Tajny eksperyment
Postanowiłam przeprowadzić eksperyment, aby stwierdzić, czy moja córka potrafi oddychać na jawie. Po dwóch miesiącach spędzonych w szpitalu umiałam już bez problemu rozszyfrować działanie całej aparatury podtrzymującej życie, więc potrafiłam w szybki sposób zarówno odłączyć, jak i podłączyć dziecko do sprzętu. Poczekałam, aż Laura się obudzi i odłączyłam ją od maszyny pilnując jednocześnie, aby nie przyłapał mnie na tym nikt z personelu medycznego. Szybko podłączyłam do respiratora sztuczne płuca tak, aby zabezpieczyć sprzęt przed uruchomieniem alarmów. Następnie z biciem serca obserwowałam córeczkę i parametry na wyświetlaczu. Mimo odłączenia od respiratora moje dziecko oddychało samo, uśmiechało się do mnie i z ciekawością rozglądało na boki. Skóra córeczki była różowiutka, co świadczyło o tym, że się dobrze dotlenia. Przeanalizowałam parametry z komputera monitorującego czynności życiowe Laury:
- saturacja 98-100%, co oznaczało, że nasycenie krwi tlenem jest wysokie,
- dwutlenki węgla nie rosły, a nawet zaczęły spadać z 44 do 29, co oznaczało, że krew się nie zakwasza,
- akcja serca na stałym poziomie 144 bez wahań, co oznacza, że dziecko nie męczy się przy oddychaniu
- ilość oddechów własnych ponad 50,
- temperatura ciała prawidłowa,
- Laura uśmiechnęła się beztrosko i chwyciła mnie za palec.
Po 15 minutach weszła pielęgniarka, więc przykryłam dziecko kocem, żeby niczego nie zauważyła… Laura bez problemów oddychała 25 minut, dopóki nie zachciało jej się spać. Kiedy zaczęła robić się senna, parametry od razu uległy pogorszeniu (saturacja spadła do poziomu 79, a dwutlenki urosły do poziomu 50). Szybko podłączyłam Laurę z powrotem do respiratora. Kiedy dziecko zapadło w głęboki sen, natychmiast przestało uruchamiać oddechy własne – we śnie całą robotę wykonywał za nie respirator. Nagle jedna z pielęgniarek mocno trzasnęła szufladą, wybudzając tym samym Laurę ze snu. Laura otworzyła oczy i w tym samym momencie zaczęła uruchamiać własne oddechy, co doskonale było widać na ekranie monitora.
Powtórzyłam eksperyment jeszcze dwa razy i za każdym razem otrzymywałam ten sam rezultat: córeczka oddychała na jawie (40 minut oraz półtorej godziny), a przestawała oddychać podczas snu. Oszalałam ze szczęścia, bo to oznaczało, że życie Laury choć w połowie będzie mogło być normalne! Od razu zadzwoniłam do męża, aby zasadzić w nim nowe ziarno nadziei…
Jednak było warto, jak już napisałam ja bym się nie odważyła- zresztą co ja mówię, nie mam pojęcia jakbym się zachowała: „Tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono”.
Brawo! Jesteś bardzo odważna i zdeterminowana. Wiem, ze to stary wpis. Podziwiam Cię bardzo i gratuluję!!!!
Jesteś niesamowicie odważną kobietą i sto razy mądrzejszą od sztabu lekarzy – tyle że oni nie poświęcali Laurze tyle energii i miłości co TY!
Wtedy gdy wybieraliśmy imię mojej Paulii, mąż stwierdzając, że w Polsce będą na nią wołać Laurka zdecydowaliśmy się na Paulę (mieszkaliśmy wtedy za granicą – przeprowadzałam się do Polski, kiedy TY przeżywałaś swoją gehennę!)