Matka idealna

Autor: Emilia, mama Laury Data: październik 21, 2014 Kategoria: Historia Laury | komentarzy 71

Jest taka pani psycholog dziecięca, której nazwiska ani miejsca zamieszkania oczywiście nie wymienię. Chociaż może podążając za obowiązującą modą na ministrę czy premierę, powinnam tu raczej napisać psycholożka. Ale mniejsza o to, jak ją tytułować, bo ważniejsze wydaje mi się coś zgoła innego. A mianowicie fakt, że nawet najlepsza teoria psychologiczna, potwierdzona licznymi badaniami naukowymi, może być gu…… warta, jeśli nie zweryfikuje się jej w praktyce. Bo dziecko o wiele bardziej, niż idealnej teorii, potrzebuje nieidealnej matki.

Pani psycholog jest kobietą sukcesu, bardzo ambitną, która ze względu na zawodowe aspiracje w domu bywa jedynie gościem. Dlatego do opieki nad swoim trzyletnim jedynakiem wynajmuje na stałe opiekunkę. Niemal zawsze, gdy pani psycholog i opiekunka mijają się w drzwiach, ta pierwsza przekazuje tej drugiej liczne wskazówki wychowawcze. Wiecie, takie porady od idealnej matki dla idealnego dziecka…

Dzięki temu niania już wie, że chłopiec może obejrzeć dziennie tylko dwie starannie dobrane kreskówki – wyłącznie takie bez przemocy oraz takie, w których propagowana jest równość płci, a wszelkie damsko-męskie stereotypy skutecznie tępione. Wszak z trzylatka ma kiedyś wyrosnąć nieagresywny i wrażliwy mężczyzna, który będzie wykazywał się tolerancją dla wszystkich i wszystkiego, do nikogo nie będzie czuł nienawiści ani nawet niechęci, a także z radością w sercu będzie sprzątał, prał i gotował.

Opiekunka wie, że pod żadnym pozorem nie wolno jej podnosić głosu, że przy dziecku i do dziecka musi mówić wyłącznie spokojnym, wyważonym tonem, bez okazywania negatywnych emocji. Przecież wiadomo, że podniesiony głos mógłby wywołać u malucha niepotrzebny stres, a jeszcze nie daj Boże odcisnąć się traumatycznym piętnem na jego kruchej psychice. A potem przez resztę życia będą mu się śniły koszmary z nianią tyranem i jej diabolicznym głosem…

Ponadto pani opiekunka wie, że nie należy do dziecka mówić słowa „nie”, a jeśli już, to używać go najrzadziej, jak to możliwe. Zamiast mówić „nie wchodź na schody” zachęcać go raczej „a może wolałbyś ze mną zostać na dole?”. W końcu ten negatywny komunikat, to obrzydliwie destrukcyjne słowo jest niczym szarańcza, która rozprzestrzenia się w umyśle małego dziecka i powoduje tam nieprawdopodobne wręcz spustoszenie…

Opiekunka zna także milion innych zasad, przekazanych jej w drzwiach przez idealną matkę psycholożkę. Wykształconą, oczytaną, wszechwiedzącą, będącą na topie ze wszystkimi nowinkami psychologicznymi i trendami równościowymi. Owa pani psycholog jako jedna z nielicznych rozumie, czym tak naprawdę jest gender i faktycznie zna chyba wszystkie lansowane w ostatnich latach zalecenia wychowawcze. Poza tą jedną najważniejszą: że każde dziecko potrzebuje bliskości i obecności matki…

No cóż, ja też słucham porad wychowawczych – mam przyjaciółkę psycholog dziecięcą, mamę trójki dzieci, z której trafnych i cennych wskazówek nierzadko korzystam. Czytam też rozmaite felietony psychologów, ich zalecenia wychowawcze oraz najnowsze badania naukowe. Niektóre z nich stosuję, a inne olewam, gdyż wydają mi się co najmniej przesadzone, sfałszowane w celu określonej propagandy lub po prostu niezgodne z moim światopoglądem.

Na swój babochłopski rozum robię, co mogę, by wychowywać córkę w duchu tolerancji i poszanowania dla drugiego człowieka, ale z pewnością nie tolerancji dla wszystkich i wszystkiego, ponieważ nie wszyscy na nią zasługują. Pilnuję też, aby oglądane przez nią bajki nie zawierały przemocy, ale z drugiej strony nie robię problemu z tego, jeśli gdzieś w TV zobaczy wojnę czy inne konflikty międzyludzkie. O zgrozo uważam, że mężczyzna i kobieta wcale nie są we wszystkim równi – są kompletnie inni, ale według mnie to właśnie dzięki tej inności tak wspaniale się uzupełniają. Mimo tych zauważalnych różnic, uważam, że oboje powinni angażować się w życie rodziny, więc nie dziwi mnie obraz ojca zmywającego naczynia. Ale z drugiej strony, jeśli w jakiejś dziecięcej książce trafi się obrazek matki stojącej w kapciach przy garach oraz pracującego ojca w garniturze, to nie wszczynam od razu feministycznej histerii, gdyż takie rodziny wciąż istnieją, a taki model rodziny nadal dla wielu jest uzasadniony. Ponadto staram się zawsze panować nad emocjami, ale mimo to nie raz i nie dwa zdarzyło mi się podnieść na Laurę głos. Ba, zdarzyło mi się nawet solidnie na nią krzyknąć, bo tak mnie trzpiot jeden wyprowadził z równowagi. Wiem też doskonale, że komunikując się z dzieckiem należy ograniczać słowo „nie”, ale mimo tej wiedzy wciąż go nadużywam. Jakoś tak ciągle jest dla mnie ono najszybszym i najskuteczniejszym sposobem wywołania posłuchu u dziecka, zwłaszcza, gdy pcha paluchy do gniazdka z prądem lub gdy na ulicy wyrywa się w stronę jadących samochodów…

Nie jestem matką idealną, ale przynajmniej jestem. Ze swoim zbyt silnym temperamentem, popełnianymi błędami, wachlarzem rozmaitych emocji, niekiedy podniesionym głosem i zakazanym słowem „nie” – ja nieustannie jestem. To właśnie mnie córka trzyma za rękę podczas spaceru, to ode mnie dowiaduje się, po co w butach są sznurowadła i z czego pająk lepi pajęczynę. Całym światem małego dziecka jest bliskość jego rodziców i żadna psychologiczna teoria nigdy tego nie zmieni.*


* Uprzedzając święte oburzenie, które z racji specyfiki tego tekstu może nastąpić, chciałabym nadmienić, że:

  • Zanim zaczniecie się gotować, iż rujnuję karierę jakiejś pani psycholog lub też wpędzam ją w poczucie winy, zauważcie, że w poście nie ma żadnych danych kobiety, więc nie wiadomo, kim jest. Ba, nie wiadomo nawet, czy w ogóle istnieje, gdyż może być ona wyłącznie fikcją literacką/blogową kreacją/inspiracją/wytworem mojej bujnej wyobraźni stworzonej wyłącznie na potrzeby tego tekstu.
  • Zanim zaczniecie mi wyrzucać, że pouczam innych, mimo, że sama nie pozwalam pouczać siebie, zauważcie, że używając pewnego barwnego przykładu pokazuję jedynie ogólny problem do dalszego przez Was rozważania. Nikogo nie pouczam ani nikomu nic nie nakazuję. To nie Biblia – to tylko blog, w dodatku w 100% subiektywny, na łamach którego przedstawiam wyłącznie własny punkt widzenia. Pamiętajcie, że nie musicie myśleć tak, jak ja. Ba, nawet nie musicie tego czytać.
  • Dla ułatwienia podam puentę: Wobec wielkiego pędu współczesnego życia, naszego przepracowania, presji środowiska oraz wobec zalewających nas z każdej strony porad psychologicznych dotyczących wychowania dzieci, poprawnych politycznie toków myślenia oraz kreowania przez media wizerunku „idealnej matki”, paradoksalnie coraz częściej przestajemy wsłuchiwać się w dziecko i w samych siebie. A przecież nasza rodzicielska intuicja i empatia nierzadko mają więcej do powiedzenia, niż najwybitniejszy psycholog. Dlatego w ewentualnych komentarzach proszę skupić się wyłącznie na przekazie tego tekstu, a nie na wyrwanych z kontekstu słowach – naprawdę liczę na merytoryczną dyskusję.

Wesoło mi

Welcome

Pajęczyna

Gdzie jest pająk?

No chodź tu pajączku

komentarzy 71

  1. WAŻNA INFORMACJA!

    Kochani Czytelnicy, od jakiegoś czasu złośliwy krasnolud kradnie najnowsze posty z bloga Kochamy Laurę!!! Z tego powodu wielu ludzi wchodząc na naszą stronę nie widzi nowych wpisów na blogu, tylko stare. Być może Wy też jesteście w tym gronie i nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy. Dlatego mam do Was prośbę, która rozwiąże problem znikających postów:

    Co należy zrobić, aby zobaczyć nowe posty?

    1. W przeglądarce, której używacie do przeglądania Internetu należy odświeżyć naszą stronę naciskając jednocześnie „ctrl” oraz „F5” (w komputerach Apple „command” oraz „R”),
    2. Jeśli to nie zadziała, to wyczyścić historię swojej przeglądarki,
    2. Jeśli to nie pomoże, to wyczyścić pamięć cookis.

    Po tym zabiegu już wszystko powinno poprawnie działać już zawsze 🙂

  2. P.S. Sprostowanie: batalię toczyłam ramię w ramię z kierowniczką 🙂 a nie przeciw niej. Ona działa ciągle na tym polu zresztą. No i jeszcze jedna ważna rzecz, którą nieustannie zauważam. Czasem rodzice mówią: „nie zachowuj się tak”, „nie mów brzydko”, „jedz jabłko”, a sami….. zachowują się TAK, mówią brzydko, jedzą chipsy, a nie jabłka. Dorośli- MY dorośli jesteśmy dla młodego pokolenia WZOREM. A maluch w wieku przedszkolnym widzi w rodzicu, pani nauczycielce BOGA. Jak i co ma naśladować, skoro widzi sprzeczne rzeczy? Robi to, co dorosły…. Trzeba zmienić siebie, wy wymagać zmian.

    Ja tez lubię np. snickersy i czasem żelki misie, ale święto lasu robię raz na jakiś czas. Owszem, stara jestem 😉 , świadoma, chora etc. I też uważam, że dzieciństwo musi mieć dawkę słodyczy, ale oby one nie stały się podstawą menu. A na pewno nie w placówce, która ma za zadanie EDUKOWAĆ…. Bo komuś łatwiej, taniej, wygodniej? Super, że Emilka napisała o tym problemie.

    • Mogę prosić o przeniesienie do tematu o przedszkolnym menu? Źle wkliknęłam temat.

      • Miśka proszę skopiuj swój komentarz i zamieść raz jeszcze pod odpowiednim postem, bo ja nie mogę go przenieść wraz z Twoim nickiem. A ja później usunę go z tego miejsca.

  3. Ja bym jednak korzystając z okazji chciała podnieść temat, który mnie osobiście bardzo denerwuje. Mój ukochany slogan, powtarzany jak mantra przez nowoczesne mamy a mianowicie „szczęśliwa mama – szczęśliwe dziecko”. Jak rozumiem pierwotnie to stwierdzenie miało bardzo pozytywny wydźwięk. Miało pokazać tym styranym matkom, które cały swój czas poświęcają rodzinom, że mogą iść do fryzjera zamiast kupować dziecku kolejną parę butów. Miało uświadomić, że mąż też potrafi włączyć pralkę, albo uśpić dzieci w piątkowy wieczór, kiedy mama idzie na ploty z koleżanką. Miało pokazać, że brak możliwości karmienia piersią nie robi z nas wyrodnych egoistycznych matek.

    No właśnie … tylko jak to często bywa, popadamy w skrajności i teraz zaczynam zauważać coś innego. To powiedzenie staje się być wymówką, na to by spędzać z dzieckiem tylko absolutne minimum. Chcemy mieć dziecko, no bo jak tu tak bez dziecka… ale jednocześnie nie chcemy rezygnować z kariery, wyjazdów, podróży, aerobików, pasji, wypadów ze znajomymi itd.

    Obawiam się, że została przekroczona granica, za którą chcemy robić wszystko i nie poświęcać dla tego macierzyństwa absolutnie niczego i potem tłumaczymy się poprzez ten slogan. Jedziemy z koleżkami na weekend odreagować, zostawiając półroczne dziecko, no bo przecież „szczęśliwa matka – szczęśliwe dziecko”. Wracamy do pracy po pół roku macierzyńskiego, bo dusimy się już w domu no a przecież wiadomo, że „szczęśliwa mama – szczęśliwe dziecko”, targamy biednego roczniaka do Egiptu bo mama potrzebuję trochę słońca a przecież wiadomo, że „szczęśliwa mama – szczęśliwe dziecko” itd….

    Dużo dla nas kobiet się zmieniło w ostatnich czasach – każdy powie, że na lepsze. Ale nasuwa mi się też taka refleksja, że podążamy w drugą stronę – teraz mamy wrażenie, że chcemy a czasem nawet musimy mieć/robić WSZYSTKO. A dokonywanie wyborów, które powodują to, że musimy się poświęcić jest dla nas nie do przyjęcia 

    Bardzo trafnie wypowiedziała się na ten temat Pani Małgorzata Rozenek. Przeczytałam jej wypowiedź w jakimś wywiadzie i zgadzam się z nią w każdym zdaniu. Niestety nie pamiętam co to była za gazeta bo bym podrzuciła do poczytania – ona ujęła to znacznie lepiej niż ja 🙂

    • Zgadzam się z Panią w 100%. Ten slogan rozumiany jest zazwyczaj tak, że szczęśliwa mama to mama, która jak najszybciej może się od dziecka uwolnić.

  4. Prawdą jest, że jak chyba nigdy wcześniej nastał czas „specjalistów”, którzy radzą nam jak jeść, jak układać pożycie z mężem, jak wychowywać dziecko itd. Mam do tego duży dystans bo prawdą jest też, że Ci specjaliści to w dużej mierze „sztuka dla sztuki”. Trzeba zapraszać do programów mądre głowy, żeby było komu zapełnić kanapy w programach tv 😉
    Moim zdaniem zapominamy o bardzo istotnej kwestii jaką jest nasza indywidualna potrzeba (a także intuicja), która często pokazuje nam najlepiej jak mamy postąpić by czuć się dobrze – są matki, którym wystarczą 2h dziennie z dzieckiem, a są takie, które chcą z nim spędzać cały czas. Do tego trzeba dołożyć REALNE możliwości. Czyli ekonomię – jedni mogą pozwolić sobie na więcej czasu inni muszą pracować 10h dziennie. Jak weźmiemy pod uwagę tylko te dwa parametry to już mamy tysiąc różnych scenariuszy… więc jak można przyjąć, że jakiś specjalista WIE, że takie rozwiązanie będzie najlepsze dla WSZYSTKICH i tak należy postępować. Słuchajmy mądrzejszych od nas ale nie bierzmy wszystkiego jak leci, odznaczając na liście kolejną mądrość, którą udało nam się wcielić w życie.
    Jest pewien „elementarz” typu nie bić, nie krzyczeć, nie obrażać i nie karmić chipsami na śniadanie (ale do tego specjalistów raczej nie trzeba;) resztę „dobrych rad” należy selekcjonować i nie przyjmować jako jedyną prawdę objawioną.

  5. Dziękuję Ci, Emilio, za ten wpis! Nie dajmy się zwariować! P.S. Jeśli nie Ty jesteś matką idealną, to kto? 🙂 Jak zawsze przesyłam buziaki dla Księżniczki Laurki!!!

  6. Jesteś bardzo mądrą kobietą Emilio.I to co napisałaś to święta prawda.Miałam ostatnio do czynienia z psycholożką,która wymądrzała się na temat wychowywania dzieci.Niestety sama ich nie posiada…Cóż każdy potrafi wytknąć czyjeś błędy,nie dostrzegając swoich..

  7. Pani Emilio podziwiam panią za zdrowe podejście do życia i chłodny ogląd wielu sytuacji. Pamiętajmy jednocześnie wszyscy: nie oceniajmy nikogo, zanim nie poznamy dogłębnie sytuacji poszczególnych rodzin. Nie ma takich teorii, które da się zastosować do wszystkich naraz, bo życie nie jest tylko czarne, albo tylko białe. Kolorów są setki. Wyjątków od reguł też. Pozdrawiam

  8. Witaj Emilko. Ciekawy temat i jakże na czasie. Kiedy mój synek ( równolatek Laury ) miał półtora roku wróciłam do pracy. Przez pierwsze kilka miesięcy zajmowała się nim moja mama, ale stan jej zdrowia nie pozwalał na tak ciężką pracę. Pewnego dnia pojawiła się opiekunka. Rozwój małego staną w miejscu, albo prawie w miejscu. Jako dwu i pół latek jeszcze nie mówił, potrzeby fizjologiczne oczywiście do pampersa no i ta przeklęta butelka na każde zawołanie. Wtedy miałam wypadek w pracy. Nagle zaczęłam mieszkać w domu i spędzać czas tylko z małym. Wciągu kilku tygodni z niemowy stał się szczebiotą, pożegnał pieluchę i butelkę. A ja chociaż jestem bezrobotna wiem, że w tym nieszczęściu to ten wypadek był szczęściem, bo jestem blisko syna, który bardziej potrzebował matki niż drogich zabawek.

  9. Aż nie chce mi się wierzyć, że to autentyczny przypadek. Chyba wyleciałabym z pracy. Jestem opanowana, nie uderzyłam dziecka. Ale nie wiem, czy nie podniosłabym głosu widząc foszek dziecka (tu ewentualnie wobec siostrzeńca stosuję taktykę wychodzenia z pokoju, zostawiam dziecko same, by się uspokoiło), albo w chwili zagrożenia życia, czy np. dręczące zwierzę. Wtedy podniosłabym głos ( np. „ZOSTAW TEGO KOTA!”).

    Jestem tradycjonalistką, ale chciałabym, żeby mężczyzna umiał jajko usmażyć i choć raz w tygodniu zmył po sobie naczynia. Przyniósł żonie śniadanie do łóżka 😉 .No i mop nie gryzie 🙂
    Kobieta może pracować, choć powinna to być praca umożliwiająca kontakt z dzieckiem. Jak jest – różnie. 12 godzin w pracy bywa. Pomijam pracę w niedzielę. ja sama w niedzielę zakupów nie robię.

    Pani Emilio, czytała pani książki Jodi Picoult?

    • Nie czytałam. Przy moim trybie życie znalezienie czasu na czytanie książki to prawdziwy luksus. Coraz rzadziej znajduję na to czas 🙁

      • Zapytałam o tę autorkę, ponieważ ona często porusza tematykę rodzin z chorym dzieckiem.
        – „Bez mojej zgody” – rak. Książka kończy się inaczej, niż film!!!
        – „Krucha jak lód” – łamliwość kości (osteogenesis imperfecta)
        – „W naszym domu” – Zespół Aspergera

        Nie są to książki medyczne. Jeśli miałaby pani czas – zachęcam. Przedstawiona tam wizja rodziny niekoniecznie jest pozytywna. Np. drugie dziecko często jest na uboczu.
        Od strony medycznej nie będę krytykować.

  10. Pani Mamo Feliksa:) bardzo fajny komentarz:) pod bardzo fajnym postem 🙂 myślę, że negatywne komentarze pochodzą raczej od tych przypadkowych czytelników. Ja po prostu ich nie czytam, wolę coś ciekawszego i zawsze coś znajdę:) z milymi ludźmi się miło pisze 🙂 ja również jako mama uważam się za IDEALNA! ! JESTEM IDEALNĄ MAMĄ DLA MOJEGO DZIECKA!!! lepszej ode mnie nie znajdzie 🙂 mój mąż nazywa mnie mama- pitbull 🙂 kiedyś obcinal małej paznokcie i niechcacy przeciął skorke-krew leciała a mała płakała a ja wyrzucilam męża z domu..2 godziny go nie było..musiałam się uspokoić. Najlepiej znam moje dziecko, wiem co lubi, czego potrzebuje, to ja ją wychowuje i jestem za nią odpowiedzialna i mogą mnie wszyscy krytykowac za to że nie daje jej byle czego do jedzenia to moja sprawa i dziecko też.

    • Wyrzucilas meza z domu bo niechcacy skaleczyl dziecko podczas obcinania paznokci? Naprawde??
      Conajmniej jakby jej dwie rece polamal. A potem placze jedna z druga ze maz je zostawil i to z malymi dziecmi… No coz – ja nie chcialabym byc tak traktowana. Oczywiascie nie mowie ze tak bedzie w Twoim przypadku bo moze Twoje malzenstwo jest najbardziej udane na swiecie a taka sytuacja ( i tym podobne) nie zdarzaja sie u Was na codzien. Kazdemu w koncu moga puscic nerwy ale… ja bym raczej nie chwalila sie tym na forum publicznym. Zawsze mnie zastanawiaja takie mamy, ktore wszystko wiedza i robia najlepiej. Dzieci niedlugo urosna i nie beda pamietac tej przecietej skorki, beda miec swoje sprawy i kolegow a mama bedzie 10 na liscie priorytetow wiec lepiej miec troche dystansu do siebie bo zderzenie z rzeczywistoscia moze byc ciezkie bo maz dla odmiany bedzie pamietal.

      • I widzisz droga Aniu jak można łatwo kogoś ocenić. Zamiast użyć słów „wyrzucilam męża z domu” powinnam szczegółowo opisać całą sytuację. Przecież nie wiem jakie masz wyobrazenie o wyrzucaniu męża z domu..a więc przy obcinaniu paznokci skaleczyl małą, 4 miesieczna córeczkę, która wydzierala sie faktycznie jakby jej uciął rękę. Ja spanikowana wzięłam ją na ręce. Oczywiscie byłam na niego zła i nie chciałam za wiele powiedziec i dlatego padło zdanie „zostaw mnie sama proszę” i wyszedł bo podejrzewam że też chciał ochłonąć. Wrócił i padły kolejne słowa ” przepraszam zachowalam sie jak wariatka”. To dobra nauczka na przyszlosc- forum publiczne, zartobliwa, krotka wypowiedz i sęp, który tylko na to czekał 😉 dlatego nastepnym razem nie oceniaj po pozorach.. achh i pozwól, że oszczędze sobie przekonywania Cię jak dobre jest moje malzenstwo, jak dobrze znamy się z moim mężem i że oboje możemy pozwolić sobie na to aby czasami nam odbiło bo jesteśmy tylko ludźmi.. miej odrobinę dystansu bo nigdy do końca nie wiesz co piszący ma na myśli..

  11. To ja opiszę fajny model z własnego podwórka (bardzo bliskiej rodziny) który mi się podoba i któy sama bym kiedys chciała realizowac jako matka.
    Kobieta, która urodziła dziecko ma 40 lat (pozne macierzynstwo), jest managerem wysokiego szczebla w wielkiej korporacji. Zaczyna pracę o 8 przychodzi do domu 0 17. Dziecko ma 5 lat i chodzi do przedszkola od 8 do 12 – jest jedynakiem i bardzo ważna jest zabawa z innymi dziećmi. O 12.30 odbiera je niania, z którą idzie na 2h do parku lub na plac zabaw wyszalec się. Potem je w domu drugi obiad i trochę się uczy z nianią – czytac, pisac, liczyc, słówka z amgielskiego. Około godziny trwa nauka. Pozniej -2h zabawa z nianią i oglądanie bajek i o 17 przychodzi mama któa jest do dyspozycji do pojscia spac. Weekendy całe posiwecone dziecku. Myślę, że to jest fajny model, bo matka się rozwija zawodowo, spełnia (celem zycia nie jest dziecko, moim zdaniem). Południu dziecko dostaje 2-3 godziny czasu matki i pełną uwagę. Jest jeszcze Pani Waleria z Ukrainy któa sprzata dom i gotuje obiady, aby rodzina mogła w zupełnie poswiecic sobie czas po 17.00. Spedzanie czasu z dzieckiem jest wazne, ale swoje zycie uwazam za równie wazne jak dziecka. Matka powinna przewietrzyc się w pracy, aby dac dużo swojemu dziecka. Inaczej duza szansa, że bedzie zalezna od meza, że bedzie sfrustrowana, niespełniona i nie wykorzysta wykształćenia i pozycji, któą budowała przez 20 lat swojej młodosci i edukacji

    • Acha, wróciła do korporacji 4 miesiace po porodzie. Koło południa przynosiła je niania aby mogła je nakarmic piersią i poprzytulac.

    • Emilio, a propos opinii ludzi. Za bardzo się tłumaczysz. Ogólnie trzeba p****lić zdanie innych ludzi, nie szukać ich aprobaty i akceptacji. Kto nie szuka aprobaty i podziwu, ten je otrzymuje. Bo ludzie lubią odważnie myslacych, pewnych soiebie i nie patrzacych na innych ludzi. Kto za bardzo stara się wpasowac w gusta odbiorców, tłumaczy się, jest zachowawczy w opiniach i podkreśla swoją ułonosc mowiac jestem benadziejny/nieidealny itp, chociaz dobrze sobie zdaje sprawę że absolutnie nie jest ułomny, ten tak naprawdę szuka aprobaty i akceptacji obcych. To tak jak ktoś, kto dostał 90% z egzaminu i mówi: słabo mi poszło…. Tak naprawdę wtedy ludzie zaczynają móiwc: co ty mówisz? 90% to jest słabo??? jestes zarąbisty, a nie słaby!!!!!

      Ja uważam, że jestes wybitną matką, jedną na tysiąc, patrząc na OGROM racy i posiwecenia i miłosci, któe dałąs Laurze. Zresztą nie powinnas potrzebowac mojego potwierdzenia. Sama powinnas to czuc, bez względu czy dostaniesz pochwałę, czy jakies babsko robiące 8 ortów w jednym zdaniu będzie biło pianę i darło mordę (tak, mordę), że się wywyzszac i inne takie brednie.

    • Piękna historia.. ale niestety przeciętnej matki nie stać na nianię, sprzątaczkę i kucharkę… Naprawdę idealna ta Pani Manager….

      • NIe jest idealna, ale ja bym chciała miec tak jak ona jak się zdecyduję na dzieci. TO mój ulubiony typ odnosnie relacji praca-dziecko

  12. Życie jest tylko jedno i nigdy nie wiemy kiedy je zakończymy. Dzieci sa małe tylko raz i tylko wtedy kochają nas bezwarunkowo niezależnie jakimi rodzicami jesteśmy. Uważam ze każda matka powinna spędzić jak najwiecej czasu z dzieckiem przynajmniej przez te 2-3 pierwsze lata. Uważam tez ze ludzie powinni żyć chwila obecna i spędzać jak najwiecej czasu rodzinnie. Oczywiście zarabiać pieniądze tez trzeba ale zamiast pracować długie godziny 7 dni w tygodniu zeby kupić wymarzony dom, samochód czy zrobić kariere powinno sie spędzać więcej czasu z rodzina.
    Sama siedziałam w domu 4 lata z dziećmi, teraz maz z nimi siedzi a ja pracuje. Nie wyobrażam sobie żebym miała je zostawiać z opiekunka

  13. Dlatego zawsze sie zastanawiam nad tą „potrzebą dziecka” kobiet, które nie potrafią być kurami domowymi.

    Mam roczną córeczkę, skończyl mi sie macierzynski i poszłam na wychowawczy i chce byc na nim jak najdłużej nie dlatego, że jestem leniwa i nie chce wracac do pracy, nie dlatego, że mój mąż zarabia krocie. Chce po prostu jak najdłużej, w tych pierwszych latach życia, byc z moja ukochaną córką. Nawet sobie nie wyobrażam, że opiekuje się nią niania czy idzie do złobka. I od razu dodam, że nie oceniam mam, które tak działają, ja po prostu posiadam jakiś wybór. Będzie nam na jednej pensji ciężej, ale jest to warte czasu spedzonego z corką, a wiem, ze damy rade 🙂
    I równiez staram sie zdawać na swoją intuicję choć przyznaję, że mam swoje „wiksy” co do wychowywania Małej. Jednak najbardziej boje się wtrącania rodziny do moich metod wychowawczych… ech.
    Pozdrawiam ciepło Pani Emilio 🙂

  14. Przecenia Pani anonimowość internetu. Pan Kuba Pani nie powiedział? Jeśli ta psycholożka istnieje naprawdę (a nie wątpię, że istnieje), będzie dość łatwo ją zidentyfikować. Może któryś z czytelników znajdzie trochę czasu i prześle Pani Emlili imię i nazwisko psycholożki na maila, jako dowód?
    Zawsze bardzo Panią szanowałam, mimo tego, że zadziera Pani nosa i uważa, że najlepiej wie, jak wychowywać dzieci, ale nie spodziewałam się po Pani obsmarowywania ludzi w Internecie 🙁

    Pani wpisy na temat „idealności” zawierają dwa podstawowe błędy.
    1. Jest Pani idealną matką. Jest Pani idealną matką Laury i Laura nie mogłaby mieć żadnej lepszej. Nie można sobie wyobrazić, co mogłaby Pani robić lepiej. Jest Pani wzorem.
    2. Uważa się Pani za idealną matkę, choć twierdzi Pani, że jest odwrotnie. Nie wydaje mi się, że to coś niezwykłego, bo chyba większość matek uważa się za idealne 🙂
    Ale trochę bez sensu twierdzić w kółko „oh ależ jestem nieidealną matką”, a potem wyśmiewać decyzje innych matek, kontrastując je ze swoimi decyzjami.

    Poruszyła Pani tak bardzo bardzo ważny temat, można było napisać go inaczej, bez wartościowania i wywyższania się. Tego bloga śledzi wiele osób, może dało by im to coś do myślenia?

    • To proszę napisać lepszy tekst – czekam na niego z utęsknieniem. Tylko proszę pisać o zagadnieniu, a nie o mnie – bo wtedy tekst będzie o wiele ciekawszy i wartościowszy. Czekam też na nazwisko rzekomej psycholożki – oj jak ja na to czekam 🙂

      Zadzieranie nosa? Owszem, tak może to wyglądać – ludzie tu na blogu mnie tego nauczyli. Jak przez 3 lata człowiek jest zmuszony do wysłuchiwania wiecznej krytyki na swój temat, to w czwartym roku przychodzi taki moment, że zaczyna mieć wszystko w czterech literach. Ja to nazywam dbałością o moje zdrowie psychiczne, a inni zadzieraniem nosa. Jak zwał, tak zwał – najważniejsze, że działa. W końcu stresopochodne duszności i kołatania serca już mnie nie męczą, a córka ma szansę, że matka nie zejdzie zbyt wcześnie na zawał. A to jest dla mnie jakby ważniejsze niż aprobata anonimowych internautów. Pozdrawiam!

      • Emilio, bardzo Cię proszę o podanie sposobu na te „stresopochodne duszności i kołatania serca”. Jak sobie z tym poradziłaś?

        • Poradziłam sobie dzięki Kubie, bo to on nauczył mnie, że nie warto przejmować się komentarzami obcych ludzi, którzy tak naprawdę niewiele o mnie wiedzą. Kiedy jakiś komentarz na blogu wyprowadził mnie emocjonalnie z równowagi, to właśnie on podchodził do mnie, odciągał od komputera, przytulał i wielkimi literami mówił „WEŹ TO OLEJ”. No i w końcu zaczęłam to olewać i rozumieć, że nie mogę pozwalać obcym ludziom, aby zabierali mi moje zdrowie.

          Oczywiście ma to też swoje złe strony. Odkąd zaczęłam prezentować stosunek olewający, to jestem posądzana o wyniosłość, o uważanie się za lepszą, o chamstwo, o patrzenie na innych z góry i takie tam. Ale szczerze mówiąc niespecjalnie się tym przejmuję – po prostu olewam.

          Jest taki znany bloger Kominek. Nie jestem jego fanką, nie czytam specjalnie jego tekstów, ale kiedyś spodobał mi się jeden z jego cytatów i go sobie zapamiętałam. A odkąd zapamiętałam, to stosuję. Cytat brzmi:

          „Wiele razy trafisz na ludzi, którzy podetną ci skrzydła. Jakąkolwiek drogą nie pójdziesz, spotkasz na niej tysiące ludzi, którzy zrobią wszystko, aby wmówić ci, jak wielkim beztalenciem jesteś. Nie jesteś. Błogosław ich słowami „mam cię w dupie”. I pisz.”

          Pozdrawiam
          Emilia

    • o ! widze, ze nie tylko ja to zauwazam

  15. Gdyby ten obraz nie był tak przerysowany i przez to krzywdzący wiele pracujących kobiet i psychologów zresztą też, to może łatwiej niósłby za sobą właściwe przesłanie. A tak… temat fajny, opracowanie raczej sztampowe. Szkoda. Pozdrawiam.

    • Napisz lepsze opracowanie. Z pewnością potrafisz. Chętnie poczytam.

      • PS. Temat celowo jest przerysowany – przerysowywanie jest dość często stosowanym zabiegiem literackim w celu uwypuklenia opisywanego problemu. Nie wiedziałaś o tym? Tekst ma skłonić do myślenia, do dyskusji nad pobieżnie poruszonymi zagadnieniami, nie zaś rozwiązywać wszystkie problemy tego świata i zadowalać każdego z osobna.

        A krzywdzące to jest takie jak Twoje gadanie, które poza krytyką dla krytyki niczego nie wnosi do dyskusji. Ja chcesz zabrać głos w sprawie, to wysil mózgownicę i napisz coś więcej, coś dla ludzi naprawdę ważnego i potrzebnego. Może słowa pocieszenia dla pracujących matek, które trudna sytuacja życiowa zmusza do pracy całymi dniami? One na pewno takich słów potrzebują.

        • Nie przypominam sobie, abyśmy przeszły na „ty”. Skoro w spotkaniu na żywo nie powiedziałybyśmy sobie „Cześć Emilia” – „Hej Karolina”, to nie widzę powodu, aby tutaj znosić zasady kultury. Napisanie „Pani” nie jest trudne, a jeśli chciała Pani w ten sposób pokazać mi swoją wyższość, to tak to nie działa. Trafiają do mnie raczej inne argumenty.

          Owszem, potrafię napisać lepsze opracowanie., ale tu nie chodzi o mnie. Skoro publikuje Pani takie teksty, w których kogoś – jakby nie było, Pani ocenia, to oczywiste jest, że i ktoś oceni Panią. A nawet nie Panią, co ośmieli się zasugerować, że pewna forma na tym poziomie nie przystoi. Przerysowanie jest w cenie, to jasne, ale nie spodziewam się go na blogu matki, która do tej pory rzetelnie opisuje swoje przeżycia (chyba, bo Pani słowa o przerysowaniu same nasuwają przypuszczenie, że może nie jest tak do końca). Albo tworzy się pamiętnik albo literackie twory. Pani już chyba wybrała jakiś czas temu.

          Nie mam do końca jasności, jaki też problem chciała Pani poruszyć. Bo jeśli jest to zachowanie wielu matek i psychologów i jak sama Pani przyznała, jest to obraz przerysowany, to jaki jest nieprzerysowany? Może taki, że właśnie nie ma problemu?

          „Tekst ma skłonić do myślenia, do dyskusji nad pobieżnie poruszonymi zagadnieniami, nie zaś rozwiązywać wszystkie problemy tego świata i zadowalać każdego z osobna.” – żaden tekst, nigdy jeszcze nigdy nie rozwiązał wszystkich problemów tego świata i nie zadowolił wszystkich. Co nie oznacza, że nie ma lepszych tekstów gorszych i lepszych.

          „Wysil mózgownicę”? Pozostawię to bez komentarza. Proszę nie zniżać się do poziomu niektórych komentujących i nie reagować agresją na nieagresywne słowa czy oceny.

          Moje słowa nie były krzywdzące. Krytykę można przyjąć na dwa sposoby – dobrze Pani wie, jakie, więc daruję sobie wyjaśnienia. Jednak w tej lepszej opcji byłoby to po prostu: „O, może się nad tym zastanowię (co nie oznacza – zgadzam się), a nie bronienie tekstu tak, jakbym co najmniej obraziła całą Pani rodzinę.

          Nie tylko Pani pracuje całymi dniami i nie tylko Pani jest zmuszona do tego sytuacją życiową. Tak bezceremonialne żądanie pocieszenia jest trochę dziecinne, a Pani nie jest dziecinna. I nie potrzebuje Pani pocieszania.

          Pani Emilio, proszę nie traktować wszystkiego jako atak. Odniosłam się do tekstu, bo napisała go Pani trochę tak w tonie: „Wszyscy uważają się za idealnych, a ja nie. Ale zaraz wam udowodnię, dlaczego jednak jestem idealna”, wyolbrzymiając przy tym negatywne zachowania innych. Powtórzę – wiem, czy jest przerysowanie, ale Pani go po prostu trochę źle użyła, przez co tekst stał się krzywdzący i banalny. Jednak tym razem bardziej, niż tego tekstu – bo to tylko tekst, żałuję, że tak Pani zareagowała. To już chyba bowiem nie był celowy zabieg, a autentyczne uniesienie. Pozdrawiam.

  16. Zasłyszane wczoraj w telewizji śniadaniowej:
    ”Statystycznie , rodzic poświęca dziecku 17 minut dziennie!”
    WTF pytam??? !!!

    • Czasami nie ma wyjscia, jesli chce sie miec co jesc.

  17. Przeczytałam tekst, fajny, słodko – gorzki.
    Przeczytałam komentarze – dwóch Polaków trzy zdania 🙂 też słodko – gorzkie
    Każdy z nas kocha swoje dzieci, każdy inaczej rozumie miłość i chwała Bogu – dzięki temu psycholodzy stworzyli „postawy rodzicielskie”. Po prostu nie dajmy się łapać w ramki 🙂

  18. Emilko,Dzięki,ze jesteś!!! 🙂 To tyle w tym temacie!!! 😉

    • I ja dziękuję Wam ludziska, że jesteście, że czytacie, że wspieracie, że znosicie moje wady i jeszcze na koniec zarzucicie ciepłym słowem 🙂

  19. Jesteś dla Laury idealną matką, skoro przeżyła w tak dobrej kondycji już 4 lata zważywszy na jej uwarunkowania zdrowotne.Co do psychologów, to nigdy żaden psycholog nie pomógł mi bardziej niż rodzina,przyjaciele czy ja sobie sama:) W temacie opiekunek, to przypomina mi się sytuacja sprzed paru lat.Przyjechali do nas znajomi rodziców z pięcioletnią córką.Gdy wizyta dość zresztą długa dobiegła końca, ich córka-jedyne dziecko (późno ją mieli,oboje bliżej 40-tki byli), dosłownie wpadła w histerię na wiadomość,że już muszą wracać do domu,” bo tu to przynajmniej ma towarzystwo do zabawy i się nie nudzi”. Jej mamie już w pewnym momencie zrobiło się tak głupio i aż poczerwieniała na twarzy,do dziecka nic nie docierało.Po jakimś czasie moja mama w końcu wpadła na pomysł i powiedziała tej małej,że w takim razie ciocia z dziewczynkami pojadą z wami do waszego domku swoim autem-i poskutkowało!Dodam,że rodzice oboje na stanowiskach, pracują po kilkanaście godzin na dobę- tzw.karierowicze,ale dzieckiem zajmowali się tylko w weekendy- resztę czasu młoda spędzała z nianią.Z drugiej strony przeraża mnie fakt,że czasem taka mama musi iść do pracy,ale właściwie cała jej pensja jest przeznaczona na opłacenie opiekunki,a ona chodzi tam tylko po to,aby jakoś wypracować emeryturę:( To kogo w Polsce stać na dziecko?

  20. Chciałabym być dobrą mamą, o j chciałabym. Bardzo się boję, że gdy córka zacznie dorastać i stawiać przede mną coraz nowsze wyzwania pedagogiczne to w którymś momencie nie podołam. Poza tym nie wiem, kiedy jest się dobrą a kiedy złą mamą. Nie wiem też, czy powinnam wiedzieć.
    Jedyną dobrze działającą metodą wychowawczą jaką znam jest bycie przykładem.
    Chyba najtrudniejsze…

  21. Jeszcze takie moje krótkie tym razem przemyślenie w owym temacie 🙂
    Wiele mam w tych czasach chce być mamami idealnymi a jako wyznacznik dążenia do doskonałości traktują książki, felietony, poradniki i jeszcze inne super porady super niań.
    Metody wychowawcze w nich opisane są często po prostu nie przetestowane i błędne.
    Nie ma lepszej metody wychowawczej niż będąca obok mama która jest szczęśliwa ze stanowiska które pełni. Nic nie zastąpi miłości mamy, jej intuicji, wyczucia sytuacji , troski i czułości.
    Uważam że mama szczęśliwa bo jest mamą wychowa szczęśliwego i mądrego człowieka.

  22. Żal mi takich dzieciaczków jak ten opisany(nie,nie Laurka) 🙁
    Jesteś dobra Mamą, a to jest dla Laurki najważniejsze!
    Pozdrawiam 🙂

  23. przeczytalam ten bardzo madry tekst,mimo ze mama jeszcze nie jestem,pracuje w takim zawodzie gdzie i kobiety,i mezczyzni sa w domu goscmi…i powiem szczerze,ze przerazaja mnie realia tego swiata gdzie pieniadz i kariera sa takimi ogromnymi priorytetami w zyciu…na koniec dodam ze zdjecia przepiekne!!! 🙂

  24. Odnośnie tematu moja mama powiedzialaby „szewc w podartych butach chodzi” ..ja bym powiedziala, że to tak jakby dzieci dentysty miały brzydkie, zepsute zęby, ale przecież często się tak zdarza. Moj ojciec byl zawodowym kierowcą a ja boję się auto prowadzic 🙂 moja mama gotuje przepysznie i wszystko..a ja z rosolem mam problem. I nie potrafię tego sobie wytlumaczyc. Tutaj ktoś, kto powinien wychowac idealne dziecko, bez popełniania wielu błędów, które popelniamy z niewiedzy i nieswiadomosci, pozostawia swoje dziecko samemu sobie..myślę, że w tym przypadku zawód psychologa przyda się w przyszlosci do analizowania anormalnych zachowan dużego juz dziecka. Idealna mama to mądra kobieta przede wszystkim..która wierzy w swoją intuicję..

  25. Takich mam, jak pani psycholog, jest wiele. I tylko one wiedza, jakie emocje przezywaja wychodzac do pracy i mijajac sie w drzwiach z opiekunka. Mam dzis za soba kiepski dzien, mimo ogromu milosci, jaka czuje do dzieci i okazuje im, dzisiejsze ich zachowanie wobec mnie to kompletne fiasko. Moze dlatego w scence, gdy mama psycholozka przekazuje rady opiekunce widze nie jej jedyne sluszne racje a smutek i nadzieje, ze mimo, ze wychodzi, to ona decyduje o dziecku.
    Nasze obserwacje innych to tylko plaski obraz, urywek ich zycia, jeden maly element. Na tej podstawie nie mozna w zaden sposob stawiac sadow i ocen, mozna natomiast z nich czerpac to, co najlepsze i probowac nasladowac lub wrecz przeciwnie – starac sie samemu dzialac zupelnie inaczej.

    • To prawda Olu. Wiele mam wychodzi do pracy nie dlatego, że chce, ale dlatego, że musi. To też jest smutny obraz czasów, w jakich żyjemy. Ja w pewnym momencie również byłam zmuszona wrócić do pracy i zostawić ciężko chora Laurę pod opieką niani. Na szczęście szybko mnie z roboty zwolniono, a sytuacja obróciła się na naszą korzyść.

      • Czytalam, wiem – podziwiam! Historia Waszej rodziny, wyraznie jak zadna inna, pokazuje, ze czlowiek jest kowalem wlasnego losu, ze majac dwie zdrowe rece i glowe na karku mozna chwilowa porazke obrocic w zyciowy sukces.
        Staram sie o tym pamietac. I o tym, ze nic nie zdarza nie przypadkiem 🙂

      • Też pamiętam ten paskudny moment w Waszym życiu.
        Ale pamiętam też Emilio jak się bałaś, jak martwiłaś.
        Jednak Ty faktycznie w danej chwili nie miałaś wyjścia.
        Zostawiałaś też dziecko w jak najlepszych rękach.
        No i jak sama teraz mówisz- na szczęście Cię zwolniono 🙂

  26. bardzo fajny tekst. ja już se dawno odpuściłam idealizm. dziecko musi posmakować wszystkiego bo ze wszystkim przyjdzie mu kiedyś sobie radzić. od nas zależą rozsądne dawki. poza tym dzieciaczki są różne, każde potrzebuje czegoś innego. jedne więcej dyscypliny inne więcej czułości i delikatności czy dłuższego tłumaczenia. ale to co najbardziej jest im potrzebne to miłość, i żadna mądrość im tego nie zastąpi. pozdrawiam 🙂

  27. Dobry temat. Bardzo dobry.
    Będąc studentką dorabiałam jako niania, na zmianę z jeszcze jedną studentką.
    Pilnowałyśmy małej dziewczynki od 4 miesiąca jej życia.
    Malutka do mnie zaczęła mówić ” mama”. Płakała kiedy wychodziłam i przejmowała ją np. na godzinę przed nocnym spaniem jej mama.
    Byłam wtedy zła, zła na tą mamę. Poszła do pracy po 3 miesiącach macierzyńskiego nie dlatego że musiała tylko dlatego że ” nie potrafiła być kurą domową i chciała być kobietą aktywną zawodowo”.
    Nie krytykuję mam wracających szybko do pracy, są różne sytuacje.
    Należy jednak decyzje o macierzyństwie podejmować świadomie i liczyć się z potrzebami dziecka.
    Ja jestem pełnoetatową mamą z wyboru i ogromnych chęci.
    Wiadomo, sytuacja materialna byłaby znacznie lepsza gdybym dostawała pełną wypłatę .
    Wspólnie z mężem uzgodniliśmy że póki stać nas na w miarę przyzwoite i godne życie z jego wypłaty to będę z dzieckiem do momentu pójścia do przedszkola.
    Stwierdziłam że już troszkę się w życiu napracowałam ( w pracy ) i jeszcze się napracuje.
    A te przynajmniej pierwsze 3 lata życia syna chcę z nim spędzić.
    To ja chcę wykonywać przy nim wszystkie przyziemne czynności , to ja chcę dbać aby w jego menu nie było dziwnych przypadków.
    Przede wszystkim jednak chcę żeby mój syn miał w domu stabilizację, spokój , trochę zdrowej rutyny.
    No i nikt nie przytuli jak mama, nikt nie wycałuje dupki po kąpieli i nikt nie odgadnie potrzeb dziecka tak jak oddana mama.
    Jestem szczęśliwa że nasza sytuacja pozwala na to aby moje dziecko miało mamę 24 na dobę, że może widzieć mnie w lepszej i gorszej formie.
    Syn uczestniczy w życiu rodziny i widzi jaka ona jest. Rano jest rozczochrana mama która do pierwszej kawy może nie jest mamą idealną , czasem w ogóle nie jestem mamą idealną bo oddałabym majątek za to żeby mały pobawił się chociaż 10 minut sam.
    Również często używam słowa ” nie” i żeby było gorzej – ja nigdzie nie doczytałam że nie wolno tego robić!!
    Krzyczeć nie mogę bo to wywołuje u mojego dziecka śmiech więc środek wychowawczy w naszej sytuacji to raczej mizerny 😀
    Cieszę się że jestem przy nim, że przy mnie zaczyna mówić, chodzić, że mamy już swoje gesty, powiedzonka, żarciki wręcz. Kochamy się po prostu. Ten mały dzieciak jest moim życiem ale i ja jestem w jego życiu bardzo ważna.
    Wolę popełniać błędy ( uważam że nie jest wcale złe bo uczy to dzieciaka że nie ma ludzi nieomylnych) ale w ostatecznym rozrachunku być kochającą mamą niż zapewniać dziecku sztab wykwalifikowanych opiekunek które są zimne jak ryby i zaprogramowane przez podręczniki czy mamę psycholog . Żadne kwalifikacje , chociażby najlepsze nie zastąpią dziecku miłości rodziców.

    • tak mnie trochę zawiesił w myślach Twój wpis.. skoro pani u której opiekowałaś się dzieckiem nie chciała być kurą domową i w ogóle ciężko nazwać taką kobietę matką, to po co jej dziecko? bo tak jest modnie? bo koleżanki mają? bo będzie miał kto się zająć na starość? ja absolutnie nie oceniam, bo nie moje życie nie moja sprawa, po prostu mi szkoda takich dzieci i nie wiem do czego ten dziwny świat dąży. Afryka jest podobno bardzo zacofana w stosunku do Europy, a tam np. matka swoje dziecko nosi cały czas przy sobie nawet jak idzie do pracy to w pozawijanych chustach na piersi lub na plechach niesie swoje dziecko.. a my ludzie cywilizowani porzucamy WŁASNE KOCHANE DZIECKO bo nam się w domu nie chce siedzieć. Ja nie jestem psychologiem ani nawet pedagogiem, ale wydaje mi się, że przez pierwsze miesiące a nawet lata życia dziecka rodzi się piękna nierozrywalna więź z mamą i nie wiem jak wspomniana wcześniej kobieta ma zamiar tą więź później odbudować, żeby o ironio na starość nie zostać samotną, starą kurą domową.

      • A ja wcale nie uważam, że szybki powrót mamy do pracy to jest porzucanie własnego kochanego dziecka. To jest sprawa indywidualna i jedne kobiety nadają się do siedzenia w domu z dzieckiem inne nie. Sama „porzuciłam” własne dziecko w wieku 7 miesięcy i wróciłam do pracy pomimo tego, że nie musiałam, bo mąż zarabia bardzo dobrze i bez problemu utrzymalibyśmy się tylko z jego pensji. Ja po prostu chciałam wrócić do pracy aby nie tracić kontaktu z pracą, z ludźmi aby zwyczajnie zmienić wrażenia. Mimo to nawiązała się między mną a synem silna nierozerwalna więź. Uważam, że każda kobieta powinna rozważyć wszystkie za i przeciw i indywidualnie podjąć decyzję co jest najlepsze dla jej rodziny i dla niej samej wszak szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko.

        • ok kobieta powinna rozważyć, co jest lepsze dla jej rodziny.. rozumiem, że 7-mio miesięczny synek również wyraził swoją opinię na ten temat i rozumiał, że musi pani stracić z nim kontakt żeby nie tracić go z pracą. Wszystkim kobietom, które zastanawiają się nad posiadaniem dziecka proponuje zapoznać się z ideą Rodzicielstwa Bliskości a i zanim wyrazimy opinię o sobie, iż jesteśmy świetnymi rodzicami i jakie to super więzi mamy z dziećmi pozwólmy tym naszym dzieciom wyrazić się na ten temat za kilka dobrych lat. A wyrażenie „porzucić swoje kochane dziecko” było odniesieniem tylko do tej wspomnianej wyżej kobiety, która w ciągu dnia dla dziecka miała ok. godziny czasu przed snem. Myślę, że 4-miesięczne dziecko które widzi mamę wow godzinę dziennie jakby nie patrzeć jest porzucone, ale to tylko moje zdanie.

          • a tata? Czy tata rozwazyl taka opcje ze moglby np mniej pracowac, albo pracowac na pol etatu? Przeciez tata to tez rodzic i tez moglby sie poswieciec!

          • 7 miesięczny syn, ba nawet 7 letni syn nie jest w stanie wyrazić opinii co jest dla niego najlepsze, od tego są rodzice aby podejmowali różnego rodzaju decyzje dotyczące ich dzieci. Dlatego uważam, że każda matka powinna indywidualnie podjąć decyzję co jest dobre dla jej dziecka ale również dla niej samej, znaleźć jakiś kompromis w tej trudnej sytuacji. Wracając do pracy nie straciłam kontaktu z synem, rezygnując z pracy na pewno straciłabym z nią kontakt. Nie należy potępiać matek wracających do pracy z własnej nieprzymuszonej woli czy wpędzać je w poczucie winy, że nie realizują jakiejś idei „rodzicielstwa bliskości” czy innej.
            Nie jestem matką idealną, a jednak miłość i więź pomiędzy mną a dzieckiem istnieje i piszę to świadomie z perspektywy czterech lat. Dzisiaj wiem, że była to dobra decyzja. Za chwilę urodzę drugie dziecko i jeżeli tylko będzie taka możliwość to tym razem po rocznym urlopie macierzyńskim zamierzam wrócić do pracy.

      • Niestety , wiele ludzi decyduje się na dzieci właśnie dlatego że tak wypada ,że tak modnie albo rodzice naciskają na wnuki. :/

    • a tata? co z tata? tez wrocil do pracy po 3 miesiacu zycia dziecka? Poswiecil sie jakos? Czy tylko mama ma se najpierw przez 9 miesiecy poswiecac, no i potem znow sie poswiecac przes nastepne kilkanascie lat ryzykujac swoja stabilizacje zyciowa?
      Kurcze, jestem ciekawa jak zycie taty sie zmienilo? Zaczal wiecej pracowac? Wiecej zarabiac? Jako ssie poswiecil?

      • Tata tej dziewczynki o której pisałam wziął 4 dni urlopu po narodzinach małej.
        Nie zgadzam się troszkę z określeniem ” poświęcić się”.
        Chyba nie należy mieć dzieci aby się im poświęcać.

      • może zamiast tak się męczyć z tym poświęcaniem przez 9 mies., a później przez kilka lat niech skupi się na samorealizacji i po prostu niech sobie kupi psa, albo kota? kurcze jak ten świat się zrobił egoistyczny w małżeństwie każdy poradnik „radzi” żeby mówić o swoich potrzebach, w macierzyństwie potrzeby mamy i jej samorealizacja najważniejsze żeby biedaczka nie była sfrustrowana, ja po narodzinach dziecka przestałam mówić ja tylko mówię My i każdemu to polecam

      • Jeśli widzi się rodzicielstwo jako poświęcanie się, to po co w ogóle mieć dzieci? Nie ma takiego przymusu. Nie rozumiem tego, że ludzie najpierw chcą mieć dzieci, a potem robią wszystko, żeby tylko się od nich uwolnić. Polecam rodzicielstwo bliskości. To nie jest kolejna teoria na temat wychowania, to coś znacznie głębszego, pozwalajacego spojrzeć na dziecko z innej perspektywy. ‚W głębi kontinuum”, „Dziecko z bliska” naprawdę warto przeczytać. Stała obecność, uwaga, czułość matki dla małego człowieka jest czymś tak ważnym, że jej brak zostawia piętno w psychice na całe życie. Może warto na to spojrzeć tak, że dla nas to tylko dwa, trzy lata „poświęcenia”, a dla dziecka fundament szczęśliwego życia.

        • a ja nie rozumiem daczego caly czas piszecie ze to ‚mama ma zdecydowac to najlepsze dla dziecka’, to ‚mama, jesli chce miec dzieci powinna wybrac co wazniejsze, czy dziecko, czy kariera’. Brzmi to troche ta jakby tata nie mial w tych kwestaich nic do powiedzenia, jakby byl tylko narzedziem do produkowania plemnikow, a cala reszta nalezala do mam ktore dla dobra dzieci powinny zosatc w domu, albo ich poprostu nie miec jesli chca dalej pracwoac. Nie, posiadanie dziecka nie jest poswiecniem, jest wyborem OBJGA rodzicow, a Wy kobietki pizecie tak jakbyscie tylko Wy mogly decydowac o dobru dziecka, jeszcze nie zauwazylam aby ktoras wspomniala o tacie dziecka, i czy on np zrezygnowal z pracy 9w koncu tez zdecydowal sie na dziecko) i sedzil troche czasu w domu z dzieckiem?

    • Szczerze zazdroszczę wszystkim który sytuacja materialna pozwala na siedzenie/pracę w domu lub w niepełnym wymiarze. Mój mąż ma zawód (mimo że uznany za prestiżowy) mocno zależny od koniunktury, są okresy gdy miesiącami siedzi bez pracy, moja sytuacja zawodowa jest stabilniejsza – jestem więc zmuszona do utrzymania rodziny 🙁 Gdy mam popołudniową zmianę dzieci nie widzę cały dzień. Kombinuję jakby to zmienić ale na razie realnych pomysłów brak, także ciężko w tych chorych czasach być fajną matką która jest.

  28. W pelni sie zgadzam. Dzieci bardziej od swiatowych nowoczesnych metod wychowawczych potrzebuja bliskosci swoich rodzicow. Jest mnostwo szkodliwych teorii, jak np ta, ze dziecku wystarczy jedynie chwila dziennie z rodzicem, jesli jest to. tzw. czas dobrej jakosci. Nie wystarczy.

  29. Dokładnie! znam rodziny gdzie są UWAGA 2 opiekunki! Jedna od rana druga po południu – która wozi dzieci na zajęcia dodatkowe… Dzieci mądre, wszechstronnie rozwinięte, ale czy szczęśliwe? nie wiem… raczej wredniejsze od innych, zazdrosne o to, że my razem idziemy na rower, jesteśmy w domu, pieczemy wspólnie ciastka, ze mamy siebie…moim dzieciom się za to obrywa.

  30. Ta opisana p.psycholozka brzmi jak …..moja tesciowa?:))A tak na marginesie uwielbiam Twoje zdrowe podejscie do zycia.Swietny blog.Pozdrawiam.

  31. Uwielbiam literacki rodzaj Twojego bloga, moja córka niestety też słysząła”nie” jak wzięła nożyczki i obcięła sobie grzywkę.. bo stwierdziła, że już jej nie chce.. Miała wtedy 3 lata hehe.
    Innym razem wlazła na niskie krzesełko, które wstawiła do wanny i uwiesiła się na rurze od kaloryfera.. dobrze tylko, że to było latem.. rura była zimna, krzesełko się przewróciło a ona wisiała i wołałą mamooo… Jest co wspominać..

  32. To będzie długi i konstruktywny komentarz. Uwaga. Amen.

    Ps. Nie tłumacz się, i tak będzie jazgot 😉

    • To nie tłumaczenie, to profilaktyka. Po prostu wolę zapobiegać, niż leczyć 😉

      • W zasadzie moim komentarzem jest to co napisalas w ostatnim punkcie. Z racji wykonywanego zawodu – psychologcdzieciecy wlasnie uwazam, ze stosowanie jednej czy dwoch teorii jest nie tylko krzywdzace dla dziecka czy rodzica ale zniecheca na przyszlosc do siegniecia pocewentualna pomoc. Dziecko to nie aptecznie odmierzone proporcje, rodzina to nie hermetyczne i sterylne laboratorium – nie da sie „doradzac” nie znajac specyfiki takiej rodziny. Dlatego najzdrowiej… brac gruba poprawke na to co probuja nam „sprzedac” topowe teorie. sluchac swojego dziecka i siebie, miec jakis kregoslup moralny i duzo cierpliwosci 🙂
        Nie mowie tego z racji poznanych teorii czy doswiadczenia zawodowego ale z racji posiadania wlasnych dzieci pozdraeiam : )

        • Przepraszam za literowki. pisane z telefonu.

          • Pani Emilio! Wypowiem się mniej merytorycznie, a bardziej według swego doświadczenia, przemyśleń, wzruszeń i lektur. Bo choćby L.Tołstoj, ten utrapiony patriarcha, prawie bigot, człowiek skłócony z żoną i środowiskiem. On w „Wojnie i pokoju” napisał mniej więcej tak: „Matki… Bóg wiedział, po co takie je stworzył”. Od siebie rozwinę: dla matczynych zachwytów nad pupcią niemowlaczka (Natasza), dla ich wzruszających notatek z wypunktowanymi osiągnięciami kilkulatka (Maria). Czyli? Dla ich stałej, nieprzerwanej miłości, gdy pod górkę i z górki, zawsze rączka w ręce matki, zawsze w drodze do przyszłości. Matki wiedzą, że życie zawsze i wszędzie bywa trudne, więc muszą nauczyć dziecko między innymi słówek „tak” i „nie”. Ono musi wiedzieć, kiedy i w którym momencie samo powinno dokonać wyborów, a zwłaszcza kiedy użyć stanowczego „nie”. To dziecko bardzo szybko stanie się dorosłym człowiekiem, może lecz nie powinno być bezwolną ciepłą kluchą, lepiej, gdyby stało się człowiekiem z charakterem.

            Jakaś nowa bzdura z owym „nie”. Aż chcę przypomnieć choćby dwa z nich: „NIE kradnij. NIE zabijaj”. Przecież to jest słowo zaklęcie. Słowo -klucz do człowieczeństwa.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Publikując komentarz, jednocześnie wyrażam zgodę na przetwarzanie przez Administratora Danych Osobowych bloga www.kochamylaure.pl moich następujących danych: podpis, e-mail, adres IP, w celu i w zakresie do tego niezbędnym. Przetwarzanie danych odbędzie się zgodnie z obowiązującym prawem, a w szczególności z przepisami Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. (zw. RODO) i polityką prywatności znajdującą się pod adresem www.kochamylaure.pl/polityka-prywatnosci/