Epoka lodowcowa
Wiosna w tym roku najwyraźniej się upiła. Zamiast przyjść do nas od razu jak Pan Bóg przykazał, to ona idzie niepewnie chwiejnym krokiem, zatacza się jak rasowy alkoholik i wciąż dojść nie może. Tymczasem jest już koniec marca, a mimo to Trójmiasto przeżywa prawdziwy paraliż spowodowany szalonym atakiem zimy…
Zerwaliśmy się dziś skoro świt, aby szybko się spakować i zdążyć na godzinę dziesiątą do oddalonego o 70 km gdańskiego szpitala. Na dzisiaj była zaplanowana kontrolna wizyta na oddziale gastroenterologicznym, gdzie Laura miała mieć pobraną krew do badań, pani doktor miała dać nam wskazówki na temat dalszego jej żywienia oraz zadecydować, czy córka powinna być dodatkowo dożywiana jakimiś suplementami, gdyż od bardzo długiego czasu niestety nie przybiera na wadze.
Wszystko z pewnością poszłoby zgodnie z planem, gdyby nie fakt, że szalejąca zima spowiła śnieżnym dywanem Gdynię, Sopot i Gdańsk, zaskakując zarówno mieszkańców miast, jak i lokalnych drogowców. Ogromna ilość padającego śniegu spowodowała tak fatalne warunki, że najbezpieczniejszym środkiem lokomocji było chyba dzisiaj chodzenie piechotą. A na domiar złego na trójmiejskiej obwodnicy tiry nieopatrznie wpadły w poślizg na oblodzonej nawierzchni i zablokowały drogę. Niedługo potem policja zamknęła całą obwodnicę i w ten oto sposób utknęliśmy z dzieckiem w gigantycznym korku, unieruchomieni na długi czas bez możliwości poruszenia się w jakąkolwiek stronę…
Do szpitala oczywiście nie dojechaliśmy i śmiem przypuszczać, że żaden mieszkaniec Trójmiasta nie dojechał dziś tam, dokąd chciał. Badania Laury zostały przełożone co najmniej do czasu roztopów, a cały dzień zmarnowany na bezproduktywną jazdę w trudnych warunkach. Mój humor w związku z tym był dzisiaj (delikatnie mówiąc) w niezbyt dobrej kondycji, spotęgowany jeszcze zmęczeniem z powodu prowadzenia auta – byłam nerwowa, kąśliwa i zgryźliwa, o czym z pewnością przekonali się pasażerowie jadący na tylnym siedzeniu samochodu. Duży pasażer Kuba ma już sposób na moją złość (po prostu cierpliwie czeka, aż mi przejdzie), natomiast mała pasażerka Laura na szczęście kompletnie nie przejmuje się humorami swojej matki. W zamian za to córeczka w pełnym skupieniu analizowała przez okno strukturę błota pośniegowego oraz podziwiała sfrustrowane miny ludzi uwięzionych we własnych samochodach – trzeba przyznać, że akurat ten widok był przedni, a i moja własna mina zapewne była bardzo podobna.
Szczerze mówiąc Laura w każdej podróży jest prawdziwym aniołem, bez względu na warunki drogowe – nie płacze, nie marudzi, niczego się od nas nie domaga. Nawet dzisiejsze stanie w korku nie odebrało jej radości życia i poznawania świata, chociaż powinno, bo przecież przez ponad 4 godziny była uwięziona w wyjątkowo nieświeżej pieluszce…
W końcu jakimś cudem dotoczyliśmy się do domu mamy Kuby, gdzie nasze chłodne nastroje rozgrzała gorąca herbata z imbirem. Laurka wreszcie została przewinięta, a jej pielucha ważąca chyba z tonę została komisyjnie zutylizowana. Potem już tylko pozostało nam przejechanie 30 km z powrotem do domu… Wróciliśmy około godziny szesnastej, głodni, zmęczeni, ale tak naprawdę szczęśliwi, ponieważ dotarliśmy do domu cali i zdrowi.
Przez cały dzień myślałam, że mój wybitnie nerwowy nastrój wynikał z nieudanego wyjazdu i z wielogodzinnej walki z nieubłaganą zimą. Ale teraz, kiedy siedzę wygodnie na kanapie już totalnie wyciszona, to czuję, że powód był zupełnie inny. Otóż jutro spodziewam się kuriera z przesyłką, w której będzie holter dla Laury. Tak więc jutro zaczynamy nasze trzydniowe, rutynowe badanie serduszka, którego przecież zawsze piekielnie się boję. Teraz też bardzo się boję, gdyż podczas tego badania przypomina mi się ryzyko, jakim jest obarczone serce mojego dziecka. Dlatego proszę, trzymajcie kciuki, aby serduszko Laury biło z taką samą siłą, z jaką potrafi ono kochać…
Na wyniki badań holtera poczekamy co najmniej dwa tygodnie, natomiast na wiosnę i możliwość wyjścia na spacer tak naprawdę nie wiadomo, ile jeszcze trzeba będzie poczekać. Pozostaje nam jedynie wyglądanie wiosny przez okno podśpiewując pod nosem „myślę sobie, że ta zima kiedyś musi minąć…”
i jak test z holterem? czytam was regularnie choc malo komantuje, jestescie dla mnie wzorem pokonywania perypetii zyciowych!
U nas chyba święta będą białe. Zima mogłaby już ustąpić miejsce wiośnie:) Życzę dobrych wyników holtera. Będzie dobrze:)
No tak!
Zima mogłaby juz sobie pójść…
Masz racje ja też nie dojechałem tam gdzie powinienem być 19 po południu:(
Życzę Wam aby wynik badania holterem był dobry.
Pozdrawiam,Marek
Nie wiem ile można pisać ciągle na ten sam temat- ale pewnie można- Uwielbiam Laurkę i wierzę w ta małą dziewczynkę !!!!! I zawsze trzymam kciuki, za wszystkie małe i duże wyzwania. Będzie dobrze:)
Musisz wierzyć,że będzie dobrze ,nie może być inaczej 🙂
Ja w tym dniu nawet do pracy nie dojechałam bo mi auto zasypało,mieszkam w Gdyni ofkors:)mniam mniam Laurusia:)
Widać, że apetycik dopisuje 🙂 Dużo pozytywnej energii dla Was i dużo dobrych myśli!!!!
Trzymam kciuki za malutkie kochane serduszko.
Cudna jesteś Laurko:-) a jak fajnie wcinasz 🙂
Laurciu,jesteś taką niesamowitą dziewczynką!Niezwykle Kochana z Ciebie istotka:-*
Obiecaj swojej Mamusi i tacie Kubie(przez duże „T”) 😀 że Twoje serduszko będzie biło mocno przez sto lat i jeden dzień dłużej!!!!
Mam nadzieję,że wszystko będzie dobrze!
p.s.czy to normalne,że myślę o Was bardzo,bardzo,BARDZO,BARDZO,BARDZO często?;-)
Magda
Nie wiem, czy to jest normalne, ale bardzo się cieszymy, że tak często o nas myślisz 🙂
Emilko Ty się denerwujesz a ja cały czas myślę o Tobie bardzo pozytywnie.
Z Twojego bloga dowiedziałam się o problemach Babci Kubusia.W Twoim blogu widzę cudowną i jakże zaradną Laurkę i Ty mnie napawasz optymizmem.
Moge tylko cieszyć się Waszymi postępami i zapewnić o duchowym wsparciu.
A serce Laury na pewno sobie poradzi.
My rowniez trzymamy kciuki za serce Laury. Tyle osob, tyle pozytywnej energii wysylanej do Was- musi byc dobrze, nie widze innego wyjscia.
P.S. Powinnas Emilio napisac kiedys ksiazke,masz lekkosc pisania, umiejetnosc ciekawego opowiadania i ladnego formulowania zdan. Jednym slowem masz talent do pisania.
Ja uważam że ten blog powinien być wydany w formie książki- oczywiście ilustrowanej zdjęciami Laurki 🙂
A o serduszko to jestem niemal całkowicie spokojna. Będzie wszystko dobrze!! Ostatnim razem też było dużo stresu a rozełszo się po kościach. Jeszcze troche i Laurka bedzie duża dziewczynka i wyrośnie ze swoich problemów z serduszkiem.
P.S. Laura wygląda bosko z tą giga michą 😀 A jaka jest zaradna!! Tak zgrabnie trzyma łyżkę !! Przeważnie maluchy w jej wieku czekają otwartą buzią na pomoc mamusi 🙂
Laura jest strasznym łakomczuszkiem i trzeba przyznać, że wyjątkowo dobrze operuje sztućcami. Je całkiem samodzielnie już od wielu miesięcy – ale niestety ma przy jedzeniu poważne problemy z oddychaniem, dlatego musimy ją podczas karmienia cały czas kontrolować. Mamy jednak nadzieję, że im będzie strasza, tym problemów z odychaniem będzie mniej :).
Niestety, jeśli chodzi o serce, to ona z tego raczej nie wyrośnie. W przypadku CCHS z wiekiem wzrasta ryzyko pauz w pracy serca, a nawet zatrzymania akcji serca – dlatego im Laura będzie starsza, tym ryzyko będzie większe :(. Właśnie dlatego tak ważne jest regularne badanie serca holterem.
Rozumiem. Regularne badania to oczywiście podstawa ale ja i tak wierzę że będzie wszystko dobrze!!
Myślę też że jak Laurka będzie starsza to będzie potrafiła bardziej świadomie powiązać jedzenie z oddychaniem i wszystko powolutku się unormuje.
I jeszcze troche posłodzę ale dawno nie wspominałam że Laurka jest niebiańsko śliczna 🙂 Ach te jej rzęsy….. i loki …… 🙂
Co do jej urody, to oczywiście spierać się z Tobą nie będę 🙂
„z wiekiem wzrasta ryzyko pauz w pracy serca, a nawet zatrzymania akcji serc” ale tez medycyna z uplywem lat idzie do przodu! i trzeba w to wierzyc. 🙂 pozdrawiam dziewczyny cieplo :*
Już kiedyś czytałam na Twoim blogu jak długo czekasz na wynik holtera i znów mnie to zdumiewa. U mnie na oddziale odczytuje wynik jeden lekarz i nigdy nie trwa to dłużej niż jeden, dwa dni. No cóż podobno mieszkamy w cywilizowanym kraju aż dziw bierze jaki on cywilizowany. Pozdrawiam wiosny życząc.
Witaj Emilko:)
Od ponad 2 miesięcy jestem Waszą stałą czytelniczką. Trafiłam tu przez inny blog, który podczytuję.
Waszą historię przeczytałam całą w niespełna 3 dni … Ile mną emocji targało, ile łez wylałam czytając o Laurce…. Jedno jest pewne – masz w naszej rodzinie kolejnych sprzymierzeńców, kolejne osoby, które modlą się za Laurę, które widzą jak jesteście wspaniałą rodziną. Nota bene tak naprawdę mieszkamy nie aż tak daleko, bo my jesteśmy z Tczewa 🙂
Oczywiście nasz 1% podatku jest dla Was i tak będzie już co roku…. obiecujemy !!!
A teraz trzymam z calych sił kciuki za badanie serduszka, choć w głębi czuję, że będzie dobrze 😀
ściskam Was mocno:*
Karolina
„zazieleni się, urośnie kilka drzew….” 🙂 będzie dobrze! i z serduszkiem i z wiosną!! jeszcze nie było takiej zimy, żeby po niej wiosna nie przyszła!
trzymam kciuki za serduszko niech bije jak dzwon 🙂
Witaj Emilkko. Będę trzymać kciuki, aby serduszko laurki, choć niewielkie, ale promieniujące wielką miłością biło jak wielki dzwon, rytmicznie i bez potyczek i oczywiście bez żadnyh groźnych przerw.
Jak tak sobie czytam Twoje notki to często przechodzi mi przez głowę myśl, że miłość czyni cuda i na waszym przykładzie przekonuję się o tym, że to jest prawda. Będzie dobrze kochana, my tu trzymamy mocno kciuki.
Pozdrawiam cieplutko Waszą wspaniałą rodzinkę.
Wierzę, że będzie ok!
Trzymam kciuki.
Ale wyjada z gara – pogratulować i zazdroszczę, moja to taki niejadek, że chociaż na Laurkę sobie popatrzę, jak je ;))))