Wyrwaliśmy Cię dziecino z objęć śmierci…
Nic nie zapowiadało tragedii – nie było żadnych symptomów, które mogłyby na nią wskazywać. Dzień zaczął się tak, jak każdy inny – obowiązkami przy dziecku, wspólnym śniadaniem, zabawą i wszystkimi tymi czynnościami, które pochłaniają nas każdego dnia. Około godziny 14:30 zaczęłyśmy bawić się z Laurą puzzlami, za którymi córeczka wprost przepada. Czynność ta jednak pochłania ją zbyt mocno, dlatego zazwyczaj pojawiają się problemy z oddychaniem – tak było i tym razem, więc cały czas musiałam siedzieć przy córce, aby przypominać jej o oddychaniu. Laura była w doskonałym nastroju, choć już trochę zmęczona, ponieważ właśnie zbliżała się pora obiadu i poobiedniej drzemki…
Wybiła godzina 15:00, z piekarnika ulatniał się zapach pieczonego łososia, a z kuchenki buchała para dochodzących ziemniaków. Lubimy jeść posiłki całą rodziną, dlatego staram się przygotowywać w jednym czasie jedzenie zarówno dla mnie i Kuby, jak i dla Laury. Poprosiłam córeczkę, aby posprzątała puzzle po naszej zabawie, a ja w tym czasie miałam podać nam obiad. Laurka posłusznie chowała puzzle do pudełka, a pulsoksymetr, do którego była podłączona, pokazywał prawidłowe wartości, więc przekonana o całkowitym bezpieczeństwie dziecka zajęłam się w kuchni podawaniem posiłku.
Kuba zszedł z piętra akurat w momencie, gdy odwrócona plecami do córki wyciągałam surówkę z lodówki i przerażonym tonem zapytał, co się dzieje z Laurą??? Zdziwiona jego pytaniem odwróciłam głowę i nie mogłam uwierzyć własnym oczom – nasze dziecko w ciągu kilkunastu sekund zmieniło się nie do poznania! Laura miała dziwny, niepokojący wyraz twarzy, krzywiła się, wymachiwała rękoma i sprawiała wrażenie, jakby miała spaść z krzesła, na którym siedziała. Podbiegliśmy do niej, by zapytać, co się stało i ją uspokoić, ale ona nie odpowiadała na żadne nasze pytania. Gwałtownie machała rękami, odpychała nas, wyginała głowę i zachowywała się tak dziwnie, jak jeszcze nigdy w życiu. Odmawiała picia i jedzenia, płakała, a my zdezorientowani nie wiedzieliśmy, co się z dzieckiem dzieje. W pierwszym momencie pomyśleliśmy, że po prostu jest chora, że może ma gorączkę lub coś w tym stylu. Wszystko działo się zresztą tak szybko, że nawet nie mieliśmy za bardzo czasu na myślenie o przyczynach. W pewnym momencie, nieoczekiwanie Laurze puściły zwieracze – nagle cały mocz i kał wylał się z jej wnętrza! Niewiele myśląc, zanieśliśmy ją do łazienki, by obmyć ją z ekskrementów, którymi zalała się prawie po same pachy. Nagle, będąc już w wannie, Laura osunęła się nam z rąk – zrobiła się całkowicie wiotka, bezwładna, straciliśmy z nią jakikolwiek kontakt i w tej chwili ogarnęło nas totalne przerażenie. Laura straciła przytomność, a do nas w tym momencie dotarło, że z naszą córeczką dzieje się coś bardzo, bardzo złego…
Zdążyliśmy jedynie okryć ją ręcznikiem, położyć na łóżku i wezwać pogotowie, a już w tej samej chwili zaczął dziać się najgorszy koszmar. Nagle Laura dostała dziwnych drgawek na całym ciele, konwulsje rzucały nią w przód i w tył, szczęka zacisnęła się gwałtownie w sposób nienaturalny, a z ust zaczęła wydobywać się spieniona ślina…
Niewiele pamiętam szczegółów z tych kilku minut, które wówczas wydały mi się wiecznością. Pamiętam głównie strach i to, że całe moje ciało w ciągu sekundy zlało się zimnym potem. W jakimś ostatnim przebłysku świadomości odwróciłam Laurze głowę na bok, aby nie udławiła się ona własną śliną, która ciągle z niej wylatywała. W międzyczasie Kuba podłączył córce pulsoksymetr, aby monitorować jej czynności życiowe. Miotaliśmy się jak oparzeni wiedząc już, że nasze dziecko najprawdopodobniej ma pierwszy w swoim życiu atak padaczki!
Po dłuższej chwili konwulsje i śliniotok ustały, ale wówczas nie wiedzieliśmy jeszcze, że najgorsze jest dopiero przed nami… Nagle oddech Laury całkowicie ustał, a widząc to natychmiast podłączyliśmy respirator. Jednak ku naszemu przerażeniu okazało się, że respirator nie jest w stanie utrzymać córki przy życiu. Mimo podłączenia do sprzętu saturacja dziecka była na poziomie 76%, zamiast wymaganych 98 i ciągle spadała. Bez chwili zastanowienia odłączyliśmy córeczkę od aparatury, by móc wentylować ją ręcznie przy pomocy ambu. Laura miała wówczas szeroko otwarte oczy, z gałkami wywróconymi do góry, bez jakiegokolwiek kontaktu. Jej skóra była biała jak papier – córka wyglądała, jakby była martwa…
W tym momencie Kuba i ja pomyśleliśmy dokładnie to samo, pomyśleliśmy, że tracimy na zawsze nasze dziecko… Laura oddalała się od nas, parametry życiowe były bardzo niestabilne, zarówno saturacja, jak i akcja serca spadały, a my poczuliśmy, że tym razem możemy nie podołać wyzwaniu, jakie postawił przed nami okrutny los. Myśleliśmy, że Laura umrze, a myśl ta o mały włos nie zabiła nas samych…
Wizja śmierci ukochanego dziecka była tak straszna, tak przerażająca, że nie da się tego opisać żadnymi słowami – ale to właśnie ta myśl nieoczekiwanie otrzeźwiła nasze opętane strachem umysły. Kuba i ja nagle zrozumieliśmy, że nasza córeczka właśnie umiera i że jej życie lub śmierć jest wyłącznie w naszych rękach, tylko w naszych i że nikt nam w tej chwili nie pomoże. Poczuliśmy się wówczas tak, jakby ktoś uderzył nas pięścią w sam środek twarzy, ale to właśnie dzięki temu wreszcie zaczęliśmy sensownie działać! Kuba szybko dostosował sposób ręcznej wentylacji tak, aby ustawić saturację na właściwym poziomie i bardzo skupiał się na wykonywanym zadaniu, chociaż było to wyjątkowo trudne. Ja natomiast pobiegłam po telefon i zadzwoniłam do naszej najbardziej zaufanej lekarki, prosząc o pomoc w ratowaniu życia. Dzięki Bogu lekarka odebrała już po dwóch sygnałach, wysłuchała, co się dzieje i natychmiast zaczęła krzyczeć do mnie bardzo ostrym totem: „Pilnujcie tętna!!!! Jej serce zaraz stanie!!!! Nie wolno wam dopuścić do zatrzymania akcji serca!!! Uciskać klatkę piersiową, masować serce i wentylować!!! Zaraz będę, już jadę!!!! Nie wolno wam dopuścić do zatrzymania akcji serca!!! Masować klatkę i wentylować!!!!!!!!!!!!!!!!! Jadę!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Mokra od potu, zataczająca się ze strachu i z trzęsącymi się rękami podbiegłam do dziecka, powtarzając sobie w myślach jak mantrę: masować klatkę i wentylować, masować i wentylować, masować i wentylować…
Zamieniliśmy się rolami – ja przejęłam ambu, aby zabezpieczyć oddech Laury, a Kuba położył swoją silniejszą męską dłoń na jej klatce piersiowej i zaczął masować serce. Jednocześnie trzymał drugą dłoń na tętnicy szyjnej dziecka upewniając się, że Laura wciąż żyje, mimo, iż wyglądała na martwą. Ale ona żyła!!! – czuliśmy pulsującą tętnicę pod palcami naszych dłoni i nerwowo nasłuchiwaliśmy sygnału pogotowia, na które czekaliśmy wówczas, jak na prawdziwe zbawienie…
Wszystko to trwało około kilkunastu minut – tak naprawdę nie wiemy ile, gdyż dla nas była to po prostu cała wieczność… Kiedy przyjechało pogotowie, dziecko miało już ustabilizowane parametry oddechowe, chociaż akcja serca wciąż była nierówna i niebezpiecznie się wahała, a kończyny co jakiś czas nerwowo drgały. Również poziom glukozy we krwi drastycznie się obniżył i cały czas córka była nieprzytomna. Ale mimo to, my na widok lekarza i ratowników poczuliśmy niewiarygodną ulgę, bo teraz już nie byliśmy sami!
Lekarz pogotowia widząc krytyczny stan Laury, wspólnie z naszą panią doktor, z którą porozumiał się telefonicznie, natychmiast zadecydowali o wezwaniu śmigłowca i przetransportowania dziecka na oddział intensywnej terapii do jednego z gdańskich szpitali. Wyniesiono Laurę do karetki, a mi kazano błyskawicznie ją spakować, bo śmigłowiec lada moment miał wylądować. Sama nie wiem, jak to możliwe, że w tym przeogromnym stresie tak precyzyjnie spakowałam torbę Laury, spakowałam właściwie wszystko, co potrzebne – cały sprzęt medyczny, ładowarki do sprzętu, akcesoria medyczne, pieluchy, a nawet cewniki i maść Ilex – a następnie wybiegłam do karetki. Tam czekała już nasza pani doktor anestezjolog, która na co dzień opiekuje się Laurą. Lekarka zachowała się w sposób dla mnie imponujący – mimo, że miała wolny dzień i w dodatku akurat miała w domu ważną rodzinną uroczystość, to rzuciła wszystkie sprawy i przyjechała ratować nasze dziecko. I musiała naprawdę szybko jechać, bo mimo dość sporej odległości, przyjechała do nas niemal na równi z karetką…
Ambulans na sygnale ruszył szukać miejsca do lądowania dla helikoptera medycznego. W naszej małej miejscowości oczywiście nie ma żadnego lądowiska, wiec trzeba było improwizować… Pilot śmigłowca podjął decyzję o lądowaniu na jakimś polu ze zbożem, chociaż wokół niebezpiecznie blisko znajdowały się linie wysokiego napięcia. Na szczęście wylądował bez przeszkód ku naszej wielkiej uldze…
Śmigłowiec lądujący na prywatnym polu, na środku naszej wsi musiał wzbudzić nie lada sensację mieszkańców, bo w mgnieniu oka zostaliśmy otoczeni tłumem zdezorientowanych ludzi. Nawet ksiądz przyszedł sprawdzić, czy nie potrzebujemy jego modlitwy… Ratownicy natomiast w błyskawicznym tempie przenieśli Laurę do śmigłowca, jednak dla mnie zabrakło już tam miejsca – razem z Kubą wsiedliśmy wiec w samochód i pognaliśmy za dzieckiem do Gdańska…
Mam wiele doświadczeń z polską służba zdrowia, niestety wielokrotnie niezbyt przyjemnych, jednak tym razem było inaczej. Ekipa pogotowia przyjechała z wykwalifikowanym lekarzem i w bardzo profesjonalny sposób przeprowadziła akcję ratunkową. Śmigłowiec został natychmiast wezwany i niemal natychmiast się zjawił, również z wykwalifikowaną ekipą, a do tego nasza pani doktor teleportowała się do nas w celu udzielenia dodatkowej pomocy. Nie życzę nikomu korzystania z usług pogotowia, ale jeśli już ktoś musi, to życzę z całego serca, aby trafił na takich profesjonalistów, na jakich my trafiliśmy wczoraj. Laura po raz kolejny w swoim życiu miała cholerne szczęście…
W ciągu 40 minut dojechaliśmy do szpitala, gdzie córeczka już znajdowała się pod opieką lekarzy z oddziału intensywnej terapii. Była w bardzo złym stanie, miała złe wyniki krwi i był z nią wyjątkowo słaby kontakt. Jednak mimo złego stanu zdrowia widok dziecka pod opieką lekarzy bardzo mnie uspokoił, bo wiedziałam już, że moja ukochana córka po raz kolejny wymknęła się śmierci…
Kuba i ja czuwaliśmy przy jej łóżku do końca dnia, ale niestety na noc musieliśmy ją zostawić, gdyż lekarze nie wyrazili zgody na nasz nocny pobyt na oddziale. Mam zaufanie do tych lekarzy, więc wiedziałam, że Laura jest pod dobrą opieką, ale mimo to odłączenie mnie od niej na te kilka godzin spowodowało dodatkowy stres. Czułam się tak, jakby ktoś oderwał ode mnie fragment mnie samej i dlatego przez całą noc nie potrafiłam opanować emocji i nie zasnęłam ani na minutę… Z samego rana zerwaliśmy się, by znów pojechać do szpitala i dowiedzieć się, co będzie dalej z naszym dzieckiem…
Lekarka, która przekazała nam dziś informacje o stanie zdrowia Laury, poinformowała nas też o wstępnych hipotezach na temat wczorajszego wypadku. Po pierwsze może to być typowa padaczka, czyli kolejna już ciężka choroba, która dotyka nasze dziecko… Po drugie mogło dojść do zatrzymania akcji serca w wyniku pojawienia się pauz, których przecież od tak dawna się boimy i z powodu których robimy regularne badania holterem. Pauza w pracy serca mogła spowodować na chwilę zatrzymanie krążenia, następnie zatrzymanie przepływu krwi do mózgu i w konsekwencji atak epilepsji. Jest też trzecia wersja, najbardziej prawdopodobna, a mianowicie taka, że padaczka była konsekwencją wstrzymania przez Laurę oddechu. Córeczka przecież przed atakiem bawiła się puzzlami, które są mocno absorbującym zajęciem i skupiając się zbyt mocno na układaniu puzzli, mogła wstrzymać oddech, tak, jak już wielokrotnie to robiła podczas podobnych zajęć… Brak oddechu mógł z kolei wywołać zatrzymanie krążenia, zatrzymanie dopływu krwi do mózgu i atak epilepsji… No i jest jeszcze czwarta wersja wydarzeń, a mianowicie taka, że połączyły się dwie z wymienionych wyżej rzeczy – na przykład jednocześnie doszło do pauzy w sercu oraz w tym samym czasie Laura skupiła się na czynności i wstrzymała oddech, a połączenie tych dwóch spraw wywołało silny atak epilepsji.
To wszystko tylko hipotezy, bo na razie tak naprawdę nie wiemy nic – jesteśmy w szpitalu i czekamy na diagnozę, Laura śpi, a ja piszę zastanawiając się, co będzie z nią dalej… Przed nami liczne badania i z pewnością pobyt na oddziale neurologicznym. W tym momencie wiemy tylko jedno – od teraz nasze życie będzie jeszcze bardziej napięte, jeszcze bardziej niebezpieczne, a Laura jeszcze bardziej zagrożona. A my będziemy musieli dołożyć jeszcze większych starań, aby zabezpieczyć nasze dziecko przed konsekwencjami niedotlenienia, jeszcze uważniej je monitorować i pilnować. Tylko że ja naprawdę nie wiem, co możemy zrobić więcej, aby zabezpieczyć Laurę, bo wydaje mi się, że i tak robimy już wszystko, co w naszej mocy…
Dzisiejszy widok córki bardzo nas zaskoczył! Minęła zaledwie doba od dramatu, który wczoraj się wydarzył, a mimo to Laura jest dzisiaj w świetnej kondycji. Już wstaje, już je i pije, już chce oglądać swoje ulubione bajki i najchętniej wyszłaby ze szpitalnego łóżeczka. W pewnym momencie nawet wspięła się na palce i próbowała majstrować przy szpitalnej aparaturze, która jest umieszczona nad jej łóżeczkiem… Córka zregenerowała się błyskawicznie i jest dziś w doskonałym nastroju – zupełnie nie przeszkadza jej to, że wczoraj otarła się o śmierć, że leży w szpitalu, a nawet nie przeszkadza jej to, że styrana matka jest bliska załamania nerwowego…
Laura jest dzisiaj w zadziwiająco dobrej kondycji i tego naprawdę jej zazdroszczę, bo ze mną jest niestety znacznie gorzej. Moja psychika wczoraj sięgnęła prawdziwego dna, a jeszcze dziś rano byłam psychicznym wrakiem. Pewnie dużo czasu upłynie, zanim otrząsnę się z tego, co wczoraj przeżyłam, chociaż nie wiem, czy w ogóle się otrząsnę. Bo czy można zapomnieć o widoku własnego dziecka, które niemal umarło na moich rękach???
Laura kokieteryjnie szczerzy do mnie zęby udając, że wczoraj nic się nie stało. Kuba też się uśmiecha i mówi, że wszystko będzie dobrze, a przede wszystkim mam przestać się zamartwiać i poczekać na diagnozę lekarzy. Ale ja nie potrafię się nie martwić, ponieważ bardzo boję się o naszą przyszłość. Nie wiem, jak dalej żyć w tak ogromnym napięciu, z kolejnym ryzykiem i z kolejnymi problemami. Nie wiem, jak przystosować Laurę do samodzielnego życia, kiedy nawet krótkie wstrzymanie oddechu może u niej się skończyć tragedią. Nie wiem też, skąd mam ciągle brać siły do tej nieustannej walki, która wydaje się nie mieć końca…
Po licznych traumach, jakie w życiu przeżyłam i po wczorajszym piekle, powinnam się już totalnie załamać, bo przecież każdy człowiek ma jakąś granicę własnych możliwości. Ale mimo to się nie załamuję, bo gdy patrzę na Laurę, roześmianą, beztroską i łobuzersko majstrującą przy szpitalnej aparaturze, to wiem, że ona bardzo kocha życie. A skoro ona je kocha, to ja też muszę żyć właśnie dla niej…
Niech Bog ma was w swojej opiece! Trzymajcie sie !!
…SZOK…Nawet nie wiem co napisać..Ten wpis wywiera ogromne przeżycie…Myślami jestem z Wami..
Strasznie współczuję przeżyc, a Laurka wygląda zachwycająco na tych zdjeciach, kochana dziewczynka, buźki dla Was
Kochana bardzo Wam współczuję i nawet nie próbuję sobie wyobrazić co teraz czujecie. Wierzę jednak, że Będzie dobrze, Laura odzyska formę, a Ty odzyskasz spokój. Przytulam Cię mocno.
Kochana Emilio, dawno nie komentowałam ale czytam Twojego bloga regularnie. Przeraził mnie ten wpis. Ileż Wy musicie mieć w sobie siły, aby zachować zimną krew i odnajdywać się w takich trudnych sytuacjach. Laurce życzę, aby już nigdy nie przytafiło jej się „zapomnienie o oddychaniu”, aby nigdy nie ma miała takich zaskakujących i niebezpiecznych ataków, a Tobie Emi >>> abyś wreszcie znałazła czas i spokój na podleczenie samej siebie…
Pozdrawiam 😉
Pomyslalam, ze przed snem zajrze jeszcze tutaj aby zobaczyc co nowego u Laurki… a tu takie wiesci! poplakalam sie, sama mam 2 coreczki, mlodsza w wieku podobnym do Laury…
Nie potrafie sobie nawet wyobrazic przez co przeszliscie!
Duzo sily, zdrowia i pozytywnych mysli przesylam! Oby nigdy wiecej podobna sytuacja nie przytrafila sie!
Pani EMilio właśnie przeczytałam co Pani z rodziną przeżyliście w ostatnich dniach, szczerze nie zazdroszczę ale przesyłam moc swojej siły dla Was i dla Laury oby dużo broiła biegała śmiała się i wariowała bo to będzie znak że jest w bardzo dobrej kondycji a tego Wszyscy chcemy żeby Laurka czuła się świetnie. Trzymam kciuki i powodzenia. Wiele siły
Dopiero wczoraj przeczytalam ten straszny wpis. Do tej pory to przezywam. Czytaja, zalewalam sie lzami i zrozumialam, ze moje problemy nie sa tak wielkie jak mi sie wydawalo. Czytam od poczatku Waszego bloga i jestescie mi bardzo bliscy. Jestem pod ogromnym wrazeniem Twojej odwagi i sily. Cale szczescie, ze masz Kube. Jestescie cudowni-cala Trojka 🙂 Ja nie wiem czy dalabym rade, watpie w to. Nie mam dzieci,ale nawet nie potrafie sobie wyobrazic siebie ratujacej dziecko w przypadku „zwyklego” zakrztuszenia. Panikara jestem. Bardzo sie ciesze, ze Laurka wraca do formy. Oby nigdy wiecej nie prztrafialy sie takie wypadki. Trzymam za Was kciuki. Duzo zdrowka dla Was 🙂
łTo co przeżyliście to musiał być prawdziwy koszmar,oby to się już nigdy więcej nie powtórzyło!!!!! Pani Emilio Wszystko będzie dobrze Laura to silna dziewczynka przytulam mocno was wszystkich
Nie przesadzam – siedzę cała zapłakana i cała się trzęsę. Im dłużej czytałam tym było gorzej, nie zrozumiałam zbyt wiele z tych nerwów, ale nie mam ochoty czytać tego drugi raz. Nie mam ochoty czytać tego nigdy więcej 🙁 Chyba dopiero teraz dotarło do mnie jak kruche jest życie Laurki… Największym szczęściem w nieszczęściu jest to, że to właśnie Wy jesteście rodzicami tej dzielnej dziewczynki, że w najgorszych wypadkach nie tracicie zimnej krwi, że jesteście zawsze tam, gdzie córka Was potrzebuje, że potraficie ochronić i uratować rzecz najbardziej ze wszystkich bezcenną – jej życie. I pozdrawiam z tego miejsca panią doktor, prawdziwą panią doktor, taką jakich mało niestety. Ciekawe gdzie teraz są ci wszyscy pieniacze, złośliwce i inne kreatury, czy nadal mają chrapkę na Twój dom i zabawki Laurki. Emilko apropo Twojego kolejnego wpisu, zapytam tutaj, masz pewność, że faktycznie ktoś mało zorientowany w temacie nie zbierał pieniędzy właśnie dla Was? Może ta osoba się jeszcze odezwie, naiwna jestem, ale nie chcę wierzyć w to że można być takim padalcem i zarabiać na chorobie dziecka w takim momencie…
To straszne czekać albo na diagnozę albo na wyrok…czekać i nie mieć na to żadnego wpływu….
Kiedyś Pane doktor powiedziała nam:”jest ktoś na górze,kto nie pozwolił jej umrzeć”,to mój Tata…teraz obie to wiemy,pewnie Laura też ma takiego”cichego”opiekuna.My mamusie nigdy się nie poddajemy,nie możemy….pamiętaj:)
straszne to jest, bardzo Wam życzę sił, i cierpliwości, najgorsze w tym wszystkim oprócz choroby Laury oczywiście jest to,że Wy tak naprawdę nie możecie na spokojnie nawet skorzystać z toalety, bo Laura musi być cały czas na oku…..ja chyba na Waszym miejscu wyjechałabym za granicę leczyć Laurę, bo tam rodzice dzieci z klątwą ondyny, mają pomoc, i chociażby na noc przychodzi taka osoba i pilnuje dziecka aby rodzice mogli spać, aby móc funkcjonować!
tak też zrobili rodzice Mai, która miała sepse, i amputowano jej obydwie ręce i nogi……wyprowadzili się do Niemiec na stałe, tam od razu lekarze wiedzieli od czego zacząć…..pozdrawiam, i trzymam kciuki, życzę aby to życie w ciągłym stresie Wam się skończyło i to jak najszybciej, musi się znaleźć lekarstwio na klątwę…
Boże, czytam i nie wierzę!!! Emi, to kolejny dramat, który zakończył się CUDEM!! Nie wiem, ile psychika może znieść traumatycznych przeżyć. Wy jesteście przykładem, jak SILNI jesteście , jak potraficie podjąć odpowiednie działania w sytuacjach, których w życiu nie przewidzieliście .
Wiele osób paraliżuje panika, w którą nie sposób popaść…Uspakajam wirtualnie Wasze myśli…wiem, że nie wypchnie się scen łatwo.. Tony sił ślę, chylę czoła , przytulam najmocniej, jak potrafię…Niech Dobry Bóg ma Was w opiece i nie opuszcza na sekundę…Tylko tyle mogę…Babcia Gosia
Serce mi na chwilę stanęło Emilko, dobrze że wszystko za Wami i mam nadzieję że będzie wszystko w porządku…Kochana, trzymam kciuki i wspieram modlitwą a także niewielkim 1
%, pozdrawiam serdecznie -Aneta
Laura jest bardzo dzielną dziewczyną i ma równie dzielnych rodziców! Trzymajcie się
Emilio, dopiero dzisiaj przeczytałam Twój wpis. Strasznie mi przykro. Dobrze, że już jesteście w domu. Nieustannie trzymam kciuki za Laurkę – dzielna dziewczynka! Za Ciebie też i za Kubę. Emilio, nie ma granic wytrzymałości. Nie stawiaj ich sobie! Weź 10 głębokich oddechów i do przodu! 🙂 Gorąco przytulam!!!
Często was podczytuje, tak dla dodania sobie sił. Wiem co czujesz Emilko, ponieważ ja też codziennie walcze o życie mojego synka. Mój synek mimo że nie skończył jeszcze dwóch latek już kilkakrotnie otarł się ośmierć i w sumie cały czas się ociera. Przeszedł już dwie operacje a jeszcze pare przed nim o ile da radę Bo jak to powiedział profesor, który operował mojego synka „jego przyszłość nie wygląda różowo” i każda następna operacja może być Tą ostanią. Ale walczymy ,codziennie walczymy żeby może nie przyszłość ale każdy dzień, który jest nam dany spędzić z Konradkiem był różowy. Życzę dużo siły dla Ciebie Emilko i nie rozpamiętuj tego co było (szkoda na to czasu) tylko żyj tym co masz na codzień. Nieważne co będzie jutro, ważne co jest dziś -teraz
Zabrakło mi słów, po prostu zabrakło mi słów po przeczytaniu tego postu. Cieszę się ogromnie, że z Laurą już lepiej, że wróciła do domu, ale to co musieliście wszyscy przeżyć, jest dla mnie absolutnie niewyobrażalne. Jestem pod ogromnym wrażeniem czytając o tym, jak opanowani potraficie być w tak kryzysowej sytuacji. Życzę Wam wszystkim z całego serca, żeby to była już ostatnia próba, żeby już teraz wszystko poszło z górki, żeby już było tylko lepiej, bez tak przerażających epizodów. Trzymajcie się dzielnie i bądźcie silni.
Matko jedyna,serce mi stanęło już po pierwszym zdaniu…i lęk straszny przeszył.To co przeżyliście to musiał być prawdziwy koszmar,oby to się już nigdy więcej nie powtórzyło!!!!!
Rozkleiłam się całkowicie czytając ten wpis,chyba bym osiwiała w sekundę gdyby zdarzyło mi się coś takiego.
Co za koszmar…
Kochani,życzę Wam spokoju na najbliższy czas,Laura jak widać wygląda promiennie,to aż niesamowite!Jest w szpitalu pod fachową opieką,więc teraz postarajcie się”wypocząć”po tych tragicznym i wyczerpującym zdarzeniu.
Oby nigdy więcej się to nie powtórzyło!!!!!!!!!!
Dla mnie wciąż to szok.
Jesteście skrajnie doświadczani… Jedynie siła życia i tempo regeneracji to coś, co świeci jasno w tej całej historii. Czytam bloga od początku, i płakałam nie raz, ale dzisiejszy wpis jest wstrząsający. Zwłaszcza jak się zna całą Waszą historię.
Chyba nikt, komu zdarzyło się reanimować człowieka, nie zapomina tego (no może zawodowy ratownik umie sobie z tym poradzić, ale też nie jestem pewna czy do końca). A jeśli reanimuje się dziecko? A jeśli to jest własne dziecko…? Do tego chore na straszne naprawdę poważne choroby, i ratowane wielką siłą woli już wielokrotnie.. Ja nie umiem sobie zupełnie wyobrazić co Wy musicie przechodzić. Kończy się skala wyobraźni…
Ale wierzę mocno, że Wy dacie radę i temu, i w końcu wszystko co złe przeminie!
Niech będą z Wami WIARA, NADZIEJA I MIŁOŚĆ.
„Kończy się skala wyobraźni…”
Dobrze to Aniu ujęłaś.. Sama pierwszy raz nie wiedziałam nawet co napisać mimo że jedyna myśl to „by było dobrze”..Dawno takiego stresa nie przeżyłam czytając co u Laurki..
Trzymajcie się Dzielna Laurkowa Rodzinko..
Brak słów.. Ale jesteście tak silni i Laurka również. Modlę się o malutką, wszystko będzie dobrze. Bóg jest z wami i nie odbierze wam Laury. Dla pani musiał to być koszmar, tego nie da się opisać wirtualnie. Myślę, że z Laurką będzie dobrze, no musi być. Trzymam za was kciuki, będę się modliła za was. Czytając to otarłam łezki z oczów.. Wiem, że dacie radę. 🙂
Dopiero wczoraj przeczytałam, ale nie mogłam napisać komentarza.
Tulę was mocno, życzę żeby wszystko się wyjaśniło i dużo, dużo siły!!!
Słów brakuje. Podziwiam. Życzę zdrowia dla całej trójki. Życzę mimo wszystko dobrych myśli. Pomodlę się za Was.
Właśnie wyszliśmy ze szpitala. Przed Laurą jeszcze szereg badań, ale już czuje się ona bardzo dobrze. Dziękuję Wam wszystkim za wsparcie w ostatnich dniach – bardzo tego wsparcia potrzebowaliśmy… Niedługo postaram się napisać nowy wpis z większą ilością szczegółów.
Jak ja czekałam na taką informację 🙂
Cały czas o Was myślałam.
Dzięki Bogu że Laura wróciła do formy że nie zaszkodziło to na jej piękny umysł i ciało , że ma się już lepiej.
Odpoczywajcie w domowym zaciszu
Ja również czekałam, uff. Trzymajcie sie dzielnie!
Dobrze słyszeć, że Laura wyszła do domu. Życzę dużo zdrowia i spokoju.
Cieszę się, że Laura czuje się już dobrze.
cieszę się, że już w domku jesteśmy 🙂 i że Laurka dobrze się czuje 🙂 pozdrawiam i życzę WAM teraz dużo siły 🙂
Dobrze, że jesteście już w domu i że Laura czuje się dobrze. Pewnie gorzej z wami, ale mam nadzieję, że z biegiem czasu dojdziecie do siebie. Zyczę wam dużo spokoju, żebyście mogli trochę odpocząć od tych wszystkich stresów.
Mogę sobie tylko wyobrażać, ile Was kosztowało to przeżycie. Mam nadzieję, że lekarze odkryją przyczynę tego ataku i będziecie zaopatrzeni w wiedzę, jak zapobiegać temu w przyszłości. Jak dobrze, że Laura była pod Bożą ochroną, naprawdę dobrze.
O jeju, Lauruniu zdrowiej szybciutko słonko!
trzymaj sie, Emilka!
Emilio mam nadzieję, że stan Laury się poprawił i że wkrótce napiszesz to zdanie na które wszyscy czekamy, że jest lepiej. Daj znać co u Was, czy można jakoś pomóc.
życzę aby wszystko szczęśliwie się dla was skończyło. na tę chwilę nie jestem w stanie nic więcej napisać. Laurcia kocha życie, i tak właśnie tego musicie się trzymać.
Patrząc tylko i wyłącznie na twarzyczkę Laurki, to nawet na szpitalnym łóżku nie wygląda Ona na chorą:)Dobrze,że to się tylko tak skończyło, a pogotowie nie odmówiło przyjazdu, jak to czasem niestety bywa.Niech Bóg ma Laurkę nadal w swojej opiece!
Jestem z Wami myślami i sercem! Jesteście tak silni… Nie poddaci się nigdy – jesteście dla mnie wzorem.
trudno znaleźć słowa w tej sytuacji…choć tak łatwo wystukać coś na klawiaturze to jednak czasmi jest ciężko. Tak bardzo chciałabym dodać Tobie otuchy. Nasze dzieci są sensem życia i mają niesamowitą moc- bo gdy we wszystko zwątpisz i się załamiesz ich uśmiech zdziała cuda. Pięknie walczycie ze wszystkimi przeciwnościami losu, a Laurka jest taką prawdziwą Laurką:) nagrodą. Całej Waszej 3 życzę zdrowia.
Emilio ,jak tam Laura?jesteście juz w domu czy jeszcze w szpitalu?
buziaki dla malutkiej:)
Emilko, jestem wstrzasnieta. Z całego serca współczuję. Modle sie za Was wszystkich i serdecznie ściskam.
Z przerażeniem czytałam dzisiejszy wpis! Jest to nie do wyobrażenia co musieliście przeżyć w tym dniu! Bogu dzięki że wszystko skończyło się dobrze. Ty i Kuba jesteście dzielni, odważni i po prostu wspaniali! Trzymam kciuki za Laure i za Was!
trzymam kciuki i dużo siły Wam życze
Miałam nadzieję,że na końcu napiszesz,że to był „tylko” sen 🙁
Trzymam mocno kciuki.
Emilko jesteście wielcy. Podziwiam i zazdroszczę siły i trzeźwości myślenia, bo boję się ,że mnie ogarnęłaby bezsilność. Laura ma wielkie szczęście ,że Was ma. Mam nadzieję ,że lekarze szybko postawią diagnozę i będzie ona najbardziej optymistyczną wersją z tych podanych tutaj.
Czytam bloga od wielu miesięcy i nigdy nic nie pisałam, ale dzisiaj to już muszę. Emilko, po raz kolejny w życiu dochodzi do mnie, że moje problemy są naprawdę niewielkie i niewarte takiego emocjonalnego podejścia, jakie ja mam. Mam troje zdrowych dzieci i oczywiście mnóstwo trosk na codzień, ale to nic w porównaniu z waszymi zmartwieniami. Dzięki Bogu i takim wspaniałym ludziom jak Wy poradzę sobie.
Życzę Tobie i Kubie (no i Laurce) przede wszystkim zdrowia, bo siłę i wytrwałość to już macie wielkie:)
Pozdrawiam serdecznie:):):) Jestem z Wami:)
Laura to prawdziwa szczęściara , że ma taką mamę jak ty ! I że jeszcze pomoc tak szybko przybyła 😉 Sama jestem chora , i wiem jak jest ciężko . Modlę się za was codziennie ;D
To jest tak cholernie niesprawiedlie, że spada na Was tyle do udxwignięcia, że nie wiem co powiedziec. Ale nieustannie trzymam kciuki
trzymajcie sie cieplo…
Droga Emilio czytam Twojego bloga od paru tygodni, Laura i Ty stałyście mi się bliskie. Dzisiejszy wpis strasznie mnie przestraszył i zmartwił, nadal mam łzy w oczach. Wierzę, że z Laurą będzie dobrze. Czuję, że inaczej być nie może. Pomodlę się za kochanego aniołka. Życzę Ci Emilko dużo siły, wiary i nadziei, nie zapomnij odpocząć. Laurka już odrodziła się jak Fenix z popiołów, oby tak dalej. Trzymam za Was kciuki i ściskam mocno.
Droga Emilko….podziwiam Cie za upór i walkę o kolejny dzień życia dla swojej córeczki. Też mam Laurę i nie wyobrażam sobie życie bez niej….Trzymaj się kochana. Wiem, że dacie sobie rade!!!
mama LAury
Trzymaj sie Laurko!wszystko bedzie dobrze;)Oby nigdy wiecej takich przeżyć…
Ściskam! Jestem z Wami.
Bardzo ale to bardzo mocno trzymam kciuki za szybki powrót Laurki do zdrowia i żeby nigdy,przenigdy to już się nie powtórzyło. Życzę Wam dużo siły i wytrwałości.Jesteście wspaniałą rodziną. Dużo zdrówka dla Was wszystkich życzę.
Pamiętam o Was w modlitwie!!!
Pani Emilio, jest pani taką silną kobietą-podziwiam Panią, bo jestem pewna, że ja bym się załamała. Mnie spotkało coś podobnego i się załamałam- miałam depresję przez 2 lata. Znam ten strach o zycie dziecka, mnie też spotkało coś podobnego z tym,że dziecko leżało na oiomie przez 5 tygodni i walczyło o życie z winy lekarzy. Znam to uczucie trzęsących się rąk, wyskakującego serca z piersi i paraliżującego strachu…nie ma gorszego uczucia od tego! To piekło na ziemi i z całego serca życzę, żeby już nigdy nie musiała Pani i Kuba tego przeżywać. Laura muci żyć i koniec!
BOGU NIECH BEDA DZIEKI!
Wstyd mi Emilio, jakim jestem cienkiem bolkiem w porównaniu z Tobą, bo mnie załamują nieporównywalnie drobniejsze problemy mojego dziecka. W takiej sytuacji ja bym odpłynęła, nie miałabym siły walczyć, słabeusz ze mnie. Chylę czoła przed Wami, jesteś chyba najsilniejszą kobietą o jakiej słyszałam. Dla Laury moc uścisków i głęboko wierzę, że to się nie powtórzy.
A ja już od paru miesięcy regularnie czytam bloga – jak na niego trafiłam w jeden wieczór przeczytałąm historię Laury.
Nie będę za dużo się rozpisywać – chciałam napisać,że mieszkam w Gdańsku i z chęcią zaproponuję pomoc bo wiem,że rodzinę ma Pani daleko.Podrzucenie zupy w termosie,czegoś do jedzenia na śniadanie/kolację (gotuję wegeteriańsko i zdrowo 🙂 ,zakupy,zaproszenie do nas na przespanie się – co tylko będzie potrzebne.
Niestety wiem jak to jest mieć dziecko w szpitalu…
Żałuję,że nie mam do Pani telefonu.
Nieustające kciuki za Superbohaterkę!
KOCHANI JESTESCIE WSPANIALI,.EMILKO MODLE SIE O WAS :-)POZDRAWIAMY WAS SERDECNIE.
Bardzo dziękuję za propozycję pomocy, ale na szczęście nie będzie potrzebna. Dziś dzięki Bogu wróciliśmy ze szpitala do domu.
z przerażeniem czytałam ten wpis bo nie wiedziałam jakie będzie jego zakończenie. Trzymamy kciuki za Laurke. Trzymajcie się
Ucieszylam sie na Wasz nowy wpis, ale gdy tylko przeczytalam pierwsze wersy mina mi zrzedla. Czytajac kolejne zdania na przemian bylo mi zimno i goraco. Straszne. Niesprawiedliwe. Rece mi drza na sama mysl o tym, co przeszliscie. Sama mam dziecko, ktore wlasnie bawi sie na dywanie i tak rzadko zdaje sobie sprawe z tego, jakie mamy szczescie, ze jestesmy zdrowi.
Usmiech Laury mnie uspokoil…..pozdrawiam Wasza trojke, trzymajcie sie, jestem z Wami!
Emilko,
przerażona czytałam wpis. Nie mam słów. Strasznie mi smutno. Bądźcie dzielni.
Będzie dobrze i mimo że teraz nie wiecie jak to NA PEWNO będzie dobrze i DACIE RAZEM RADE.
Laura mnie zadziwia,na zdjęciach wygląda jakby nic się nie stało.
Chyba nawet nie potrafię sobie wyobrazić co przeżyłaś Emilio,nikt tego nie potrafi kto tego nie przeżył, ja miesiąc temu dowiedziałam się ,że noszę w sobie obumarły płód, przez miesiąc chodziłam z myślą,że kolejny raz będę matką,jak się dowiedziałam o ciąży byłam w 8 tyg.,a za miesiąc usg wykazało zatrzymanie akcji serca,nie mogłam w to uwierzyć,wszystko działo się tak szybko,na następny dzień szłam na „urodzenie płodu”,wszystko to działo się poza mną,spakowałam się do szpitala,położyłam się,zaaplikowali „coś” dopochwowo i czekałam,wielki dramat dopiero zaczął się wieczorem gdy zaczęłam krwawić,szczerze, bólów nie miałam żadnych,ale emocjonalnie przeżywałam tragedię wyłam i płakałam wniebogłosy,dopiero wtedy czułam,że tracę coś cennego,coś czego nie da się przeliczyć na nic innego. Na koniec jeszcze dwa razy zemdlałam,a lekarka twierdziła,że nie ma pojęcia czemu,bo wyniki krwi mam idealne,teraz wiem,że to załamanie nerwowe spowodowało mdlenie.
Nigdy w życiu bym nie pomyślała co przeżywa kobieta roniąca,a już na pewno ta co co nisi dzieciątko do końca i…to jest po prostu dramat którego nikt nie zrozumie.
Trzymajcie się,przepraszam,że tak się wywnętrzyłam jutro minie miesiąc od tego wydarzenia:( dzień przed kupiłam ładny pajacyk na zimę,wahałam się,ale był taki ładny,że nie mogłam go zostawić,to było w dzień przed wizytą usg ,nie wiem jak długo,co miesiąc będą powracać te wspomnienia,teraz jest lepiej,ale po przez cały tydzień płakałam i już sama nie wiedziałam czemu,wszystko było jak po porodzie tylko dziecka nie było,nawet mogłam karmić już:/
sory kurcze znów się rozpisałam,a to dlatego,że wiem,że „babki” lepiej rozumieją
Pozdrawiam.
Madam bardzo Ci współczuję. Może jeszcze się uda i będziesz miała maluszka. Mojej przyjaciółce się udało. Trzymam kciuki i wirtualnie przytulam.
Emilio, bardzo mi przykro . Po tym wszystkim co już przeżyłaś i przezwyciężyłaś nie możesz się załamywać, kto jak kto ale nie Ty! Myślami jestem z Tobą, sercem moim matczynym przy Laurce.
Lzy w oczach mialam…koszmar.trzymam kciuki zeby sie to juz nie zdarzylo.
kurcze…nawet nie wiem co napisac…
Trzymam kciuki najmnocniej jak się da!
Pani Emilio życzę dużo sił!!! Będzie dobrze!
Cały dzień nie mogę znaleźć sobie miejsca. Denerwuję się i martwię czy z Laurką już lepiej , zastanawiam się czy Ty Emilio i Kuba doszliście już chociaż odrobinę do siebie.
Ja wiem że moje rady są banalne ale postarajcie się jeść i spać – chociaż na zmianę.
Czekam niecierpliwie na kolejny wpis .
Jestem całym sercem z Wami
trzymaj się dzielna kobieto!!!wiem. że to co przechodzisz nie mieści się w granicach ludzkiej wytrzymałości, jednak bądź silna!!! jesteś dla mnie przykładem wytrwałości ponad ludzkie siły. poradzicie sobie i tym razem. pamiętaj, jak wiele osób trzyma kciuku za Twoją Laurę i za Was.
Czy zapytaliście się kiedyś siebie, w jaki sposób Pan Bóg wybiera matki niepełnosprawnych dzieci? Oto toczy się rozmowa:
Bóg: Tej dajmy dziecko upośledzone.
Anioł:
– Dlaczego właśnie tej Panie? Jest taka szczęśliwa.
– Właśnie tylko dlatego – mówi uśmiechnięty Bóg. Czy mógłbym powierzyć upośledzone dziecko kobiecie, która nie wie, czym jest radość? Byłoby to okrutne.
– Ale czy będzie miała cierpliwość? – pyta anioł.
– Nie chcę, aby miała dużo cierpliwości, bo utonęłaby w morzu łez, roztkliwiając się nad sobą i nad swoim bólem. A tak jak jej tylko przejdzie szok i bunt, będzie potrafiła sobie ze wszystkim poradzić.
– Panie wydaje mi się, że ta kobieta nie wierzy nawet w Ciebie.
Bóg uśmiechnął się:
– To nieważne… mogę temu przeciwdziałać. Ta kobieta jest doskonała. Posiada w sobie właściwa ilość egoizmu.
Anioł nie mógł uwierzyć swoim uszom.
– Egoizmu? Czyżby egoizm był cnotą?
Bóg przytaknął.
– Jeśli nie będzie potrafiła od czasu do czasu rozłączyć się ze swoim dzieckiem, nie da sobie nigdy rady. Tak, taka ma być właśnie kobieta, którą obdarzyłem dzieckiem dalekim od doskonałości. Kobieta, która teraz nie zdaje sobie sprawy, że kiedyś będą jej tego zazdrościć. Nigdy nie będzie pewna żadnego słowa. Nigdy nie będzie ufała żadnemu swemu krokowi. Ale kiedy jej dziecko po raz pierwszy powie: mamo, uświadomi sobie cud, którego doświadczyła. Widząc drzewo lub zachód słońca lub niewidome dziecko, będzie potrafiła bardziej niż ktokolwiek inny dostrzec moją moc. Pozwolę jej, aby widziała rzeczy, tak jak ja sam widzę (ciemnotę, okrucieństwo, uprzedzenia) i pomogę jej, aby potrafiła wzbić się ponad nie. Nigdy nie będzie samotna. Będę przy niej w każdej minucie jej życia, bo to ona w tak troskliwy sposób wykonuje swoją pracę, jakby była wciąż obok mnie.
– A święty patron? – zapytał anioł, trzymając zawieszone w powietrzu gotowe do napisanie pióro.
Bóg uśmiechnął się…
– Wystarczy jej lustro…
🙂
piękne….:)
Emilio, zatkało mnie, zdruzgotało.
Nawet sobie tego nie wyobrażam, boze dlaczego, dlaczego Laura musi tak cierpiec.
No nie wyobrazam sobie zeby jej zabraklo.
Malenka ukochana jestem z Tobą całym sercem i zawsze będę.
Emilio będę się modliła za was choć rzadko to robię.
Nie wiem co mam Wam napisac:(
Zdenerwowałam sie jak cholera.
To, co przeżyliście, brzmi jak scena z horroru… Nawet nie staram się sobie tego wyobrazić, a jednocześnie jestem pełna podziwu wobec Was, że potrafiliście tak trzeźwo myśleć i uratowaliście Waszą córkę, to jest najważniejsze! Trzymam kciuki, żeby taka sytuacja nigdy więcej się nie powtórzyła. Głowa do góry! 🙂 Macie wielki motywator w postaci przecudnej Laurki, której uśmiech roztapia nawet najbardziej zatwardziałe serducha! 🙂
Emilio, współczuję, naprawdę trudno znaleźć słowa otuchy. Pocieszające jest to, jak szybko Laurze się polepszyło.
Wczoraj był chyba jakiś pechowy dzień, ja sama byłam wieziona karetką do szpitala…
Witam ja tez w styczniu przezyłam taką podobna niebezpieczną walke o życie mego kochanego syna Danielka kladl sie spac zdrowy a rano w niedziele okolo 7 godz juz byl nieprzytomny ustawało byc jego serce zanim przyjechala karetka to bylo reanimacja sztuczne oddychanie i masaz serca zeby maz tego nie uczynilł to by juz nie mielismy syna on miał padaczke wczesniej ale 5 lat nic z nim sie nie działo leki przyjmował Pozdrawiam i życze wytrwałosci i zdrówka dla laury
Jesteście niesamowici ! Czytam blog od dawna i jestem pod wrażeniem sił jakie macie w pokonywaniu tylu trudności które nie szczędzi Waszej Rodzince życie. Podziwiam Was i wierze ze Laurka będzie zadziwiać jeszcze nie raz wszystkich. Takiej ślicznej wojowniczki, tak kochajcej życie to Świat chyba jeszcze nie widział 🙂 Życzę Waszej Rodzince pokonania wszystkich trudności i samych słonecznych dni – takich jak Wasza rozpromieniona Còreczka
Emilko kochana, jak czytam Waszą historię w której pojawiają się tak dramatyczne opisy, to zastanawiam się ile człowiek jest wstanie wytrzymać napięcia. Jak widać po Waszym przykładzie bardzo dużo. Inny wniosek, który nasówa mi się ilekroć czytam Twojego bloga, to to, że ta choroba jest bardzo nieprzewidywalna. Niby wiadomo na czym polega oczywiście mniejwięcej, niby ma swoją nazwę, ale ciągle niewiadomo jak u konkretnego dziecka będzie przebiegała. Nie raz już pisałaś o tym, że stało się coś, czego się nikt nie spodziewał. Dotyczy to także choroby jelit. Tyle czasu był przecież problem z przyswajaniem pokarmu,a niedawno pisałaś, że jakimś cudem Laura zaczęła przyswajać więcej pokarmów. Cóż Emilko, pozostaje mi życzyć Wam wszystkim, aby sprawdziło się jakże często trafne przysłowie, że co nas nie zabije, to nas wzmocni. Ściskam Was mocno i myślę o Was ciepło i czekam z niecierpliwością na kolejne informacje, oby jak najbardziej pozytywne.
Gdy zaczęłam czytać Twój wpis moje serce zamarło, łzy stanęły w oczach, pojawiły się wspomnienia z dnia 3 stycznia, kiedy to moja córeczka umarła na moich rękach. Nasze czynności reanimacyjne oraz wyjątkowo szybki przyjazd dwóch karetek pogotowia, jak również sprawne działania personelu nie przywróciły życia naszej Marysi. Wiem jak wielki dramat przeżywaliście ratując własne dziecko, rozumiem to doskonale. Przeogromnie cieszę się, że Laura jest w dobrej kondycji, co widać na zdjęciach. Pomodlę się do mojej córeczki – o zdrowie dla Laurki! 3majcie się!!!!!!!!! Iza-mama Marysi
Izo,myślę o Was codziennie,często zaglądam na Waszą stronę.
Tak niewymownie mi przykro ;-(
Mam córeczkę w wieku Waszej Marysi i nawet nie chcę myśleć….
Marysieńka ześlę Wam kiedyś z nieba młodszą siostrzyczkę.
Trzymajcie się jakoś Kochani,jesteście w moich myślach i modlitwach.
Nie wiem co napisać, rzadko komentuje, ale chyba muszę zrobić dziś wyjątek…. Łzy mi lecą, czytajac byłam tak przerażona, jakbym sama była obserwatorem tych wydarzeń… i przyznaję – musiałam zjechać na dół, żeby zobaczyć, czy Laura… czy akcja ratownicza się udała…
Trzymam za was kciuki… Jesteście cudowni…
Życzę dużo sił, energii i optymizmu całej Waszej trójce. Nie wiem co przyniesie przyszłość, ale wiem, że dacie radę, bo kto jak nie Wy? 🙂 Jesteście bardzo silni i dzielni, mocno Wam kibicuję! Kiedy patrzę na zdjęcie roześmianej Laury, to aż dziw bierze, że ta kilkuletnia dziewczynka tyle przeszła w swoim życiu. Moc wirtualnych uścisków dla Laurki 🙂 Również trzymam kciuki i modlę się za Was.
Jestem z Wami. DACIE SOBIE RADE ZE WSZYSTKIM! nikt z nas nie dostaje więcej niż może znieść…
Jestes wielka! oboje jestescie! Czytam bloga od jakiegoś czasu i podziwiam Cię.
cóż można napisać w takiej chwili… siedzę i łzy mi lecą jak groch i myślę o Was…
Trzymajcie się cieplutko :)) Oby takich sytuacji było jak najmniej, co ja pisze by była to jedna jedyna i nigdy więcej!!! Jesteście silniejsi, mądrzejsi o następne doświadczenie… a jak mówi przysłowie „co nas nie zabije to nas wzmocni”… i mocno wierzę, że macie siłę walczyć nadal… dążyć do celu… i mam cicha nadzieję, że moje słowa choć trochę Wam w tym pomogą… i tak jak napisała Kasiak jesteście najdzielniejszymi rodzicami jakich znam!!!
Boże Kochany, nie jestem w stanie sobie kompletnie wyobrazić tej sytuacji, mogę tylko domyślać się ile Was stresu kosztowała. Przecież jak to się czyta, to wygląda to jak jakiś straszny kadr z horroru 🙁
Laurka już tyle przeszła, taka mała dziewczynka a musi tyle cierpieć. Czytam i płacze, tym bardziej, że Antosia jest w tym samym wieku co Laura, i mimo tego, że nie raz, nie mam siły zapanować nad naszą małą złośnicą i histeryczką to w najmniejszym stopniu nie umiem sobie wyobrazić gdyby mnie taka sytuacja spotkała, dla mnie same myśli o takiej sytuacji, doprowadzają do obłędu, a co dopiero to przeżyć:( Kurcze, tak sobie myślę, że wariuję jak moje dziecko zachoruje czy coś jej dolega, już wtedy zachowuję się jak totalny debil i wariuję niekiedy z bezsilności a co dopiero Wy musieliście przeżyć, przechodząc przez ten koszmar. Wielki, ogromny podziw dla Was.
A Laurcia, skarb nasz mały i dzielniacha, zachowuje się jakby się nic nie stało, ehh te dzieci, nawet jak tyle przechodzą to potrafią żyć błogim spokojem.
Dziecko może nauczyć dorosłych trzech rzeczy: cieszyć się bez powodu, być ciągle czymś zajętym i domagać sie ze wszystkich sił, tego czego się pragnie.
Życzę całej Waszej rodzince po prostu świętego spokoju… 🙂
Pamiętamy w modlitwie
Ucałowania
PS. Napisz proszę co tam u Laurki, czego się dowiedzieliście
Odebralo mi mowę, uczucia wzięły górę a łzy lecą strumieniami. Jesteście niesamowici. Boże ja bym sobie nie dała rady.
Laura ma niezwykłe szczęście, że jest waszą córką
Życzę dużo siły i trzymam za Was kciuki:) pozdrawiam
jesteście oboje bardzo bardzo dzielni!!! a Laura jak sama zauważasz nic sobie nie robi z tego „incydentu” – usmiechnięta i zadowolona 🙂 musisz brać od niej siły, od jej uśmiechu. Serdecznie pozdrawiam
Z przerażeniem przeczytałam Twój wpis… życzę wam dużo siły!
Emilio az trudno mi sobie wyobrazić co przeszłas ,to musiały byc straszne chwile ,tak ci wspolczuje ,tyle pracy wkładasz w zabezpieczenie Laury a tu jeszcze taki cios.Mam nadzieje ze to jednorazowy incydent i nigdy wiecej sie nie powtorzy .Trzymajcie sie ciepło .!!Buziaki dla Laury:)
🙁
a nie wiem co napisać…
jestem cała zapłakana….
Trzymam kciuki z całych sił!!!
A Tobie Emilko życzę dużo siły i ogromnej wiary.
Ściskam najmocniej na świecie.
Emilko, nie wiem co napisać. Trzymam za Was kciuki :* Laura trafiła na wspaniałych rodziców. Trzymajcie się:*
Z przerażeniem czytałam dzisiejszy wpis. Zaskakujące, jak w takim stresie , rodzic potrafi działać szybko i sprawnie. Wydawać by się mogło, że stres paraliżuje, ale Wam pomógł. Pomógł Wam i Laurce. Najważniejsze, że Laurka czuje się lepiej i oby tak zostało.
Emilko ja rownież przeczytałam twój wpis jednym tchem z ciarkami i przerażeniem coś strasznego musieliscie przejść chciałabym przekazać ci wiecej wiary i siły na lepsze dzis jutro niemartw sie będzie dobrze musi być sciskam was mocno i pozdrawiam
Jestem z Wami calym sercem.
Badzcie dzielni!!!!!!!!!!!!!!
Współczuję Wam tych przeżyć. Trzymam mocno kcuiki za Laurę i za Was- Wy też potrzebujecie mnóstwo siły.
Brak słów po prostu 🙁 To musiało być naprawdę straszne… Życzę Laurze zdrowia. Nie poddawajcie się!
Pozdrawiam serdecznie,
Lalucci 🙂
Emilko,współczuję i podziwiam.Uratowałaś Jej życie,jesteś niesamowita.Nie wiem czy ja w takiej sytuacji potrafiłabym zachować trzezwośc umysłu.Laurka ma szczęście,że ma takich rodziców….KUBO….dbaj o swoje cudowne dziewczyny.
po prostu się popłakałam…
Tak strasznie mi przykro. trzymajcie sie.
Emilio,
nie wiem, co napisać, wszelkie słowa wydają się nieodpowiednie. Trudno wyobrazić sobie, jakie piekło przeżyliście z Kubą, a zwłaszcza Ty jako matka. Jesteście najdzielniejsi z dzielnych. Trzymaj się! Życzę Wam z całego serca powodzenia i zdrowia. Dla wszystkich, bo Ty też się liczysz. Pamiętaj, musisz zadbać o siebie. Dla Laury!
Ja przeżyłam śmierć własnego dziecka i nie wiem jak mam Cię pocieszyć, płakałam czytając wpis i czekałam tylko na słowa że Laura z tego wyszła.
Musiałas być tak przerażona że Twoje serce stanęło razem z utratą przez Laure przytomności.
Jesteście tak dzielni że nie ma odpowiednich słów aby to opisać. Podziwiam Was.
podejrzewam że jesteś tak zmęczona emocjami że nie wiesz na którym swiecie żyjesz.
Ale patrząc na Laure to można uznać że jest w szpitalu tylko na badania kontrolne, może tylko jest blada na buźce.
Dzięki Bogu jest lepiej, Laura żyje i w dodatku wygląda na to że ma sie dobrze więc znam Cię :)- znowu zmobilizujesz sie do działania 🙂
Modlę się za Was.
🙁
Razem z Laurką Jesteście najdzielniejsi!
Będzie dobrze.
Przesyłam Wam uściski i największe z mozliwych słowa wsparcia.
Pozdrawiam,trzymajcie się!
Bardzo, Bardzo mocno przytulam. I ślę masę energii. Emilko – idź spać:-)
Matko jedyna..
Myślę o Was i ślę tonę energii.
Trzymajcie się.
właśnie. Był krok w tył, teraz będą dwa do przodu.
Też siedzę i ryczę, na fb już napisałam, ale teraz piszę raz jeszcze: jesteście bardzo dzielni, odważni, odpowiedzialni!!!!!
Emilko, przeczytalam jednym tchem, w przerazeniu, co dalej bedzie…
Jestes wielka. Silna.
Takie przezycia są nie do opisania, dla serca matki, takie wydarzenia, nie są łatwe.
Nie wiem, czy ktokolwiek z nas jest sobie w stanie wyobrazic, jakie przerazenie musialas czuc… Sily zycze, dla ciebie, Kuby, i zdrowia dla Laurki!
Trzymaj sie!!!
Jesteśmy z Wami duchowo! Trzymajcie się Kochani, wszystko będzie dobrze! Buziaki i uściski:*
Kaśka i Emilka
Nie mam pojęcia jakie słowa mogłyby Cię pokrzepić Emilio, nie odnajduję takich po prostu. Nie jestem nawet sobie w stanie wyobrazić emocji jakie Wami wczoraj targały i myślę, że tylko ktoś kto to przeżył tak naprawdę wie o czym piszesz.
Ale nie mogę się powstrzymać od innego komentarza. Śledzę Wasze losy już od naprawdę bardzo dawna i od zawsze głowiłam się dlaczego piszesz „moje dziecko”, „byłam z Laurą” itp. Jakoś nie chciałam tego komentować, ale nie mogłam zrozumieć i sama siebie pytałam o co chodzi myśląc „Kurcze przecież ona ma męża”. A teraz, kiedy namacalnie w Twoich wpisać można poczuć, że nastała jedność w Twoim domu, że tworzycie drużynę już rozumiem, że kiedyś działałaś w pojedynkę. Mam nadzieję, że to sprawia iż jesteś jeszcze silniejsza wiedząc, że masz kogoś u swojego boku.
Życzę Wam zdrowia, jak najpomyślniejszej diagnozy i szybkiego powrotu do domu.
Emilko… nie wiem co napisać…. nie znam słów którymi mogłabym Cie pocieszyć w tym momencie… siedzę i ryczę :((( nie jestem w stanie sobie nawet wyobrazić co z Kubą przeszliscie wczoraj… ale wiem jedno: JESTEŚCIE NAJDZIELNIEJSZYMI RODZICAMI JAKICH ZNAM, A LAURA WAM ZA TO KIEDYŚ BARDZO PODZIĘKUJE!!!
Przytulam Cię wirtualnie, nie poddaj się! Pamiętaj, teraz był krok w tył.. ale cały czas musicie iść do mety !! Do zwyciestwa!! I jestem pewna, że tam dojdziecie !! :))))))