Epizod trzeci: Szczyt naszych możliwości

Autor: Emilia, mama Laury Data: sierpień 22, 2014 Kategoria: Historia Laury | komentarzy 40

Kusiło nas niemiłosiernie, aby zdobyć z Laurą jakiś wysoki szczyt. Byliśmy przecież w górach, więc czuliśmy się niemal zobowiązani, aby się na którąś z nich wdrapać. Jednak nie będę ukrywać, że targały nami poważne wątpliwości. Zwłaszcza, że odkryliśmy co najmniej pięć powodów, dla których nie powinno się uprawiać wspinaczki z dzieckiem chorym na CCHS i chorobę Hirschsprunga:

  • Jak przytrafi się Laurze coś złego, to nie znajdziemy w pobliżu szpitala ani lekarza, a zanim dotrą do nas ratownicy GOPR, może być już za późno.
  • Nie damy rady wnieść ze sobą respiratora, a przecież w górach mogą się Lurze zdarzyć zaburzenia oddechowe.
  • Pogoda w każdej chwili może się załamać, zwłaszcza, że od kilku dni przelotnie pada i grzmi, a na horyzoncie wciąż pojawiają się ciemne chmury.
  • Jak Laura dostanie silnego ataku biegunki, to nie będzie jak i gdzie jej wykąpać.
  • W dwie osoby raczej nie damy rady wspinać się z Laurą, z plecakiem pełnym sprzętów i akcesoriów medycznych, gadżetów pielęgnacyjnych, prowiantu, licznych ciuchów na zmianę i wielu innych przedmiotów „na tak zwany wszelki wypadek”.

Wobec wszystkich tych zacnych powodów, które bardzo zniechęcały nas do wspinaczki, wiadomo było, że i tak pójdziemy. No i poszliśmy, przede wszystkim dlatego, aby sobie udowodnić, że ta przeklęta choroba nie rządzi już naszym życiem. Że możemy robić to, na co mamy ochotę, ignorując strach, który przecież i tak zawsze będzie nam towarzyszył. W końcu co to by było za smutne życie, gdybyśmy nieustannie unikali wszelkich niebezpieczeństw, z ostrożności ciągle zamykali się w domu, przy okazji zazdroszcząc tym wszystkim, którzy są poza nim?

Kuba niósł na ramionach Laurę, plecak „must have” ze sprzętem medycznym oraz zapas glukozy dla niej i dla siebie. Ja natomiast, wlokłam się za nimi spakowana, jak na wojnę – w ogromnym plecaku miałam chyba wszystko, co potrzebne córce do przetrwania i to w każdą możliwą pogodę. Tak przygotowani ruszyliśmy przed siebie z silnym postanowieniem, że jeśli tylko Laura będzie gorzej oddychać lub gdy pogoda zacznie się psuć, to natychmiast zawrócimy. W końcu jesteśmy tylko zwykłymi szaleńcami, a nie kompletnymi świrami, no nie? 🙂

Nie wiem, ile godzin się wspinaliśmy, ponieważ między skałami i drzewami całkowicie straciłam rachubę czasu. Pamiętam tylko moje potworne zmęczenie, pot spływający strumieniami po plecach Kuby, uśmiechniętą jak zawsze Laurę i fantastyczne widoki wokół nas. Z tym całym balastem było nam ciężko, jak diabli, dlatego sami nie dowierzaliśmy, gdy nagle znaleźliśmy się na samym szczycie góry. A fenomenalne widoki, które tam zastaliśmy, wynagrodziły nam cały wysiłek. W ten sposób Laura, Kuba, ja oraz kontener rozmaitego sprzętu na naszych plecach – wspólnie zdobyliśmy Okrąglicę. Czyli najwyższy szczyt Pienin, 982 m n.p.m.!

Tego dnia byliśmy naprawdę z siebie dumni i zachwyceni otaczającą nas przyrodą. Dlatego myślę, że pozostanę przy tych zachwytach i nie będę już pisać o zmasowanym nalocie miejscowych komarów, ataku biegunki, która w końcu dopadła Laurę ani o szukaniu umywalki w odmętach Dunajca. Zwłaszcza, że to wszystko zdarzyło się już przy schodzeniu z góry, więc i tak się nie liczy. 🙂

***

Następny, ostatni dzień urlopu miał być wyjątkowo spokojny, leniwy i pozbawiony jakichkolwiek przygód. Poprzez słodkie „nicnierobienie” planowaliśmy zebrać siły na wyczerpującą podróż powrotną. Ale mnie jakoś wciąż było mało, więc namówiłam ekipę, aby tego ostatniego dnia jeszcze pojechać w Tatry. Celem wycieczki miał być  Kasprowy Wierch, miejsce według mnie bezpieczne dla Laury, nie pociągające za sobą szczególnego ryzyka. No bo w końcu co się może stać na Kasprowym, na który ludzie wjeżdżają wygodną krytą kolejką, który każdego dnia masowo odwiedzają turyści nawet z malutkimi dziećmi?

Kolejka górska zawiozła nas na szczyt, gdzie zjedliśmy kolację w mieszczącej się tam restauracji, a potem beztrosko poszliśmy w górę krótkim szlakiem turystycznym. Wszystko było super – pogoda spokojna, saturacja Laury świetna, widoki oszałamiające, nawet dzikie kozice górskie jakby oswojone. Jedynie te ciemne chmury, zbliżające się do nas z lewej strony, wyglądały nieco złowieszczo…

Chmury skradały się coraz intensywniej i nawet nie spostrzegliśmy, jak otoczyły nas z każdej strony, pogarszając coraz bardziej widoczność. Ale my i tak czuliśmy się bezpiecznie, ponieważ nie były to chmury burzowe, Laura cały czas wspaniale oddychała, a w dodatku byliśmy stosunkowo blisko kolejki linowej. W pewnym momencie poczuliśmy się, jakby ktoś nas wsadził do gęstego mlecznego koktajlu. Wokół nie było widać już nic, a my zrozumieliśmy, że jesteśmy w samym środku tego zjawiska…

Wobec zerowej widoczności w końcu poczuliśmy się trochę nieswojo, dlatego zawróciliśmy kierując się w stronę kolejki. Ale nagle zaczęło dziać się z nami wszystkimi coś bardzo dziwnego… Laurze saturacja spadała z zawrotną prędkością i za nic w świecie nie chciała rosnąć, mimo, że na nasze polecenie córka brała szybkie i głębokie wdechy! W pierwszym momencie pomyśleliśmy, że popsuł się jej pulsoksymetr, ale chwilę później zauważyliśmy, że z naszym oddychaniem również dzieje się coś złego. Kuba i ja poczuliśmy dziwny ból w płucach, nagle musieliśmy oddychać o wiele głębiej, niż zazwyczaj, a gdy założyliśmy sobie na palce czujnik od pulsoksymetru Laury, to z przerażeniem stwierdziliśmy, że my również mamy zbyt niską saturację!!! Wtedy spojrzałam na córeczkę i po prostu zdębiałam ze strachu – jej usta były zupełnie sine, ręce lodowate, chociaż dzielna dziecina starała się oddychać w bardzo szybkim tempie! Saturacja Laury drastycznie spadła z 98 do 78%, a ja odruchowo wyciągnęłam z plecaka ambu i zaczęłam ręcznie ją wentylować, szybko zauważając, że to absolutnie nic nie pomaga!!! Właśnie w tym momencie dotarło do nas, że wokół jest za mało tlenu, że ambu – zaciągające powietrze atmosferyczne – nie jest w stanie pomóc Laurze, bo tu po prostu nie ma czym oddychać! W pierwszym przebłysku wiedzy pomyśleliśmy o chorobie wysokościowej, ale chwilę potem przypomnieliśmy sobie, że wysokość 1987 metrów, na której aktualnie się znajdowaliśmy, jest zbyt mała aby wywołać taką chorobę. W takim razie powodem naszego koszmaru musiała być ta cholerna chmura…

Twarz Laury była w barwach papieru i kamienia, a usta w kolorze dojrzałej śliwki. Biegliśmy przed siebie kompletnie bezradni i przerażeni. Gdy w końcu wpadliśmy do budynku z turystami, nie zamierzaliśmy ani chwili czekać na następną kolejkę, więc byliśmy gotowi zjechać w dół choćby wagonem ze śmieciami, byleby tylko jak najszybciej się stamtąd wydostać. Początkowo ochroniarz nie chciał nas wpuścić do śmieciarki, więc Kuba poszedł z nim negocjować. Ja w tym czasie trzymałam Laurę w ramionach i wentylowałam ją ambu, sama pocąc się ze strachu, jak szczur… Po chwili jej twarz znów się zaróżowiła, usteczka ponownie zrobiły się czerwone, a saturacja na powrót wyniosła 98%. Dopiero wtedy poczułam prawdziwą ulgę…

Jadąc na Kasprowy Wierch przygotowaliśmy się na załamanie pogody i zabraliśmy zapas ciepłych ciuchów. Przygotowaliśmy się na oberwanie chmury i spakowaliśmy płaszcze przeciwdeszczowe. Zabraliśmy glukozę oraz zapas prowiantu na wypadek, gdyby komuś spadł cukier. Mieliśmy też wszelkie niezbędne akcesoria medyczne oraz ambu, które potrafi wentylować córkę z jeszcze większą mocą, niż respirator. Byliśmy pewni, że mamy ze sobą wszystko, co potrzebne, aby zapewnić naszemu dziecku bezpieczeństwo.

Ale absolutnie nie byliśmy przygotowani na bujanie w obłokach, zwłaszcza w tych deszczowych… Struktura ciężkiej chmury deszczowej zawiera dużą ilość wody, a małą tlenu i wytwarza się tam specyficzne ciśnienie – właśnie dlatego będąc w jej epicentrum wszyscy mieliśmy aż takie problemy z oddychaniem. Największe oczywiście miała Laura, ze względu na swoją nietypową chorobę. Tak naprawdę zostaliśmy kompletnie zaskoczeni – zarówno oddziaływaniem chmury na nas samych, jak i dramatyczną reakcją organizmu Laury. Najedliśmy się niewyobrażalnego strachu, połknęliśmy przy okazji gigantyczną dawkę pokory oraz zrozumieliśmy, że klątwa Ondyny wciąż potrafi nas brutalnie zaskoczyć. Że mogą zdarzyć się miejsca i okoliczności, w których ona znów przejmie nad Laurą całkowitą kontrolę…

Pewnego dnia grupa nastolatków chorych na klątwę Ondyny (CCHS) zorganizowała wypad w Alpy i z tego, co wiemy, cała ekipa bez problemu przeżyła wysokogórską wspinaczkę. A my jedynie chcieliśmy zabrać Laurę na jeden z „bezpiecznych” tatrzańskich szczytów, mijając po drodze dziesiątki innych turystów i ich dzieci. Ale wyprawa, dla postronnych ludzi zupełnie bezpieczna, dla Laury okazała się śmiertelnym zagrożeniem. Tam, na samej górze, zobaczyliśmy szczyt naszych możliwości – poznaliśmy też nowy aspekt choroby Laury i wróciliśmy do domu bogatsi o ważne doświadczenie.

Nasza niebezpieczna przygoda wcale nie oznacza, że już nigdy więcej nie zabierzemy Laury w wysokie góry. Oznacza to jedynie tyle, że decydując się na wspinaczkę musimy wziąć ze sobą dodatkowo dwie rzeczy: tlen w sprayu z maseczką twarzową oraz świadomość, że klątwa Ondyny jeszcze nie odkryła nam wszystkich swoich tajemnic.

Z tą chorobą trudniej zdobywa się szczyty. Z tą chorobą po prostu ciężko się żyje. Ale mimo to my i tak będziemy bujać w obłokach – bo z góry świat wygląda najpiękniej…

W deszczu

W strugach deszczu

Laura pochmurna jak pogoda

Koniki

Początek wspinaczki

Las na zboczu góry

Laura i badyl

Zachwycające stare drzewo

Wspinaczka

Już prawie na szczycie

Okrąglica zdobyta!

Szczyt zdobyty

Widok ze szczytu

Widok z Okrąglicy

Laura i tata

Selfie

Dziewczyny na Okrąglicy

Pieniny

Z lotu ptaka

Trzy Korony

Wodospad

Laura w kolejce górskiej

Tarty

Jedziemy na Kasprowy

Wędrówka

Kasprowy Wierch

Droga na Kasprowy Wierch

Kozica górska

Kozica w Tatrach

Widoczek

Otaczają nas chmury

Zachwycające Tatry

Laura buja w obłokach

Robi się niebezpiecznie

Złowieszcze chmury

Ostatnie zdjęcie na Kasprowym

tlen w sprayu

komentarzy 40

  1. WAŻNA INFORMACJA!

    Kochani Czytelnicy, od jakiegoś czasu złośliwy krasnolud kradnie najnowsze posty z bloga Kochamy Laurę!!! Z tego powodu wielu ludzi wchodząc na naszą stronę nie widzi nowych wpisów na blogu, tylko stare. Być może Wy też jesteście w tym gronie i nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy. Dlatego mam do Was prośbę, która rozwiąże problem znikających postów:

    Co należy zrobić, aby zobaczyć nowe posty?

    1. W przeglądarce, której używacie do przeglądania Internetu należy odświeżyć naszą stronę naciskając jednocześnie „ctrl” oraz „F5” (w komputerach Apple „command” oraz „R”),
    2. Jeśli to nie zadziała, to wyczyścić historię swojej przeglądarki,
    2. Jeśli to nie pomoże, to wyczyścić pamięć cookis.

    Po tym zabiegu już wszystko powinno poprawnie działać już zawsze 🙂

  2. Witam 🙂 Zaglądam Tu od dawna i strasznie się cieszę, że ten Wasz „szczyt możliwości” wciąż rośnie. Mój partner ma I grupę inwalidzką, a mimo tego zdobył Kilimandżaro, Mont Blanc, Aconcaguę, Elbrus. Dzięki determinacji i chęci życia pokonujemy nasze ograniczenia. Niektórym jest ciężej, ale to nie znaczy, że zrobią mniej. Laura ma szczęście, bo Jej Rodzice robią wszystko, by miała normalne dzieciństwo, a Rodzice Laury mają szczęście, bo trafił im się Prawdziwy Skarb. Pozdrawiam serdecznie.

  3. Cieszę się, że udało Wam się wyjechać w góry, świetnie spędzić czas, oderwać się od codzienności, zmienić klimat. To bardzo potrzebne.

  4. Po przeczytaniu od razu przypomniał mi się wierszyk, który napisałam dla swojej córki (która nota bene urodziła się praktycznie w tym samym czasie co Laura): „Wiele mogę. Wiele chcę. Wiem, że da to zrobić się. Więc wysiłku nie żałuję. Czasu też już nie marnuję. Daję radę. Daję słowo. Wkrótce będzie odlotowo.” Z życzeniami, by choroba jak najczęściej pozwalała wam, by mimo wszystko było odlotowo, pozdrawiam serdecznie 🙂

    • Pani Emilio z calym szacunkiem dla pani i p.Kuby byla to lekkomyslnosc .Co by pani zrobila gdyby zaslabl p.kuba .po takim wysilku ,niosl dziecko ,plecak szedl pod gore ,z jego choroba ??????????????

  5. Super zdjęcia!
    Można by pomyśleć,że jest pani z zawodu fotografem. Taki profesjonalizm!

    • Pięknie dziękuję! Dopiero uczę się robić zdjęcia – to moje nowe hobby :). Ale przede mną jeszcze bardzo długa droga.

      • Gołym okiem widać, że te zdjęcia to nie tak „ot pstryknięte” 🙂 Sądzę zatem, że początki całkiem udane 🙂

        • Bardzo dziękuję za motywację 🙂

          • To ja, podłączając się do tego wątku, bo zdjęcia faktycznie robią wrażenie, pozwolę sobie jeszcze zadać pytanie – Pani Emilio, jakiego Pani używa sprzętu fotograficznego? I nawet nie tak bardzo mi chodzi o aparat (body), ale o obiektyw(y). Bo owszem, prawdą jest, że dobry fotograf zrobi zdjęcie nawet pudełkiem po butach 😉 i u Pani widać to dobre oko i pewną rękę, ale dobry sprzęt, w szczególności tzw. szkła dobremu fotografowi na pewno jeszcze pomogą osiągnąć takie efekty, jakie widzimy na powyższych zdjęciach… Pozdrawiam!

          • Swoją przygodę z fotografowaniem dopiero zaczynam i jestem kompletnym amatorem samoukiem. A do własnych zdjęć podchodzę bardzo krytycznie i jeszcze sporo muszę się nauczyć, aby być z nich zadowolona. Od niedawna mam starą, używaną, ale dla początkujących całkiem dobrą lustrzankę PENTAX K100 m.in. z manualnym obiektywem 50/2 mm. Staram się robić zdjęcia manualnym obiektywem i sama ustawiać parametry ostrości i przysłony, gdyż ten obiektyw daje mi największe pole do popisu. Ale ma też swoje wady – nadaje się do robienia wyłącznie zdjęć z bliska, portretów. Natomiast nie posiadam jeszcze obiektywu nadającego się do robienia zdjęć z dalszej perspektywy, dlatego wykonując zdjęcia krajobrazów muszę szukać dobrego światła i nadrabiać obróbką.

            Ale tak, jak już pisałam, to wszystko na razie taka amatorszczyzna. Eksperymentuję też z obróbką zdjęć, ale na razie bardzo niewinnie. Tak naprawdę jakość zdjęcia bardziej zależy od umiejętności fotografa niż od aparatu. Można mieć świetny sprzęt, a robić beznadziejne zdjęcia i na odwrót – można zrobić genialne zdjęcie nawet zwykłym telefonem (tu jest przykład zdjęcia zrobionego telefonem przez jednego z moich ulubionych fotografów 🙂 https://www.facebook.com/Lifenotes.Foto/photos/a.547972641935532.1073741831.196122203787246/726796094053185/?type=1&theater).

            Moim marzeniem jest dobrej klasy aparat, który dawałby mi szerokie możliwości zastosowania. Ale na razie byłby w moich rekach bezużyteczny, gdyż nie mam jeszcze odpowiednich umiejętności, aby go należycie wykorzystać. Proszę trzymać kciuki za moje jak najszybsze przyswajanie wiedzy 🙂

  6. Na następny wyjazd polecam Bieszczdy, nie za duże, nie za małe, no i też cudne

  7. A wiec to tak sie czuje jak sie jest w srodku chmury! zawsze sie nad tym zastanawialam. Dobrze, ze wszystko ok, ale swoja droga, czy odpowiedzialni za obiekt nie powinni zamieszczac informacji o tym, bo jednak „zwykly” czlowiek, niekoniecznie sie orientuje jak to jest w gorach.
    Zdjecia przepiekne, i powiem Ci Emilio, ze obudzilas we mnie apetyt na poznawanie takich miejsc, do tej pory gory mnie zniechecaly, nie wiem czemu.

    • Bez żartów, jeśli ktoś wybiera się na wysokość 2000 m npm powinien robić to odpowiedzialnie, a nie oczekiwać ze „odpowiedzialni za obiekt” postawią tablicę z wymienionymi wszystkimi okolicznościami,.które mogą wystąpić tamże. Dobrze ze skończyło się na strachu

  8. Mieliście świetny urlop i to jest ważne!
    Fotki fantastyczne!
    Pozdrawiam 🙂

  9. Piekne zdjecia i piekne wspomnienia z urlopu 🙂 Gratuluje odwagi ! Ja jestem tchorz i nigdy nie odwazylabym sie na cos takiego. Zreszta przy moim ” szczesciu ” na pewno staloby sie wszystko co najgorsze i wtedy bym sobie nie wybaczyla. Wiec czlowiek wolal przesiedziec pol zycia…. w prawie jednym miejscu… Czy warto bylo ?…. Nie wiem. Pozdrawiam serdecznie cala Rodzinke ! <3

  10. Proszę, taki niepozorny Kuba, a jakie ciężary przenosi. I to na sam szczyt.
    Szczęściarze.

  11. Jest Pani dla mnie jak niedościgniony wzór. Prawdziwa kobieta sukcesu, mimo choroby córki i przeciwności losu. Chciałabym być jak Pani. To prawda, że społeczeństwo od nas, matek dzieci niepełnosprawnych oczekują całkowitego wycofania się z życia społecznego. Nie powinnyśmy odnosić sukcesów, bo jak to, oni pełnosprawni, bez problemów wyżeczeń do niczego nie doszli, a my odbieramy im sukces. To przecież im się należy. Nie możemy być szczęśliwe, mieć udane życie rodzinne, nigdzie wyjechać, odpocząć. Powinnyśmy zamknąć się w czterech scianach, żyć z zasiłku, biadolić jak nam to jest niedobrze, jak to my jesteśmy pokrzywdzone przez los, ubierać się najlepiej w worek jutowy, nie dbać o siebie, nie malować, nie ćwiczyć itd. To jest polska zawiść, nie zazdrość, zazdrość jest budująca, pozwala ambitnie dążyć do celu. Zawiść to jest mniej więcej takie coś „Panie Boże spraw abym wygrał milion w totka, a sasiadowi ukradli nowego mercedesa”. Bedę się buntowała przed takim podejściem do tej sprawy!

    • Jestem bardzo , bardzo zdziwiona tym komentarzem …………. Poniewaz NIKT w opublikowanych komentarzach nie napisal niczego negatywnego itd…… ! Przeciwnie ! Przykro czytac takie rzeczy….

      • Z tego co czytalam , to kazdy zyczy p. Emilce i Jej rodzinie wszystkiego co najlepsze. Skad wiec takie gorzkie mysli, ze ” wszyscy ” mysla tak czy siak o niepelnosprawnych dzieciach ???

        • Przepraszam, to nie tak miało wyjść. Trzy dni czytałam tego bloga i to jest moje ogólna opinia co do niektórych opisywanych sytuacji. Niefortunnie zostawiłam komentarz pod tym postem. 1.Źle mnie zrozumiałaś, niczego negatywnego nie pisałam, na temat Emilii i jej rodziny. Przeciwnie, bardzo ją podziwiam. Napisałam przecież, że jest dla mnie wzorem. 2. Mam syna z DPM i widze jak ludzie podchodzą do osób niepełnosprawnych, dożuć jeszcze upośledzenie umysłowe i wogóle przykre……

          • Dzieki za sprostowanie Kajajaka 37 i odpowiedz. Do konca nie jestem przekonana czy to spoleczenstwo oczekuje umartwiania sie rodzicow niepelnosprawnych dzieci, czy to wladze tego oczekuja… Bo wedlug nich , z pustego i Salomon nie naleje. Zyjemy w chorym swiecie….. 🙁 Wszystkim rodzicom niepelnosprawnych dzieci i samym dzieciaczkom zycze wszystkiego co najlepsze i wielu chwil na zlapanie oddechu i odpoczynku. Pozdrawiam serdecznie.

    • Na całe szczęście jest coraz więcej możliwości, aby te stereotypowe myślenie łamać. Nie tylko się takich wspomnianych zachowań oczekuje od rodziców dzieci niepełnosprawnych, ale też od samych niepełnosprawnych, czego ja doświadczam. Nie miej męża, nie miej dzieci, bo po co i Tobie i dziecku będzie ciężko, nie wysilaj się, nie pracuj itp, a ja to wszystko robię i jestem z tego powodu szczęśliwa. Dobrze, Emilio, że wyciskacie z życia, co się da i życzę Wam powodzenia.

  12. Emilko jestem z Was dumna 😀 piękne widoki, przepiękne zdjęcia 🙂 Kochani życzę wam Jak najwięcej Miłości Radości Szczęścia <3 <3 Emilko moja Kochana widać że jesteście szczęśliwy oby zawsze tak było .A ja zawsze jestem sercem z Wami <3 :-* całuski dla Was i Laurki :-*

  13. Trzeci Twój wakacyjny wpis, a ja przy każdym się wzruszam…piękne jest to to,że potraficie cieszyć się z tak „małych” rzeczy oczywiście dla Was „dużych”, że nie poddajecie się, że dążycie do normalności, że tęsknicie za tym, bo to naturalne po takich przeżyciach… życzę Wam z całego serca jak najwięcej takich dni:beztroskich, razem i bez codziennych zmartwień o zdrowie Laury
    P.S. Piękne zdjęcia

  14. Piękna wycieczka. Mnie też rodzice jako czterolatkę wzięli na wycieczkę na Trzy Korony. Do dzisiaj wspominają to wydarzenie, jak to mnie musieli nieść, bo niestety nie dałam rady sama pokonać całej trasy.
    Jedno małe sprostowanie – Trzy Korony nie są najwyższym szczytem Pienin. Najwyższy szczyt to Wysoka w Małych Pieninach. Pozdrawiam.

    • Ale Małe Pieniny zaliczane jest jako oddzielne pasmo górskie, które ma swój własny wysoki szczyt 🙂 . Przynajmniej tak powiedział nam inny turysta 🙂

      • Pieniny są centralnym wypiętrzeniem Pienińskiego Pasa Skałkowego. Mają 35 km długości i dzielą się na trzy pasma Pieniny Spiskie (najwyższy szczyt – góra Żar (883 m)), Pieniny Właściwe (najwyższy szczyt – Trzy Korony (982m)) oraz Małe Pieniny (najwyższy szczyt – Wysoka (1050m), który jest jednocześnie najwyższym szczytem całych Pienin).
        Przepraszam, że trochę się mądrzę, ale pisałam na ten temat pracę magisterska :). Nie zmienia to jednak faktu, że Trzy Korony, przynajmniej według mnie są jednym z najbardziej efektownych szczytów polskich Pienin.
        Anyway, wycieczka w przypadku waszych ograniczeń bardzo ładna i odważna. Podziwiam.

        • Serdecznie dziękuję za informację, będę pamiętać, że weszliśmy na najwyższy szczyt Pienin Właściwych. W każdym razie wycieczka była trudna ale warto było – dla pięknych widoków i dla podniesienia wlasnej samooceny 🙂

  15. Przepraszam, że tak „off-topic” trochę, ale czy nie myślelście o nosidle dla Laury? Nie wiem, ile Laura waży, ale taki np. Deuter Kid Comfort III spokojnie udzwignie szkraba do 20 kg. Kuba się mniej zmęczy, Laurze będzie wygodniej…
    Nowy Deuter Kid Comfort III to wydatek około 1500 zł, ale można znaleźć na (brytyjskim!) e-bayu używane, w b. dobrym stanie już od około 600 zł z przesyłką włącznie.

    • Myśleliśmy o takim nosidle, ale mamy co do niego spore wątpliwości. Nosidło zbudowane jest w taki sposób, że stwarza dziecku idealne warunki do spania i faktycznie maluchy często tam zasypiają. Boimy się, że w nosidle Laura mogłaby nam przysypiac, a my przecież musimy robić wszystko, aby odwieźć ją od tego pomysłu. Gdy Kuba niesie Laurę na barkach, to ruchy jego ciała stymulują ruchy przepony u Laurki. Dzięki temu córka świetnie oddycha i nigdy nie jest senna.

      • a, fakt. Przepraszam, zupełnie nie przyszło mi to do głowy. Miłego weekendu!

    • Gdzie my do jasnego groma zyjemy ,ze uzywamy zwrotow angielskich w polskiej pisowni.

  16. „W końcu jesteśmy tylko zwykłymi szaleńcami, a nie kompletnymi świrami, no nie?”. Uwielbiam Panią za takie teksty i podziwiam Was za nieugiętą walkę z ograniczeniami 😀 A co do niebezpiecznej przygody na Kasprowym, to wynikła z niej pożyteczna nauka – musicie mieć przy sobie również ten tlen w sprayu, bo teoretycznie podobna historia mogła się Wam przydarzyć np. podczas przymusowego postoju w jakimś tunelu. Mnie też nieraz zaskoczyła reakcja mojego organizmu na nietypowe warunki, np. na przegrzanie się. Nieodmiennie serdecznie pozdrawiam!
    P. S. Fantastyczne zdjęcia!

  17. Jesteście niesamowici!!
    Bardzo się cieszę że przełamaliście strach i udaliście się zdobywać szczyty.
    Rośniecie w moc !! 🙂
    Laura jest boska, na wielu zdjęciach mam wrażenie że rozpierą ją duma z tego że pokonuje kolejne przeszkody 🙂
    Ale ten tlen w spray-u to jakiś obłęd hehe. Gdyby ktoś inny powiedział mi że coś takiego istnieje to uznałabym to za dobry żart!!
    No ale czego to ludzie nie wymyślą 🙂 Super że istnieje coś takiego i następnym razem będziecie czuć się jeszcze bezpieczniej mając go w plecaku .
    Pozdrawiam

  18. Podziwiam Was.

  19. Piękne zdjęcia, piękne widoki, Wy piękni, ale przeżycia mrożące krew w żyłach! Góry jednak są bardzo zdradliwe!

  20. Małe, wielkie kroki 🙂

  21. Jestem z Was dumna 🙂

    • Jeju piekne zdjecia. widoki warte trudu!
      Gratuluje

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Publikując komentarz, jednocześnie wyrażam zgodę na przetwarzanie przez Administratora Danych Osobowych bloga www.kochamylaure.pl moich następujących danych: podpis, e-mail, adres IP, w celu i w zakresie do tego niezbędnym. Przetwarzanie danych odbędzie się zgodnie z obowiązującym prawem, a w szczególności z przepisami Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. (zw. RODO) i polityką prywatności znajdującą się pod adresem www.kochamylaure.pl/polityka-prywatnosci/