Rosyjska ruletka…

Autor: Emilia, mama Laury Data: kwiecień 14, 2015 Kategoria: Historia Laury | komentarzy 51

Z niedzieli na poniedziałek miałam wyjątkowo ciężką noc, męczona regularnie powracającymi problemami z bezsennością. Przez wiele godzin nie mogłam zmrużyć oka, a złowieszczy wiatr, szalejący za oknem, dodatkowo uniemożliwiał wyciszenie się. Rano czułam się przez to wszystko kompletnie wycieńczona, więc nie mogłam prowadzić samochodu. Nie było wyjścia i tego poranka Kuba musiał mnie wyręczyć zawożąc Laurę do Gdyni na umówione zajęcia z ortoptystką.

Tata z córką wsiedli do samochodu i wyruszyli, a ponieważ udało im się zebrać wcześniej, Kuba cieszył się, że mogą jechać bezpiecznie i bez pośpiechu. Wyjechali na główną drogę, a wtedy on spostrzegł w lusterku, że nie zapiął Laurze pasów bezpieczeństwa! Postanowił jak najszybciej naprawić swój błąd, znalazł zatoczkę na poboczu drogi i tam na moment zaparkował.

Wszystko trwało dosłownie chwilkę – ot wysiadł z auta, zapiął córce pasy i z powrotem usadowił się na siedzeniu kierowcy. Jednak już nie zdążył włączyć silnika, ponieważ w mgnieniu oka stało się coś, czego nie był w stanie przewidzieć. W tych ułamkach sekund, które zostały do uderzenia, zdążył jedynie zobaczyć lecące na niego i na Laurę drewno…

Tuż obok przejeżdżał właśnie tir przewożący gabarytowe elementy z drewna, w dodatku źle zabezpieczone. Wiatr, tego dnia wyjątkowo silny, dmuchnął ze zdwojoną mocą i sprawił, że drewno umiejscowione na szczycie przyczepy spadło na pobocze, akurat tam, gdzie znajdował się zaparkowany samochód z moją jedyną córką i z mężczyzną, z którym postanowiłam dzielić życie.

Kuba nie miał żadnych szans, aby w jakikolwiek sposób zareagować. Mógł jedynie patrzeć na ciężkie drewno lecące w jego stronę i mieć nadzieję, że jednak jakimś cudem w niego i w Laurę nie trafi. Siła uderzenia była tak duża, że wielkie elementy rozpadły się w drzazgi – jakieś dwa metry przed maską ich samochodu…

Kuba wrócił do domu z wiązanką żółtych tulipanów, psychicznie nieco wstrząśnięty i przywiózł mi Laurę, całą oraz zdrową. Następnie opowiedział, co ich spotkało.

A ja mam teraz te tulipany oraz świadomość, że dwa metry dalej mogłabym już nigdy nie zobaczyć córki i mężczyzny. Dwóch osób, bez których moje pełne pasji i sensu życie byłoby jedynie bezproduktywną wegetacją…

***

Każdego dnia kochasz, dbasz, żywisz, starasz się i walczysz o swoich bliskich. A wtedy nadchodzi jedna krótka chwila, jedno głupie zdarzenie, które może obrócić to wszystko w proch. Życie jest jak hazard, jak piekielna rosyjska ruletka. A ty, czy masz szczęście w tej grze?

Ojciec i córka

komentarzy 51

  1. W tych ostatnich dniach przed rozliczeniami, przypominamy się z 1% podatku. Dziękujemy! https://www.kochamylaure.pl/o-laurce/1-podatku/

    • Nasz 1% już poleciał do Laurki 🙂 Co więcej, poprosiłam biuro rachunkowe, w którym się rozliczamy, że gdyby ktoś nie miał pomysłu czy potrzeby, komu przekazać swój procent, to panie księgowe podpowiedzą właśnie Laurę. Mam nadzieję, że coś z tego będzie 🙂 Pozdrawiam serdecznie z Gdyni!

      • Dziękujemy!!!

  2. Czytam i jestem wstrząśnięta. Tak nie wiele czasem potrzeba żeby świat wyróżnił się do góry nogami. Bardzo się cieszę że wszystko dobrze się skończyło. Ale dziś to co czytam jest mi szczególnie bliskie.
    Po południu moi rodzice wyszli jak co niedzielę na spacer ich ulubiona trasą m.in przez las. W pewnym momencie spotkali jakiegoś młodego człowieka z wielkim drągiem ktorym zaczął wymachiwac i grozić im. Był po jakiś prochach. Jakimś cudem nic im nie zrobił. Mama wróciła do domu roztrzesiona. A do mnie ciągle dociera, że ten wieczór mógłby wyglądać zupełnie inaczej. Ze kiedy im machałam ręką kiedy wychodzili na spacer – mogłam im machać ostatni raz.

    • Może to banalne, co napiszę, ale ja od jakiegoś czasu (właściwie odkąd mam synka), zawsze gdy idę na spacer, zabieram ze sobą gaz. Nigdy nie wiadomo, kogo się spotka, a taki drobiazg może uratować życie (mam nadzieję). Może Rodzicom też by się przydał?

      • Mnie i Laurę gaz kiedyś uratował… Musiałam go użyć we własnym domu. Warto mieć go przy sobie.

  3. Już ktoś tu napisał, być może gdyby Kuba był w ruchu samochodowym, nie mieli by tyle szczęścia by się teraz z Tobą tulić. A gdybyś Ty jechała? Zapięłabyś pasy, bo zawsze sprawdzasz i być może nie byłabyś w stanie w żaden sposób zapanować nad sytuacją. I to Kuba straciłby rodzinę. Wiele jest scenariuszy możliwych. I Twoja bezsenność była bardzo potrzebna wczoraj. Właśnie po to, żeby mógł się ziścić ten najlepszy scenariusz.
    Wiele lat temu przekonałam się, że istnieje tylko dziś i nie ważne jest w sumie co takiego się dzieje wkoło, ważne jest co się czuje. I uszanować, to czucie właśnie. Z ciepłem pozdrawiam, wierząc jednocześnie, że sami dla siebie jesteście stróżami :))

  4. Po tym po napisałaś przypomniała mi się historia mojego prawie, że „bliskiego” spotkania z łosiem. Około 10 wieczorem, wracałam do domu trasą Lublin-Warszawa. Pusto na drodze. Jechałam pewnie z prędkością około 120 km/h. I raptem przed maską mojego samochodu zobaczyłam ŁOSIA. Absolutnie nie miałam czasu na hamowanie. Ominęłam go jakiś cudem i też jakiś cudem nie wylądowałam w rowie po drugiej stronie drogi. Ech. Miałam szczęście. Pozdrawiam 🙂

  5. Moja teściowa zawsze w takich przypadkach mówi: „Anioł skrzydło podłożył”. Z całego serca cieszę się, że ten Anioł był na tej drodze i ma Pani całą rodzinkę w komplecie. Pozdrawiam serdecznie!

  6. Z przerazeniem czytałam ten tekst. Dobrze,ze tak szczęśliwie się zakończyło.Pozdrawiam.Proszę poprawić końcówkę wpisu „dna”,przepraszam za zwrócenie uwagi ale Pani teksty są zawsze dopieszczone.

  7. To takie jednowymiarowe – stwierdzenie, że ktoś o nas dba i nad nami czuwa… I przepraszam ale bardzo naiwne. I nie mam tu na myśli aspektu wiary. Ty sobie myślisz, jaki spotkał Cię pech, że zderzyłaś się z innym pojazdem a może ten pech jest szczęściem nieświadomego przechodnia, którego byś potrąciła, gdyby nie doszło do kolizji. I co wtedy z Twoim stróżem ? Dogadał się z tym drugim? to ja pozwalam na pecha u mojego podopiecznego i zgadzam się na wypadek, żebyś Twój podopieczny miał szczęście i nie zginął na pasach 😉

    Trochę filozofuje ale zmierzam do tego, że jesteśmy tylko uczestnikami plątaniny wątków i zdarzeń. Mamy skłonności, które pewnie wynikają z wewnętrznej potrzeby poczucia bezpieczeństwa, do tego, że ktoś na nas patrzy, kieruje nami, planuje, pomaga albo przeszkadza a mi się wydaje, że tak nie jest. Że to wszystko się dzieje przypadkiem. Że nawet jak ktoś na tej przysłowiowej górze jest – to tylko patrzy…

    Ale tak czy inaczej – zaplanowane czy nie – cieszę się, że nic się nie stało 🙂 że tata cały i Laura cała i niech Mama się porzàdnie wyśpi 🙂

  8. Znam osoby, które zginęły w wypadku samochodowym 100 m od domu 🙁
    Smutne to.
    Ale dobrze, że tak u was się skończyło.

  9. Rozpłakałam się – ja, nie wyobrażam sobie co Ty poczułaś, gdy dowiedziałaś się co się wydarzyło. Wyobraźnia może zamęczyć, wiem coś o tym. Tak się cieszę, że są cali i zdrowi!

  10. W takich momentach człowiek docenia to co ma, właśnie wtedy, kiedy zdaje sobie sprawę jak łatwo może to stracić. Wiem, że nie ma się co martwić na zapas, ale chyba każda matka tak ma, że się właśnie martwi, a w głowie kłębią się jej same czarne scenariusze… Myślę, że takie sytuacje uczą nas pokory i pokazują co jest w życiu ważne. Ściskam Was mocno!

  11. Często o tym myślę. W zasadzie zawsze, gdy mój nie-mąż wsiada do samochodu np.z naszym starszym dzieckiem by jechać do babci, kilkadziesiąt kilometrów. Od dzieciństwa cierpię na tego rodzaju paranoję. I ma to prawdopodobnie równie trudno znaleźć lekarstwo, co na bezsenność…

  12. ryczę i nie mogę przestać. Życzę wszystkiego najlepszego i nigdy więcej już takich przeżyć.

  13. Jaka ruletka jest życie dowiedziałam się kilka miesięcy temu a dokładniej 2.01.15. Położyłem spać cudowna mądra aktywna córeczkę po to by o 5 rano gnac karetka na sygnale do szpitala. Tak po kilku godzinach czekania w końcu usłyszałam diagnozę maloforacja tętniczo żylna spowodowała krwiaka srodczaszkowego który pękł. Nie wiadomo było czy przeżyję i w jakim stanie będzie. Dziś Zuzka mówi śpiewa liczy chodzi ze mną za raczke. Walczymy z paraliżem spastystycznym ale wierzę że wygramy. Kiedyś czytając Twojego bloga zastanawiałam się co czujesz jak bardzo jesteś silna zaradna podziwiając Cie dziś jestem w podobnej sytuacji i to wszystko wydaje mi się takie normalne…

    • Tak bardzo mi przykro… Czasami spadają nam na głowę tragedie, a najgorsze jest to, że nie mamy na to żadnego wpływu. Ty też nie miałaś wpływu na chorobę, która dopadła Twoją córeczkę. Wierzę jednak, że dzięki miłości i determinacji któregoś dnia wygracie! Miłość i oddanie rodziców potrafią zdziałać prawdziwe cuda, a często stają się najskuteczniejszym lekarstwem na chorobę dziecka. Powodzenia w Waszej walce!

  14. Emilio,

    tak wzruszająco piszesz, że przepraszam ale znowu ryczę po przeczytaniu twojego wpisu. Powinnaś napisać książkę. Współczuję przeżycia. Ja jestem dziś w ogóle wydarta z toru normalnego życia bo mąż przyszedł o opowiedział, że jego koleżanka z klasy, rówieśniczka 36 lat dziewczyna, zmarła bo poszła urodzić dziecko do szpitala. Miała pecha i trafiła na konowałów a nie lekarzy. Dziecko zmarło i kazali jej rodzić martwe dziecko naturalnie mimo iż ona prosiła o cc. Doszło do krwotoku i zatrzymania akcji serca dziewczyny. Leżała parę tygodni na intensywnej terapii i na koniec lutego zmarła. Zostawiła męża i 15 letniego syna bo lekarzom szkoda kasy na cc. Dodam że pani dr na wizycie powiedziała że dziecko żyje i ma iść do szpitala bo to był 42 tc a w szpitalu pow ze dziecko na wizycie musiało już nie żyć. A teraz wszyscy umywają ręce od tragedii.

    • Przerażające…

    • To straszna tragedia, ale przy martwym dziecku cc jest obarczone dużo większym ryzykiem niż poród naturalny, głównie chodzi o ryzyko zakażenia, bo martwe tkanki dziecka + rana matki to wysokie prawdopodobieństwo sepsy. Ale poród martwego dziecka w ogóle nie jest naturalną sytuacją tylko wysoce patologiczną i sam w sobie stanowi zagrożenie. To dużo wyższe ryzyko dla matki niż przy porodzie żywego dziecka. Nie zawsze są winni lekarze, czasem winna jest niedoskonała ludzka biologia.

      • Ta historia jest dobrze publicznie znana, poród w Zabrzu – martwego od dziesięciu, może kilkunastu dni dziecka. Tragedia, przerażająca – ale pisanie, że poród odbył się SN bo lekarzom szkoda było kasy na CC jest grubą niesprawiedliwością, po prostu kłamstwem. Gdy ciało dziecka jest w stanie rozkładu, operacja (otwarcie jamy brzusznej) byłoby dla kobiety wyrokiem śmierci – sepsa gwarantowana, nie ma takiego antybiotyku który można byłoby podać osłonowo. Lekarze postąpili zgodnie ze sztuką medyczną – w szpitalu. Bo lekarz prowadzący ciążę to osobna historia – wyjaśniają ją prokuratura, rzecznik praw pacjenta.

  15. Pani Emilio,
    Natknęłam się na Pani blog przypadkiem, kilka dni temu (jeszcze nie zdążyłam go przeczytać w całości) i jestem pod ogromnym wrażeniem Pani siły, wytrwałości i determinacji, a także nieprawdopodobnej radości życia Laury, która chce żyć nie tylko godnie ale i pełnią życia. Pani oraz Pan Kuba w tak wspaniały sposób Jej to umożliwiacie. Podziwiam Panią za odwagę, również tą dotyczącą sposobu wyrażania przemyśleń i emocji oraz radzenia sobie z komentarzami osób, których żądanie „aby internet ich nie obrażał” jest godne jedynie uśmiechu z politowaniem, niemniej domyślam się jak bardzo denerwujące. Uświadomiłam sobie, że dzięki niezwykłej urodzie Pani córki oraz pięknym zdjęciom łatwo jest zapomnieć o tej drugiej stronie medalu: bezsennych, wypełnionych lękiem nocach, nieukojonym poczuciu bezsilności, cierpieniu Laury, zarówno fizycznemu jak i emocjonalnemu, tej straszliwej niepewności co przyniesie przyszłość… Myślę, że wszyscy odwiedzający ten blog powinni mieć te względy na uwadze zanim zdecydują się na pochopny komentarz. Gdyż mimo tych wszystkich trudności jest Pani dowodem na to, że wiara, nadzieja i miłość mogą zdziałać cuda i ja mocno wierzę, że tak będzie dalej. Wierzę, że Laura ma przed sobą wspaniałe życie dzięki Wam, wierzę także, że medycyna znajdzie wreszcie sposób na Jej uzdrowienie. Co do mnie, nauczyła mnie Pani cieszyć się małymi rzeczami jak nigdy dotąd i nigdy nie poddawać. Dziękuję i pozdrawiam bardzo serdecznie!

    • Pani Iwono, to ja dziękuję! Za słowa wsparcia i za to niezwykłe ciepło, które płynie z Pani komentarza. Zawsze jest mi lżej na sercu, gdy spotykam się z taką przychylnością ludzi. Dziękuję również za czas poświęcony na czytanie bloga. A co do negatywnych komentarzy, to jest ich na szczęście już teraz znacznie mniej 😉

      • Jestem wzruszona, że znalazła Pani jeszcze czas, aby mi odpisać, dziękuję! Laura, przy wszystkich nieszczęściach, ma wielkie szczęście, że to Pani jest Jej Mamą. Życzę Wam wszystkiego najlepszego i oby kolejne marzenia się spełniały!

        • Wzajemnie Pani Iwono!

  16. Brak mi słów… Można kochać, dbać, robić wszystko co w naszej mocy, a zrządzenie losu potrafi skreślić wszystko w jednej chwili. Na szczęście Twoi bliscy wyszli z tego cali i zdrowi. Pozdrawiam.

  17. To dowód kolejny, jakim jesteśmy prochem.Ta losowa sytuacja przypomina nam, że w dobie XXI wieku jeszcze bardziej musimy mieć oczy naokoło głowy!!!Całe szczęście, że nikomu się nic nie stało!!! Pozdrowienia od wszystkich z domu.

  18. Pocieszające jest to, że wszystko jest wyliczony co do sekundy i jesli komuś bedzie przeznaczone zyc, to spozni się na samolot, który ulegnie katastrofie, zatrzyma się zapiąć pasy dziecku, wyjdzie 10 sekund wczesniej z domu, itd. Natomiast jesli jest pisana śmierc, czy jakas tragedia to i tak się stanie i to co do sekundy w chwili, w której jest pisana. W pewien sposób mozna byc spokojnym, bo stanie się to, co ma się stac i własciwie człowiek nie ma na to wpływu. Mówię o takich fundamentalnych sprawach jak wypadek, urdzenie się, śmierć, choroba.

  19. Całe szczęście,że to tak się skończyło!
    Wolę nawet nie myśleć co by było gdyby…. 🙁
    Pozdrawiam.

  20. Domyślałam się już po wczorajszym wpisie na fb…
    Moi rodzice mieli podobną sytuację podczas pamiętnej burzy, która zniszczyła park w Legnicy.
    Tatę coś tknęło i podjechał 2 metry do przodu- drzewo runęło na bagażnik, miażdżąc go doszczętnie i kasując auto..

  21. po prostu aż zamarłam czytając ten tekst… i jak tu nie wierzyć, że wszystko jest „po coś”!… a pewnie niezwykle rzadko (albo nawet wcale) zdarza się Wam nie zapiąć pasów Laurce

    • Nigdy wcześniej nam się to nie zdarzyło. Pierwszy raz w życiu ktoś z nas zapomniał zapiąć dziecku pasy…

  22. aż mi serce stanęło jak czytałam…

    :*

  23. Mnie też przeszył dreszcz jak to przeczytałam. Niestety takie wypadki są najbardziej traumatycznym przeżyciem dla bliskich. Znam osobę, która w takim wypadku straciła bliskich i w rozmowie stwierdziła, że paradoksalnie wolałaby żeby jej bliscy byli na coś śmiertelnego chorzy, wówczas można się już jakoś z tą myślą oswoić i nie jest to już takim szokiem. Pewnie coś w tym jest. Ja również wierzę w siłę wyższą która nas chroni i też nieraz uszłam z życiem. Oby takich sytuacji było jak najmniej. Tego i sobie i Wam życzę 🙂 pozdrawiam serdecznie

    • „paradoksalnie wolałaby żeby jej bliscy byli na coś śmiertelnego chorzy, wówczas można się już jakoś z tą myślą oswoić i nie jest to już takim szokiem”
      – nie zgodzę się z ww. opinią. Straciłam bliską osobę, którą była chora. Na odejście kochanej, niezastąpionej osoby nigdy nie będziemy przygotowani, a ból jest ten sam, nie do opisania, określenia. Ta osoba chyba nigdy nie przeżyła śmierci/odejścia bliskiej osoby. Bardzo zabolało/”wkurzyło” mnie to stwierdzenie.

      • Ekrz moim celem nie było sprawienie bólu czy wkurzenie kogokolwiek. Jeśli to zrobiłam to przepraszam i nie było to świadomym działaniem z mojej strony. Też w wyniku choroby straciłam bliską osobę ale mnie komentarz osoby która straciła bliskich w wypadku nie zabolał ani nie wkurzył. To nie były moje słowa i napisałam że coś w tym jest ale to nie oznacza że całkowicie się z tym zgadzam. Pozdrawiam!

      • Zrozumiałam, że ten ktoś zacytował kogoś, kto właśnie stracił bliskie osoby- dlatego nie wiem, czemu mają zaboleć czyjeś uczucia, nieważne jak odmienne od naszych doświadczeń. Tu chyba nie da się porównać bólu- każda strata jest straszna. Ale można chyba próbować zrozumieć osobę próbującą opisać to, co czuje?

  24. Po pierwszych przeczytanych zdaniach już miałam w planach poradzić Ci Emilio bardzo proste i podobno skuteczne remedium na bezsenność, ale po kilku następnych przeczytanych z przyspieszonym biciem serca jakoś wydało się to mniej ważne. Jak się cieszę, że wszystko skończyło się pomyślnie! – ja, obca Wam kompletnie osoba – rozmiaru Twojej radości nie jestem w stanie sobie wyobrazić.

    Uff.

    PS. Jeśli jednak zainteresuje Cię ten naturalny i prosty sposób na sen, daj znać.
    Pozdrawiam!

    • Znam remedium – nie powinnam pracować wieczorami oraz unikać stresu;). Zawsze, gdy pracuję do późnych godzin wieczornych lub mam za sobą jakąś stresującą sytuację, to potem nie długo nie mogę zasnąć 🙁

      • Masz rację, Emilio. Remedium to szybsze położenie się do łóżka. Ja miewam tak, że jeśli położę się po 24.00 nie umiem zasnąć. Gorzej jest sobie poradzić ze stresem, szczególnie w Twoim przypadku.

      • To wiadoma sprawa. 😉 choć podobno wypicie szklanki wody z połową (lub całą) łyżeczką soli (himalajskiej, bądź rodzimej – kłodawskiej) zwalcza skutecznie bezsenność. Sama nie mam z tym problemu, dlatego nie miałam jeszcze okazji spróbować na sobie, ale dosłownie wczoraj usłyszałam tę zadziwiającą poradę w wykładzie z panem Jerzym Ziębą na NTV. Myślę, że przy najbliższej okazji (choć lepiej, by nie wystąpiła) warto spróbować. Zaszkodzić nie powinno, a skoro może pomóc? 😉

        • U mnie to nie przejdzie. Woda z solą powoduje u mnie… odruchy wymiotne.

  25. Ktoś nad nimi czuwał i te niezapięte pasy były na szczęście, bo gdyby Kuba nie musiał się zatrzymać, to własnie w tej chwili mógłby być o te dwa metry dalej. Uściski

  26. życie jest nieprzewidywalne, jak bąbel na wodzie

  27. Co za stres 🙁 Tydzień temu zdarzyło mi sie to samo. Jechałam z synkiem bardzo niebezpieczną drogą, blisko klifów i morza, kręta, wąska ulica. Zawsze jadę spokojnie i rozsądnie. Z naprzeciwka nadjechało nagle rozpędzone auto z przyczepą, która już tylko trzymała się na włosku. Telepała się na boki jak szalona. Omijając moje auto akurat szczęśliwie skoczyła na drugi bok, nie na ten na którym byłam ja. Za mną kilka innych aut, spojrzałam tylko w lusterko ale nie widziałam nic poza chmurą dymu i piachu. Nie wiem jak daleko dojechała i czy wszyscy mieli szczęście by się z tym nie zderzyć. Wiem co czuł Kuba. Serce staje na moment. Zgadzam się, życie jest niesamowicie kruche. Można przezwyciężyć niesamowite rzeczy, najgorsze choroby, ale nie mamy szans z pijanym kierowcą czy spadającym drzewem. Może faktycznie jest nam pisane, a może to zwykły fart.

  28. A ja wierzę, że Ktoś na Górze (nie wiem, może nasze Babcie i Dziadkowie) się nami opiekują. Miałam nie raz i nie dwa sytuacje absurdalne, w których mogło być bardzo źle. Raz jadąc przez las- pusta droga- chciałam sobie przyspieszyć odrobinę, ale z niewyjaśnionych dla mnie powodów przyhamowałam. Kilka sekund później na drogę wyskoczyło stado dzików… Innym razem na drodze w małym miasteczku chciałam skręcić w lewo, włączyłam kierunkowskaz. Po prawej był dodatkowy pas ruchu. Z naprzeciwka nikt nie jechał. I coś mnie tknęło i spojrzałam w lusterko zanim zaczęłam skręcać i nagle tylko śmigneło… Jakiś idiota z zawrotną prędkością mnie wyprzedzał. Jedno spojrzenie mniej i dziś bym tu nie pisała, bo pewnie wbiłby się dokładnie w moje drzwi a ze mnie zostałaby mokra plama… Mam taką teorię, że każdy z nas ma tu określony czas, ma się z jakiegoś powodu w czyimś życiu pojawić, coś zrobić. I tego się trzymam. 🙂

  29. To zabrzmiało jak scenariusz z jakiegoś filmu, coś nie wyobrażalnie dziwne – z jednej strony dziwny pech, a z drugiej nie wyobrażalne szczęście. Proszę pamiętać że dobro zawsze powraca, a dzięki chorobie mojego syna i ogromnemu szczęściu które miał zaczęłam w to wierzyć. Podobno każdy z nas ma jakiś zapisany cel w życiu i żyje dotąd aż go zrealizuję.
    P.S. Proszę nie trzymać nas więcej w takiej niepewności, bo czytając ten wpis dostałam gęsiej skórki, a w głowie kłębiły się najgorsze myśli.
    Pozdrawiam i życzę miłego dnia 🙂

  30. Gdy miałam dziesięć lat spojrzałam śmierci w oczy. Przechodząc przez ulicę, wiatr zdmuchnął mi czapkę z daszkiem z głowy. Ja, niewiele myśląc, rzuciłam się w pogoni za tym kawałkiem materiału. Nagle poczułam silne szarpnięcie za ramię, a na twarzy podmuch wiatru, który towarzyszył przejeżdżającemu tuż przede mną TIR-owi. To szarpnięcie to ręka Anioła Stróża, mężczyzny, który właśnie tam sprzątał ulicę. Bóg mi go zesłał. Gdyby nie on, w tamtym momencie straciłabym życie.

    • Emilio, zapomniałam napisać, że oczywiście bardzo się cieszę, że Twoim najbliższym nic się nie stało.

  31. Zamarłam czytając Twoje słowa, serce stanęło mi na sekundę!!! Tak bardzo się cieszę, że w efekcie nic się nie stało! Ale i tak nie mogę powstrzymać łez!!!

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Publikując komentarz, jednocześnie wyrażam zgodę na przetwarzanie przez Administratora Danych Osobowych bloga www.kochamylaure.pl moich następujących danych: podpis, e-mail, adres IP, w celu i w zakresie do tego niezbędnym. Przetwarzanie danych odbędzie się zgodnie z obowiązującym prawem, a w szczególności z przepisami Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. (zw. RODO) i polityką prywatności znajdującą się pod adresem www.kochamylaure.pl/polityka-prywatnosci/