Mleko matki
Zauważyłam, że Laura ma dziwnie powiększony brzuch, więc zaalarmowałam lekarzy. Początkowo nie widzieli w jej wyglądzie żadnych anomalii, ale brzuch rósł z każdym dniem bardziej i bardziej. Lekarze uznali, że jelita są rozdęte z powodu infekcji i włączyli dziecku antybiotykoterapię. Ta infekcja miała obciążać układ pokarmowy dziecka, dlatego zapadła decyzja o przerwaniu prób karmienia drogą doustną i przejściu na karmienie dożylne.
Jeszcze długo przed narodzinami Laury postanowiłam, że będę karmić piersią. Marzyłam o tym i wielokrotnie wyobrażałam sobie te magiczne chwile bliskości spędzone z dzieckiem. Ale los chciał inaczej – choroba córeczki spowodowała, że o karmieniu piersią nie było mowy. Mimo to postawiłam sobie za punkt honoru, że Laura nie będzie karmiona sztuczną mieszanką, ale naturalnym pokarmem matki. Dlatego z determinacją walczyłam o utrzymanie laktacji – co 4 godziny odciągałam pokarm dla dziecka, wstawałam także w nocy, zrobiłam zapasy pokarmu z domowej zamrażarce. Teraz okazało się, że moje dziecko w ogóle nie może być karmione doustnie i że cała ta determinacja idzie na marne. Wstąpiła we mnie sportowa złość, co jeszcze bardziej zmobilizowało mnie do walki o naturalne żywienie mojego dziecka. Postanowiłam, że nadal będę walczyć o utrzymanie laktacji, a zapasy pokarmu będę mrozić w szpitalnej zamrażarce. Może to głupie, ale gromadzenie naturalnego pokarmu dla dziecka działało na mnie terapeutycznie – pozwalało mi wierzyć, że Laura w przyszłości będzie potrafiła normalnie jeść.