadzam się z tym, że większość dorosłych na placach krzyczących ” nie wchodź, nie dotykaj, tam nie wolno” to osoby, które zazwyczaj siedzą na ławeczce i tylko spoglądają na dzieci a nie uczestniczą w ich aktywności bo im się po prostu nie chce. pozdrawiam serdecznie 🙂

    • Pani Emilio, mimo iż Pani przekonuje nas, że tylko opisała Pani zaistniałą na placu zabaw sytuację, uważam, że Pani wpis nie jest obojętny. Nie podobało się Pani zachowanie mamy chłopca, zwracającej Pani uwagę, ale tym wpisem nie pozostaje Pani jej dłużna. Często zdarza mi się widzieć w pracy dzieci po różnych urazach twarzy, które niestety dzieją się najczęściej podczas zabawy. Niestety odbija się to dosyć mocno na mnie i bardzo uważam na moje dziecko podczas zabawy (często łapię się na słowach „nie wolno”, „uważaj”). Mój mąż zwraca mi na to uwagę, ale to jest silniejsze ode mnie, ponieważ przed oczami mam obraz kolejnego dziecka, którego akurat tego dnia zaopatrywałam z powodu np. rozciętej wargi i wybitych zębów.

      • Pani Bereniko, oczywiście, że mój wpis nie jest obojętny, bo niby jakim cudem miałby taki być? Już napisałam w którymś komentarzu, że wpis jest moim subiektywnym odbiorem rzeczywistości, zresztą, jak cały ten blog. Szczerze nie znam nikogo, kto potrafiłby pisać obojętnie… No chyba, że jest to autor instrukcji obsługi pralki :). Pozdrawiam!

        • Pani Emilio chyba mnie Pani nie zrozumiała albo, wręcz odwrotnie, zrozumiałą mnie Pani dokładnie, a swoją odpowiedzią odwraca Pani przysłowiowego kota ogonem. Nie podobało się Pani zachowanie mamy, która pouczała Panią w kwestii wychowania Pani dziecka. Tym wpisem robi Pani to samo względem tamtej kobiety ( i innych, które ,z różnych względów, podobnie zachowują się względem swoich dzieci)!

          • Gdybym wiedziała, co mnie czeka w komentarzach… Zamiast kochamylaure.pl zatytułowałabym swój blog subiektywnie.pl. Może dzięki temu byłoby Państwu łatwiej zaakceptować fakt, że ten blog to moje życie, moje emocje, moje poglądy i mój własny odbiór rzeczywistości. A nie próba spełniania licznych oczekiwań, zwłaszcza, że każdy z komentujących ma zupełnie inne oczekiwania…

            Nie wiem, czy zauważyła Pani tę subtelną różnicę, ale na placu zabaw kobieta podeszła do mnie, przerwała mi zabawę z córką i patrząc mi w twarz zaczęła mnie pouczać na temat opieki nad Laurą. A ja na swoim blogu jedynie subiektywnie opisałam zajście z zupełnie ANONIMOWĄ kobietą, nie podając jej żadnych danych. Moim zdaniem różnica jest istotna – pod warunkiem oczywiście, że zechce ją Pani zauważyć.

        • Pozdrawiam obojętnego autora obsługi pralki 🙂 Moja córka ma 27 lat, uczyłam ją od najmłodszych lat samodzielności, w wieku 4 lat rozcięła powiekę spadając z kolan swojej starszej o 10 lat koleżanki, 5 lat złamała nogę jadąc na bagażniku roweru, mając 8 lat rozcięła rękę nożem(wzięła go po cichu przede mną), cóż, cieszę się, że nic poważnego jej się nie stało, ale nie wyobrażam sobie zabraniać jej się uczyć samodzielnie 😀 Niech Laurka uczy się wszystkiego co chce i czego Ty Emilko chcesz, bo ja mojej córce zawsze powtarzała, umiesz liczyć licz na siebie, jak mamy zabraknie to- nikt Ci nie pomoże- Pozdrawiam i życzę kolejny raz odwagi i szczęścia 🙂

  41. nie żebym się czepiała, ale nurtuje mnie to, więc zapytam

    co było złego / niestosownego w zachowaniu chłopca ? to że biegał za Wami i wołał po angielsku „very pretty, very nice” ?

    • To nie był chłopiec, to był mężczyzna około 25 letni na oko… Facet, który chodził za nami jak cień, wiec jego zachowanie jak najbardziej było niestosowne… Zmieniłam w tekście słowo młodzieniec, na mężczyzna – już nikt nie powinien mieć wątpliwości.

      • i wszystko jasne 🙂

  42. Nie podoba mi się ten wpis. Jestem mamą 4-latki i też nie pozwalam jej korzystać z niektórych atrakcji placu zabaw, pomimo że dzieci w jej wieku z nich korzystają. Nigdy nie uważałam tego za moją wadę, nie oceniałam również matek, które młodszym dzieciom pozwoliły na wyczyny, które mnie przyprawiały o atak serca. Nie uważam, żeby moja córka była przez to nieszczęśliwa, czy żebym nie pozwalała jej być dzieckiem. W każdym razie ona nie sprawia takiego wrażenia. I jeszcze te komentarze niektórych, że takie matki są po prostu leniwe… Zdaję sobie sprawę z wielu moich wad, ale tego, że jestem leniem, na pewno nie można o mnie powiedzieć. Tak po prostu mam, moja mama tak samo do mnie podchodziła, to u nas chyba rodzinne. Nie mam jej tego za złe, jestem jej za to wdzięczna. Moja córka korzysta z innych atrakcji i świetnie się bawimy, a jak jej nie pozwalam z czegoś korzystać, po prostu idzie się bawić gdzieś indziej i nie ma problemu. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, że ktoś może z boku mnie obserwować i zarzucać mi takie rzeczy 🙁 Ja na pewno nie oceniam tak innych matek. Dopóki ktoś nie poniża dziecka, nie jest wobec niego agresywny, uważam, że to każdego indywidualna sprawa, jak wychowuje swoje dziecko i tyle. Proszę mnie źle nie odebrać, bardzo Was wspieram, zawsze ciepło o Was myślę. Ale ten wpis to moim zdaniem trochę przesada, mnie osobiście, wraz z kilkoma komentarzami pod nim, sprawił przykrość. Pozdrawiam, Magda

    • Bardzo żałuję, że regularnie ktoś z Czytelników rozumie moje wpisy odwrotnie, niż są napisane. Nie podoba się Pani wpis, więc tym samym nie podoba się Pani sytuacja, która zaistniała na placu zabaw. Cóż, to przecież nie moja wina, że taka sytuacja się wydarzyła – ja ją jedynie opisałam. W moim wpisie nie ma żadnych epitetów pod adresem spotkanej pani czy jej zachowania – jest tylko opis moich odczuć z powodu zaistniałej sytuacji. Proszę pamiętać, że jest to subiektywny blog, gdzie opisuję świat z własnego punktu widzenia. A mam prawo mieć subiektywne odczucia, jak każdy, ponieważ jestem człowiekiem, a nie robotem.

      Nic bym nie miała do tej pani, ani do tego, że zabroniła swojemu dziecku wchodzić na liny, gdyby nie fakt, iż bezprawnie wtrąciła się ona do wychowania mojego dziecka, zaczęła mnie pouczać i nazwała mnie nieodpowiedzialną. I właśnie o tym jest powyższy wpis. To ja powinnam się czuć urażona niekulturalnym zachowaniem obcej kobiety, która prawiła mi morały na temat opieki nad Laurą. Moja irytacja była więc jak najbardziej uzasadniona, a że przy okazji dopadło mnie natchnienie, to postanowiłam tu o tym napisać.

      Podsumowując: każdy powinien pilnować własnego dziecka i opiekować się nim tak, jak uważa za słuszne i najlepsze dla dziecka. Pani miała prawo zabronić dziecku wchodzić na liny, ja zaś miałam prawo swojemu dziecku pozwolić – i nikomu nic do tego.

      PS. Bardzo proszę nie mieć do mnie pretensji o komentarze Czytelników, bo przecież ja ich nie piszę. Odpowiadam wyłącznie za własne słowa. Pozdrawiam serdecznie i proszę o więcej dystansu.

      • Nie zgadzam się, że taki wpis:
        „No cóż, wygląda na to, że zupełnie niechcący odnalazłam sprawdzony przepis na nieszczęśliwe dzieciństwo:

        Nie wspinaj się, bo spadniesz.
        Nie chodź tam, bo się przewrócisz.”

        jest tylko opisem sytuacji. Pani zdaniem moje podejście do dziecka sprawia, że ma ono nieszczęśliwe dzieciństwo. Powyższe Pani słowa nie odnoszą się w ogóle do tego, że ta kobieta zwróciła Pani uwagę. Zgadzam się, że to było z jej strony po prostu bezczelne. Ale nie tego dotyczyły tytuł oraz puenta tego wpisu.
        P.S. Nie mam do Pani pretensji o komentarze. A prosząc mnie o więcej dystansu, poucza mnie Pani jak mam podchodzić do życia, zachowując się trochę podobnie do mamy tego chłopca.

        • Ja Pani nie pouczam, tylko piszę o własnych emocjach i subiektywnie wyrażam własne poglądy na swoim prywatnym blogu. Przecież nie jest Pani na wykładzie, tylko w moim „ogródku”. Proszę więc nie traktować moich postów jak lekcji w szkole, tylko jak zapoznanie się z cudzym punktem widzenia. A punkty widzenia mogą być różne i nie ma w tym nic złego. Ja oczywiście rozumiem, że nie wszyscy Czytelnicy podzielają moje poglądy. Ale z drugiej strony oczekuję od Czytelników takiej samej tolerancji oraz zrozumienia faktu, że nie jestem w stanie pisać tak, aby każdego z osobna zadowolić. Każdy ma prawo tu komentować i mieć własne zdanie. Proszę pamiętać, że mnie również to prawo przysługuje. Pozdrawiam serdecznie.

          • Oczywiście, ma Pani rację. To jest Pani blog, Pani „ogródek” i Pani punkt widzenia. Może tutaj Pani pisać to, na co ma Pani ochotę, a my Czytelnicy możemy to czytać lub nie. Nigdy nie oczekiwałam, że będzie Pani zadowalać Czytelników. Niczego nie oczekiwałam. Byłam po prostu przejęta historią Laury i ujęta Waszą ogromną siłą i tymi wszystkimi dobrymi emocjami. Ten wpis po prostu mnie zaskoczył, uderzył we mnie, sprawił mi spory dyskomfort. Ale teraz żałuję, że zaczęłam tę dyskusję, bo jest to Pani teren i jak źle się tutaj czuję, to powinnam po prostu zamknąć tę stronę i tyle. I za to przepraszam, ma Pani prawo prezentować swoje poglądy, bez względu na ich treść, a nam Czytelnikom nic do tego, co Pani myśli i co Pani tutaj zamieszcza. Pozdrawiam i życzę zdrowia dla Laury. Myślę, że jej obecny stan zdrowia pozwala myśleć, że wszystko będzie już zawsze dobrze, coraz lepiej, łatwiej. Mogę już być o nią spokojna i nie muszę tutaj zaglądać, żeby sprawdzać, jak Laura sobie radzi, bo na pewno będzie sobie radzić świetnie, z czego ogromnie się cieszę. Na czytanie Pani subiektywnych opinii nie mam natomiast zupełnie ochoty, tak jak na pewno Pani nie ma ochoty czytać moich komentarzy. Dlatego nie będę już Pani nimi dręczyć. Jeśli sprawiłam Pani jakikolwiek dyskomfort, to szczerze mi przykro, bo przez te lata nigdy nie pomyślałam, że wystąpię w takiej roli. Jeszcze raz pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego.

          • A po co te osoby co narzekają czytają tego bloga? to jest moje retoryczne pytanie, moje własne odczucia do tego bloga. Jak mi się coś nie podoba, to nie czytam 🙂 A u Emilki podoba mi się jej chęć parcia do przodu, pozytywnego życia i myślenia, sama jestem niepełnosprawna i kiedyś usłyszałam, że skoro jestem niepełnosprawna nie powinnam chodzić w BUTACH NA OBCASIE ani jeździć rowerem. Mądrzejszy ode mnie ten ktoś „mądry” a raczej „mądraliński” . Pouczać to oni „mądralińscy” umieją ale spojrzeć na siebie obiektywnie to już nie..

          • Pani Magdo, mam nadzieję, że przysłowiowo tupnęłaś jeszcze nóżką po napisaniu, że już nie będziesz odwiedzać bloga Laury 🙂 z całym szacunkiem dla Twojej wypowiedzi, ale puenta sprawia wrażenie nie do końca dojrzałej osoby, bo skoro wpis uderzył w Ciebie to Ty „zabierasz zabawki i wychodzisz z gry” …
            więc idź! pozdrawiam 🙂

        • Ale dlaczego tak dotykają Panią te słowa? Ja je odebrałam jako trochę ironiczny opis nadopiekuńczych rodziców- zwłaszcza te:
          Nie biegaj, bo się spocisz.
          Nie dotykaj, bo się pobrudzisz.

          Ja musiałam się powstrzymywać, żeby moim dzieciom nie wkładać do głowy tekstów typu: nie wchodź tam, bo spadniesz, bo nie chciałam, żeby się bały, tylko, żeby były rozsądne. Moje poczucie bezpieczeństwa wobec nich było mocno ograniczone w porównaniu z tym, na co pozwalał mąż. I to mi pokazało, że niepotrzebnie ich ograniczam. I naprawdę, nie narażał ich na niebezpieczeństwo.

          • Uderz w stol a nozyce sie odezwa….

            Szanowna Pani Magdo, mogla Pani odejsc w ciszy i milczeniu, bo skoro czytanie prawdy oczywistej jest dla Pani dyskomfortem, to trzeba po prostu nie czytac i nic nie mowic. Z cala pewnoscia takich komentarzy nie bedzie tu brakowalo.
            Chce pani swoje dziecko pakowac w wate? prosze bardzo. Pakuj Pani.
            Woli Pani czytac obiektywna Biblie na przyklad? tez Pani wola.
            Tekst mamy Laury nie byl skierowany osobiscie do Pani, do Pani Magdy, ale widac trafil on w sedno.
            Nie wiem tylko czemu tak sie Pani wzburzyla. Czytala Pani wszystko dobowolnie.
            Milej niedzieli!
            Anna

  43. Może na takie rozwichrzone włosy pomoże jedwab do włosów? Kiedyś stosowałam, wystarczy kropla tego specyfiku wtarta we włosy po umyciu, nie puszą się wtedy i są wygładzone.

    • tak Emilko spróbuj jedwabiu albo olejku arganowego 😀

  44. No padłam ze śmiechu! Rewelacja 🙂

  45. Mnie się jednak najbardziej podoba „Nie żyj, bo umrzesz”! Jest po prostu mega! Laura fantastyczna i uważam, że Ona jeszcze niejeden raz pozytywnie wszystkich zaskoczy, a w przyszłości na pewno wiele osiągnie:) Tak trzymać!

  46. hehe, świrów na świecie nie brakuje 😀 I moim zdaniem mamuśka przebiła murzyna 😀
    A tak na serio? To takie mamuśki z ust których ciągle pada :” Nie wolno!! Nie rób tego!!”
    to po prostu leniwe mamuśki!!
    Bo chyba łatwiej powiedzieć : ” Nie wolno” niż gimnastykować się i biegać za swoim dzieckiem po placu zabaw i asekurować gdy się wspina, trzymać za rączkę gdy idzie po drewnianej bali, pokazywać gdzie najlepiej postawić nóżkę aby bezpiecznie iśc do przodu?
    Żeby dziecko mogło się wspinać po linach i ściance trzeba przecież ruszyć tyłeczek i troszkę się nabiegać za maluchem 🙂
    Tak samo jest z brudzeniem się dzieci. Przecież jak się pobrudzi to trzeba uprać, uprasować a w ogóle to przydałoby się mieć mokre chusteczki ze sobą żeby doprowadzić dziecko do stanu dalszej używalności 😀 Przecież to wszystko jest pracochłonne- łatwiej powiedzieć : Nie wolno bo się pobrudzisz !
    Ja wychodzę z założenia że brudne dziecko to szczęśliwe dziecko i nie chodzi o to by dziecka nie myć tylko aby pozwolić mu się pobrudzić tak aby właśnie było co myć 🙂
    Mój synuś poznaje świat rączkami, buźką i wielką zabawą dla niego jest kiedy siada w swoim foteliku i dostaje nowe pokarmy na blat fotelika. Mamy wtedy brudne dosłownie wszystko!! Buzia, łapki, ubranko, fotelik aż się lepi, dookoła okruszki ( nasz Chihuahua ma też radochę bo zmiata smakołyki spod fotelika). I ile wtedy ja jako mam sprzątania? Sporo 🙂 I tak kilka razy dziennie.
    No ale jak dziecko ma dorosnąć? Nie wiedząc jaką fakturę ma owoc czy jakie w dotyku jest brudne koło od roweru stojącego na podwórku?

    • A potem idzie takie dziecko do cioci/babci/ssasiadki, jedzie w cudzym samochodzie… Dlatego już nigdzie nie zabieram dziecka mojej siostry bo pranie tapicerki drogie i nie mam czasu na sprzatanie, a wytłumaczenie takiemu dziecku, że nie ma np. Chodzic i kruszyć po całym domu ciastkiem jest absolutnie niemożliwe, bo mama przecież pozwala.

      • hehe 😀 Zabawne 😀 Ale błędne postrzeganie sytuacji .
        Moje dziecko jeździ samochodem ( nie tylko naszym ) , bywa u babci, cioci i koleżanki a nawet w każdą niedzielę w kościele i nie dzieje się żaden z dramatów o którym PAni Anonim mówi.
        Dlaczego? Bo nie wiem czy zwróciła Pani uwagę na to że napisałam że syn jada w swoim foteliku.
        W samochodzie nie jada gdyż wychodzi z domu najedzony, u rodziny i przeyjaciół je u mnie na kolanach.
        Już od małego staram się aby dotyczyły go w większości zasady kulturalnych dorosłych.
        W restauracjach również są foteliki dla dzieci i jeżeli syn nakruszy dookoła fotelika jedząc np. bagietkę do mojej sałatki to chyba nie jest to zbrodnią ani czymś społecznie niedopuszczalnym 🙂
        Pisząc ten komentarz mój syn sam zajada się kolacją 😀 Wciąga naleśniki ze świeżymi malinkami 🙂
        Troszkę się umazał ale serdecznie Panią pozdrawia 🙂

        • Alez dziękuję za pozdrowienia:) Póki mojego mieszkania nikt nie brudzi i nie musze sprzatac po cudzych dzieciach niczyje brudne dzieci mi nie przeszkadzają, bo niby dlaczego mialyby? Moje dziecko też jadło owoce i czekoladę i chrupki w kuchni przy stole czy w swoim krzesełku, które stało w kuchni oczywiście. Po czym było myte i bawilo sie dalej. Fotelik w samochodzie po prostu nie był miejscem spożywania, chciażby przez możliwosc zakrztuszenia sie. Ale to moja opinia zupełnie prywatna i nikogo nie namawiam do takiego unieszczesliwiania dzieci.
          M.

        • Haha teraz to już się śmieję sama z siebie. Myślałam że o samochodowym foteliku Pani pisała. Biję się w pierś. Tak to bywa jak się czyta w pośpiechu. Zwracam honor Pani i dziecku!
          M.

      • Też „uwielbiam” bezstresowo wychowywane dzieci, którym wszystko wolno, bo to przecież dziecko….masakra

  47. Dziwię się , że nie dostało się jeszcze Pani za Murzyna”

    • Nie widzę powodu, aby miało mi się za niego dostawać. Słowo Murzyn określa człowieka czarnoskórego i jest to jak najbardziej poprawny zwrot, od zawsze używany na określenie osoby rasy czarnej. O ile słowo to nie jest użyte w negatywnym kontekście, to z powodzeniem można nim operować. Niestety, histeria poprawności politycznej masowo uskuteczniania w ostatnich czasach, doprowadziła do zdegradowania tego słowa na rzecz sztucznie wymyślonego zwrotu Afroamerykanin. Nie mam zamiaru poddawać się tej histerii, zwłaszcza, że nie posiadam żadnej wiedzy, iż spotkany mężczyzna był Amerykaninem. Z urody bardziej przypominał Araba. Doprawdy, nie dajmy się zwariować.

      • Pani Emilio, mój stosunek do politycznej poprawności jest dokładnie taki sam.
        To był taki żart.
        Znając specyfikę tego bloga pomyślałam, że zaraz znajdzie się „życzliwy ” aby „wytknąć” Pani cokolwiek.
        Pozdrawiam.

        • 🙂 Pewnie i tak się znajdzie. Jeśli nie w kwestii Murzyna, to na pewno w jakiejś innej 🙂

          • Wykrakałam….

          • Właśnie! To ewidentnie Pani wina! 🙂 (żart) :). A tak na poważnie, to wiele Czytelniczek bierze moje wpisy do siebie, jakbym je adresowała do nich osobiście, zamiast traktować je po prostu jako poznanie mojego punktu widzenia. Cóż, z drugiej strony nawet je rozumiem – sama jestem emocjonalna i też zbyt często biorę pewne rzeczy do siebie. Chyba taka jest nasza kobieca natura, a przynajmniej większości z nas. Ten problem znika, gdy dyskutuję z mężczyznami. W dyskusjach z mężczyznami to zazwyczaj ja reaguję najbardziej emocjonalnie :). Pozdrawiam wszystkich!

      • A uwierzy Pani, że kiedy moje dziecko chciało w szkolnym konkursie wyrecytować „Murzynka Bambo”, pani organizująca konkurs wyraziła stanowczy sprzeciw, bo, jak to stwierdziła, jest to wiersz niepoprawny politycznie i budzący negatywne emocje?
        Przyznam, że tak mnie zbiła z tropu, że zamieniliśmy z synem Murzynka na Słonia Trąbalskiego i dopiero w domu zdałam sobie sprawę z absurdu sytuacji…

        • To prawda. Histeria poprawności politycznej jest nie do zniesienia. We łbach już się nam wszystkim od tego poprzewracało. Nie wiadomo, czy się śmiać, czy płakać. A „Murzynek Bambo” to bardzo fajny wierszyk jest 🙂

  48. Zapomniałam o „najlepszym”. Jak osmiolatka miała 3 lata, wyciągano jej orzeszek z oskrzeli pod narkozą. Dobrze się bawiła skacząc ba kanapie i jedząc słone orzeszki. Myślę, bez ironii, że jest szczęśliwym dzieckiem. Zawsze uśmiech na buzi. Mam nadzieję, że dożyje dorosłości.

    • Jest roznica pomiedzy dawaniem dziecku odrobiny wolnosci i niezaleznosci, uczeniu i pokazywaniu swiata, cwiczeniom sprawnosciowym i innym tym podobnym a byciem nieodpowiedzialnym rodzicem. Zloty srodek polega na tym zeby dac dziecku wolnosc w obrebie okreslonych ram, ktore wyznaczamy kierujac sie wlasnie jego bezpieczenstwem i tyle… Przesada w zadna strone jest niewzskazana.

  49. Moja siostra nauczycielka ma dalej idące poglądy i trójkę dzieci. Panował między nami nieustanny konflikt, bo zwracałam jej uwagę na co pozwala małym dzieciom. Na szczęście mi szybko przeszło bo stwierdziłam, jej sprawa jej dzieci. Szkoda moich nerwów. Jak dzwoni z placzem ze szpitala juz mnie to nie rusza. Dziewczynka lat 8 szyta glowa 3 razy, szyte wargi sromowe po upadku, zlamana reka. Dobra zabawa na placu zabaw i w domu. Bardzo lubi skakac i sie wspinać. Druga córka lat 3- szyta głowa, na nadgarstku narośl (nie pamietam nazwy, coś na „g”). Lekarz orzekł, że z przeciążenia stawu. Ale druga dopiero początkująca…

    • Jest coś takiego, jak zdrowy rozsądek. We wszystkim trzeba go mieć, zarówno w pozwalaniu dzieciom na zabawę, jak i w zakazywaniu. Przesada zawsze jest zła, bez względu na to, w którą stronę idzie.

  50. Zdecydowanie należy dziecku pozwolić być dzieckiem!
    Laurka jak zwykle cudowna 🙂
    Pozdrawiam 🙂

  51. Chetnie bym weszla raz w skore takiego biednego dziecka, ktoremu nic nie wolno. Usiadlabym sobie na lawce , zalozyla noge na noge i poprosila o aperitif i krzyzowke 🙂 Wtedy dopiero mamusia jedna z druga by sie zdziwila 🙂 A tak powaznie to czasami naprawde nie wiem czego rodzice oczekuja od malych dzieci, przeciez to wulkany energii i ruchu, potrzebuja jak powietrza.Moim zdaniem taka „nadopiekunczosc” czasami wynika tez z lenistwa bo mamy na placu zabaw wola patrzec w telefon albo gazete niz asekurowac dzieci na drabinkach.

  52. Przyznaję, że ja też czasami byłam taką panikują mamą. Ale fakt faktem, że moja córa przeżyła zderzenie z drabiną w wieku 6 miesięcy, potem upadek na główkę z wysokości szafek kuchennych w wieku lat dwóch i inne takie. A już absolutnie nie pozwoliłam jej wchodzić na wieżę linową w wieku przedszkolnym pewnie dlatego, że mam lęk wysokości. Do tej pory mi to wypomina 😉 Pozdrawiam i wszystkiego dobrego Wam życzę 🙂

  53. „Moja córeczka jest niepełnosprawna i musi się wspinać, ponieważ tak zalecił jej lekarz!” – taki argument to tzw. siła żelaznej logiki 🙂 Nie sposób go obalić. No chyba, że Matka tego biednego czterolatka byłaby lekarzem pediatrą lub rehabilitantką – wtedy jako argument zostałaby tylko podwórkowa „łacina” lub ewakuacja 😉 Serdecznie pozdrawiam!

    P. S. Zdjęcia jak zwykle „the best”.

    • Pani Michale ten argument może brzmi śmiesznie, ale w połowie jest na serio. Wprawdzie nie mamy nakazu lekarza, ale zauważyliśmy, że aktywność ruchowa bardzo pozytywnie wpływa na rozwój Laury i na pokonywanie problemów z osłabionym napięciem mięśniowym. Odkąd Laura zaczęła się wspinać na linach, drabinkach i ściankach, ustabilizowała ciało, postawa się wyprostowała i polepszył sposób chodzenia. Dlatego nieustannie motywujemy ją do wspinaczki.

      Oczywiście zawsze jesteśmy obok i z drżeniem serca przyglądamy się chwiejnym nóżkom Laury, bojąc się, czy przypadkiem nie spadnie (a akurat u Laury ryzyko upadku jest duże). Ale prawda jest taka, że nie można dziecka zamknąć w klatce i chronić przed całym światem, a groźne wypadki zdarzają się dosłownie wszędzie. Śmiertelny wypadek może się każdemu z nas zdarzyć – na prostej drodze, w wannie, czy nawet na chodniku coś może spaść nam na głowę. Z takiego właśnie wychodzimy założenia i mimo ryzyka, nie chronimy Laury przed całym światem. Wolimy, aby jak najszybciej córka nauczyła się radzić sobie w tym groźnym świecie.

      PS. Dziękuję za miłe słowa na temat zdjęć :).

      • Oczywiście pamiętam, że Laura z powodu częstych hospitalizacji miała pewne deficyty ruchowe, które intensywnie nadrabia, ale bezspornym dla mnie jest, że Pani wspomniana wyżej odpowiedź wynikała głównie z chęci „pozbycia się” nadopiekuńczej i – excuse-moi – wścibskiej interlokutorki. Dla normalnego, rozsądnego rodzica oczywistym jest, że plac zabaw służy rozwojowi fizycznemu i – co również bardzo ważne – społecznemu dzieci. Jeśli ktoś tego nie rozumie, to trzeba użyć mocniejszego argumentu, w Waszym przypadku medycznego. I ma Pani całkowitą rację, nikt, nigdy nie może być pewien, co go spotka w życiu, a jak to często bywa – los jest przewrotny, przykłady można mnożyć, np. wypadek naszego kierowcy rajdowego Janusza Kuliga lub Michaela Schumachera. A co do zdjęć, to w nawiązaniu do mojego pytania i Pani odpowiedzi sprzed ok. tygodnia to muszę pochwalić bardzo dobry wybór aparatu Pentax. Jest to bardzo dobrze zaprojektowany model, bo ma stabilizację matrycy, a zatem obiektywy powinny być dużo tańsze niż innych firm, bo nie muszą już mieć tego układu stabilizacji, który tani nie jest. Ale Pani ma tak dobre tzw. oko, że aparat jest i tak sprawą drugorzędną. Pozdrawiam!

      • Pani Emilio to jest święta prawda,co Pani robi i mówi ,jest Pani bardzo rozsądną młodą matką,wychowuje Pani córkę bardzo dobrze i najlepiej Pani wie co jest dla niej dobre.Mamuśki nadopiekuńcze wychowują dzieci pod kloszem a póżniej jak dorosną do jest masakra z takimi partnerami oni wszystkiego się boją i nic robić nie potrafią.Kocham Pani blog i całą WASZĄ RODZINKĘ. Całuję bardzo śliczną Laurę

  54. My mamy taką panikującą babcię. Pamiętam jak moja córka w wieku 5 lat miała iść z babcią na plac. Oczywiście doskonale wiedziała, że to co może robić z nami z babcia jest niewykonalne. Dała się ubrać ładnie, bo ja tylko w getrach ja puszczam „niczym chłopaka” (choć chłopaka w getrach 5-letniego nie widziałam) i poszła. Wróciła po 5 minutach po tym jak moje dziecko chodziło za babcią krok w krok i zabraniało jej usiąść na ławce, by spódnicy nie uje….ała. Babcia oburzona moim wychowaniem skróciła pobyt do kilku minut, a moje dziecko ze słodkim uśmiechem stwierdziło, że tak mówi Kacperek w przedszkolu i to wkur…. jego babcię. A ona jak to samo zrbi z babcia to będzie wreszcie sie mogła bawić.
    Ręce mi nieco opadły razem ze szczęką i pierwszy raz w życiu nic nie powiedziałam 🙂

    • A ja jestem babcią… Nie wiem, jaką. Wnuk pięciolatek próbował mnie rozgryźć. Na placu zabaw (och, mają teraz genialne, miękkie gumowane podłoża!) wchodził na wszystkie ścianki, siatki i inne takie najdziwniejsze urządzenia i prowokował: – Babcia! Dasz radę? – Och, czasem jednak. Była tam taka niby ławeczka, niby długa śruba, nisko nad ziemią, więc przecież bezpieczna (?), kazał mi siąść z jednej strony, sam przysiadł z drugiej, śruba się przekręciła wokół osi i babcia – bach – poleciała na kolana. Cała dzieciarnia rechotała, a mamy, babcie i dziadkowie przyznali z entuzjazmem, że też ich na śrubie sprawdzano. Pewnie by przypomnieli sobie, jak to jest w dzieciństwie: co chwilę nowe odkrycia, niespodzianki – zwyczajnie przygoda.

  55. Nie lubię placów zabaw. W piaskownicach jest czasem więcej dużych dorosłych rąk i buciorów w dorosłych rozmiarach, niż dziecięcych łapkę i stópek.
    Kiedys krótko obserwowałam akcję, jak się mamuśka jednego malucha wyzywała z tatusiem innego dziecka, w obecności innych dzieci od kretynów i idiotów. Ingerując w jakąś sytuację, która zaistniała między ich pociechami, niemal sami okładali się łopatkami po głowach, nie zważając na nic, nie oszczędzając przede wszystkim własnym dzieciom paskudnej sytuacji i przykrych doznań. Uciekłam stamtąd szybko, bo sama byłam z dziećmi i nie chciałam, żeby i moje dzieci stanowiły widownię dla jakichś nie do końca rozgarniętych, którzy naprawdę nie wiedzieć czemu zostali rodzicami…
    Często mam wrażenie, że w takich miejscach zachowania niektórych rodziców są bardzo na pokaz. Z tym, że wielu z nich nie ma tak naprawdę zbyt wiele do pokazania…

  56. Droga Pani Emilio W.Po przeczytaniu pierwszej czesci Pani wpisu ogarnela mnie straszliwa zlosc.Tak wlasnie na Pania.Czy Pani nie wie ze wlosy to ozdoba kazdej kobiety.A to co Laura ma na glowie to nic innego jak wygrana na Loterii.Dziewczynka jest jeszcze mala ale gdy dorosnie bedzie miala wlosy super dwa machniecia grzebieniem i burza lokow.Oj Pani Emilio
    nie kazdy ma grube proste wlosy idealnie uczesane.Sa tez tacy co maja trzy piora na krzyz i cierpia z tego powodu.Taki problem nie dotyczy Laury teraz i w przyszlosci.Sama mam kompleks wlosow chociaz mam naturalny kolor blond i chetnie kupie maly loczek na moja grzywke od Laury.Tak na marginesie na kazdym zdjeciu ma Pani rozpuszczone wlosy czy wiatr czy deszcz czy burza .Jak je Pani rozczesuje????

    • Pierwsza połowa mojego wpisu jest troszkę przekorna. Ja wiem, że Laura w tych rozczapierzonych włosach wygląda uroczo. Tylko że a) włosy włażą jej do rurki tracheo, b) wygląda, jakby jej własna matka nie miała w domu grzebienia 🙂

      Myślę, że w przyszłości włosy Laury będą jej wielkim atutem, ale na razie musimy je wiązać. A moje włosy są proste jak druty, kilka machnięć szczotką w zupełności wystarczy, aby mieć je pod kontrolą 🙂

      • Też mam w domu roztrzepańca i to w dodatku niecierpliwego. Taka fryzura jaką miała Laura na urodziny to marzenie ściętej (i wcześniej) głowy. I u nas sprawdza się Tangle Teezer. Nie wiem co ta szczota w sobie ma ale najgorszy kołtun rozczesuje bez krzyków 🙂

        • Mam właśnie w planach kupić tę szczotkę. Myślę, że w przypadku Laury zda egzamin 🙂

          • Włosy cudne 😀 Mamy taki sam egzemplarz włosowy. Jedynie są trochę rzadsze ale i tak każdy stoi w innym kierunku. Może ten 2010 rocznik tak ma?? 😛 Tangle Teezer sprawdza się u córki i u mnie. Dodam, że z rana wyglądam jak gwiazda lat 70/80 gdy nie zepnę włosów na noc.

            Również mam serce w gardle gdy córka wykonuje akrobacje. Tatusia to jakoś nie rusza, może dlatego że pracuje na dachu?

            Całusy 🙂

  57. nowa rurka? i bez gazika

    • Rurka cały czas ta sama firmy Shiley. A gazika nie ma, bo podczas zabawy na placu zabaw ufajdał nam się błotem i musiałam zdjąć 🙂

      • cześć – chodziło mi o koncówkę – na poprzednich zdjęciach jest jasna i większa (?) – a bez gazika lepiej wygląda 🙂

        • Końcówka to orator – na zdjęciu faktycznie jest inny, bo używamy dwóch. Jak jeden jest „w praniu” to zakładamy drugi”. A bez gazika faktycznie wygląda lepiej, tylko że jest to mniej praktyczne niestety :(.

  58. Hahahahaha normalnie mój dzień na placu zabaw ale oni mają prawie 2 lata i niektóre mamusie patrzą na mnie srogo bo pozwalam dzieciak na samodzielność. Nigdy nie zapomną mamy, która z synem przyszła na plac zabaw – w szpilkach to już pomijam. Dziecko chciało się bawić ale one mu mówi nie, bo ubrudzisz się, uderzysz się, jesteś za mały. Chłopiec miał około 4 lat – było mi go szkoda. Efekt stwierdziła, że tu nic dla niego niema do zabawy i wyszła z placu zabaw a dziecko miało łzy w oczach.

  59. 😀

  60. „Fuck off” też dobrze działa ale to wersja dla hardkorów 😉
    Jestem ofiarą „nie, bo se krzywdę zrobisz”. I choć wiem, że wynikało to z troski o dziecko z wadą serca, marna była to pociecha gdy na zajęciach wf zawsze byłam do tyłu z wszystkim, poza lękiem i czarnowidztwem w którym przodowałam.
    Aktualnie praktykuje gryzienie języka podczas ewolucji córki.
    Jak się go pozbędę to chociaż w słusznej sprawie, nie wpajania lęku.

    • Kamila, „Fuck off” zarezerwowałam dla biegającego za mną Murzyna 😛

  61. buahahahah dobre…zwłaszcza to że lekarz zalecił…a nie żyj bo umrzesz…rewelka!!! powinno byc jeszcze nie jedz bo……. 😀 super!!! buziak od Ciotki pa

    • Nie jedz, bo się udławisz 😛

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Publikując komentarz, jednocześnie wyrażam zgodę na przetwarzanie przez Administratora Danych Osobowych bloga www.kochamylaure.pl moich następujących danych: podpis, e-mail, adres IP, w celu i w zakresie do tego niezbędnym. Przetwarzanie danych odbędzie się zgodnie z obowiązującym prawem, a w szczególności z przepisami Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. (zw. RODO) i polityką prywatności znajdującą się pod adresem www.kochamylaure.pl/polityka-prywatnosci/