Nietypowy prezent urodzinowy
Córeczka dziś skończyła miesiąc, a ja dziś skończyłam 28 lat. Dostałam nietypowy prezent urodzinowy: lekarze przedstawili mi wizję, że być może moje dziecko resztę życia spędzi podłączone do respiratora. Otóż istnieje ryzyko, że choroba Laurki nigdy nie zostanie zdiagnozowana i że nikt nie będzie potrafił nam pomóc.
Co jakiś czas miewała lepsze dni, kiedy to zaczynała oddychać bez respiratora, wspierana jedynie przez N-CPAP lub maskę tlenową. Wtedy znów wstępowała we mnie nadzieja, że wszystko będzie dobrze. Jednak za każdym razem szczęśliwe chwile kończyły się tak samo: ciało mojej córeczki robiło się sine i wiotkie, a płuca przestawały pracować. Lekarze sugerowali, że przyczyną takiego stanu może być jakaś ciężka choroba mięśni.
W domu pusto, cicho oraz makabrycznie brudno, gdyż brakowało mi czasu i sił na robienie porządków. Pokoik Laury stał się świątynią – modliłam się w nim o powrót dziecka do domu. Modliłam się długo i często, wraz ze mną modliła się rodzina, ale mimo to Bóg nie wysłuchał naszych próśb… Pewnej nocy znalazłam męża w pokoju naszej córeczki – nigdy wcześniej nie widziałam, żeby mój mąż płakał…a jednak…
słodziutka ta niunia:)
Jestem dopiero na początku bloga a już mam całe oczy zalane łzami. Po części wiem co Pani przeżywa… Po części bo ja na cierpienie swojego dziecka patrzyłam jedynie (bądź aż) kilka dni. Człowiek patrzy na takie małe, bezbronne ciałko i zastanawia się co takiego w życiu zrobił, że musi ponieść tak ogromną karę?? Dla mojego dziecka ratunku już nie ma dlatego z całego serca kibicuje Laurce! Kiedyś będzie dobrze, musi być..
O rany ile państwo się nacierpili