Dwa oblicza przedszkola – cd…

Autor: Emilia, mama Laury Data: październik 31, 2014 Kategoria: Historia Laury | komentarze 142

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – tym optymistycznym akcentem rozpocznę dzisiejszy post, który z racji ogromnych emocji wywołanych poprzednim wpisem, musi być jego kontynuacją. W ostatnim poście upubliczniłam złe nawyki żywieniowe panujące w przedszkolu Laury, co wywołało ogromną burzę wśród komentujących – mimo, że wpis napisany był w taki sposób, aby zagwarantować placówce całkowitą anonimowość. Wasze pobudzenie emocjonalne wywołane tym postem świadczy o niczym innym, jak właśnie o tym, że temat jest ogromnie ważny i jak najbardziej wart poruszania. Niechcący włożyłam kij w mrowisko, w którym w dodatku każda mrówka mówi innym głosem i każda podąża w odmiennym kierunku. Jedni tak, jak ja uważają, że o złych nawykach żywieniowych w przedszkolach i szkołach trzeba mówić, a nawet krzyczeć, aby budować świadomość społeczną i wyzwalać pozytywne zmiany. Inni natomiast uważają, że takich spraw nie należy wywlekać publicznie, tylko co najwyżej po cichu omówić je w zaciszu gabinetu dyrektora przedszkola. Jeszcze inni nie widzą żadnego problemu w niezdrowym żywieniu dzieci, a pisanie o szkodliwości nadmiernego spożywania pszennej mąki i cukru uważają za fanaberię (a nawet za chorobę psychiczną). Są i tacy, którzy się na mnie śmiertelnie obrażają, gdyż moją dezaprobatę dla Nutelli uważają za ich osobisty przytyk i wpędzanie w poczucie winy. Jak widzicie, ile ludzi, tyle opinii.

Ale wrócę do przedszkola Laury i nurtującego Was pytania, dlaczego wcześniej nie porozmawiałam na temat jadłospisu z właścicielką przedszkola, tylko od razu wywlokłam sprawę na forum (przypominam: przedszkole pozostało ANONIMOWE). Otóż nie od razu Proszę Państwa, nie od razu…

Mniej więcej dwa tygodnie przed pierwszą wizytą Laury w przedszkolu poprosiłam placówkę o udostępnienie mi całego jadłospisu, który mogłabym przeanalizować pod kątem choroby Laury. Podkreślałam, że w obliczu choroby dziecka żywienie jest dla nas sprawą kluczową i że muszę koniecznie się z tym jadłospisem zapoznać. Przedszkole obiecało przysłać mi jadłospis mailem, ale… z niezrozumiałych dla mnie powodów ostatecznie jadłospisu mi nie udostępniło. Przez dwa tygodnie byłam zwodzona, że jadłospis otrzymam, ale bez efektu. Pisałam w tej sprawie maile, pisałam sms, dzwoniłam do właścicielki – mimo to placówka nie dała mi możliwości zapoznania się z jadłospisem.

W końcu Laura i ja zostałyśmy postawione przed faktem dokonanym, gdyż nadszedł pamiętny piątek i na własne oczy mogłam zaobserwować nawyki żywieniowe panujące w przedszkolu. Mówicie mi, że ten jeden dzień to zbyt mało na obserwację? Ależ nie, jeden dzień to wystarczający czas, aby uchwycić naturalne spontaniczne nawyki placówki, aby przyjrzeć się, co stoi na półkach z jedzeniem dla dzieci i najważniejsze: aby porozmawiać z ludźmi. Zobaczyłam, porozmawiałam i zapamiętałam…

Do domu wróciłam po prostu wściekła na przedszkole, które przez dwa tygodnie nie pozwoliło mi zapoznać się ze sposobem żywienia dzieci, a później postawiło mnie i Laurę w sytuacji, która w przypadku mojej córki była nie do przyjęcia. Poza tym byłam też zdołowana faktem, że inne dzieciaki w przedszkolu żywią się nieprawidłowo i że w przyszłości odbije się to na ich zdrowiu. Miałam ochotę od razu usiąść i wystukać na klawiaturze, co mi tego dnia leżało na wątrobie.

Ale nie zrobiłam tego. Trzy dni chodziłam i męczyłam się z tematem, zastanawiając się, czy w ogóle powinnam o tym pisać, a jeśli tak, to w jakiej formie? Pomyślałam, że jeśli napiszę tylko o piątku, pomijając dwa wcześniejsze tygodnie, to od razu lud mi zarzuci, iż po zaledwie jednym dniu obsmarowuję placówkę w Internecie nie zapoznawszy się z całym jej jadłospisem (wredna baba, pewnie robi to tylko po to, aby podnieść sobie oglądalność na blogu). Następnie pomyślałam, że jeśli z kolei napiszę tekst i wspomnę o bezskutecznych dwutygodniowych próbach uzyskania od przedszkola jadłospisu, to natychmiast lud oskarży mnie o zemstę na przedszkolu za ignorowanie moich próśb. Z kolei gdybym nic nie napisała i zamiotła sprawę pod dywan, to by mnie zeżarło moje własne sumienie, które z uporam maniaka prawi, iż o zaniedbaniach w szpitalach, w przedszkolach czy szkołach ZAWSZE TRZEBA MÓWIĆ, aby uchronić przed nimi innych. A moje sumienie to naprawdę wredna bestia, która potrafi boleśnie kąsać i szczerze mówiąc wolę z nią nie zadzierać. Podsumowując – każde z powyższych rozwiązań wydawało mi się złe, dobrego wyjścia z tej sytuacji nie widziałam.

No i wreszcie trzeciego dnia zdecydowałam się coś napisać, aby zwrócić uwagę na temat żywienia w placówkach opiekuńczo-wychowawczych i wspólnie z Wami o tym porozmawiać. Pisałam w taki sposób, aby zapewnić przedszkolu całkowitą anonimowość i aby nikt z wyjątkiem właścicielki i pracowników nie był w stanie go zlokalizować. Mój tekst dotarł do przedszkola lotem błyskawicy i już następnego dnia otrzymałam telefon od właścicielki placówki.

Oczywiście wiedziałam, czym ryzykuję pisząc ten wpis. Nie, nie burzą w komentarzach pod postem, bo to jest pikuś. Przede wszystkim ryzykowałam złymi stosunkami z dyrekcją przedszkola, a kto wie, może nawet całkowitym zakończeniem z nim współpracy i utratą indywidualnej terapii dla Laury. Mimo to temat wydał mi się tak istotny, że postanowiłam go poruszyć, mimo ryzyka i wynikających z niego konsekwencji.

Tak, jak wspomniałam we wpisie, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dzięki opublikowaniu tekstu na blogu po raz pierwszy miałam okazję naprawdę długo i konstruktywnie porozmawiać z właścicielką przedszkola. Poświęciła mi ona sporo czasu, za co jestem jej ogromnie wdzięczna, gdyż wreszcie miałyśmy okazję szczerze porozmawiać o naprawdę ważnej dla nas wszystkich sprawie – czyli o podejściu placówki do zdrowia i żywienia dzieci. Według mnie była to niezwykle cenna i optymistyczna rozmowa.

Każda z nas przedstawiła swój punkt widzenia na daną sprawę. Treści całej rozmowy oczywiście nie ujawnię, ale śmiało mogę powiedzieć, że rozmowa napawa mnie nadzieją na przyszłość. Otrzymałam zapewnienie, że catering w przedszkolu ulegnie zmianie, że placówka zwróci większą uwagę na dbałość o żywienie maluchów, a nawet, że zostanie zorganizowane spotkanie z rodzicami w sprawie zmiany nawyków żywieniowych podopiecznych placówki. Przed tym przedszkolem stoi więc sporo wyzwań – a największym z nich wydaje się być zmiana podejścia rodziców, gdyż nie wszyscy rodzice życzą sobie w tym przedszkolu zdrowego jedzenia. A na to ja już nie mam żadnego wpływu.

Oczywiście nie mam pewności, że deklaracje, które usłyszałam od właścicielki przedszkola zostaną wprowadzone w życie. Istnieje przecież ryzyko, że pozostaną one jedynie deklaracjami. Niemniej jednak głęboko wierzę, że przy odrobinie dobrej woli zmiany na lepsze są możliwe i mocno trzymam kciuki za właścicielkę  placówki, aby udało jej się te zmiany zrealizować!

Ale… my się już o tym nie przekonamy. Podczas rozmowy ustaliłyśmy wspólnie z właścicielką placówki, że nadal będziemy współpracować w ramach nauczania indywidualnego Laury, gdyż z tej terapii jestem bardzo zadowolona i przynosi ona dla Laury wymierne efekty. Natomiast jeśli chodzi o nasz fizyczny pobyt w przedszkolu, to podjęłam decyzję, że Laura nie będzie już tam uczęszczać. Po pierwsze dlatego, że zmiany nawyków żywieniowych placówki, nawet jeśli nastąpią, to zajmą naprawdę sporo czasu. Nie są to przecież zmiany z dnia na dzień, więc jeśli przedszkole faktycznie chce je wprowadzić, to sukcesywnie będzie musiało to robić małymi kroczkami. Dla Laury byłoby to zbyt duże obciążenie psychiczne, gdyż nadal widywałaby inne dzieci jedzące słodkości, podczas gdy ona jedna nie mogłaby tego robić. Córka mogłaby się przez to czuć wykluczona, gorzej traktowana, a mnie z pewnością zabrakłoby w pewnym momencie argumentów, aby jej to jakoś logicznie tłumaczyć.

Po drugie nasza obecność w tym przedszkolu jest już niewskazana ze względu na pracujące tam panie nauczycielki. To naprawdę przemiłe i bardzo zaangażowane w swoją pracę dziewczyny, a ja chciałabym, aby mogły nadal wykonywać swoją robotę bez większych stresów. Doskonale zdaję sobie sprawę, że po publikacji ostatniego wpisu na blogu, moja obecność w przedszkolu byłaby dla tych pań powodem ogromnego stresu. Dziewczyny z pewnością czułyby się, jakby miały za plecami sanepid, wciąż patrzący im na ręce i w dodatku gotowy opisać ich w Internecie. W moim towarzystwie ich praca stałaby się dla nich męką – a ja to jak najbardziej rozumiem i absolutnie się temu nie dziwię. W związku z tym, że Laura otrzymała od pań nauczycielek wyłącznie pozytywne emocje, czuję, że ja nie mogę dziewczynom fundować negatywnych. Niech więc wykonują swoją pracę w spokoju.

W związku z decyzją o rezygnacji z wizyt w tym przedszkolu, musiałam jak najszybciej znaleźć dla Laury inne rozwiązanie. Sytuacja wydawała się beznadziejna, gdyż korzystając z terapii indywidualnej w wyżej wymienionej placówce nie mam już prawa zapisać dziecka do drugiego przedszkola. Co tu robić, co tu robić? – myśli matka popijając piwo, które sama nawarzyła.

Na szczęście, tak to jest w życiu, że okazje same wpadają nam w ręce, jeśli naprawdę mocno ich poszukujemy. Kilka moich telefonów i kilka szczerych rozmów z ludźmi wystarczyło, aby okazja spadła mi z nieba wprost w oczekujące na nią ramiona. Już po raz trzeci dziś powtórzę, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

Od przyszłego piątku Laura idzie do nowego przedszkola – nie będzie do niego zapisana, ale będzie w nim wolnym słuchaczem. 🙂 Przedszkole jest znacznie bliżej i ma własną kuchnię, w której kucharki same przygotowują dzieciom posiłki. Ponieważ na razie nie będziemy do tego przedszkola zapisane, to Laura nie może korzystać z obiadów – będziemy więc musiały wychodzić do domu tuż przed obiadem. Ale uzgodniłam z panią dyrektor, że z czasem to się może zmienić i jeśli żywienie w przedszkolu okaże się odpowiednie dla Laury i jeśli córeczka się tam zaaklimatyzuje, to za jakiś czas będzie mogła uczestniczyć w pełnym życiu przedszkola. Jakby tego było mało, w tym przedszkolu czeka na nas niesamowita niespodzianka! Otóż nauczycielką w grupie Laury będzie pani, którą nasza córeczka dobrze zna i ubóstwia! Jest to pani, która kilka miesięcy pracowała w naszym domu na terapii indywidualnej, która doskonale zna Laurę i mnie, zna ograniczenia wywołane przez chorobę córki i wie, jak z tymi ograniczeniami postępować. Idziemy więc pod skrzydła kogoś, komu nie będziemy musiały przedstawiać Klątwy Ondyny. To naprawdę ogromne ułatwienie. 🙂

Dobrze się stało, że napisałam post „Dwa oblicza przedszkola”. Dzięki temu są szanse na zmiany w tym przedszkolu, a i dla Laury nastąpiły zmiany na lepsze. Gdy dowiedziała się, że w nowym przedszkolu będzie uczyć jej ulubiona pani, zaczęła piszczeć z zachwytu! Nic nie dzieje się bez przyczyny, tak uważam.

A wracając do zdrowego żywienia i Waszych komentarzy, to chciałabym, abyśmy sobie coś raz na zawsze wyjaśnili. Myślę, że znacznie lepiej będzie napisać to prosto z mostu, niż później romansować z Wami w komentarzach. Ale do rzeczy…

Mam ciężko chorą córkę i właśnie z tego powodu wyjątkowo mocno doceniam fakt posiadania zdrowego dziecka. Bardzo bym chciała takie mieć i przez to trudno mi się pogodzić z sytuacjami, w których zachowania dorosłych mogą szkodzić zdrowiu dzieci. Propagowanie zdrowego stylu życia przy pomocy tego bloga uważam za swego rodzaju misję, ponieważ wiem, że poruszane tutaj sprawy docierają do szerokiego grona odbiorców i że wielu ludziom po prostu pomagają w ich codziennym życiu. Wykorzystując zasięg bloga zawsze będę się starała mówić o rzeczach ważnych nie tylko dla mnie, ale też dla szerszej grupy odbiorców. I choć byście nie wiem jak mnie atakowali, nie wiem jakie epitety na mój temat wymyślali, to ja i tak będę robić swoje. Sukcesywnie będę poruszać tematy zaniedbań w opiece nad dziećmi, czy to w przedszkolu, w szkole czy też w szpitalu. Tak, jak już kiedyś pisałam o zaniedbaniach w obsłudze małych pacjentów na oddziałach Intensywnej Terapii…

Ja wiem, że niektórym nie jest to w smak – zwłaszcza tym, którzy w opisywanym szpitalu lub przedszkolu pracują. Doskonale rozumiem, że upubliczniane przeze mnie sytuacje mogą zepsuć dzień jakiejś pani Krysi i zaburzyć normalne międzyludzkie relacje między mną a nią. Rozumiem, że przysłowiowa pani Krysia z mojego powodu będzie mieć zły humor przez kilka dni i że będzie miała ochotę wbić mi nóż w plecy za każdym razem, gdy mnie spotka – zresztą, wcale się jej nie dziwię. Tylko że, Proszę Państwa, trzeba sobie w takich sytuacjach ustalić priorytety i zadać sobie pytanie, co jest ważniejsze? Czy ważniejsza jest moja osobista relacja z przysłowiową panią Krysią, czy też może ważniejsze jest, aby pielęgniarki obsługując w szpitalach najciężej chorych pacjentów zachowywały zasady sterylności? Czy ważniejsze jest, aby panie w przedszkolu mnie lubiły, czy też może ważniejsze jest, aby skłonić ludzi do publicznej dyskusji na temat żywienia dzieci w przedszkolach śmieciowym jedzeniem? Mnie osobiście byłoby znacznie łatwiej wypić kawę z panią Krysią, niż napisać, że ona i jej koleżanki z Intensywnej Terapii obsługują cewniki Broviacka brudnymi rękami. Że wpuszczają do sali z ciężko chorymi pacjentami dostarczyciela pizzy, który włazi do pacjentów w ubłoconych buciorach i brudnej kurtce. Jednak w takich sytuacjach zazwyczaj dochodzę do wniosku, że pojedyncze relacje międzyludzkie mają mniejsze znaczenie, niż życie i zdrowie wielu innych ludzi. Dlatego też pisałam kiedyś o zaniedbaniach w szpitalach, jak i teraz zdecydowałam się napisać o złych nawykach żywieniowych w przedszkolu. Owszem, czasem podejmuję decyzję, że jednak relacje międzyludzkie są znacznie ważniejsze – mój Boże, gdybyście tylko wiedzieli, o ilu skandalicznych sytuacjach w szpitalach i przedszkolach ja nigdy NIE napisałam…

Na koniec poruszę jeszcze jeden wątek, który notorycznie przewija się w komentarzach, a mianowicie rzekome wpędzanie poniektórych z Was w kompleksy i poczucie winy… Mili Państwo! Jeśli piszę, że nadmierne spożywanie cukru szkodzi zdrowiu dzieci to nie piszę tego dlatego, aby wpędzić w poczucie winy ludzi karmiących dzieci słodyczami, tylko dlatego, że po prostu cukier szkodzi zdrowiu. Jeśli piszę, że nadmiar pszennej mąki w diecie jest szkodliwy dla zdrowia, to nie dlatego, aby wpędzić kogoś w poczucie winy, tylko dlatego, że po prostu nadmiar pszennej mąki jest szkodliwy dla zdrowia. Fakty są faktami, czy Wam się to podoba, czy nie.

Pamiętajcie, że to tylko blog, a nie Ewangelia. Nie musicie myśleć, tak, jak ja. Nie musicie robić, jak ja, ani nawet nie musicie tego wszystkiego czytać. Możecie karmić i siebie i Wasze dzieci, czym tylko się Wam podoba – zapewniam, że nie przyjdę i rewizji lodówki na pewno Wam nie zrobię. Jeśli chcecie, to nawet możecie karmić swoje dzieci wyłącznie samym cukrem – w końcu to Wasze dzieci, Wasze życiowe wybory i tylko Wy ponosicie za nie odpowiedzialność. Możecie sobie nawet wydrukować ten post, przerobić na papier toaletowy i spuścić w toalecie, jeśli macie na to ochotę. Jesteście wolnymi ludźmi, w dodatku dorosłymi i Wasze prywatne wybory to wyłącznie Wasza sprawa. Ja nie mówię Wam, jak macie żyć – ja tylko piszę, jak ja żyję, a to jest cholerna różnica!

A ja żywię swoją rodzinę tak zdrowo, jak potrafię i jak pozwalają mi na to moje możliwości. Wybieram właśnie taki styl życia i wybieram propagowanie go na moim prywatnym blogu. Jest to mój wybór. MÓJ!

Ja wiem, że byłoby nam wszystkim łatwiej nie wiedzieć i nie mówić o tym, że śmieciowe jedzenie szkodzi zdrowiu. Żyłoby się nam znacznie bardziej lajtowo. No cóż, byłoby też nam wszystkim łatwiej i z pewnością przyjemniej, gdybyśmy nie wiedzieli, że picie wódy w ciąży może spowodować uszkodzenie płodu i urodzenie dziecka z zespołem FAS. Tak, byłoby nam łatwiej, ale czy na pewno lepiej?

Trudniejsze życie z wiedzą, czy łatwiejsze bez wiedzy? Wybór należy do Was. Ja nie zmuszam. Ja tylko zachęcam. Bądź tak miła/y i zauważ różnicę.

PS. Aby osłodzić Wam życie po tym gorzkim wpisie, podaję przepis na pyszne i zdrowe trufle czekoladowe. Wystarczy kliknąć 🙂

IMGP7005

komentarze 142

  1. Brawo! Brawo! Brawo!

    …. „I tak bywało, iż
    Myślałem, że nie tędy droga
    Że pas lepiej mówić, niż
    Kark skręcić na wysokich progach
    I choć jak zbity pies, chciałem nie raz
    Podkulić ogon
    Wciąż gnał mnie, gnał mnie mój bies
    Mą własną drogą”…

    Czytam.. nie komentuję.. dziś musiałam ?…
    Przede mną jeszcze 5 lat, które Wy już znacie ?..

  2. Jeśli jest się zdrowym, nie ma się problemów zdrowotnych tak jak Laura, to można wszystko jest ale z umiarem. Nadmiar wszystkiego szkodzi ale od czasu do czasu nawet łyżeczka Nutelli jest do przełknięcia ;). Poza tym czasem się zastanawiam czy wiele z produktów nie jest akurat zdrowych bo to modne. Przez lata margaryna była be a masło zdrowe, potem odwrotnie. No i bądź tu człowieku mądry i pisz wiersze. W każdym razie trzeba obserwować swój organizm, bo my go znamy najlepiej. Niektórzy mogą jeść pieczywo pełnoziarniste, a niektórym to szkodzi i tak samo jest z innymi produktami. Życzę wszystkim zdrowego podejścia do jedzenia :).

  3. Dobrze, że wyjaśniła pani dlaczego kładzie trochę przesadny nacisk na zdrowie dzieci. Dzięki temu wyjaśniła pani swoje posty co do szczepionek i zdrowego trybu życia. Wydawało mi się, że jest pani przewrażliwiona i nawet mnie to denerwowało, ale pani chce aby inne dzieci mogły cieszyć się długo tym czego Laura nie ma a co można łatwo stracić, czyli zdrowiem. Rozwiała pani moje negatywne emocje i teraz lepiej będzie mi się czytać 🙂

    • Bardzo się cieszę 😉

  4. Pani Emilio,
    solidaryzuję się z Panią pod tym postem. Sama na własnej skórze doświadczyłam problemu zróżnicowania diety żywieniowej w przedszkolu. Chociaż moje dziecko zapewne nawet w 1/10 nie potrzebowało wtedy tak restrykcyjnej diety jak Laura, to i tak stoczyliśmy nie małą wojnę z przedszkolnym cateringiem. Nawet gdyby moje dziecko w ogóle nie potrzebowało żadnej diety, to czytając przedszkolne menu włosy dęba stawały. Przedszkole przyjmowało dzieci od 2,5 roku życia. Dla wszystkich grup wiekowych jedno menu. A tam… bigos, kluski ze słoniną (i serem), kulki czekoladowe z mlekiem na śniadanie, bułka z kremem czekoladowym.
    I bardzo, ale to bardzo chętnie widziałabym na blogu u Pani więcej przepisów zdrowych posiłków. Myślę, że takie gotowce zmobilizowałyby więcej osób do sięgnięcia po zdrowe przepisy.
    Pozdrawiam i życzę w Nowym Roku dużo szczęścia, a laurce głębokich oddechów :).

  5. Niektórym ludziom przedstawisz czarno na białym, że coś jest szkodliwe a i tak Cie zignorują. Z powodu własnego lenistwa i wygodnictwa nie zainteresują się tym czy zdrowe jest to co zjedzą. Mówią, że idą świętowac do Mc Donalda i przyzwyczajają swoje dzieci do tego sztucznego smaku, nadmiaru soli i popijaja colą. Nie wierzę, że ktoś uważa takie jedzenie za wartościowe. Jak można być aż takim ignorantem w odżwianiu się ? Na codzień borykam się z uświadamianiem 8 letniej córki co należy jejść w domu i w szkole. Tłumaczę jej że nie musi codziennie jejść słodyczy. A ona mi na to , że wieksziść dzieci w klasie dostaje od rodziców do szkoły batoniki i ciasteczka. Ma żal, że ja jej nie chcę dawać słodyczy. Jednak usilnie codziennie tlumaczę i myślę, że to powoli da efekty. Trudna jest praca nad prawidłowym żywieniem, zwłaszcza że marketing robi swoje. Ja staram sie swoje dziecko uczulać ta te wszystkie reklamy „wspolczesnych smakołyków” które okazują się być trucizną w ładnym opakowaniu. Niestety żywienie to trudny temat bo zachacza o nawyki z dzieciństwa, brak nam chęci, czasu i dobrej woli by zainteresować się tym co jemy. Dlatego róbmy wszystko aby to się zmieniało, by producenci żywności nie spoczeli na laurach !! Wybierajmy mądrze, bo od tego zależy nasze zdowie. Autorko bloga popieram Cie i Twoje postepowanie. Trzymam kciuki i mam nadzięję że bedzie coraz więcej sukcesów !!

    • W mojej rodzinie kobiety żyją po 96, 98 lat. Jadły przeważnie makarony, białe pieczywo, jaja, nabiał , niezbyt dużo mięsa (drób) i cukru nie ograniczały. Zdrowy człowiek może jeść wszystko, a jak ktoś na coś choruje to mu szkodzi co innego- na cukrzycę cukier, na nerki mięso, na celiaklię gluten itp. A teorie co jest zdrowe zmieniają się co roku. Najważniejsze nie przejadać się i nie martwić, że coś szkodzi.

  6. WAŻNA INFORMACJA!

    Kochani Czytelnicy, od jakiegoś czasu złośliwy krasnolud kradnie najnowsze posty z bloga Kochamy Laurę!!! Z tego powodu wielu ludzi wchodząc na naszą stronę nie widzi nowych wpisów na blogu, tylko stare. Być może Wy też jesteście w tym gronie i nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy. Dlatego mam do Was prośbę, która rozwiąże problem znikających postów:

    Co należy zrobić, aby zobaczyć nowe posty?

    1. W przeglądarce, której używacie do przeglądania Internetu należy odświeżyć naszą stronę naciskając jednocześnie „ctrl” oraz „F5” (w komputerach Apple „command” oraz „R”),
    2. Jeśli to nie zadziała, to wyczyścić historię swojej przeglądarki,
    2. Jeśli to nie pomoże, to wyczyścić pamięć cookis.

    Po tym zabiegu już wszystko powinno poprawnie działać już zawsze 🙂

  7. Drodzy Czytelnicy, mam do Was pytanie. Czy wchodząc na stronę główną widzicie najnowszy post z 7 listopada pt. „Na zakupach”?

    Pytam, ponieważ ostatnio borykamy się z problemami dotyczącymi pamięci cookies. Wiele osób zgłaszało mi, że wchodząc na stronę główną widzą tylko starsze posty, natomiast najnowsze im się nie wyświetlają. A jak jest u Was?

    • Teraz ok, ale chyba przez kilka dni był taki problem.

    • Teraz sprawdzam, że na komputerze stacjonarnym ten problem jest nadal.

      • Dziękuję!!!

    • Problemy z żywieniem dzieci w przedszkolu to początek góry… Kolejnym będzie przyprowadzanie dzieci „chorych” przedszkola. Chorych w cudzysłowiu, bo mamusie twierdzą, że katar i ogromny kaszel to tylko przeziębienie lub alergia 😀 . Faszerują dzieci lakami przeciwgorączkowymi i won do przedszkola, bo ja muszę do pracy.
      Ale jak już wspominałam to tylko początek problemów, z którymi rodzice muszą się borykać w przedszkolu.
      Potem będzie kolejny etap- szkoła i kolejne absurdy.
      Rodzice/przedszkola wolą iść na łatwiznę niż walczyć o dobro dzieci.

      Wiec p. Emilio proszę się przygotować do ogromnej walki z przeszkodami, bo fakt ja mam dzieci zdrowe, ale czasami mam dość walki skazanej z góry na przegraną.

      Życzę dużo wytrwałości.

      • Niestety, już się o tym przekonaliśmy… W piątek poszłyśmy do przedszkola i były tam dzieci chore – kilkoro kichających, kaszlących, zasmarkanych. No i Laura się zaraziła – w weekend zaczęły się pierwsze objawy, a teraz leży chora w łóżku 🙁

    • Nadal pokazują się stare posty 🙁

      • To niedobrze… Bardzo niedobrze. A który post widzisz jako najnowszy???

        A z jakiej przeglądarki internetowej korzystasz?

  8. Drogie Matki Rodzicielki!!! Czy nie zauwazylyscie ze Emilia ?ojoj? rzucila nowy zdrowy poglad. NUTELLA i to jest to.Juz nie Nicola ale Nutella.Nutella Skarpeta Nutella Gaciong Nutella Pierdzoszek Nutella Miotla NutellaPokrzywa. itd TO JEST TO!!!!!!!!! Jezeli Nutella Najebus i Nutella Kur.a Szatan przegraja to Nutella jest zla. A jezeli Nutella Cipciopek czy
    Herbus Herbatnik przetrwa to Emila dostanie za swoje. Ta tak Tak pomyslcie mamusie takie slodkie imie dla „corci” NUTELLA

  9. Ever, naprawdę masz problem, skoro usta mojego syna skojarzyły Ci się z onanizowaniem syna przez matkę… Należy trzymać się jak najdalej od takich osób jak Ty.

    • ee tam spytaj o szczegoly imie nazwisko adres ilosc dzieci plec a gwarantuje ze nie dostaniesz odpowiedzi jakbys nawet chciala uczestniczyc w …….Takie piszace osobkui rto chyba te co nie daja sobie rady z depilacja dzikich obszarow lonowych’ Plum Plum? czego uzywacie??????

    • Matko Filipa! Nie USTA tylko caloksztalt! Z takich synusiow to wyrastaja faceci ktorzy maja silniejsza wiez emocjonalna z mamusia niz z zona! Matke to sie dazy szacunkiem , ale trzyma na dystans!

  10. Anko! Wypowiadam się jak wszyscy. Nikogo nie obrażam, nie jestem wulgarna, nie rzucam wyzwiskami, wyrażam swoje zdanie, opinię, zadaję pytania. Więc nie wiem na jakiej podstawie uważasz, że wprowadzam nerwową atmosferę. Sądzę, że gdyby tak było, Emilia nie wyświetliłaby moich komentarzy. Jeśli nie akceptujesz tego co piszę to po prostu tego nie czytaj.

  11. Do ever. A żebyś wiedziała, że całusy weszły mi w krew. Dla mnie, słowa mojego syna ” mamo, daj buziaka” świadczą o wielkiej miłości jaką do mnie czuje, z wzajemnością zresztą. A że masz jakiś dziwne skojarzenia z tym związane, to znaczy, że masz nie lada problem ze sobą. A o moje przyszłe synowe się nie martw. Ich w usta całować nie zamierzam. Pozdrawiam i poluzuj gumkę w majtkach, bo się za bardzo spinasz 😉

    • Czytam komentarze i widzę że jedyną osobą która się tu spina najbardziej jesteś Ty mamo Filipa

      • Jeśli chcesz ze mną podyskutować to się podpisz. Z Anonimem nie mam zamiaru polemizować 🙂

        • No wiesz jak by to powiedzieć trochę mi szkoda czasu na głupie dyskusje

        • no i co z tego ze sie podpisze Bzibziulka Calusek czy Nergal i tak nie wiesz z kim rozmawiasz.
          Twoje ego zostalo sposponowane chcesz byc kims i dlategto na blogu nie gadasz z anonimem chociaz mogl to byc zwykly nick

      • Też to zauważyłam, że mama Filipa ma tu baaardzo dużo do powiedzenia. Chyba przejęła po Pani Emilii rolę odpowiedającej na komentarze. I sama wprowadza tu niepotrzebnie nerwową atmosferę.

    • Nie mam zboczonych skojarzen! Hahahaha! Tylko takie mamuski, zakochane w swoich synuskach bardzo lubia uczestniczyc w doroslym zyciu syna i sa czasami toksyczne dla synowych!

    • W kraju w ktorym mieszkam matki , ktore nie maja wlasnych zainteresowan , wlasnego zycia i sa poniewierane przez mezow, NP.onanizuja swoich synow! Tak mi sie skojarzyly te usteczka!

      • glodnemu chleb na mysli i tyle w temacie

  12. Zachęcam do skupienia się na potrzebach własnego dziecka. Za realizację potrzeb innych dzieci odpowiedzialni są ich rodzice. Laura jest dzieckiem ciężko chorym. Jej potrzeby w wielu apsektach życia są i będą inne niż innych dzieci. Nie można wymagać, aby realizacja potrzeb tych dzieci była podporządkowana realiazacji potrzeb Laury. Artykulacja takich wymagań prowadzi do niechęci, napięć społecznych, alienacji i w końcu konieczności szukania nowego środowiska dla Laury.

  13. I jeszcze do Magdy, bo zapomniałam zapytać. Napisałaś, że ze wszystkich dzieci, tylko Twoja córka miała białe ząbki. Pozostałe „miały czarne”. Ale sprecyzuj- czarne, bo najadły się np. węgla aktywowanego (na biegunkę), czarne, bo wszystkie miały próchnicę, czy czarne, bo tak często rodzice całują je w usta? 🙂 🙂 🙂 P. S. Emilio wybacz, ale dawno nic tak mnie nie rozbawiło.

  14. Do eve i Anety- jesteście bezbłędne :-). A do Magdy- trochę późno poszłaś z synem do dentysty, a jak widać, pomimo niecałowania go, próchnicy dostał. Mój szkrab ma 5 lat. Dentystę odwiedzamy regularnie odkąd skończył rok. Póki co, pomimo częstych pocałunków ząbki ma zdrowe. Myślę, że popadasz trochę w paranoję. Wiadomo, że z opryszką nie powinno się całować absolutnie nikogo, ale jeśli jesteśmy zdrowi, dbamy o higienę jamy ustnej to nie widzę przeciwskazań aby dać całusa swojemu dziecku. Dla mnie usteczka mojego syna są najsłodsze na świecie. Nie wyobrażam sobie nie móc go pocałować na dobranoc czy na pożegnanie. W policzek to mogę pocałować się z przyjaciółką czy ciotką na imieninach.

    • Przepraszam, nie próchnica a ubytek. Mój błąd. Co nie zmienia faktu, że jakoś się pojawił 😉

    • O matko! Zeby Ci to nie weszlo w krew to calowanie syna w usteczka! A w okresie dojrzewania gdzie bedziesz Go calowac! Boze strzez dziewczyny przed taka kandydatke na tesciowa!

  15. A ja też uważam że calowanie prosto w usta dziecka jest faktycznie bardzo niewskazane i nawet swojego czasu oglądałam na ten temat wypowiedź lekarza a tak apropo calowania to ogólnie jest niezdrowe nie tylko dla dziecka tylko że dzieci wiadomo są mniej odporne niż dorosli to czy to przyjemne nie neguje żeby nie było także proszę się zaraz nie oburzac poruszam temat tylko w sferze zdrowotnej

    • Do wszystkich komentujących mój i Laury pocałunek. Zdrowie to nie tylko fizyczność – równie ważne jest zdrowie psychiczne. Wszelkie pieszczoty, takie jak dotyk, przytulanie i całowanie są niezbędne do zdrowia psychicznego człowieka. Dziecko potrzebuje oznak miłości znacznie bardziej niż dorośli, zwłaszcza od własnych rodziców. Dlatego negowanie całowania matki i córki uważam za lekką paranoję. Oczywiście co innego obce osoby, ale bez przesady, od pocałunku własnej mamy córka raczej nie umrze. Opryszczki czy próchnicy raczej też się nie nabawi – już prędzej złapie ją od nadmiernego jedzenia słodyczy…

      Idąc tą logiką, my dorośli powinniśmy zaprzestać uprawiania seksu. Wszak wymieniamy podczas tej czynności rozmaite płyny i całe stada bakterii. Proponuję wszystkim życie w ascezie – bez seksu z partnerem i bez przytulania oraz całowania własnych dzieci. Z pewnością będzie higieniczniej. A jak zdrowo! 🙂

      I przy okazji świat się oczyści ze wszelkich absurdów, ponieważ ludzkość wyginie. Same plusy normalnie. 😉

      • Moje dzieci wyszły przez moją pochwę i będę je całować w co tylko chcę 😀

        • I jeszcze trochę merytorycznej wiedzy w temacie całowania się. Podczas namiętnego pocałunku z partnerem można przenieść aż 80 mln bakterii, co ma niezwykłe znaczenie uodparniające dla organizmu. A tylko 1% z tych bakterii może (ale nie musi) wywołać choroby http://www.crazynauka.pl/pocalunek-przenosi-80-mln-bakterii/

      • Mój roczniak kilka dni temu zaczął rozumieć słowa ” Dasz mamie buziaka?”.
        I daje ( jak ma humor oczywiscie ) takiego z rozdziawiona buzią , buziaka slimaka 😀
        Ojej a może to i dla mnie niezdrowo ? 😀

      • w przypadku zdrowych dzieci pocaunek w usta nie jest niczym szkodliwym ale wlasnie w przypadku Twojego dziecka jest wrecz odwrotnie

        wiec na twoim miejscu nie bylabym taka lekkomyslna

        chociaz przetrzyj usta srodkiem bakteriobujczym

        ehh…

        • Bez komentarza…

    • A w buziak w pośladeczek? Po kąpieli oczywiście 🙂
      To chyba już przestępstwo? 😀

    • a czy wzielas pod uwage ile bakterii i mikrobow polknie panna Laura podczas zabawy? Oblizywanie brudnych lapek polizania tego czy tamtego piaskownica na placu zabaw poglaskanie z miloscia podeszwy wlasnych butow. I to jest wlasnie zdrowe i tak powinno byc bo dziecko staje sie odporne.
      Jakos nie widzialam Laury ubranej w kombinezon dla lekarzy walczacych z Ebola a jezeli takowgo nie ma to maly pocalunek w usta nie zaszkodzi.A tak na marginesie przez takie cmokanie bardziej zarazaja sie dorosli od dzieci.

  16. Do Anonima- czyli wniosek jest taki, że całowanie w usta partnera jest zdrowe, a własnego dziecka już niezdrowe? Matko, gdzie tu logika? Niech mi ktoś wytłumaczy, bo naprawdę nie pojmuję…

    • No właśnie tu jest logika. To jest partner a to dziecko. A do jakiego wieku będziesz swojego synka całować w usteczka? Jak przeczytałam o buziaku ślimaku to szczerze zrobiło mi sie niedobrze. Fuj.

  17. Magda- Ty tak na poważnie z tym całowaniem? Mam nadzieję, że nie, bo jeśli serio tak uważasz to przyznam szczerze, że brakuje mi słów, żeby taką bzdurę skomentować. A z mężem/partnerem też się nie całujesz, bo to niezdrowe? No padłam ze śmiechu i…siarczyście ucałowałam mojego syna- w usta 🙂

    • Przepraszam za literówkę w moim imieniu 😉 To tak na wszelki wypadek, dla „czepialskich”.

    • Nie zamierzam się wdawać w większe dyskusje, powiem tylko, że sprzedaje się w ten sposób dziecku przede wszystkim bakterie powodujące próchnicę zębów, wirusa opryszczki i sporo innych zarazków. Mam 2 dzieci, nigdy w życiu nie były całowane w usta. 10-letnia córka ani razu nie miała jeszcze plombowanego zęba – zero próchnicy, co potwierdza każda wizyta u dentysty. W przedszkolu była jedynym dzieckiem w grupie, które miało białe zęby – pozostałe dzieci miały czarne. To samo mój 6,5 letni syn, tydzień temu był pierwszy raz u dentysty – ma jeden malutki ubytek w mleczaku, który lada moment wypadnie. Nigdy tez moim dzieciom nie wyszła opryszczka, mimo, że ja jestem „bardzo zaawansowanym” nosicielem tego wirusa. Pozdrowienia 🙂

      • Ostatnio był na ten temat głupi artykuł na wp….ze próchnica, opryszczka itp. Paranoja!

      • Magda ja swoja córkę nagminnie od 3,5 roku (tyle obecnie ma lat)całuje w usta i moze bedzie to dla ciebie ogromny zaskoczeniem ale wyobraz sobie ,ze ma zabki jak perełki ( tylko my zamiast unikania całowania Zwyczajnie szczotkujemy zeby – metoda moze przestarzala ,ale bardzo skuteczna:-P )

      • buahahahahahaha !!!!!!!!!!!!!! 🙂

      • moze dzieci nie maja plombowanych zebow i opryszczki ale czy to bakterie z kosmosu pozarly ich matce rozum?Co ty za brednie wypisujesz kobieto wez sie lepiej za jakas pozyteczna robote.

  18. Emilio, jesteś naprawdę twarda :). Tyle uwagi poświęcasz rozmaitym trollom, hejterom i innym wariatów, które najwyraźniej mają za dużo czasu. A już najlepsze są wpisy w stylu „bardzo lubię ten blog i kibicuję wam, ale uważam że nie ma co przesadzać bo trochę cukru nikomu nie zaszkodziło”. To się nazywa czytanie ze zrozumieniem… Tak jakbyś pisała, że w życiu bys nie dała dziecku czekolady, bo to ZUO.
    A przecież Ty wspaniale korzystasz z faktu, że Twój blog jest popularny. I właśnie o to chodzi
    Dzieki Twoim wpisów może ktoś wie zastanowi nad tym przedszkolnym jedzeniem. W wielu przedszkolach nadal jest ono fatalne. I fakt, że to się powoli zmienia to m.in.zasługa rodzicielskich interwencji. A nawet przede wszystkim. TRZEBA naglasniac temat. Nie chodzi o to by dzieci w przedszkolu nie jadły w ogóle białego chleba (podobno samo ciemne tez jest niekorzystne gdy się je je non stop), ale by jadły różnorodnie i zdrowo. I dzięki takim wpisom, iterwencjom, dzięki temu upierdliwemu 😉 pouczaniu (sama byłam ostatnio u dyrki naszego przedszkola) coś się zmienia w tym kraju.
    Nie zmieniaj się, dziewczyno 🙂
    A malkontenci niech się zastanowia, co tak naprawdę krytykują. Albo kogo – bo takie komentarze to z reguły rozpaczliwe próba obrony, życia wyrzutów sumienia z powodu własnych błędów.

    • Sorry za błędy w odmianie słów i jakieś totalnie niegramatyczne końcówki i niepotrzebne słówka wpisane bez sensu, ale pisałam z telefonu ze słownikiem 🙂

  19. Na marginesie dyskusji o żywieniu dzieci (w której podzielam zdanie Emilii) i ogólnego dbania o zdrowie dzieci, chciałabym tylko podpowiedzieć, że niezdrowe dla dziecka jest też całowanie go w usta. To tak a propos uroczego zdjęcia.

    • Oj tak, ja też uważam, że całowanie dzieci w usta jest niezdrowe. I ja osobiście całowanie w usta rezerwuję tylko dla partnera. A dzieci to można całować w policzek. Żadnym ciotkom, babciom itd. dotknąć ust dzieciaka nie dam 🙂

  20. Najwięcej burzą się te mamy, które karmią dzieci właśnie w taki sposób jak w opisanym przedszkolu i jaki jest nie do zaakceptowania przez Ciebie, Emilio 🙂

    Mam wiadomość do każdej takiej mamy: nie jesteś pępkiem świata, to co jest na blogu nie jest atakiem personalnym w twoją stronę. Jest to zdanie autorki, ukształtowane przez lata walki z chorobami córki. Gdybyś była chociaż trochę mniej przewrażliwiona na swoim punkcie, to byś to przyjęła a nie robiła raban 🙂

    Nas, Polaków, strasznie boli kiedy ktoś podchodzi do życia pozytywnie. Jak nie użala się nad sobą, jak z uśmiechem stawia czoło przeciwnościom losu. Bo to przecież nienormalne mieć tak ciężko chore dziecko i jeszcze czerpać z tego garściami, żyć pełnią życia. Bo normalne to zamknąć się w domu i płakać nad sobą że się życie zmarnowało. Jestem pewna, że 3/4 z czytających Cię mam nie zrobiło ze swoim zdrowym dzieckiem w połowie tego co Ty z Laurką. Nie poświęciło tyle swojego czasu na zabawy, rozwijanie dziecka, stymulacje. A to boli. Pewnie stąd tyle jadu.

    Nie dawaj się. Rób to co robisz dalej 🙂

  21. Mnie osobiście trochę śmieszy atak „zwolenniczek” zdrowego żywienia na białe pieczywo, cukier itd. Czasem odnoszę wrażenie, że to trucizny o działaniu podobnym do np. arszeniku. Ja osobiście razowego pieczywa nie lubię, a w życiu stosuję zasadę, że wszystko jest dla ludzi (nawet KFC czy McDonald), tylko należy zachować umiar i jakoś nigdy nie miałam problemów, ani ze zdrowiem, ani z wagą. Mam wrażenie, że obecnie modne jest kupowanie produktów eko (podobał mi sie komentarz, chyba z poprzedniego posta, o kurczakach), niejedzenie mięsa (co nie jest jednoznaczne z byciem wegetarianinem), a także wszelkie diety bezglutenowe, nietolerancja laktozy itd., często najzwyczajniej w świecie wymyślona (osobiście znam takie osoby, co to uczulenia na gluten czy laktozę dostały, po przeczytaniu jakiegoś artykułu).
    Rozumiem Emilię i jej walkę o żywienie Laury, bo przeszła piekło zanim Laura zaczęła jeść w miarę normalne posiłki. Rozumiem też jej frustrację, gdy nie mogła się doprosić jadłospisu od przedszkola, bo w tym przypadku nie można nie dmuchać na zimne. Ale to jest przypadek szczególny. Nie popadajmy w paranoję, większości dzieciaków nie zaszkodzi od czasu do czasu (oby to nie był standard) białe pieczywo, naleśniki z dżemem, czy ta słynna nutella, a czytając komentarze można odnieść wrażenie, że to co najmniej trucizna. A ile jest takich placówek, gdzie rodzice chcą żywić dzieci za 4-5 zł, a jednoczesnie wymagają cudów w postaci jedzenia najwyższej jakości. Nie dziwię się, że wtedy mamy syf jaki mamy, bo żadna firma nie będzie dokładała do interesu, w ramach idei, że dzieci muszą się odżywiać zdrowo. Firmy zewnętrznej to nie obchodzi, będzie gotować to co się opłaca.

  22. Emilio! Przez kilka dni analizowałam, ale nie Twoje posty, bo te są dla mnie jasne i klarowne, ale wszystkie komentarze. Szczególnie wczytywałam się w te przykre, niejednokrotnie bezczelne, chamskie i „wypluwające” okazaną Laurze pomoc. I jest mi cholernie źle, bo nie zdawałam sobie sprawy, że istnieją ludzie, którzy nie mają jakichkolwiek zachamowań. Plują jadem, szydzą, ironizują… Zastanawiam się czy ktokolwiek z tych krzykaczy/krzykaczek chciałby zamienić się z Tobą, choć na tydzień. Choć na jeden dzień. Ale nie teraz, o nie!! Teraz to Laura jest naprawdę samodzielna, więc mieliby ułatwione zadanie. Musieliby cofnąć się do Waszych początków. Do tych najcięższych chwil, kiedy życie Twojej córki wisiało na włosku. Kiedy decydująca była każda godzina, minuta… Kiedy nie wiedziałaś, co to sen, pożywienie i bezpieczeństwo finansowe, a o wsparciu ówczesnego męża nie wspomnę. Jestem pewna, że nikt z tych psioczących, nawet w jednej czwartej, nie zdaje sobie sprawy co przeżyłaś… Ja też nie zawsze się zgadzam z tym co piszesz, ale zawsze wtedy zastanawiam się, jak postąpiłabym będąc na Twoim miejscu. Nie wyobrażam sobie krytykować kogoś takiego jak Ty Emilio. Twoja historia uczy pokory, ale też tego, że nie wszystkim podoba się to, że jesteś szczęśliwa i spełniona. Że pomimo kłód rzucanych pod nogi, idziesz dalej, sprawnie je omijając. Że nauczyłaś się być odporna na trolli, choć przypłaciłaś to załamaniem nerwowym. Proszę, nie zmieniaj się. Czekam niecierpliwie na kolejny post. Zdrówka dla Was. Gosia.

    • Gosiu, dziękuję Ci bardzo bardzo!!! Ale nie martw się o mnie, załamanie nerwowe mam już zdecydowanie za sobą i z pewnością nigdy już nie pozwolę żadnym anonimom z Internetu, aby w jakikolwiek sposób negatywnie wpłynęli na moje życie. Poza tym mam 100% pewności, że w realnym życiu i tak żadnego z nich nie spotkam. A to z prostego powodu – jak mnie zobaczą na ulicy, to uciekną, gdzie pieprz rośnie, bo żaden nie będzie miał odwagi powtórzyć mi swego hejtu prosto w twarz.

      Przynajmniej na ulicy mam nad nimi przewagę 😉

      Pozdrawiam ciepło

      • I niech to będzie puentą tych ostatnich zawirowań na blogu 🙂

        • 🙂

  23. Witaj Emilko. Moje zdanie – dobrze zrobiłas zwracając uwage na TEN konkretny jadłospis w przedszkolu. Dla mnie również nie do przyjęcia. Jestem również za tym żeby zdrowo się odżywiac, ale też nie przesadzac w żadną stronę. Zastanawiam się też nie tylko nad nawykami żywieniowymi, ale też po prostu zwykłym zapotrzebowaniem organizmu na pewne smaki. Razem z męzem dorastalismy w latach 80-tych gdzie słodycze były rzadkością. Mama kupowała na kartki wyroby czekoladopodne. Czasem dostawalismy słodycze od rodziny z Niemiec, babcia robiła kogiel mogiel, a mój tata lizaki z rozpuszczonego cukru. Na dzień dzisiejszy słodycze jem rzadko , ale nie odmawiam ich sobie – ja po prostu nie mam potrzeby słodkiego. Z kolei mój mąz słodkie uwielbia i cierpi , gdy w domu nie ma nic słodkiego. Moja Weronika również słodycze uwielbia. Informację, że zbyt duzo słodyczy szkodzi ma praktycznie zakodowaną już w sobie. I zdaję sobie sprawę z tego, że ode mnie zalezy wprowadzanie jej w inne smaki- dlatego często chrupiemy marchewki, ogórki, jabłka. Nie mam serca odmawiac jej czekolady , którą uwielbia- dlatego nadrabiam innym jedzeniem i piciem. Weronika pije najczęsciej samą wodę lub czasami sok jabłkowy. Chleb kupujemy tylko ciemny z mnóstwem nasion i bezpośrednio z piekarni. Sniadanie córcia je w domu a nie w przedszkolu i jest to kaszka ryżowa na mleku z owocami. W przedszkolu jedynymi słodyczami jest od czasu do czasu bułka słodka, której moja Weronika po prostu nie lubi, więc nie zjada. Zamiast tego dostaje jabłko. Jabłka w naszym przedszkolu są dostepne codziennie w nieograniczonych ilościach. Ja codziennie kontroluję co jedzą dzieci w przedszkolu i nie wyobrażam sobie niezareagowania w takim przypadku gdy na śniadanie dzieci dostają chleb z nutellą , a na obiad znowu słodkie naleśniki z sosem czekoladowym. Sorry ale mnie sama już zemdliło i czym predzej bym pognała na schabowego z kapustą. Pozdrawiam 😉

  24. Powiem tak. Gdyby Emilia napisała, że w przedszkolu, do którego poszła Laurka jest świetne żywienie maluchów i przedstawiła przykłady jak powtarzająca się nutlla, posypały by się gromy, że jak ONA może coś takiego pisać??!!
    Jak napisała, że jej owo żywienie nie odpowiada, też posypały się gromy.
    Jaki z tego morał??? Niech każdy się zastanowi, zanim skometuje dany wpis.
    Pozdrawiam.

  25. Bardzo się cieszę, ze poruszasz Emilio takie kwestie.
    W bardzo podrzędnym i państwowym przedszkolu mojej córki jadłospis wygląda tak:
    ( poniżej).
    Jestem zadowolona, bo naprawdę się starają ( pomimo soków do obiadu, czy od czasu do czasu dodatkowo dżemu na śniadanie). Na tablicy ogłoszeń zakładka z wydrukowanymi przykładami zdrowych przepisów dla dzieci.Takie rzeczy się docenia…

    Poniedziałek03.11
    śn:kakao chleb słonecznikowy z masłem ser żółty ogórek zielony szczypiorek
    ob:zupa krem z brukselki pierogi z truskawkami i masłem sok malinowy
    pod:kanapka z masłem i pasztetem kawałek jabłka herbata z cytryną
    Wtorek 04.11
    śn:herbata z cytryną bułka z makiem i z masłem płatki owsiane na mleku dżem truskawkowy
    ob:karkówka pieczona z ziołami w sosie własnym pyzy buraczki gotowane sok malinowy
    pod:jogurt owocowy chrupki kukurydziane herbata z cytryną
    Środa 05.11
    śn:kakao chleb graham z masłem pasta jajeczna ze szczypiorkiem pomidor
    ob:zupa kapuśniak z kiszonej i białej kapusty racuchy drożdżowe sok truskawkowy
    pod:sałatka owocowa (brzoskwinia, ananas, melon) herbata z cytryną
    Czwartek 06.11
    śn:herbata z cytryną kanapka z masłem szynka gotowana kiszony ogórek sałata pomidor
    ob:kotlet drobiowy mielony ziemniaki puree z natką pietruszki surówka z czerwonej kapusty sok truskawkowy
    pod:kaszka manna z sokiem herbata z cytryną
    Piątek 07.11
    śn:kawa z mlekiem bułka kukurydziana pasta z soczewicy rzodkiewka
    ob:filety rybne gotowane w sosie pomidorowo – paprykowym ziemniaki puree z natką pietruszki brokuły z masłem sok truskawkowy
    pod:rogal z dżemem herbata z cytryną

    ps. uściski dla maludy!

  26. Emilio, czytam od początku Twojego bloga, śledzę rozwój Laurki i cieszą mnie jej niezwykłe postępy. Popieram wpis o żywieniu dzieci w przedszkolu. W byłym przedszkolu mojego syna jadłospis i to, co dzieci jadły,był również niezdrowy, ale nie byłam taka odważna jak Ty, by zwrócić głośno uwagę. A powinnam zareagować. Nie mogłam przeboleć np. pasztetu z puszki…
    Cieszę się Emilio, że masz w sobie ogromną siłę, podziwiam Cię za to, co robisz dla Laury. Niektóre rzeczy mnie irytują, również jak i innych czytelników, ale to Twoje życie, Twoje dziecko i to Ty wiesz najlepiej, jak w danej chwili pokonywać trudności.
    Blog jest, myślę, drogowskazem dla innych, dla mnie też 🙂
    Pozdrawiam Cię ciepło.

  27. Ech przeczytałam że picie wody w ciąże jest szkodliwe i na moment przestałam oddychać… z wrażenia i przerażenia (jestem w ciąży:))

    Pozdrawiam was gorąco i dobrej zabawy w piątek w przedszkolu życzę mądra Mamo:)

    • Spokojnie Matylda :). Wódy, nie wody :))))

  28. Odniosę się do komentarzy, nie do postu: kochani, czy naprawdę dziwicie się, że pani Emilia wydaje się być (bo jaka jest w realu wiedzą tak naprawdę tylko Ci, którzy znają ją osobiście, ogromna większość czytelników bloga, w tym ja, zna ją tylko wirtualnie) poirytowana i zdenerwowana? Ja czytając komentarze mam wrażenie, że stale musi się tłumaczyć z tego, ze myśli tak, a nie inaczej, że robi to, a tego już nie, że potępia coś, czemu inni przyklaskują.
    Czytając jej posty też mam wrażenie, że łatwego charakteru nie ma, ale czy gdyby miała, to udałoby jej się osiągnąć tak wiele? Czy gdyby była osobą bardziej ugodową, to udałoby jej się wywalczyć to wszystko dla córki, co wywalczyła? Czy gdyby była „ciepłym kluchem”, to teraz byłaby tą kobietą, którą wiele z nas podziwia? Czy gdyby pisała tylko o kwiatkach i pszczółkach, to tyle osób by to czytało?
    Żywienie to nie mój konik, więc temat w ogóle mnie nie kręci. Za to uwielbiam kobiety „z jajem”, które potrafią bronić swojego zdania, a jak trzeba to warknąć na tego i owego. Szkoda, że jest ich tak mało.
    Na marginesie: bardzo chciałabym kiedyś poznać panią Emilię w realu!

    • Nie, Emilia nie musi sie z niczego tlumaczyc. Emilia podjela decyzje aby sie tlumaczyc, Emilia podjela decyzje aby publikowac komentarze i na nie odpowiadac, Emilia podjela decyzje aby brzmiec w tych odpowiedziach poirytowana, Emilia pdojela decyzje sie denerwowac ii widocznie jej to nie przeszkadza. Jakby jej przeszkadzalo to zablokowalaby komentarze i bylaby cisza. To jest Emilii blog i to co sie na nim dzieje to tak naprawde decyzja autorki: i to ze sa glupi ekomentarze, i to ze sa poirytowane odpowiedzi na komentarze. Ja sie jej dziwie i to bardzo bo nie wiem jak w tak zaproacowanym zyciu, ma czas i ochote na to aby odpowiadac na zaczepki i bezmyslne komentarze. Ale widocznie ma z nich jakas korzysc, cos jej daja. I dlatego dalej je czyta i na nie odpowiada.

  29. Emilio, nie przejmuj się, masz rację! Nie ma NIC ważniejszego od prawidłowego żywienia dziecka. Więcej nawet – ważna jest też dbałość o to, aby dziecko nie spotykało sie z nieprawidłowymi wzorcami. Jest oczywiste, ze chodzenie do przedszkola, w którym podają nutellę jest niedopuszczalne nawet wtedy, gdy dziecko przynosi własne jedzenie. Dobrze, że do takiego przedszkola Laurka nie chodzi. Zabawa z rówieśnikami jest w tym wypadku znacznie mniej istotna. Nie warto pozwalać dziecku na cały dzień w przedszkolu, w którym może zetknąć się z niedbalstwem pracowników i dziećmi, których rodzice nie dbają o pociechy, pozwalając im jeść byle co. O wiele lepiej,że będzie wprawdzie tylko niecałe pół dnia z dziećmi (do 12, a Wy przecież zwykle sie spóźniacie) , gdzie nie będzie uczestniczyła w całym przedszkolnym dniu, ale za to będzie w przedszkolu, gdzie inne dzieci dostaną na obiad, na którym jej nie będzie coś zdrowego. To fundament, nie kontakty rówieśnicze, drugorzędne w takim wypadku. No i tez nie ma co sie martwić, ze to tylko pół dnia, bo i tak w tym przedszkolu Laurka nie pobędzie dłużej niz miesiąc – na pewno nie będzie dla niej dostatecznie dobre.

  30. A ja cieszę się, że cała sytuacja z poprzednim przedszkolem wpłynęła na zmianę przedszkola Laury na jeszcze lepsze. Kibicuję tej rodzinie od początku i wierzę w intuicję i mądrość Emilii. Wiem, że przy diecie specjalistycznej nie jest łatwo ani dziecku ani rodzicom. Wiele sytuacji które wydają się przesadzone, tak naprawdę ma kluczowe znaczenie dla zdrowia dziecka, jego prawidłowego rozwoju i komfortu.

  31. Jak już kiedyś wspomniałam nie będziemy się kłócić o dzieci ale mam pytanie.Czy wasze zdrowe jedzenie oznacza,że nie jecie w ogóle pizzy,frytek czy kebaba albo hamburgera?nawet własnej roboty?Bo mięsko czy surówkę do farszu tez można zrobić,bułkę kupić.Laura nie wie jak smakują frytki?Pytam tak z czystej ciekawości,nie ze złości bo jeżeli nie jadacie to po co mam się złościć.Ja tam czasami zjem frytki bo je uwielbiam.Pytam tak bo jestem ciekawa a nie pamiętam czy już Pani kiedyś o tym pisała czy nie.To jak pozwalacie sobie raz na ruski rok na moim zdaniem nie zdrowe ale za to pycha fryty?he he

    • Tak, od czasu do czasu jemy pizzę, hamburgera czy frytki. Pisałam o tym już kilkakrotnie i wielokrotnie podkreślałam w komentarzach. W dbałości o zdrowe nawyki żywieniowe nie chodzi o to, aby popaść w paranoję, tylko o to, aby na co dzień dokonywać rozsądnych wyborów żywieniowych. Nikt nie umrze od hamburgera czy frytek zjedzonych od czasu do czasu (ale mimo to frytki wolimy pieczone z piekarnika, niż smażone). Pozdrawiam

      • Ja mam super maszynę do frytek acty fre tefal. Na 3 porcje frytek daje się łyżkę oleju.

        • Faktycznie świetnie się prezentuje na filmie https://www.youtube.com/watch?v=7y7kD9y3yUA

          • a dla mnie ta maszyna jest daremna…. nie smakują mi z niej frytki.. takie wysuszone.. warzywa to samo… poza tym meeega pochłania prąd ! i długo się np. te frytki robią….
            dostałam maszynę pare lat temu od mamy… ehh niepotrzebny zakup… wolałabym sokowirowkę np. Mąż na początku zafascynowany robił te frytki..ale sam po pewnym czasie stwierdził, że to bez sensu. W ogóle jest dłuuugi czas oczekiwania… No i mała pojemność.. nie przygotujesz w tym dania dla całej rodziny …
            Oczywiście to moja subiektywna opinia.

          • Dzięki za głos! Wprawdzie ja nie planuję takiego zakupu, ale może innym czytelniczkom się przyda.

      • No tak ale surowe frytki włożyć do piekarnika?czy chodzi o kupne?Kupne robiłam w piekarniku ale takich z domowych ziemniaków to jeszcze nie.Muszę spróbować.

        • Ja nie stosuję kupnych. Kroję zwykłe ziemniaki w cienkie paski, rozkładam równomiernie na posmarowaną tłuszczem blachę i piekę. Aż się mocno przypieką.

          • a my robimy frytki tak, że po prostu podgotowujemy ziemniaki i potem pieczemy. nie wygadają jak frytki, bo nie są pokrojone w paseczki, ale w końcu kartofel to kartofel i już :)))

  32. Wszystko jest dla ludzi, trzeba zachować umiar tylko. Oczywiście jeśli zdrowie na to pozwala.
    Mojemu dziecku nie podawaliśmy w domu słodyczy gdzieś do ok 3 lat. Sytuacja wyglądała tak, że jeśli byliśmy gdzieś w gościach, to rzucał się po prostu na słodycze, jadł w nadmiarze, aż wstyd nam było. Później zaczęliśmy podawać trochę i on sam stracił zainteresowanie.
    Dziecko też musi się uodpornić na nierówność tego świata. Jedno widzi, że inni jedzą smakołyki a ono nie może inne, że inni mają własne pokoje, markowe ciuchy, czy najnowsze smartwony a ono nie.

  33. A jak Laurka w kontaktach z dziećmi?? Jak dzieci przyjeły ją?? Bawiła się sama ? Czy raczej przy mamie, czy poprostu była w swoim żywiole??
    Pozdrawiam Marzena

    • Bardziej bawiła się z nauczycielkami 🙂

  34. Przepraszam, zapomniałam się podpisać. Kajka 🙂

  35. A ja się, Emilio, bardzo ucieszyłam z Twojego poprzedniego wpisu. Właśnie dlatego, że poklepałaś mnie po ramieniu i zwróciłaś uwagę, że z lenistwa robię krzywdę moim dzieciom. Że zmusiłaś mnie do zastanowienia się jak mogę to zmienić i nie truć synów i siebie. Zdrowe nawyki żywieniowe są fundamentalne w naszym życiu, o czym mogę się przekonać teraz, kiedy sama usiłuję schudnąć, kiedy wzięłam się za sport i zaczynam zwracać uwagę na to, co jemy. Mów głośno, rób zadymę. Jeśli w ten sposób poprawisz żywienie w jednej placówce, jeśli po twoich słowach kilka mam zatrzyma rękę przed podaniem dzieciom niezdrowych produktów – warto. Pozdrawiam i dziękuję (i idę przekonywać synów, że nutella nie jest im potrzebna do życia – upiekę murzynka bez cukru albo ciasto marchewkowe). Całusy dla przedszkolaczki 🙂

  36. Jeszcze w temacie, wyciągnęłam z naszego archiwum wpis o zawartości cukru w poszczególnych produktach spożywczych, w tym w produktach dla dzieci: https://www.kochamylaure.pl/bonus-dla-zdrowia/bonus-dla-zdrowia-niewidzialny-cukier/

    Polecam.

  37. krytykanci byli, są i będą zawsze, a fakt, że posty wywołują TAKĄ dyskusję świadczy tylko o tym, że poruszają sprawy naprawdę ważne, bliskie sercu zarówno tym, którzy są „za”, jak i tym, którzy „przeciwko”. Gdyby były o niczym, nie wypowiadałby się nikt. A chyba o to chodzi, aby było treściwie, a nie miałko 😉

    Serdecznie pozdrawiam!

  38. Nie rozumiem niektórych komentarzy. Przecież to jest prywatny blog, a nie Telewizja Polska, na którą idą nasze podatki. To nawet nie jest prywatna gazeta, którą się kupuje od lat za 2,50 i ma się jakieś tam oczekiwania z tego powodu. Każdy może tu wejść albo nie, jeśli mu się nie podoba (za darmo). A ilość komentarzy sugeruje, że zagląda tu coraz więcej osób.
    Pani Emilio – ja, nawet jak postępowałabym trochę inaczej (chociaż, czy to się wie?…), to przyjmuję wszystko, co Pani pisze. Z ciekawością, z zadumą. Jakież to przecież wygodne – mogę poznać część Waszego życia, nie angażując się w nie zupełnie. Nie rozumiem braku dystansu niektórych czytelników.

    A nawet pomijając treść – czytam ten blog niemal od początku – to muszę stwierdzić, że zawsze pisała Pani ciekawie, ale przez te kilka lat warsztat pisarski podskoczył o parę poziomów! Naprawdę, niejeden wieloletni felietonista szanowanych gazet pisze sto razy gorzej. (pomijając, że na bardziej miałkie tematy).

    Pozdrawiam
    (Mam wrażenie, że do niektórych spraw podchodzi Pani tak jak mój mąż – bezkompromisowo. Ja czasem mam ochotę go oblać zimną wodą, żeby ochłonął, ale po kilku dniach, to ja przyznaję mu rację. Czasami ;-))

    Pozdrawiam
    G

  39. Ojojoj, misja to niebezpieczna rzecz. Niektórzy mogą poczuć się pouczani a nikt tego nie lubi. No cóż, nie każdemu się chce poświęcać tyle uwagi dzieciom, ile trzeba. A jak wypomnisz prosto w oczy to gryzą.
    Cieszę się, że rozmowy tak dobrze się udały, że każda strona jest zadowolona. To chyba najważniejsze.
    Co do żywienia czy dzieci, czy dorosłych, osobiście uważam, że domowe dobre nawyki są nie zastąpione. Jeśli dziecko nie jest nauczone kompensowania sobie słodkościami stresu, nie będzie sięgało po cukierki, nawet jak ktoś nimi częstuje. A z białego chlebka ściągnie to co lubi i zje. Uczenie dzieci co jest zdrowe skutkuje tym, że potem dzieci nas pouczają co będą jadły a czego nie chcą. Był taki czas, że moja Córka nie życzyła sobie jeść chleba i nie było takiej siły, która by ją do tego zmusiła. Słuchanie, czy własnych dzieci czy innych ludzi daje czasami dużo więcej niż nam się wydaje.

  40. Smutne jest to, że tyle agresji i zacietrzewienia można zaobserwować w komentarzach… Ja sama dała się sprowokować i sprowadzić do rynsztoka, za co jest mi wstyd i mam żal do siebie, że w ogóle wdałam się niepotrzebne dyskusje.

    Uważam, że Emilia pisze z wielką klasą swoje posty. Z wielką klasą załątwiła też sprawę z tym przedszkolem. Porozmawiała z dyrektorką, wyraziła się ciepło o pracownikach przedszkola, wypisała Laurę, a by nie krępować i nie psuć atmosfery w tamtym przedszkolu, zapoczątkowała zmiany, które powinny doprowadzic do tego, że za kilka miesięcy dzieci w tym przedszkolu będą jadły np owsiankę zamiast białego chleba z nutellą oraz pełnowartościową wołowinkę z ziemniakami i surówką z czeronej kapusty zamiast naleśników z czekoladopodobnym glutem i toną cukru.
    Oczywiście Emilia mogłą nic nie pisać o tym przedszkolu, ale to byłoby zakopywanie problemu pod dywan. Jak widzę, że ktoś wulgarnie traktuje dziecko, to reaguję. Jak ktoś żywi dziecko tłuszczem i cukrem o kaloryczności jak dla mężczyzny słusznej postury, pracującego fizycznie, to tez trzeba zareagować.
    Mnie się zdarzają grzeszki w stylu nutelli czy zjedzeniu całej czekolady na raz. Jednak pozostałe 4 posiłki są bardzo zdrowe, a po grzechu w stylu zjedzenia bomby kalorycznej 600-800 kcal idę na rower na 2 h lub przebiec te 5 km. Dzięki temu nie dopuszczam do podnoszenia wagi. Dzieci faszerowane cukrem przy każdym posiłku nie będą się prawidłowo rozwijać, nie będą zdrowe, bystre i pełne energii. Będą prawdopodobnie otyłe, ospałe, „zamulone” i być może agresywne. Ok, można dać tę nutellę z chlebem, ale niech pozostałe posiłki będą pełnowartosciowe. W opianym przez Emilię jadłospisie nie było żadnego zdrowego posiłku, były za to najtańsze i jałowe posiłki.

    Ogólnie, fajnie by było, gdyby ludzie nie pisali agresywnych postów. Po prostu, jesli ktoś nie lubi tematyki np zdrowego odżywiania, to niech nie dyskredytuje Auorki w jakis agresywny i niemerytoryczny sposób, a po prostu nie czyta. Mnie na rzykłąd nie interesuje tematyka motoryzacyjna. Dlatego nie zaglądam na blogi zajmujące się motoryzacją, nie wypowiadam się na tamtych forach, a tym bardziej nie kłócę i nie dyskredytuję autorów.

    Polecam poodżywiać się tak jak Emilia przez miesiąc i potem się wypowiedzieć. Gwarantuję, że odżywiając się przez miesiąc dobrymi wędlinami zrobionymi wg starych receptur, taka wędlina z supermarketu będzie Wam stać w gardle, gdy do niej wrócicie. I tak ze wszystkimi innymi produktami. Ja kuuję pyszny chleb żytni na zakwasie w Galerii Wypieków i ostatnio musiałam kupić „awaryjnie” biały chleb ze spulchniaczami. Po jednej kromce postanowiłąm go rozdrobnić i dać kaczkom w parku.

    • Oczywiście przepraszam za literówki oraz brak niektórych literek. Klawiatura nie odpowiedziała, a ja pisałam w pośpiechu. Pojawiła się również spacja w słowie „aby” i jest ” a by”. Taka informacja dla purystów językowych… Pozdrawiam serdecznie.

    • Jasne… owsiankę zamiast białego chleba… 😉 Ja aż taką optymistką nie jestem. No i ja też nie lubię owsianki. Gęsta owsianka, która rośnie w buzi, to największy koszmar z mojego przedszkola. No może jeszcze salceson, z którego z innymi dziećmi wydłubywałyśmy żyłki… ble.

      • A ja nienawidziłam kanapek z metką 😉 Do dziś mam awersję do tego typu „pyszności” i nie tknę tego za nic w świecie. Średnio też smakował mi chleb z miodem, ale dziś z tego powodu „traumy” nie mam, ale miodu używam tylko do herbaty, podczas przeziębienia. Pamiętam też jak do obiadu były buraczki, a wtedy rozmazywałam je po całym talerzu, żeby wyglądało na to, że je zjadłam. Na deser natomiast uwielbiałam kisiel, a dokładnie starte jabłuszko na dnie kubka, na to kisiel i polane śmietanką. Pyyyychaaaa 🙂

    • Biedne kaczki!!!

  41. Witam serdecznie. Jestem stałą czytelniczką tego bloga niemalże od momentu jego powstania i serdecznie za niego dziękuję. Pani Emilio, gdyby kiedyś jakaś instytucja przyznawała odznaczenia dla ludzi zasłużonych w dziedzinie stawiania innych do pionu to ja chciałabym nominować Panią i tego bloga jako narzędzie terapeutyczne:-) Pani blog (mimo iż nie we wszystkim się z Panią zgadzam ale to Pani blog a nie mój) wyciągał mnie z „dołka”niezliczoną ilość razy i serdecznie Pani za to dziękuję. Jednakże nie podziękowania skłoniły mnie do zabrania głosu w tej dyskusji. Wpis bardzo ciekawy a komentarze jeszcze ciekawsze i wiele w nich prawdy. Choć temat naprawdę poważny to ja jednak momentami płakałam ze śmiechu. Proszę mi wybaczyć:-) Tak mnie zastanowiło… często w komentarzach pojawiają się hasła „bądźmy świadomi”, „żywność ekologiczna”, „faszerowanie chemią” itp. Wszystko to jest prawdą, tylko niestety z komentarzy wynika, że tak naprawdę to bardzo niewielki odsetek piszących wie o czym pisze i „z czym to się je” Nie mam tu na myśli Pani i tego, co Pani propaguje, jakkolwiek kilka uwag odnośnie zdrowej żywności zamieszczonych przez panią kompletnie kłóci się z moimi poglądami. Zamieściła Pani kiedyś linkę do filmiku na YouTube odnośnie sprawnego „prania mózgów” czyli jak to się robi w marketingu. Dziedzina mi dość bliska i jedno co mogę z całą pewnością stwierdzić to fakt iż „pranie mózgu” nie dobywa się tylko w tych „śmieciowych” gałęziach przemysłu spożywczego.Dotyczy to również żywności „ORGANIC” bo na niczym nie zarabia się tak dobrze jak na modzie:-) a moda na ekologię trwa, kwitnie, i napycha kieszenie producentom tejże. To takie moje podsumowanie (dość ogólne) dyskusji o ekologicznej żywności. Zaznaczę, że nie piszę tego przeciwko zasadom zdrowego żywienia, które jak najbardziej popieram, a jedynie zwracam uwagę na ignorancję wielu osób wypowiadających się o produktach „eko” . Pani post przypomniał mi pewną zabawna historyjkę która zdarzyła mi się nie tak dawno temu, a ponieważ temat dotyczy zdrowego żywienia, a w komentarzach często produktów ekologicznych to pozwolę ją sobie opisać. Nie mieszkam w Polsce i mimo dość dobrego opanowania języka w którym przyszło mi się obecnie porozumiewać zdarzają mi się różne niespodzianki i „niezrozumienia”. I tak kilka miesięcy temu natknęłam się w sklepie na stoisku z drobiem na coś, co na oko wyglądało mi na wiejską kurę acz etykieta głosiła nazwę zupełnie mi obcą i do kury w tym języku nijak nie przystającą. Sprzedawca był zajęty, chwyciłam więc słownik w telefonie i rozpoczęłam tłumaczenia. Nic z tego, wyskakiwały mi jakieś kompletne nonsensy nijak nie przystające do oglądanego na własne oczy drobiu (bo że był to jakiś drób nie ulegało wątpliwości). Zaciekawiona nowym odkryciem i nowym słowem zaczęłam rozpytywać tubylców w pracy co to takiego. Pracowi koledzy chętnie udzielali mi wyjaśnień z których jasno wynikało, że pod takim określeniem kryje się rzeczywiście kura (bądź inny drób) ale rożni się od „normalnego” tym, że chodzi. Skonfundowana, zadałam kolejne pytanie „no jak to? To zwykła kura NIE CHODZI” odpowiedź „Nie chodzi o chodzenie jako takie tylko o chodzenie luzem.” No to już poczułam się pewna i wykrzyknęłam „Ach to taka kura ‘organic’!!!” W duchu jednak pomyślałam – kurcze to skoro organic (po polsku ekologiczna) to dlaczego taka tania (była o połowę tańsza od tuczników fermowych). I znowu zimny prysznic: ty nic kompletnie nie rozumiesz! Taka kura nie jest organic tylko chodzi sobie luzem po farmie i żyje, a jak farmer ma ich za dużo to odstawia na sprzedaż. Uświadamiał mnie kolejny kolega próbując łopatologii. Na co moja odpowiedź, że skoro chodzi luzem po farmie i żyje naturalnie no to do choroby to jest organic chyba nie??? A oni na to dalej : głupiaś i nic nie rozumiesz. Taka kura żyje i chodzi sobie swobodnie ale organic być nie może bo je co chce!. No jak to… skoro chodzi swobodnie i je co chce to chyba najbardziej naturalna kura – spróbowałam bronic mojej tezy. Koledzy na to – Kochana ty jesteś kompletnie głupia w temacie organic. Czy wy tam w Polsce nie wiecie co to jest czy co???? My tam dobrze wiemy! – Wrzasnęłam oburzona – Lepiej od Was!!!. Riposta – No to dlaczego do ciebie nie dociera prosty fakt, że taka kura nie może być organic, bo skąd ty możesz wiedzieć co ona dziobała i co ona zjadła? A jeśli ona wydziobała jakiegoś robala nafaszerowanego pestycydami albo dziobała sobie kukurydzę która rosła przy autostradzie to jak może być „organic”?! No i tu zamilkłam… no faktycznie… ten robal z pestycydami mnie dobił. Żeby było fajniej kolejny kolega dobił mnie do reszty mówiąc „wiesz ja to kiedyś kupiłem, ale mięso to to ma niedobre… ciemne jakieś i twarde. Dałem psom”. Po tych tłumaczeniach udałam się do wspomnianego sklepu (coś na kształt małego gospodarskiego sklepiku przy gospodarstwie rolnym) i wypytałam sprzedawcę. Okazało się, że była to kura z tak zwanego wolnego wybiegu. Nie tylko zresztą kury takim mianem się określa również kaczki, gęsi i generalnie ptactwo domowe wolnochodzące. „nikt tego nie chce kupować”poskarżył się sprzedawca. Ludzie kupują albo drób fermowy albo jeśli ich stać to „organic” tego wolnochodzącego jako organic sprzedawać nie mogę bo przepisy…. itd. itp. A ja kupiłam i po raz pierwszy od bardzo dawna rosół na tej nieszczęsnej NIEORGANICZNEJ kurze po pierwsze pachniał a nie śmierdział podczas gotowania a po drugie smakował i mi i całej mojej rodzinie. Od tej pory kury, kaczki i inne ptactwo kupuję tylko tam… i absolutnie nie przeszkadza nam to twarde mięso i jego ciemny kolor. Za to potrawy z tego drobiu… no kurcze jak z czasów mojego dzieciństwa kiedy to w niedziele na obiad zawsze był rosół z własnej wyhodowanej kury. Jak dla mnie historia była na tyle śmieszna, że rozbawiała mnie przez kilka dni ale i smutna… jak mało wiemy, jak mało JA wiem o „eco” /„organic”. Na szczęście ja nie jestem fanatykiem organic. Lubię pełnowartościowe ale to u mnie nie zawsze a nawet dość rzadko jest równoznaczne z ekologicznym. Przepraszam za ten strasznie długi komentarz. I może trochę nie na temat. Mnie rozśmieszyło i zastanowiło to może i kogoś jeszcze rozśmieszy a może i zastanowi Pozdrawiam bardzo serdecznie.

  42. po przeczytaniu ostatnich kilku wpisów nie wiem czy czytam wciąż ten sam blog czy lokalną gazetką z pogranicza lokalnych/osiedlowych skandali… ja rozumiem, że np. jadłospis przedszkola mógł wywołać oburzenie, ale moje pytanie jest czy to jest odpowiednie miejsce, by pisać o tym tak dużo i z taką misją w tle. Baaaa, a potem ‚prowokacyjnie’ tłumaczyć się z tego.
    Myślę, że opisy wypadów w góry, do Krakowa na rowery, do lasu, na sąsiednią ulicę gdzie jest masa cudownych kałuży w zupełności Laurze wystarczy.
    Dla mnie jest/był to jeden z piękniejszych opisów/przykładów co oznacza prawdziwa miłość i kim rodzice w życiu małych istot.
    pozdr, kinga

    • Ale dlaczego Emilia nie miałaby umieszczac swoich przemyslen na wazne tematy typu odżywianie dzieci, szczepienie dzieci, integracja z rówieśnikami, itp na własnym blogu? Dlaczego ludzie tak bezczelnie dyktują, o czym ma pisac…? Ten blog ma dużą liczbę odwiedzin, warto na nim propagowac również tresci zwiazane z odzywianiem.

      • Emilia może umieszczać wszystko, ale chyba po tych wszystkich peanach tutaj, jaką to jest cudowną matką, trochę sodówka jej odwala, albo jej arogancja wynika po prostu z jej charakteru. Ja weszłam na ten blog za pośrednictwem bloga o Dzielnym Franku. Tam mama chłopca jest nieprawdopodobnie waleczną kobietą, która potrafi wywalczyć dla dziecka wszystko i też otrzymuje masę komplementów od czytelników bloga. Jednak na jej blogu nie ma nigdy żadnych krytycznych dla niej komentarzy. I od razu uprzedzam, że nie jest to osoba nudna, bez charakteru, czy pasji, bo Emilia przekonaniem o swojej nietuzinkowej osobowości, usprawiedliwia krytykę jej wpisów. Na tamtym blogu wszystkie wpisy cechuje jakiś takt i życzliwość, bo takt i życzliwość dla świata płynie od samej autorki, choć życie ma niełatwe, a postacią jest naprawdę barwną.
        Mam takie uzasadnione przekonanie, że jaki autor bloga, takie ma komentarze. A na tym blogu złośliwości i dowalania w komentarzach nie brak…

        • Anka28. Czy sugerujesz, że Emilia ma łatwe życie i nie walczyła o wszystko dla Laury, jak mama Franka? Zastanawiam się czy czytałaś historię Laury od początku czy tylko znalazłaś się tu przypadkiem.

          • Małgosiu, ta pani Anka28, która mnie krytykuje i porównuje do mamy Franka, prawdopodobnie nie zdaje sobie sprawy z istnienia czegoś takiego jak moderacja komentarzy. Mój blog w gronie blogów dotyczących niepełnosprawnych dzieci jest jednym z nielicznych, gdzie Czytelnicy w 95% przypadków mogą się swobodnie wypowiedzieć. Na wielu blogach niepełnosprawnych dzieci ich autorzy w ogóle nie publikują negatywnych komentarzy, gdyż chcą mieć po prostu święty spokój i oszczędzić sobie stresów (wcale się im nie dziwię). Nie wiem, jak jest u mamy Franka, bo nigdy z nią na ten temat nie rozmawiałam, ale wiem, jak jest w wielu innych przypadkach. Ostatnio nawet rozmawiałam z przyjaciółką (też matką niepełnosprawnego dziecka), cudowną, przesympatyczną i ciepłą kobietą, która również spotyka się z hejtem, brakiem zrozumienia i zawiścią. Tylko że ona konsekwentnie nie publikuje negatywnych komentarzy na swoim blogu, więc nikt z Czytelników nawet nie wie o ich istnieniu. Niektórzy rodzice ograniczają dostęp do komentowania np. tylko dla zalogowanych użytkowników, tylko dla użytkowników konta google itp, dzięki czemu ograniczają również anonimowość komentujących i tym samym zniechęcają krytykantów.

            Generalnie po czterech latach pisania bloga i kontaktu z innymi mamami-blogerkami mogę powiedzieć jedno: hejt jest wszędzie, po prostu wszędzie. Jeśli na blogu chorego dziecka nie ma ani jednego negatywnego komentarza, to są trzy wyjścia:

            – albo jeszcze jest mało znany i pawie nikt go nie czyta,
            – albo posty są pisane w sposób zachowawczy, tak, aby w ogóle nie prowokować czytelników do komentowania, zwłaszcza negatywnego,
            – albo po prostu moderatorzy nie publikują negatywnych komentarzy.

            Mając tę wiedzę patrzę na komentarz Anka28 z dystansem i nie będę wdawać się z nią w dyskusję, zwłaszcza, że krytykując mnie niepotrzebnie używa mamy Franka i jej bloga. Założę się, że mama Franka nie chciałaby, aby ona i jej synek byli wykorzystywani do takich celów.

            Pozdrawiam

  43. Droga Emilio, przepraszam, że nie Pani, ale bloga przeczytałam od dechy do dechy, więc Was znam:) nigdy się nie wypowiadałam, jakoś mój nastrój nie sprzyjał. Płakałam z Tobą, cieszyłam się, kiedy zaczęło się układać… i nie ustawałam w podziwie dla Twojej siły i woli walki Twojego Dziecka. Sama wychowuję trzylatka, który, poza zapaleniem płuc krótko po narodzinach, jest kompletnie zdrowy, tylko charakter ma po mamie. Czyli rogaty. Ilekroć wracam do początku Waszej historii, zastanawiam się, skąd wzięłaś tę siłę. Ja czasami ryczę w poduszkę z niemocy. Gratulacje!
    A teraz do rzeczy: z tym żywieniem w placówkach, które opiekują się naszymi dziećmi, jest różnie. My akurat trafiliśmy dobrze. Ale kilka takich miejsc odwiedziłam i była masakra. .. ale prawda jest też taka, że często rodzice w domach kompletnie nie dbają, co się je, a potem wymagają, żeby przedszkole czy szkoła „załatwiły sprawę”. Jakby nie do końca wierzyli w to, że biała mąka czy cukier są szkodliwe. Myślę, że dopiero nasze pokolenie odkrywa tajniki zdrowego odżywiania. Sama jestem tego przykładem. Ze względu na chorobę jelit mam ograniczone możliwości. Do tego niedoczynność tarczycy… i tak rosła waga. Aż trafiłam na mądrą książkę, zmieniłam dokładnie wszystko: ograniczyłam cukier, białą mąkę, i co? Dzisiaj byłam w moim rodzinnym mieście. Wszyscy w szoku:) na wadze 8kg mniej. Nie twierdzę, że było łatwo. Ale nie dlatego, że chodziłam głodna, tylko przez te jelita. .. Ale po 3 tygodniach kłopotów była poprawa i mogłam funkcjonować. A teraz już spoko.
    Mój synek zawsze jadł w miarę zdrowo, ale teraz jest super, bo jemy to samo!
    Trzymam kciuki za Waszą trójkę. I dziękuję za bloga, który mnie nauczył tak wiele…

  44. przyznam się, że trochę pogubiłam się w tym blogu… zamysł Piękny (wspaniała Lauro), ale ostatnie wpisy z gatunku: zbawię świat, napiszę np. jaki okrutny jadłospis jest w przedszkolu, jak bardzo mnie to razi i jakie spustoszenie robi w organizmach naszych dzieci. A na deser zacznę się z tego tłumaczyć to przyznam się, że nie wiem o co chodzi…
    Mamo Laury trzymam kciuki za powrót do ‚korzeni’, za sprowadzanie na ziemię w sposób nie bezpośredni, za uświadamianie jakim wielkim cudem dla nas są dzieci, które nic innego nie potrzebują do życia tylko miłości i cudownych rodziców…..czego Laura jest doskonałym dowodem. Te wyprawy w góry, na rowerze, za dom, za krzaki, na ulicę z kałużami…..
    pozdrawiam, kinga

  45. Brawo za odwagę! I super, że wszystko znalazło swój pomyslny koniec 🙂
    Trzymajcie sie dziewczyny 🙂

  46. Witam Pani Emilko .Czytam Pani bloga i bardzo Pani kibicuje .Prosze pisac i myslec tak jak Pani w duszy gra a niektore komentarze prosze poprostu ignorowac szkoda czasu .Pozdrawiam goraco cala rodzine a najbardziej oczywiscie Laurke:)

  47. Mam bardzo mieszane odczucia czytając posty i przede wszystkim komentarze pod nimi. Z jednej strony podziwiam za Twoja walkę o córkę,rodzine i sama siebie a także wiedzę z zakresu wielu dziedzin dotyczących zdrowia. Jestes tez dla mnie kobieta sukcesu bo laczysz wychowanie chorego dziecka w jak najlepszy sposób z praca zawodowa. I to co napisze dalej nie jest w żaden sposób próba dokuczenia czy pouczenia. Z jednymi postami sie zgadzam, z innymi nie. Jeden z nich mi pomógł bo zdałam sobie sprawe jak sama swojej córce zbyt często mowię” nie idź tam,nie rób tego czy tamtego bo spadniesz” i teraz zamiast tego mowię „spróbuj,mama jest za Tobą-jakby co to Cię złapie”-to był ten post o placu zabaw. I tak czytając bloga zastanawiam czemu tak często rozpętuje sie burza w komentarzach. Mam wrażenie ze często w jakiś sposób sama do niej przykladasz. Oczywiście jesli czyjś post jest ewidentne obraźliwy,hejterski to nie dziwi mnie Twoja irytacja ale jakże często czytam post który zaczyna sie od słów „nie obraz sie Emilio ale…” I dalej jest odmienny od Twojego punkt widzenia a w Twojej odpowiedzi jest widoczne poirytowanie,zdenerwowanie choć to jest tylko i wyłącznie czyjaś opinia. To samo w sobie napędza nieprzyjemna wymianę komentarzy. Byc moze stad sie bierze opinia ze zmieniłaś sie bo z postu na post jest wg mnie coraz mniej tolerancji dla ludzi ,którzy myślą inaczej(mowię tu tylko i wyłącznie o komentarzach bo każdy post to jest Twoja subiektywna opinia czy zapis zdarzeń i nikomu w nie ingerować).No i gdyby tak przesiać np komentarze pod poprzednim postem na te rzeczywiscie dotyczące żywienia dzieci i na te ktore były pisane przez same czytelniczki,”w obronie”-mające zdyskredytować innych to okazałoby sie ze nie ma iż az tyle. A przecież jestes w stanie sama swietnie obronić swoje zdanie albo polemizowac z czyimś bez czyjejś wątpliwej jakości obrony. To tyle w temacie burzy bo bez wątpienia dzieci trzeba żywic jak najzdrowiej i jesli mozna zmienić cos na lepsze to należy to zrobic. Temat mnie nie dotyczy bo mieszkam za granica. Tu w wielu przedszkolach prywatnych trzeba dziecku przynieść posiłki ktore potem opiekunki podgrzeja i zależy od rodzica co da dziecku do jedzenia. W państwowych placówkach króluje Mac& cheese i drobiowe nuggetsy i to najcześciej jest przez dzieci wybierane. Staram sie przekazywać mojej córce zdrowe nawyki sle wszystko w miarę rozsądku. Mam to szczescie ze jest zdrowa(odpukac) wiec jest mi z tym łatwiej. Nie zakazuje słodyczy choć kontroluje ich ilośc bo uważam ze zakazany owoc smakuje najlepiej. Sławetna Nutella tez sie czasem pojawi a z drugiej strony brokuły,zielony groszek czy marchewka także sa w jej jadłospisie.Zdrowy rozsądek to podstawa o ile oczywiście nie ma rygorów ścisłe związanych z choroba. Pozdrawiam

  48. Co do głównej myśli się zgadzam – żywieniowe ” chodzenie na skróty” wcześniej czy później niestety na dzieciach się zemści, ale stawianie w jednym szeregu nadmiaru cukru i białej mąki w diecie i picie „wódy” w ciąży to jest po prostu demagogia.
    Poruszasz ważne problemy szkoda tylko, że czasem stosujesz tak populistyczne chwyty…

  49. Prześliczne zdjęcie 🙂

  50. Uważam że jeśli się widzi jakieś zaniedbania trzeba o tym mówić inaczej nigdy się nic nie zmieni.Mówienie w cztery oczy nie zawsze przynosi skutek,po za tym dzięki temu że wywiązała się taka dyskusja może kilka osób zastanowi się co robi.To jak żywione są dzieci zależy od rodziców i od tego jakie obyczaje żywieniowe panują w domu. Z czasów gdy miałam jeszcze małe dzieci pamiętam że niektóre dzieci przychodziły do szkoły bez śniadania za to z pieniędzmi do sklepiku szkolnego,a tam same śmieci na wyciągnięcie ręki.

  51. A ja myślę, że trochę sobie dodajesz. Czym innym jest poruszanie ważnych tematów w sposób wyważony i dojrzały, a czym innym pieniactwo. Niestety kolejny raz mam wrażenie, że najbardziej ta Twoja potrzeba pisania (zamiast rozmawiania w cztery oczy) będzie dotykać dziecka, w różnych sytuacjach życiowych. Ty masz po prostu taki imperatyw, żeby walczyć jak lew, ale w sposób nieprzyjemny. Nigdy nie bałam się bronić własnych dzieci i swoich przekonań, ale robię to w cztery oczy z osobą zainteresowaną. Nie wypisuję postów na forach, nie chodzę po znajomych, tylko załatwiam to, co mnie interesuje u źródła. Od początku patrzyłam na Ciebie z podziwem, ale coraz częściej mam wrażenie, że jesteś osobą bardzo trudną w kontakcie i przez to utrudniasz sobie i tak trudną walkę.

  52. Matko boska… tekst o zdrowym odżywianiu a tu się o przecinki kłócą!! A pousuwać te komentarze 🙂
    Jeśli w przedszkolu naprawde zmienią jadłospis to chyba jednak warto użerać się nawet z głupimi komentarzami nie?? 🙂
    Zmieniasz świa(ek) małymi kroczkami wielka kobietko!!
    Nie mam tak radykalnego zdania na temat zdrowego odżywiania, mam dziecko całkiem zdrowe więc pewnie dlatego też, córa ma 3 lata i nigdy nie jadła nutelli, żarcia z mc… chipsów, napoii jakichkolwiek, ale jeśli kiedyś mnie o to poprosi to pewnie kupie niech spróbuje. Nie da się wychować dziecka unikajac całe życie śmieciowego żarcia.
    Ja w wychowaniu swojego dziecka stosuje zasadę ” wszystko ze zdrowym rązsądkiem ” mam nadzieję, że taki posiadam 🙂
    Pozdrawiam Marzena

  53. witam, ja tak samo uważam, mam córkę chorą na hirschsprunga i dałabym wszystko aby urodziła się zdrowa, i nie mogę patrzeć jak inni rodzice świadomie lub nie-szkodzą zdrowiu dzieci. zgadzam się z Panią w 100 %. i też muszę się zdobyć na odwagę i iść do dyrektorki aby chociaż zaproponować udział przedszkola w akcji zdrowy przedszkolak….na razie wywalczyłam dla córki tylko razowy chleb i owoce na podwieczorek-chociaż tyle.

    http://www.zdrowyprzedszkolak.org/

  54. Pani Emilio, powtorze jeszcze raz, bo widze, ze nie podzialalo. Prosze nie brac do siebie uwag forumowych malkontentow i szukajacych dziury w calym. Tacy zawsze Beda, bo maja na to czas i czesto robia to z nudow. Pani zas stoczyla, i nadal toczy, ciezka walke o zdrowie corki; szlaki przeciera Pani samotnie (bo chyba nie ma wokolo osoby z podobnym problemem, sluzaca rada); dla Pani to walka, a dla malkontenta atrakcyjna odskocznia od rzeczywistosci. O ilez latwiej siedziec w fotelu i krytykowac, niz zrobic cos samemu, gdy nie ma wokol gotowych rozwiazan? Sama z przyjemnoscia czytam Pani wpisy, tak wywazone, bardzo kobiece i zyczliwe. Jest Pani autentyczna w tym co robi. Idzie Pani w dobrym kierunku i wiekszosc Tu ludzi Pani kibicuje. A ze niektorzy wzieli do siebie wskazowki zywieniowe? Ot, uderz w stol a nozyce sie odezwa! Odwagi, i prosze sie skupic na ilosci pozytywnych komentarzy, a nie na jadzie kilku negatywnych. Pozdrawiam.

  55. Mnie sie jadlospis w przedszkolu mojego dziecka tez srednio sie podoba.Nie jest tragicznie,ale mogloby byc lepiej.Jednakze mnie jako mamie niejadka trudno zaczynac rozmowe na temat koniecznosci kilku zmian,gdyz moje dziecko nawet jesli jest chleb z nutella (na szczescie rzadko) i tak albo go nie je albo ugryzie i nie chce.Z obiadow jada tylko zupy,a na podwieczorki najczesciej sa owoce,czasem ciasteczko albo wypiek domowej roboty.Glupio mi isc i klocic sie o jedzenie,ktorego w wiekszosci moj synek nie je.Nawet jak czasem zje kawalek ciasta to az glupio mi bo ja sie ciesze,ze w ogole chcial cos zjesc.Taki mamy problem z jedzeniem:(.Jednak zgadzam sie z Pania Emilka,ze jadlospisy w przedszkolach w wiekszosci sa do poprawki i taka jest prawda.

    • Mam tak samo – jak mój niejadek zje biały rogalik z miodem, to się cieszę, bo zjadł cokolwiek. Je dużo warzyw, bo je lubi, ale to nie wystarcza – cały czas jest na 3 centylu. Takie zwierzątko – zje orzechy, surową marchewkę i liście mięty samodzielnie zerwane, a jak po dwóch godzinach pichcenia zaserwuję super zdrowe danie, to nie zje i już. Ostatnio upiekłam dynię – pycha. Ale mojemu nie smakowało – wybrał surowe skrawki i nimi się zajadał. Przy takich dzieciach zmienia się trochę perspektywa. Ale nutelli i tak nie podaję, zjadam ukradkiem sama 😉

  56. Żywienie to bardzo ważna sprawa!
    Dobrze,że się tym zajęłaś.
    Pozdrawiam 🙂

  57. Wszystkie matki bez rozumu, ubodlo I wywolalo poczucie winy tamten post! He he he! Wychowac zdrowe i piekne dziecko to jest sztuka i nie kazda, to potrafi! Tylko dorodna cora czy przystojny syn jest powodem do dumy i zaszczytu rodzicow! Zle odzywianie od dziecinstwa odbija sie w przyszlosci na zdrowiu i wygladzie! I pozniej chodza po swiecie takie zapyziale dziewuchy bez cyckow, z marnymi wlosami i trendowata cera i zazdroszcza i dokuczaja tym ladnym i wypielegnowanym przez madre matki! Brzoskwiniowa cere to sie ma od, zdrowego jedzenia a nie od tapety na twarzy! Laurka i Jej mama sa sliczne I upiekszaja ten swiat!

    • Cycki to sprawa genów a nie odżywiania…zenada

      • Nie tylko genow! Odzywianie te ma wplyw , ze dziewczynka prawidlowo sie rozwija!A biust to piekny i sexowny walor kobiecosci! Kobiety plaskie sa aseksualne!

      • Piekny biust to nie tylko geny, odpowiednie odzywianie tez ma wplyw! I obserwacja czujnej matki w okresie dojrzewania!

        • „tylko dorodna cora czy przystojny syn jest powodem do dumy i zaszczytów rodzicow”hmm….a co z tymi przeciętnymi kobietami i średnio przystojnymi mezczyznami???chyba żadna matka nie ogranicza się do bycia dumnym rodzicem tylko ze względu na to ze jej córka to piekna kobieta a syn bardzo przystojny….bylo by to co najmniej dziwne….kobiety z malymi piersiami aseksualne…rzecz gustu:)a „obserwacja czujnej matki w okresie dojrzewania”Malo ma wspólnego z dorodnym biustem…..

        • „tylko dorodna Cora czy przystojny syn jest powodem do dumy i zaszczytu rodziców”nie wydaje mi sie by jakiakolwiek matka byla dumna z dziecka tylko dlatego ze jest piekna kobieta czy przystojnym mężczyzną.nie o to chodzi…to bylo by co najmniej dziwne gdyby to byl jedyny powod do dumy…czy „plaskie kobiety są aseksualne”to raczej rzecz gustu!”obserwacja czujnej matki w okresie dojrzewania”raczej tez nie jest powodem rosnącego biustu….hmmm”trendowata cera”rozumiem nasz na myśli trądzik to także sprawa genów :)niestety ,moze zbyt mala wiedza..sama nie wiem skąd w jednym komentarzu aż tyle bzdur.pozdrawiam

      • Oczywiście, że tak! Niestety, ja jestem też przykładem na to, że zdrowe odżywianie nie wystarcza żeby mieć brzoskwiniową cerę. Trądzik to sprawa hormonów, tylko i wyłącznie hormonów.

  58. Witaj Emilko.
    No i widzisz nie czepiają się Twoich wywodów za to znaleźli błąd ortograficzny i w skrócie. Niedługo pewnie zaczną się czepiać stylu itp. Brrrrr. A jeśli chodzi o żywienie to istotny temat i ważny. Obaj moi synowie jedzą obiady serwowane w placówkach (jeden w szkole, drugi w przedszkolu) i uwierz mi naprawdę się starają w tych placówkach. Zdrowych składników nie żałują. A w domu jak to w domu różnie bywa nawet ulubione frytki dostają czy hamburgera. Tylko, że ja wiem co w tych daniach jest. Pozdrawiam.

  59. hehehe

  60. Nawarzyć piwa pisze się przez „rz” a w tytule właściwe byłoby użycie skrótu cd ponieważ cdn oznacza ” ciąg dalszy nastąpi”. Przepraszam za to osobiste wyczulenie, ale błędy na blogu zdarzają się często jak na osobę, która chce książki pisać. Co do żywienia w przedszkolach zgadzam się z całego serca i trzymam kciuki aby post wywołał jak najszerszą burzę w temacie i doprowadził do zmian w tym zakresie. Pozdrawiam.

    • Błędy zdarzają sie każdemu to fakt, , znam to z autopsji ale upubliczniać uwagę kiedy istnieje możliwość powiadomienia”winowajczyni” na priv, to przynajmniej nietakt a może nawet chęć dyskredytacji???

      • „Winowajczyni” niestety moderuje wpisy. Gdyby tylko chciała „utajnić” uwagę o błędach, na pewno nie upubliczniłaby wpisu.

        • Podejrzewam , ze gdyby Emilia ukryła ten wpis o błedzie, zostałaby pożarta w butach..:)

          • Nie zostałaby. Nikt nie wiedziałby, ze w ogóle taki wpis się pojawił.

          • A skąd wiesz, siedzisz w panelu administracyjnym mojego bloga? Akurat Basia ze Szkocji ma rację, bo istnieje duże prawdopodobieństwo, że bym została „pożarta w butach”. Moderując komentarze puszczam na bloga ok. 95% z nich. Staram się puszczać zdecydowaną większość, a wyrzucam jedynie te, które przekraczają moją granicę akceptacji. No cóż, nawet ja mam limit odporności na chamstwo, wulgarność i nękanie. Przy czym psychopatyczne nękanie jest najbardziej uciążliwe.

            Gdy nie opublikuję jakiegoś komentarza, to często się zdarza, że autor takiego „dzieła” po prostu wpada w dziką wściekłość. Wkurzony, wiedząc już, że kolejne jego komentarze nie zostaną opublikowane, pisze mi już wtedy bez ogródek, co o mnie myśli. Wyładowuje na mnie wówczas całą agresję i robi wszystko, aby popsuć mi resztę dnia. Jestem wtedy zmuszona czytać na swój temat rozmaite określenia – „wyrachowana suka” to tylko jedno z nich. Wy oczywiście tego nie czytacie, ale ja niestety muszę.

            Ale czasami nawet to nie daje wściekłym komentatorom wystarczającej satysfakcji. Niektórzy w swojej zawziętości posuwają się do tego, że piszą do mnie maile korzystając z formularza kontaktowego i w prywatnych wiadomościach wymieniają wszystkie moje wady i gorliwie udowadniają mi, jaka to jestem beznadziejna.

            Właśnie dlatego Meg wolę puścić na bloga jakiś nic nie znaczący komentarz o mojej ortografii (a niech jego autorka ma satysfakcję), niż potem znajdować chamskie elaboraty w moderacji lub na swojej prywatnej skrzynce mailowej.

            To tyle Meg – dla Twojej świadomości, bo zauważyłam, że lubisz odpowiadać na komentarze w moim imieniu…

          • Basia pisze, ze zostałabyś pożarta gdybyś ukryła wpis. Kto miałby Cię pożreć skoro nikt wpisu nie miałby okazji zobaczyć, bo wpis światła dziennego nie ujrzałby??

          • Ten, kto go napisał, pisząc kolejne komentarze widoczne w mojej moderacji i działające mi na nerwy. Wyjaśniłam Ci to szczegółowo w poprzednim komentarzu.

          • I nie jest prawdą to co piszesz – nie moderujesz jeno chamskich, wulgarnych komentarzy. Komenty ze zwykłą krytyką też często Twojego sita nie przechodzą. Nie pasują do jedynej słusznej linii bloga.

          • Nie publikuję chamskich, wulgarnych i podchodzących pod stalking – czyli od osób, które celowo pastwią się nade mną. Tak, tak pamiętam – Twojego kiedyś też nie przepuściłam, gdyż uznałam go za nękanie mnie. Widzę, że do tej pory się z tym nie pogodziłaś.

            Wyluzuj już. Nie masz w życiu większych problemów?

          • Mam mnóstwo problemów, bądź spokojna.
            Po co ta agresja?
            Dziwna jest Twoje definicja stręczycielstwa… Podciągasz pod nią wszystko co nie jest peanem na Twoją cześć. Przepuszczasz tylko te komentarze, dzięki którym jeszcze bardziej „ociekasz zajebistością”, jak mawia młodzież. Dla pozorów co jakiś czas słowo krytyki opublikujesz. Niby dlatego ich nie zamieszczasz, że są chamskie, wulgarne i takie tam… Przecież je czytasz, i tak do Ciebie trafiają. Chronisz swoich czytelników? A może zwyczajnie nie chcesz zburzyć obrazu swojej osoby budowanego przez „grupę słodzącą”? Niefajnie się zrobiło. Ten blog był kiedyś wspaniały, był blogiem o cudzie, małej Laurce. Teraz przeistacza się w bloga o jej mamie, która bardzo umiejętnie podbudowuje nim swoje „ego”. Mam w rzyci co przez Twoje sito przechodzi, skoro czytasz, liczę na to, że prędzej czy później wnioski wyciągniesz.

          • Ale zawzięta 😉 . Od miesięcy wszystkie Twoje komentarze są w identycznym tonie, niektóre są takim bagnem człowieczeństwa, że nawet nie nadają się do publikacji. Ty jesteś właśnie w grupie tych moich najbardziej zawziętych natrętów i chyba czas już przestać tolerować Twoją monotonną twórczość. Niestety są ludzie, którzy kończą się pastwić dopiero po ostatecznej blokadzie użytkownika. Może dzięki temu znajdziesz sobie inny obiekt zainteresowań. Powodzenia!

            https://www.kochamylaure.pl/regulamin-komentowania/

    • To blog a nie podręcznik gramatyki czy ortografii ….. Kaaga poluzuj gumki we włosach….

    • a gdzie przecinki!!! Jak już kogoś krytykujesz, to patrz jak sama piszesz…. Podziwiam Panią, Pani Emilio. Pozdrawiam!!!!

  61. Podziwiam! W pełni się zgadzam! Krzyczmy o tym głośno ile tchu w płucach! Mam zdrowa córkę ale żywienie to moja misja! Wszystkich pouczam, komentuje i wiem ze niektórzy się słuchają! Tak trzymać!!!!! Robię to samo!

  62. No cóż… kiedy kobiety karmiące piersią piszą (m.in. ja) piszą o zaletach tegoż, to też nagminnie zarzuca się im, że sieją terror laktacyjny i wpędzają te karmiące sztucznym mlekiem w poczucie winy. Ten sam mechanizm, jak mniemam.

    Pozdrawiam 😉

Zostaw odpowiedź dla Małgorzata- mama Filipa Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Publikując komentarz, jednocześnie wyrażam zgodę na przetwarzanie przez Administratora Danych Osobowych bloga www.kochamylaure.pl moich następujących danych: podpis, e-mail, adres IP, w celu i w zakresie do tego niezbędnym. Przetwarzanie danych odbędzie się zgodnie z obowiązującym prawem, a w szczególności z przepisami Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. (zw. RODO) i polityką prywatności znajdującą się pod adresem www.kochamylaure.pl/polityka-prywatnosci/