Wojna

Autor: Emilia, mama Laury Data: wrzesień 20, 2014 Kategoria: Historia Laury | komentarzy 139

Podczas naszego wakacyjnego pobytu w Krakowie, zabraliśmy Laurę do muzeum, wybudowanego na cześć Oskara Schindlera oraz milionów żydowskich ofiar Holocaustu. Córeczka oczywiście niewiele z tej wyprawy rozumiała, bo wojna jeszcze wtedy była dla niej czymś abstrakcyjnym i kompletnie niezrozumiałym. Natomiast my, dorośli, wyszliśmy z muzeum pełni specyficznych emocji, gdyż wobec bestialskiego mordu milionów ludzi chyba nikt nie jest w stanie przejść obojętnie. Na mnie największe wrażenie zrobiły wyrwane kartki z pamiętników żydowskich dzieci, które opisywały brutalny świat z ich własnego punktu widzenia. Uderzył mnie nie tylko temat tych zapisków, ale także niezwykła dojrzałość emocjonalna oraz nieprawdopodobny wręcz poziom wykształcenia kilkuletnich dzieci…

Od tamtego czasu noszę się z zamiarem poruszenia na blogu trudnego tematu wojny widzianej oczami dziecka. Wciąż odkładałam to na później – nie ma co się dziwić, raczej żadna mama nie garnie się do pisania o śmierci, kalectwie i cierpieniu. Każda z nas przecież wolałaby w ogóle o takich sprawach nie myśleć.

Jednak ostatnia rozmowa z Laurą uświadomiła mi, że od tematu wojny nie ucieknę. Zwłaszcza, że wobec ostatnich wydarzeń w Europie, córka coraz częściej zadaje o nią pytania. Ostatnio nawet nawiązała do niej podczas zabawy, stawiając kolorowe budowle z klocków…

  • Laura: Mamo zobacz, co zbudowałam z klocków! To jest kkkkraina.
  • Ja: Kraina, jaka kraina?
  • Laura: Nie, nie kraina. To jest Ukraina. Ja Ukrainę zbudowałam. Tam jest wojna i ludzie się strzelają. Tam jest niebezpiecznie…

W naszym domu wspólnie oglądamy wiadomości ze świata, często z Kubą dyskutujemy na temat bieżących wydarzeń, a Laura chcąc nie chcąc w tym wszystkim uczestniczy. Mimo czterech lat, zdaje sobie więc sprawę, że są na świecie miejsca, gdzie ludzie się zabijają. A my tego przed nią nie ukrywamy, tylko tłumaczymy, że niestety ludzie bywają głupi i zamiast pielęgnować życie, czasami wolą je bezsensownie odbierać.

Trudno jest kilkulatce wytłumaczyć, dlaczego ludzie są właśnie tacy, dlaczego nawzajem się mordują i okaleczają. Dlaczego Żydzi, którzy sami przeszli piekło Holocaustu, teraz urządzają takie same Palestyńczykom – podobnie, jak kiedyś naziści, dziś oni przychodzą całymi rodzinami na pikniki śmierci i przy akompaniamencie skocznej muzyki z aprobatą oglądają bombardowania… Trudno jest kilkulatce wytłumaczyć, dlaczego fanatyczni muzułmanie porywają ludzi i obcinają im głowy. Dlaczego na Ukrainie jeden pan strzela do drugiego, chociaż jeszcze niedawno mieszkali zgodnie obok siebie.

Ale właśnie taki jest otaczający nas świat i nic na to nie poradzimy, a od niewygodnych tematów nie da się uciekać w nieskończoność. W końcu musimy córkę w ten brutalny świat jakoś wprowadzić i powiedzieć jej o rzeczach, o które z typową dla dziecka ciekawością coraz częściej nas pyta.

Kiedyś, dawno temu widziałam zdjęcia z rzezi wołyńskiej, podczas której Ukraińcy bestialsko wymordowali sześćdziesiąt tysięcy Polaków. Widziałam stosy ciał z obciętymi głowami i rozszarpanymi wnętrznościami. A także zdjęcia dzieci – przekłutych bagnetami, z obciętymi nogami i rękami, z wydłubanymi oczami. Widziałam też zdjęcia ukraińskich kobiet, które chwilę po tym, jak ich mężczyźni dokonali ludobójstwa na Polakach, wjechały do spalonych wsi, aby grabić domostwa i zwłoki.

Zdjęcia były po prostu makabryczne, niemal nie do zniesienia. Ale mimo to jakoś potrafiłam na nie potrzeć – chyba dlatego, że były to naznaczone czasem, czarno-białe fotografie. Wiedziałam, że to wszystko zdarzyło się dawno temu i podświadomie łudziłam się, że takie masakry to już przeszłość. Że przecież we współczesnym „cywilizowanym” świecie coś tak makabrycznego nie ma prawa się powtórzyć.

Ale kilka tygodni temu, błądząc w czeluściach Internetu w poszukiwaniu obiektywnych informacji, natknęłam się na identyczne zdjęcia, tym razem palestyńskich dzieci. Z rozłupanymi czaszkami i z urwanymi od bomb kończynami. Tych zdjęć już nie dałam rady obejrzeć ze spokojem, ponieważ moja świadomość nie mogła już schować się za parawanem historii… Wiedziałam, że fotografie zmasakrowanych dziecięcych ciał to świeże obrazy, zrobione zaledwie kilka tygodni temu. I właśnie dlatego po natknięciu się na nie wybuchłam spazmatycznym płaczem…

Leżałam na łóżku zwinięta w kłębek dusząc się od płaczu, a Kuba bezskutecznie próbował mnie uspokoić. Niczym mała, naiwna dziewczynka łkając zadałam mu podobne pytanie, które mnie ostatnio zadaje Laura: dlaczego ludzie się zabijają i dlaczego jest na świecie tyle cierpienia? Bo tacy jesteśmy, taka właśnie jest nasza natura – najspokojniej w świecie odpowiedział mi Kuba.

Miał rację. Człowiek to taki specyficzny gatunek, który z jednej strony jest zdolny do miłości i największego altruizmu, a z drugiej strony zdolny do czynienia największego zła i niespotykanego w całej przyrodzie okrucieństwa. Czy nam się to podoba, czy nie, każdy z nas nosi w sobie cząstkę zła, która powoduje, że w określonych okolicznościach niektórzy z nas zmieniają się w bezwzględnych zabójców. Ludzka natura od zawsze zawiera w sobie dobroć dla innych, ale też rys ksenofobiczny oraz brutalny. I nie jest to mrzonka wymyślona na potrzeby tego tekstu, ale fakt, potwierdzony licznymi eksperymentami psychologicznymi.

Najsłynniejszy z nich, to stanfordzki eksperyment więzienny z 1971 roku, który pokazał, jak sytuacja społeczna może diametralnie zmieniać ludzkie zachowanie.

Na potrzeby eksperymentu wybrano 24 studentów – normalnych, zrównoważonych chłopaków, wszystkich z dobrą kondycją psychofizyczną oraz brakiem kryminalnej przeszłości. Następnie podzielono ich losowo na dwie grupy, gdzie jedna miała odgrywać rolę „więźniów”, a druga grupa rolę więziennych „strażników”. Psycholodzy urządzili prowizoryczne więzienie w budynku Uniwersytetu Stanford, a następnie przenieśli do niego swoich studentów. Zadaniem studentów-„strażników” było po prostu pilnowanie więźniów i porządku w celach, a cały eksperyment planowany był na okres dwóch tygodni.

Jednakże cała sytuacja bardzo szybko wymknęła się spod kontroli… Otóż studenci odgrywający rolę „strażników” więziennych ze zwykłych ludzi przeistoczyli się w wyjątkowo okrutnych oprawców! Zaczęli oni z coraz większą brutalnością znęcać się fizycznie i psychicznie nad „więźniami” – notabene swoimi kolegami ze studiów… Eksperyment zakończono już po 6 dniach, kiedy to „strażnicy” dopuścili się na „więźniach” przemocy seksualnej…

Ten słynny eksperyment psychologiczny, a także kilka innym mniej znanych, dowiódł, że nawet ludzie całkiem zdrowi psychicznie w specyficznych warunkach wcielają się w role oprawców i ofiar. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że w pewnych okolicznościach każdy z nas, kto nie ma wystarczająco silnego kręgosłupa moralnego, może stać się katem… Tylko nieliczni, najbardziej niezłomni ludzie są w stanie oprzeć się naciskowi grupy i zachować człowieczeństwo, nawet za cenę własnego życia…

Gdy Laura pyta mnie, dlaczego ludzie się zabijają, to jej odpowiadam, że w niektórych osobach po prostu jest więcej zła. Niektórzy strzelają, bo są źli i okrutni, a inni strzelają tylko dlatego, że muszą się bronić. Mówię jej też, że wojna to najgorsze zło na całym świecie i że powinniśmy dziękować Bogu, że nas ona nie dotyczy.

Ale niewygodna prawda jest taka, że każdy z nas nosi w sobie cząstkę zła i nigdy nie mamy pewności, kim byśmy się stali w niesprzyjających okolicznościach. W końcu „tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”…

Cóż zatem robić wobec tak pesymistycznych faktów? Chyba tylko modlić się, abyśmy ani my, ani nasze dzieci i wnuki nigdy żadnej wojny nie doświadczyli. I starać się w taki sposób wychowywać dzieci, aby wykształcić w nich silny kręgosłup moralny i niezachwianą wiarę w człowieczeństwo. Tak, aby w określonych warunkach, nigdy dla nikogo nie stali się oprawcami…

* Wszystkie zamieszczone niżej zdjęcia są moją własnością. Ich kopiowanie lub wykorzystywanie bez mojej wiedzy i zgody jest sprzeczne z prawem.

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

komentarzy 139

  1. WAŻNA INFORMACJA!

    Kochani Czytelnicy, od jakiegoś czasu złośliwy krasnolud kradnie najnowsze posty z bloga Kochamy Laurę!!! Z tego powodu wielu ludzi wchodząc na naszą stronę nie widzi nowych wpisów na blogu, tylko stare. Być może Wy też jesteście w tym gronie i nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy. Dlatego mam do Was prośbę, która rozwiąże problem znikających postów:

    Co należy zrobić, aby zobaczyć nowe posty?

    1. W przeglądarce, której używacie do przeglądania Internetu należy odświeżyć naszą stronę naciskając jednocześnie „ctrl” oraz „F5” (w komputerach Apple „command” oraz „R”),
    2. Jeśli to nie zadziała, to wyczyścić historię swojej przeglądarki,
    2. Jeśli to nie pomoże, to wyczyścić pamięć cookis.

    Po tym zabiegu już wszystko powinno poprawnie działać już zawsze 🙂

  2. Ze swojego dzieciństwa pamiętam obraz wojny jako tej opowiadanej przez dziadków „ogromnej” II wojny światowej i tej widzianej aktualnie w tv – wojny na terenie Jugosławii, na Bałkanach.
    Moi rodzice pilnie śledzili Wiadomości, a ja (mimo że byłam starsza od Laury, bo miałam jakieś 7lat) z migających obrazów rozumiałam tyle, że gdzieś tam jest wojna, są czołgi, karabiny i pamiętam, że bardzo chciałam się upewnić, że te Bałkany są baaardzo daleko i że „ta wojna” to nie to samo, co II wojna światowa. Takie wspomnienia pozostają na długie lata.

  3. Nie wiem o co chodzi. Albo od 20 września nic nie napisałaś. Albo mój komputer coś ściemnia bo od tamtego czasu żadnego nowego postu nie widzę. Będę wdzięczna za odpowiedź 🙂

    • Ależ Betty, od tamtego czasu napisałam już 3 nowe posty! Wygląda na to, że Twoja przeglądarka sprawiła Ci figla i zapamiętała wersję strony z 20 września. Aby zobaczyć nowe posty:

      1. Odśwież stronę ctrl+f5
      2. Jeśli to nie zadziała, to wyczyść historię swojej przeglądarki
      2. Jeśli to nie pomoże, to wyczyść pamięć cookis
      3. A jeśli nadal nie pomoże, to po prostu zmień przeglądarkę na bardziej przyjazną 🙂

      Pozdrawiam

      • Dziękuję za wskazówki. Już wszystko dobrze działa 🙂

    • Miałam to samo, zawisłam na poście „Padłeś, powstań”

  4. Witam
    w długi weekend sierpniowy pojechaliśmy z synem i mężem do Krakowa i zwiedzaliśmy to muzeum rzeczywiście poruszające ale wcześniej byliśmy na placu gdzie stoją krzesła na znak że w czasie wojny dla żydów najbardziej osobista rzeczą buło krzesło na którym mogli odpocząć. Mój syn który ma 12 lat i wysłuchał tej historii w Aptece pod Orłem był bardzo oburzony gdy po wyjściu na plac zobaczył młodzież która robiła sobie selfie na krzesłach i traktowała to jako zabawę . Dlatego uważam że Laura może niewiele jeszcze rozumie ale zabaierając Ją w takie miejsca uczycie dziecko wrażliwości , szacunku do miejsca w którym trzeba się odpowiednio zachować co zaowocuje w przyszłości tym że odwiedzanie podobnych miejsc nie będzie dla niej zabawą.

  5. Miałam 5 lub 6 lat. To był rok 1960, może kolejny. Jeszcze nie mieliśmy telewizora.Rodzice wychodzili do kina, tata objaśnił, że obejrzą film wojenny. Poprosiłam, by powiedział, czym jest wojna. Tato mówił skrótowo, sam wojnę przeżył w AK – daleko potem słyszałam, że mówić i przeżywać mógł ją bez końca. On, dorosły, zaprawiony w boju mężczyzna, zawsze przy tym płakał. Teraz się spieszył i miał na uwadze, że jestem mała. Wyszli z mamą. Ja i starsza siostra zostałyśmy same. Ona zaczęła rozszerzać temat, bo o wojnie wiedziała więcej. Schowałam się pod stół, wyobraziłam sobie – uwierzyłam, że lecą bomby i zaraz dosięgną naszego dachu. Dziecko nie do końca orientuje się w pojęciach: wczoraj – dziś. Tamtego dnia nad moją głową rozgrywała się bitwa powietrzna, jestem przekonana, że naprawdę słyszałam ryk bombowców i odgłosy eksplozji. Dygotałam w strachu, jakiego dotąd nie znałam, a siostra, widząc,co się dzieje, kolejnymi opowieściami złośliwie podsycała moje wyobrażenia. Minęło lat ponad 50, a ja pamiętam tamte chwile niemal w każdym szczególe. Potem zdarzały mi się ekstremalne przeżycia – nigdy strach nie był aż taki, jak wtedy pod tym stołem. Bo tu nie chodzi o zjawisko śmierci. Dziecko nie bardzo wie, że ludzie umierają. Natomiast fakt, że coś – ktoś zniszczy jego dom, zrujnuje wszystko, co dziecko zna i kocha (przecież dla niego liczy się tylko to, to jest jego wszechświat, nic innego nie zna), że mama i tata będą cierpieć, że będą płakać , może właśnie zginą, gdzieś się zagubią – to jest dla dziecka niewyobrażalną traumą.
    Piszę to swoje wspominki, bo bardzo chcę prosić o ostrożność. W tak drastyczne tematy dziecko trzeba wprowadzać stopniowo, nie za wcześnie i nie od razu na głęboką wodę. Dla małego dziecka już jest szokiem, gdy kolega złośliwie podstawi mu nogę. Wtedy pierwszy raz widzi, że ktoś postępuje bardzo źle. Sądzę, że najpierw musi oswoić się z czymś takim.

    • „Natomiast fakt, że coś – ktoś zniszczy jego dom, zrujnuje wszystko, co dziecko zna i kocha (przecież dla niego liczy się tylko to, to jest jego wszechświat, nic innego nie zna), że mama i tata będą cierpieć, że będą płakać , może właśnie zginą, gdzieś się zagubią – to jest dla dziecka niewyobrażalną traumą.”

      To jest bardzo celne spostrzezenie. Wlasnie: dziecko nie boi sie holocaustu czy izb gazowych bo nie rozumie w ogole tych pojec. Dziecko boi sie ze swiat, jaki zna, jego swiat, sie rozpadnie. Ze tez nikt wczesniej tego nie zauwazyl- ja rowniez nie; ale swoja wypowiedzia przypomnialas mi cos z dziecinstwa, co do tej pory bylo w otchlani niepamieci. Moi rodzice starannie dbai o to, bym nie ogladala czego, co mogloby mnie przestraszyc, ale pamietam jeden taki fim, bynajmniej nie o wojnie; pamietm scenke ze dziecko zostalo zapomniane i zostawione gdzies na lotnisku, a rodzice w tym samolocie. Scena byla pokazywana oczami tego dziecka- jak obserwuje unoszacy sie w gore samolot- i pamietam do dzis to uczucie przerazenia. Tak bardzo utozsamilam sie z tym dzieckiem z filmu, ze to ja czulam strach. Mysle, ze my, dorosli, czesto nie rozumiemy ze dziecko nie potrafi rozroznic miedzy fantazja a realiami, miedzy fikcja a zyciem. To wlasnie dlatego tez Ty, siedzac pod stolem wrecz slyszalas bobmardowanie- w Twojej wyobrazni opowiadane wydazrenia staly sie czyms realnym.

      • Heh, ja majac lat 5 jechalam z rodzicami autobusem. Na przystanku ja wysiadlam, a rodzicom kierowca zamknal drzwi przed nosem i ruszyl! Od razu sie poplakalam, na szczescie autobus zatrzymal sie kilkadziesiat metrow dalej i rodzice wysiedli 🙂 a moja corka juz wie, ze w przypadku, gdyby znalazla sie w takiej sytuacji ma czekac na mnie na przystanku :))

    • Dokladnie tak. Nic wiecej nie potrafie dodac, ten komentarz jest jak wyjety z moich ust.

  6. Temat trudny i mi bliski ,moja córka już starsza,bo 8 letnia zawsze była przeze mnie chroniona przed złem świata.
    Tłumaczyłam jej oczywiście ,że ludzie są dobrzy i są Ci źli, że są ludzie co mogą skrzywdzić innego, skrzywdzić dziecko…
    Temat wojny jednak pozostawiałam daleko ,zwłaszcza tematyki holocaustu , raz jednak po lekturze a potem obejrzeniu ekranizacji Chłopca w pasiastej piżamie ,obejrzałam film jeszcze raz ,z córką .
    Efekt był ogromny, moja bardzo wrażliwa córka bardzo to przeżyła i zastanawiałam się czy to nie za wcześnie ?
    Może jeszcze ją chronić przed tym złem o którym nie ma pojęcia, stopniowo coś tłumaczyć aby jak LeeLoo z 5 elementu nie doznała szoku ,że ludzie mogą czynić okropności….
    I zupełnie nieoczekiwanie na lekcji (II klasa) Pani zaprowadziła dzieci pod pomnik ofiar II wojny a potem długo im opowiadała o obozach zagłady, o gazie zamiast pryszniców , o śmierci dzieci…….
    I trochę żałuję ,że to nie ja jej to przekazałam ….bo mimo,że wiem ,że nie mam wyłączności na kształtowanie jej psychiki ,to nie uchronię jej przed poznaniem świata………… że z tej skorupy szczęśliwości życia dziecięcego nieuchronnie wejdzie w podły świat dorosłych……..

  7. Dobry wieczór, przeczytałam całą dyskusję i dla mnie najciekawszy jest wątek udzielania lub nieudzielania porad dotyczących wychowania dzieci.
    Jest to dla mnie jeden z wielu blogów, które czasem przeglądam i zafascynowała mnie asertywność z jaką autorka odpowiada na każdy komentarz dotyczący jej metod wychowawczych (zresztą są też inne mamy-blogerki, które robią podobnie), podczas gdy druga grupa blogujących matek zupełnie lekceważy takie komentarze pozwalając się wygadać „ciociom-dobra rada”. Obserwacja tych dwóch postaw rodzi we mnie pytanie – czym jest blog? Czy bardziej życiem (i wtedy bronię mojego życia, moich wyborów etc.) Czy jednak dziełem literackim (i wtedy ono broni się samo, inspirując kolejne mniejsze dziełka – komentarze)?

    Mamy w głowie dwa różne stwierdzenia: „Każdy ma prawo wych0wywać swoje dziecko jak chce”, „Nie można patrzeć bezczynnie, gdy dziecku dzieje się krzywda”. Czasem wchodzą one w konflikt, zaczynają się wzajemnie wykluczać. Co wtedy? Reagować czy nie?
    Na przykład ustawa o niestosowaniu przemocy fizycznej wobec dzieci jest bardzo młoda. Jeszcze 10 lat temu był to realny problem czy reagować gdy rodzic bije dziecko – bo przecież wychowuje je jak sam chce… Dla niektórych matek samo wyobrażenie (wyolbrzymione zresztą) o epatowaniu dziecka okropnościami wojny jest trudne emocjonalnie do zaakceptowania. Myślę, że to przyczyna wielu polemicznych z wpisem pani Emilii komentarzy. To nawet dobrze, że reagują, bo to znaczy, że nie są obojętne… Inna sprawa, że forma może być drażniąca.

    Poza tym, abstrahując akurat trochę od Laury, rodziny nie żyją w próżni, tylko w społeczeństwie i chcąc nie chcąc najpóźniej w siódmym roku życia dzieci wchodzą w „sferę mieszania” a już kilka lat później rówieśnicy stają się ważniejsi niż rodzice. To kolejny aspekt, dla którego rodzice toczą między sobą spory wychowawcze. Bo na przykład dziecko śmiałe i ciekawe świata zobaczyło i usłyszało więcej niż rówieśnicy i przyjęło to bardzo dobrze. Następnie opowiada to barwnie w swojej grupie (późno przedszkolnej/wczesnoszkolnej) i jest z siebie bardzo dumne. A tymczasem mały wrażliwiec ze zbyt bujną wyobraźnią i wysokim poziomem lęku zaczyna mieć koszmary senne i moczy łóżko, a jednocześnie ten straszny temat bardzo go fascynuje więc podgląda zakazaną książkę/TV/internet. I wtedy już zaczyna się histeria na maksa … Na dodatek ten scenariusz jest prawdziwy i wcale nie taki rzadki.

    Na koniec dodam tylko, że potraktowałam opisaną sytuacje bardziej w kategoriach literackich i stało się to przyczynkiem do moich rozważań natury ogólnej.

    • Dzień Dobry 🙂 Pyta Pani „Czym jest blog? Czy bardziej życiem (i wtedy bronię mojego życia, moich wyborów etc.) Czy jednak dziełem literackim (i wtedy ono broni się samo, inspirując kolejne mniejsze dziełka – komentarze)?”.

      Nie wiem, jak jest w przypadku inny blogerów. Ale dla mnie mój blog jest bardziej „życiem”, niż dziełem literackim. Zapiski tu prowadzone mówią o najważniejszym i najtrudniejszym okresie mojego życia i są one dla mnie bardzo ważne. Pozdrawiam

    • „Poza tym, abstrahując akurat trochę od Laury, rodziny nie żyją w próżni, tylko w społeczeństwie i chcąc nie chcąc najpóźniej w siódmym roku życia dzieci wchodzą w „sferę mieszania” a już kilka lat później rówieśnicy stają się ważniejsi niż rodzice. To kolejny aspekt, dla którego rodzice toczą między sobą spory wychowawcze. ”

      Mysle ze przyczyna sporow i scysji jest o wiele bardziej banalna. „Lubimy” tych, ktorzy sa nam podobni i sie z nami zgadzaja, i „nie lubimy” tych co mysla inaczej. Jeszcze nie spotkalam blogera ani zadnego dyskutanta na zadnym forum, kory by odstawal od tej reguly. A wiadomo, ze kazdy zawsze chcialby miec racje, czy raczej udowodnic ze sie ma racje, bo to glupio „walczyc” o cos, co by sie mialo okazac blednym przekonaniem.

  8. Czytam te gorące jak świeże bułeczki komentarze, w tym mój 🙂 i taka naszła mnie refleksja. Nasze dzieci to taka otwarta księga, my Rodzice dopisujemy tylko rozdziały. Jedni chcą by te strony mówiły tylko o pięknej stronie świata, inni o prawdziwej, a jeszcze kolejni o brutalnej. Są to nieliczne rozdziały w życiu naszych dzieci pisane przez nas, ale jakie to budujące w tych komentarzach, ze robimy to świadomie, jesteśmy obok i tłumaczymy tak jak czujemy, tak jak sądzimy i tak jak chcemy.
    Kiedy moja córka mówi mi, że czegoś nie umie, a kolega potrafi to mówię jej, że świat jest dlatego tak ciekawy, bo my ludzie się różnimy. Czytanie tych komentarzy jest zatem niemal tak pasjonujące jak czytanie bloga 🙂
    Pozdrawiam

  9. Czasami mam wrażenie, że świadomie lub może podświadomie poruszasz trudne tematy a tym samym prowokujesz dyskusję. Tak, że może zmobilizować nas, osób które czytają twojego bloga, do myślenia i chwili zastanowienia się nad określonymi tematami, które tutaj poruszasz.

    • Trudno mi stwierdzić, czy to świadomie, czy raczej intuicyjnie. Zazwyczaj jest tak, że zagnieździ się w mojej głowie jakiś ważny dla mnie temat, który chcę poruszyć z nadzieją, że może być on też ważny dla innych. Niekiedy po prostu Laura zrobi coś zabawnego i wtedy mam potrzebę podzielenia się tym z Wami. Ale czasem uczepi się mnie jakiś grubszy temat i nie daje mi spokoju, dopóki o nim nie napiszę. Tak było z tematem wojny – siedział w mojej głowie od lipca i nie dawał za wygraną. Zazwyczaj w przypadku takich „chodzących za mną” tematów okazuje się, że wywołują one największe poruszenie w komentarzach.

  10. Witam serdecznie Pani Emilio!

    Po lekturze kilku Pani ostatnich wpisów i komentarzy pod nimi nasunęły mi się takie oto dwa wnioski:

    1. Ma Pani niezwykły wprost dar wzbudzania żywiołowych dyskusji swoimi w sumie niekontrowersyjnymi i opisującymi życie codzienne wpisami 😉 Innymi słowy – wychodzi na to, że jest Pani niezwykle opiniotwórczą osobą, skoro Pani działania i opinie wywołują aż tak żywe reakcje.
    2. Chyba rzeczywiście prawdziwe jest powiedzenie, że gdzie dwóch Polaków tam trzy opinie 😉

    Ale ad rem:

    Na wstępie mojego komentarza muszę chyba poczynić podstawowe założenia dotyczące omówienia niniejszego wpisu i komentarzy do niego. Po pierwsze – moim zdaniem dużym błędem jest ocenianie czyjegoś zachowania tylko na podstawie wpisu na blogu (choćby to był nawet najwierniejszy opis sytuacji). Blog to blog, a życie to życie. Na podstawie li tylko wpisu nie poznamy kontekstu całej sytuacji i emocji, które w danym momencie „iskrzyły”. Wpis, niezależnie od literackich umiejętności autora (a te u Pani są niemałe), zawsze będzie tylko mniej lub bardziej „suchym” opisem zdarzenia. Po drugie – przed wydaniem oceny o zasadności zabrania Laury do tego muzeum, wskazanym byłoby chyba najpierw zapoznać się z tą wystawą i jej „drastycznością – ze zdjęć i opisu zarówno P. Emilii, jak i innych Komentujących wynika, że wystawa ta jest raczej wyważona w treści oraz w formie i opiera się głównie na słowie pisanym. W oparciu zatem o powyższe założenia stwierdzam, że nie widzę nic niestosownego w tym, że Laura zwiedziła to muzeum, jak również w tym że czasem ogląda razem z Wami – Rodzicami programy informacyjne. Pamiętając oczywiście o tym, że każde dziecko jest inne i ma inną wrażliwość, należy przede wszystkim zauważyć, że kontakt Laury z tego typu poważnymi treściami odbywa się w obecności Rodziców. Oni są tym pierwszym „buforem” w starciu dziecka z tego typu tematyką, której – przyznajmy ten oczywisty fakt – nie sposób uniknąć w obecnych czasach – i to oni „filtrują” i tłumaczą dziecku to z czym i tak nieuchronnie prędzej, czy później się zetknie, począwszy od przedszkola i szkoły, o telewizji i Internecie nawet nie wspominając. Znając Panią i Pana Kubę – Rodziców Laury (wprawdzie tylko z bloga!), nie mam wątpliwości co do jakości tych „buforów” i „filtra”, że się tak żartobliwie wyrażę 😉 Po drugie, oceniając wrażliwość Laury tylko na podstawie metryki („to tylko czterolatka”), pomija się bardzo ważne fakty – jest ona dzieckiem, które ma ciągły kontakt z odpowiedzialnymi dorosłymi osobami, które jej cierpliwie wszystko tłumaczą oraz że jest dzieckiem, które (niestety) dużo już przeżyło i niejedno już w swoim krótkim życiu widziało. Opierając się również na swoich osobistych doświadczeniach uważam bowiem, że po tak poważnych i traumatycznych przeżyciach zdrowotnych i szpitalnych, jakich doświadczyła Laura, ma Ona inny próg wrażliwości, niż jej wychowywany tylko w domowych pieleszach rówieśnik. Zresztą fakt, że Laura jest dzieckiem nadzwyczaj dojrzałym jak na swój wiek, potwierdza chociażby wcześniejszy wpis o wynikach testów psychologiczno-pedagogicznych. Reasumując – w świetle powyższych argumentów, szanując oczywiście (wyważone!) zdanie innych osób, uważam, że Laura bez szkody dla swojego rozwoju psycho-emocjonalnego może – pod nadzorem Rodziców – stopniowo poznawać również i tą ciemniejszą stronę świata i natury ludzkiej i nie widzę w tym żadnego nadużycia władzy rodzicielskiej, ani przejawów błędu wychowawczego. Cytując naszą wielką Noblistkę – „Tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono”, osobiście wolałbym, aby moje dziecko było świadome tego, co może się kryć za tym „sprawdzaniem”, niż aby przeżyło szok przy pierwszym zetknięciu się ze złem tego świata… Innymi słowy – zaczerpniętymi z tego bloga i komentarzy – pozwalając dziecku być dzieckiem, uczmy go jednocześnie życia, a nie chrońmy przed życiem!

    Z poważaniem – Michał.

    • Ach, Panie Michale, jak ja uwielbiam Pana komentarze! Naprawdę ogromnie się cieszę z Pana obecności na tym blogu, ponieważ jeden Pana wpis uwalnia mnie od konieczności pisania 20 innych, na okoliczność dalszego tłumaczenia się Czytelnikom. W ogóle uważam, że poziom dyskusji byłby znacznie wyższy, gdyby wypowiadało się tu więcej mężczyzn, z natury mniej emocjonalnych niż kobiety. Może zaprosi Pan swoich kolegów? 😉 Pozdrawiam serdecznie!

      • Dziękuję za miłe słowa, uważam jednak, że moje nieco chaotyczne i zbyt rozwlekłe komentarze (a i tak połowę przemyśleń wyciąłem) nie umywają się do Pani perfekcyjnych wpisów! Również niektóre celne, acz często zwięzłe stanowią mój niedościgły wzór. Pozdrawiam serdecznie!

        • Hi Hi biorąc pod uwagę nieustanną krytykę moich wpisów przez rzeszę Czytelników, to chyba jednak daleko mi do perfekcji :). Ale mimo to dziękuję za miłe słowa i przesyłam serdeczne pozdrowienia!

    • Ale mądry i wywazony z Pana człowiek, Panie Michale. Bardzo przyjemnie poczytac kogos tak rozsądnego i analitycznego. Pozdrawiam.

    • Nie znam Pana, Panie Michale, ale już pana lubię.
      W samą dziesiątkę 🙂

    • Nuda, nuda i dyrdymały bez emocji oczywiście. Tak tylko facet potrafi. Gdyby takie tu były komentarze to straciłaby Pani wielu czytelników. Emocje a nie poprawność polityczna sprawiają, że czyta się bloga. Nie wysublimowany styl i cytaty noblistki. Pozdrawiam wszystkie kontrowersyjne panie pełne emocji.

      • Widzę Panie Michale, że już się Panu dostało. Najwyraźniej za mądrze Pan pisze 😉

        • Czas założyć bloga „kochamyemilie.pl”- wtedy komunikat dla czytających a przede wszystkim komentujących będzie jasny. Blokowanie IP przestanie być konieczne. Sugerowanie, że autorzy nieprzychylnych komentarzy są nierozgarnięci też.

          • Pani M da już Pani spokój naprawdę. Nie mam ani czasu, ani chęci wchodzić w pyskówki. A prowokowanie niskich lotów komentarzy poprzez ataki personalne to jest na tym blogu tak oklepana metoda, że już nawet mnie zdążyła znudzić. Pozdrawiam

          • Hahaha, dołączam się do sugestii M.:):):)

        • Jest Pani przynajmniej trochę oczytana, co stwierdzam po cytowaniu eksperymentów. Student pierwszego roku studiów socjologii, psychologii, zarządzania itp. dostaje tę elementarną wiedzę z zakresu psychologii społecznej. Zatem zna Pani również bajkę o kwoce Jana Brzechwy. Komentujący są gośćmi, a Pani, cóż wysokich lotów gospodyni. To oczywiście jest ad personam i ad vocem Pani sugestiom, że dostaje się komuś, bo mówi mądrze, pozostali mają dać sobie spokój, bo jeśli się nie zgadzają, znaczy, że prowokują komentarze niskich lotów.

          • Nieustannie apeluję na tym blogu o dyskusję na temat i stosowanie merytorycznych argumentów, zamiast prowokacyjnych przytyków personalnych. Nieustannie mój apel trafia kulą w płot. No trudno, widocznie personalne prowokacje łatwiej zastosować, niż konkretny argument. Idźmy więc na intelektualną łatwiznę, no bo po co się wysilać…

            Co ciekawe – na Facebooku, gdzie każdy podpisuje się z imienia i nazwiska, nie mam przytyków personalnych, tylko rzeczowe dyskusje, czasem wręcz wojny na argumenty. Ale tu na blogu, gdzie można być anonimowym, przytyki personalne są codziennością. Interesujące, jak poczucie anonimowości diametralnie zmienia zachowanie ludzi. Może powinni się tym zainteresować psycholodzy, być może nawet wykonać jakiś eksperyment psychologiczny w tym zakresie? Wyniki z pewnością byłyby zaskakujące… Pani wybaczy, ale idę do córki, bo właśnie się obudziła. Czasem muszę zająć się z życiu ważniejszymi sprawami, niż udowadnianie, że nie jestem żyrafą. Pozdrawiam

            PS. Pani „M”, to co Pani zrobiła udając, że jest „Gościem”, to naprawdę żenujący poziom. Najpierw pisze Pani krytyczne uwagi na mój temat, a potem zmienia Pani nick na „Gość” i udając inną osobę pisze Pani komentarz we własnej obronie. Zapomniała Pani chyba, że oprócz nicku ja z poziomu admina jeszcze widzę adres IP oraz lokalizację, z jakiej komentarz został zamieszczony. Kompromituje się Pani takim zachowaniem Pani M (Gość), myślę, że nie tylko w moich oczach. To naprawdę zdumiewające, że dorośli ludzie zachowują się w tak infantylny sposób!

      • Szczerze i na serio: Dziękuję za ocenę. Doskonale zdaję sobie sprawę z mojego nudnego stylu, ale cóż – taki generalnie jestem. Uznałem, że temat jest poważny, to i forma poważna. Ale tak na marginesie muszę dodać, że kiedyś faktycznie miałem bardziej ostre i dowcipne pióro. To było wtedy zanim zachorowałem, energia mnie roznosiła. Ale jak się przejdzie trzy ciężkie operacje neurochirurgiczne (do tego raczej nieudane) i gdy np. ktoś leżący obok nas nagle umiera, to proszę mi wierzyć, że życiowe priorytety trochę się przestawiają, a radość życia ulatuje bezpowrotnie. Niemniej jednak czytając niektóre komentarze i bardzo przykre argumenty ad personam, to trochę mnie korciło by użyć pióra jak szpilki lub bicza…
        Pozdrawiam!

  11. Nie uchronicie dzieci od zła tego świata. Trzeba rozmawiać i edukować od małego. Gdy mój syn zaczął się bawić ze sporą grupką dzieci z naszego podwórka w wojnę to powiem szczerze nie mogłam na to potrzeć. Może jestem przewrażliwiona, ale gdy widziałam z jaką zaciekłością do siebie strzelali to aż mnie zmroziło. W domu odbyliśmy długą rozmowę a gdy jest tego potrzeba to do tematu wracamy. Dla kogoś to tylko zabawa, a dla mnie również wyrabianie sobie u dziecka pewnych odruchów. Syn od koleżanki nie był pouczany w tych kwestiach. Najpierw strzelał na niby, a nie długo później nie miał już oporów aby strzelić z pistoletu na kuli np. do ptaka. Mój syn nie zabije żadnego żyjącego stworzenia, ani nie zadepcze żadnej pięknej rośliny. Cieszę się że jest wrażliwym człowiekiem. Da się wychować i uczulić dziecko na krzywdę innych nie mówią o tym i nie pokazując skutków jakie takie zachowanie może wywołać? ja uważam że nie. Całusy dla ślicznej Laury 🙂

  12. Ja uważam, że ogladanie wiadmosci, śledzenie historii Ukrainy i taplanie się w nieszczesciach świata nie ma sensu. Co to zmienia dla tych pokrzywdzonych ludzi? NIC. Zmienia to może dla reklamodawców, którzy wiedzą, że te programy mają wieksza ogladalnosc. Można siedziec na kanapie, zagryzac chipsy i dumać, że jakas tragedia dzieje się na Ukrainie czy w Palestynie. Co z tego. Takich tragedii dzieje się tysiące w tym momencie. Tysiace dzieci zostanie zgwałconych dzisiaj przez ohydnych dorosłych, setki dziewczyne brutalnie „obrzezają” w Afryce, tysiące ludzi zginie w masakrycznym wypadku samochodowym, w którym beda rozerwani na czesci…. Naprawdę, nie udajmy takich uwrazliwionych skupiajac się na nikłym wycinku problemó swiata jakim jest np Ukraina.

    Moim zdaniem, powinno się uwrazliwiac dziecko na tragedie na jego poziomie rozumowania. Np. jest upał 35 stopni, biega wychudzony pies na skraju smiertelnego odwodnienia – nakarmy go, napojmy, wykąpmy, zaopiekujmy się nim…. To jest REALNA pomoc i robienie świata lepszym. To jest REALNE usuwanie zła i niesprawiedliwosci z tego swiata, a nie lezenie na kanapie, popijanie kawki, przegladanie kolorowego magazynu i ogladanie jak się biją na Ukrainie. Dla mnie to hipokryzja. Ja nie oglądam w ogóle wiadomosci. Na problemy swiata trzeba zwracac uwagę na swoim poletku – moze schorowana sasiadka nie ma pieniedzy na lekarstwa, moze błąka isę bezdomny poraniony pies, moze sąsiad zneca sie psychicznie lub fizycznie nad dzieckiem, moze fajnie by było odwiedzic dzieci w domu dziecka i sie z nimi pobawic? W sumie łątwiej jest jednak polezec na kanapie, poogladac Ukrainę, zjesc ciasteczka i wypic kawę, a potem usnąć.

    • Jutro przejde z moja pieciolatka po pietrach naszego wiezowca i poszukamy pobitych zon i dzieci… To jest swiat dla niej w ktorym faktycznie moze niesc realna pomoc pozniej skoczymy do domu dziecka, pobawimy sie tam moze w chowanego moze w berka a nastepnie wezme moja coreczke na rece i wytlumacze jej ze my wracamy do Cieplego domu a te dzieci moga nas jedynie obserwowac przez okno dozgonnie wdzieczne ze dalysmy im poczucie normalnosci…a do wiadomosci nigdy ciastek i kawy NIGDY no bo my hipokrytkami byc nie chcemy! Dziekuje A gdy jamis cudem wspomni o wojne odpowiem „nie skupiaj sie na niklych problemach Swiata” nasluchuj czy ktoras z sasiafek nie jest aktualnie bita!!!! To jest realna pomoc na poziomie mojej corki!!!!

      • Tocowazne – az przykro się robi, że jest tyle sredniorozgarnietych kobiet jak Pani. Przykre, że społeczństwo jest głupsze z kazdą dekadą. Ja osobiscie nigdy nie zapomnę przygarniętego psa w czasach dziecinstwa. Co do krzywdy w kregu sąsiedzkim… Nie będę się chwalić, bo ta pomaganie innym nie jest czyms, o czym komukolwiek mówię, ale bardzo uwrażliwia małe dziecko kontakt z bednymi dziećmi sasiadow, dzielenie się zabawkami, kanapkami, rozmowa, ofiarowywanie prezentow. Takie cos bardziej uwrazliwia małe dziecko niż siedzenie przed TV przyglądanie się zadymom i manifestacjom. Dziecko tego nie zrozumie. Zresztą od samego leżenia na kanapie i przygladania się złu nic się nie zmieniło. Pół godzinki wiadomosci, potem jakis Taniec z gwiazdami i wsio. Żenada

      • Tocowazne – ale z Pani jest prymitywnie myslaca osoba, która odwraca kota ogonem, bez sensu. Współczuję rozumku

    • Marto zastanawiam się, czy bierzesz w swoim podziale pod uwagę ludzi, którzy próbują to wyważyć i jednocześnie starają się działać lokalnie (jak ja, czy Emilia z Kubą, którzy regularnie jako sklep pomagają na SiePomaga) a jednocześnie chcą być świadomymi obywatelami nie tylko kraju ale również świata więc nie odcinają się od informacji z niego płynących. I na takich samych ludzi chcą wychować swoje dzieci.
      Uwierz, że tacy ludzie też są. Powiem więcej jest ich dużo. Działając tylko na swoim poletku i zamykając oczy na to co dookoła niego można się srogo zdziwić jak przejedzie po nim czołg. Tak, wyolbrzymiam.
      Próbuję powiedzieć, że nie ma podziału my-oni. I lepiej jednak wiedzę o świecie, wydarzeniach i mechanizmach nim rządzącym mieć niż nie mieć.
      Uczenie dzieci takiego podejścia, znajomości historii, umiejętności selekcji informacji i docierania do wartościowych treści pozwala nam na wychowanie świadomego obywatela, który nie da sobą pomiatać. A pokolenie Laury i mojej Oliwii będzie tego bardzo potrzebować.

      • Myślę, że pokolenie Laury i Oliwii może tego potrzebować bardziej, niż przypuszczamy…

  13. Bardzo cenny wpis i ciekawe dyskusje w komentarzach. Temat niezwykle dla mnie aktualny, gdyż mam dziecko w podobnym wieku i zastanawiałam się właśnie, czy puszczać przy nim wiadomości. Przyznam, że nie raz gdy wchodził do pokoju, gdzie jest telewizor zdarzało się nam nerwowo przerzucać kanał właśnie z informacjami o wojnie. Czy dobrze, właśnie nie wiem, zastanawiam się i cieszę się, że przedstawiasz i Ty Emilko i inne osoby swój pogląd na ten temat. Dało mi to do myślenia. Niewątpliwie trzeba rozmawiać, tłumaczyć, ale i pokazywać informacje ze świata sprawdzone przez nas (bez drastycznych obrazów).
    Zawsze chciałam, aby syn nie bawił się w strzelanie itp., ale i tak tego nie uniknęłam, bo widzi u innych dzieci lub gdzieś w bajce temat się przewinął. Nie mając zabawek militarnych, gdzieś w wieku 3 lat wyciągnął rurę od odkurzacza i zaczął niby strzelać. Zdarzała się i później beztroska zabawa w jakieś głupie strzelaniny, a dodam, że wystarczyło, że raz jedyny zobaczył w Bolku i Lolku i jakby hopla dostał. Tu jego śmiech, a ja mam przed oczami dzieci wojny. Pewnego dnia nie zdążyłam przełączyć kanału,a tam właśnie pokazywane były zdjęcia, bodajże z Palestyny z rozburzonymi domami. Syn pyta: co to? Mówię: wojna. Na co on z wielkim oburzeniem wyciągnął przed siebie rękę i krzyknął: Mówię tej wojnie STOP!!! No i wtedy zaczęły się głębsze rozmowy. Myślę, że powinien wiedzieć, że świat nie jest kolorowy jak w bajce, a strzelanie to nie zabawa. Przed całym złem świata nie da się uchronić dziecka, trzeba rozmawiać i pokazywać świat w pełni, może nie poprzez drastyczne zdjęcia, ale też nie tuszując sztucznie rzeczywistości, że wszystko na świecie jest cacy i pięknie.

    • Justinas bardzo Ci dziękuję za komentarz. Ja też wolałabym, aby moje dziecko nie bawiło się w strzelanie. Ale nie jestem w stanie Laury przed tym uchronić, ani tym bardziej zakazać. O ironio, Laura zaczęła bawić się w strzelanie wcale nie z powodu oglądania kanałów informacyjnych, ale dlatego, że nauczył ją tego 7-letni chłopiec, który nas odwiedza.

      Nie mamy w domu ani jednego zabawkowego pistoletu, ale Laurze to nie przeszkadza. Jak chce pobawić się w strzelanie, to sama buduje sobie pistolet z klocków lego. Dużo na ten temat z córką rozmawiam i tłumaczę jej, że nie należy strzelać do ludzi i zwierząt, bo to zawsze wiąże się z czyimś cierpieniem. Że strzelając zadajemy komuś ból lub możemy odebrać życie. Dlatego ustaliłyśmy z Laurą, że może ona strzelać do złych potworów mieszkających w jej bujnej wyobraźni. Tak, tak, Laura uwielbia bawić się w potwory – biega po domu i chichocząc ze śmiechu woła „mamo zobacz, tam jest potwór potworowaty!” :).

      Z drugiej strony wydaje mi się, że w obecnych czasach mamy tendencję do demonizowania pewnych spraw i zbyt nadmiernego przywiązywania wagi to opinii tzw. „ekspertów-psychologów”, którzy zresztą co kilka lat zmieniają swoje wskazówki wychowawcze. Słuchamy czasem tych opinii jak wyroczni, wszędzie doszukując się zagrożeń, a za mało słuchamy własnej intuicji i własnych dzieci. Oczywiście nie jest to żadna aluzja do Ciebie Justinas – piszę tak ogólnie o trendzie, który zauważyłam.

      Pamiętam, gdy byłam dzieckiem, regularnie bawiłam się z innymi dzieciakami w strzelanego. Żaden dorosły nam nie tłumaczył, że strzelanie zabija i kompletnie się nie przejmowano wpływem tej zabawy na naszą psychikę. Niektórzy z nas posiadali odpustowe zabawki-pistolety, a inni budowali sobie pistolety z patyków. Strzelaliśmy do siebie zaciekle, a ten, kto „został trafiony” musiał udawać trupa i odpadał z zabawy. Potem, jak miałam osiem lat, to ojciec pozwolił mi strzelać do tarczy z prawdziwej broni śrutowej. Jak już byłam nastolatką, to pod nadzorem znajomego, który miał pozwolenie na broń, trzymałam w ręku i oglądałam prawdziwy pistolet – taki do zabijania.

      Mimo tych zabaw i doświadczeń nie wyrosłam na zabójcę, ani też nie wyrósł na zabójcę żaden z moich znajomych, z którymi bawiłam się kiedyś w strzelanego. Nie poprzewracało nam się w głowach, a zabawa pistolecikami nie wywołała w naszej psychice spustoszenia. Wszyscy jesteśmy normalni i mamy normalne rodziny.

      Wydaje mi się, że dorośli często zapominają, iż dzieci patrzą na wszystko z zupełnie innej perspektywy. Dla nas broń to narzędzie do zabijania i myślimy, że jak dziecko bawi się w strzelanie, to z pewnością będzie to miało druzgocący wpływ na jego psychikę. Tymczasem najczęściej jest tak, że plastikowy pistolet to dla dziecka tylko zabawka. Przez chwilę pobawi się taką zabawką, a minutę później pójdzie pobudować z klocków lub pogrzebać w kałuży.

      Teraz jest taka tendencja, aby wszędzie doszukiwać się zagrożeń dla prawidłowego rozwoju psychiki dziecka. A mnie się wydaje, że idąc tą drogą łatwo popaść w paranoję i niechcący wpoić dziecku lęk przed całym światem. Nie oznacza to oczywiście, że mamy zaniechać edukowania się, czytania opinii psychologów czy też czerpania wiedzy z najnowszych badań naukowych. Chodzi mi tylko o to, abyśmy nie przesadzali i nie doszukiwali się wszędzie zagrożeń, bo to może być dla naszych dzieci jeszcze gorsze.

      Pozdrawiam serdecznie

      • Emilko, ja kiedyś bardzo idealizowałam wychowywanie dziecka. Wydawało mi się, że jak nie będzie grał na grach, nie kupię mu zabawek militarnych, odpowiednio wszystko wyjaśnię to nie będzie się interesował strzelaniem itp., ale ostatnio doszłam do wniosku, że od pewnych zachowań nie można się ustrzec. Wystarczyło, że raz zobaczył, usłyszał i jak zaczarowany rwał się do tego. I to nawet nie chodziło o opinie psychologów, tylko swoją własną niechęć do pewnych zachowań agresywnych, wojny, cierpienia itp. Jako anegdotę podam, że mój nieposiadający pistoletów syn poszedł ze mną do znajomych, gdzie na podwórku leżały dwa pistolety maszynowe plastikowe (wcześniej tylko strzelał z odkurzacza), które nazwał strzelakami. Mając ze 3 lata złapał jeden do jednej ręki, drugi do drugiej i mówi z błyskiem i obłędem w oczach: „NO TO TERAZ DAM CZADU!”. No myślałam, że padnę jak to zobaczyłam. Uświadomiłam sobie, że to chyba zapisane w męskich genach, że chłopcy patriotycznie szykują się do obrony swego kraju. Po tym wydarzeniu trochę z większym luzem zaczęłam podchodzić do pewnych swoich wyobrażeń. Nie zmienia to jednak faktu, że staram się podobnie jak Ty uwrażliwić go na krzywdę i cierpienie innych osób, aby za bardzo się nie zagalopował.

        Po Twoim wpisie widzę, że i dziewczynki potrafią dać czadu hehe 🙂 Potwory też są u nas na topie (kolega z przedszkola ostatnio wymyślił, że jeden siedzi pod schodami w przedszkolu eh 🙂

        • Taka jeszcze tylko mała dygresja. Ostatnio patrząc z synem na globus omawialiśmy poszczególne państwa. Pokazuję mu Rosję, jako największy kraj świata, a on do mnie z oburzeniem: COO???? JA CHCĘ, ŻEBY POLSKA BYŁA NAJWIĘKSZA NA ŚWIECIE!!! Patrzcie go jaki bohater, terytorium mu za małe, no i skąd się takie myślenie bierze w takim małym rozumku eh 🙂

      • A u nas było tak. Moi dwaj synowie byli zupełnie niewojenni aż do dnia gdy poznali podczas wakacji trochę starszych kolegów w pełni uzbrojonych biegających po terenie naszego ośrodka wypoczynkowego z pistoletami nerf na strzałki, szyszkami zamiast granatów itp. ubrani w moro, ciemne okulary. Wspaniale się bawili. Dziewczynki obgadujące po kątach swoje koleżanki „z wczasów”, rysujące różowymi kredkami swoje różowe jednorożce patrzyły z zazdrością… Bo oni naprawdę wspaniale się bawili… Pewnie dla matek dziewczynek to się wyklucza ale matki synów będą wiedziały o czym mówię: bawili się grzecznie w wojnę;) Dla moich synów ta zabawa była jak zew. Gdybym zabroniła biegać z kolegami, gromadzić amunicję, robić zasadzki, wybiegać na siebie z wrzaskiem byłoby, w moim pojęciu, bardzo źle. Myślę że chłopcy tak mają. I mam nadzieję że z tego wyrosną.

      • Jest roznica.
        Pistoleciki z lat naszego dziecinstwa to byly plastikowe kicze, nieprzypominajace wygladem broni. Obecnie zabawki militarne ta dobrze imituja prawdziwa bron, ze podobno mozna nawet byc pociagnietym do odpowiedzialnosci za straszenie kogos tym czyms, bo tak latwo sie pomylic. Podobnie jak dzisiejsze gry komputerowe tak dokladnie imituja krew i rozrywanie ciala jakby to byla rzeczywistosc. Ta wiernosc w detalach jest grozna, moim zdaniem.

        Dwa: opowiadano mi, ze kilkadziesiat lat temu, kiedy w westernie pojawilo sie kilka strzalow, film byl opatrzony zastrzezeniem „Dla doroslych”. Dzisiaj jak patrze w gry adresowane dla siedmiolatkow to mi slabo i nie moge z czystym sumieniem ich sledzic. Wiec prosze nie mowic „kiedys tez sie bawilismy w toito i nie zostalismy bandytami” bo „kiedys” i „dzis” to noc i dzien.

      • Nie uważam że strzelanie ma druzgocący wpływ na psychikę dziecka, ale uważam że kształtuje jego charakter, tak jak wszystkie inne zabawy. Problem w tym, że czasem bieganie z pistoletem staje się ulubioną zabawą i z jakiegoś powodu bardziej atrakcyjną od innych. Nie które dzieci spędzają tak znaczną część swojego wolnego czasu. Co ciekawe celują głównie do kolegów których lubią najmniej. Dobrze Pani napisała, że w naszych czasach biegało się zwykle z patykiem, teraz dzieciaki mają do wyboru cały arsenał karabinów, pistoletów, snajperek, tak tak ostatnio usłyszałam że się nie znam bo nie odróżniam snajperki od karabinu. Do tego każdy musi mieć jakiś bajer, typu dźwięk strzału, czerwony kolor. Uważam że teraz dzieci inaczej postrzegają tego typu zabawy niż my jak byliśmy mali. My nie mieliśmy nie zliczonej ilości gier komputerowych z których co druga pokazuje jakiś element przemocy, nie było tyle drastycznych informacji w telewizji i zdjęć w internecie. Chodź byśmy nie wiem jak chcieli dzieci przed nimi ustrzec to i tak większość gdzieś kątem podejrzy. Wtedy strzelanie z karabinu nabiera innego znaczenia i przestaje być tylko dziecinną, naiwną zabawą. Dlatego mój syn dostał łuk, a później kuszę, strzela pod naszym nadzorem do wyznaczonego celu. Zabawa jest świetna i nie wyzwala agresji. Ktoś wcześniej dobrze napisał, że dziecko do pewnego wieku ma problem z odróżnieniem fikcji od reali, uczy się także odróżniać dobro od zła. Etap zainteresowania strzelaniem jest według mnie dobrym momentem na pierwszą męską rozmowę. Ma Pani córeczkę, więc jest szansa, że nigdy nie będzie musiała Pani zagłębiać się szerzej w ten temat. Pozdrawiam

  14. Droga pani Emilko. Zamiescila pani wpis, ktory chyba w kazdym czytajacym wywoluje jakas reakcje . Wiec chyba liczy sie pani z roznymi pogladami . Naprawde … nie chodzi tu o to , ze uzurpuje sie prawo do kwestionowania pani metod wychowawczych ! To gruba przesada ! Zaczynam myslec, ze aby pisac tutaj komentarze trzeba byc literackim geniuszem , aby nie byc zle zrozumianym. Szkoda, ze nie czyta pani ze zrozumieniem – a o tym czesto pani pisze do swoich czytaczy…. Swoja droga , nie zaszkodzi pomyslec o tym co pisza inni … Moze nie zawsze jestesmy tacy nieomylni ! Uczmy sie od siebie ! Serdecznie pozdrawiam cala Wasza rodzinke <3

    • Pani Edo jak najbardziej czytam że zrozumieniem. Nie napisała Pani o swoim dziecku ani nie przedstawiła poglądu, jak Pani zachowalaby się w podobnej sytuacji. Zamiast tego emocjonalne napisała Pani o sprawionej sobie przykrości oraz stwierdziła Pani, że nie chronię Laury przed złem. Tym samym jednoznacznie zakwestionowała Pani moje metody wychowawcze względem mojej własnej córki. A na to ja się porostu nie godzę. Jak najbardziej liczę się z tym, że ludzie zaprezentują w komentarzach różne poglądy, ale według mnie nie powinni się nawzajem pouczać, bo wychowanie dzieci to bardzo indywidualna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.

  15. niedawno wzięłam dzieci do Muzeum Powstania Warszawskiego https://tocowazne.wordpress.com/2014/07/09/dobry-czas/… dzieci mają 5 i 8 lat… zrobiłam to z premedytacją!!! to ja podobnie jak Mama Laury znam wrażliwośc własnych dzieci, wiem jak przekazać im pewne informację by mogły spać spokojnie… nie chce by o smutnej historii uczyły sie od obcej kobiety na lekcji historii Ps. W innym miejscu polecałam „Chatę” a dziś polecam „Mój tata szczęściarz” o drugiej wojnie swiatowej dla najmłodszych!!! Wszystkie moje mamy tez fajne.. ale różni sie tym od Taty Szczęściarza, że tato wraca do swych dzieci!!! pozdrawiam!!!!!!

  16. Ja również jestem zdania, że odwiedzanie takich muzeów oraz oglądanie informacji na temat wojen to nie treści odpowiednie dla czterolatka. Nie bez powodu edukacja dzieci przebiega w taki, a nie inny sposób – pewne treści są wprowadzane później, aby dziecko mogło do nich dorosnąć. Niestety u niektórych dzieci, szczególnie tych, które mają lepiej rozwiniętą wyobraźnię i są bardziej wrażliwe stykanie się z takimi treściami może powodować bardzo poważne problemy o podłożu psychologicznym. Dziecko z bliskiego mi otoczenia przez długi czas borykało się z koszmarami sennymi (śniły mu się sceny widziane lub opowiadane w telewizji), bało się spać same, bało się o siebie i rodziców, po pewnym czasie zaczęło się panicznie bać oglądania nieznanych rzeczy w obawie, że będzie tam coś strasznego, co mu się później przyśni… Dodam, że dziecko było inteligentne, ciekawe świata i wyraźnie interesowało się takimi sprawami – zadawało pytania, nalegało, żeby oglądać z rodzicami i do momentu kiedy zaczęły pojawiać się problemy ze snem nie było żadnych problemów. Każdy rodzic ma prawo wychowywać dziecko jak chce i na pewno kieruje się jego dobrem, ale ten temat jest naprawdę bardzo kontrowersyjny. Mój pogląd jest taki, że dziecko powinno rozumieć co to jest wojna, zdawać sobie sprawę z istnienia zła, ale czym innym jest wytłumaczenie tego pojęcia dziecku, a czym innym pozwalanie na oglądanie wiadomości, obrazów. Proszę nie odebrać mojego komentarza jako atak czy przytyk, po prostu jestem tym bardzo zdziwiona, ponieważ wszyscy rodzice jakich znam kierują się innym podejściem. Dość dużo czytam i we wszystkich przypadkach psychologowie oraz psychoterapeuci zalecają delikatne wprowadzenie dziecka w temat wojny, wytłumaczenie mu czym ona jest i skupienie się na jej konsekwencjach, ale zawsze stanowczą mówią, żeby nie pokazywać dziecku wiadomości itd. Wiem, że lekarze nie są wyrocznią, jednak przeważnie mają większą wiedzę od nas, często popartą dużym doświadczeniem, dlatego ja wybieram takie podejście i nie uważam, żeby było to chronienie dziecka przed życiem. 😉 Jeszcze raz podkreślam: to mój własny pogląd, nie uważam, żeby Pani wychowywała swoją córkę źle, a wręcz przeciwnie – jestem pewna, że Laura wyrośnie na mądrą osobę o silnym kręgosłupie moralnym. 😉 Pozdrawiam

    • Również przesyłam serdeczności i dziękuję za zamieszczenie opinii!

  17. Witam p. Emilko ….. Jest mi przykro ….. Nie mnie krytykowac, czy byc zwolenniczka roznych metod wychowania….. Wiec to co napisze , moze Pani odebrac w taki sposob w jaki sama zechce . Mam tylko jedno pytanie: DLACZEGO ??? Jest to bardzo intensywne pytanie ! Odkad czytam ten blog – jest Pani najwieksza ochrona dla swojego Dziecka ! Oczywiscie prywatnych wycieczek ma sie nie robic, wiec trzeba napisac bezosobowo 😉
    Wiec bezoosobowo pisze : Chronmy jak najdluzej nasze Dzieci przed zlem swiata. Nie mowie aby nie rozmawiac, ale juz na pewno nie brac 4 – letnich dziewczynek do miejsc zaglady … Niech dzieci jak NAJDLUZEJ beda dziecmi ! Zycie i tak je dogoni… Pozdrawiam i prosze ( nie wmawiam metod wychowawczych ) o zastanowienie <3

    • Pani Edo, a dlaczego jest Pani przykro? Resztę komentarza zrozumiałam, ale nie rozumiem pierwszej części zdania – co jest powodem Pani przykrości?

      • Powodem mojej przykrosci p. Emilko jest to , ze uwazam, ze tym razem nie chroni pani Laury…….. Przed zlem ( minionym ) tego swiata.

        • Moim zadaniem, jako rodzica nie jest tylko ochrona dziecka przed złem tego świata. Moim zadaniem jest także stopniowe przygotowanie dziecka na zetknięcie z tym złem. Wolę, aby Laura dowiedziała się tego od rodziców, a nie dzieci w przedszkolu czy szkole. I proszę spać spokojnie – może być Pani pewna, że wychowujemy Laurę najlepiej, jak potrafimy i z pewnością jej psychice nic nie zagraża. Nie pozwalamy też, aby ktokolwiek ingerował w nasze decyzje wychowawcze, tak, jak i my nie ingerujemy w cudze. Pozdrowienia!

          • A dlaczego Pani tak odrzuca ” ingerowanie” w wychowanie dzieci? Laury oczywiście przede wszystkim. Czy jest Pani nieomylna, czy inni są nieomylni? Jesteśmy tylko ludźmi i choć z pewnością rodzice chcą najlepie- poza jakimis patologiami, wcale nie znaczy, że robią najlepiej. Sama chętnie szukam opinii psychologów, znajomych, czytam i na pewno nie powiem. Nie życzę sobie niczyich rad, nieprzychylnych komentarzy ani innego „ingerowania” w moje metody wychowawcze.

          • Nie, nie jestem nieomylna i popełniam błędy tak samo, jak popełniają je inni rodzice. Każdy z nas popełnia błędy wychowawcze. Czytam też opinie psychologów na temat wychowania dzieci i to dosyć regularnie.

            Uważam jednak, że anonimowi Internauci nie powinni dawać mi rad wychowawczych, ponieważ nie mieszkają w naszym domu i nie mają pojęcia o naszym codziennym życiu, zwłaszcza, że raczej nie podpisują się z imienia i nazwiska, więc ja nawet nie wiem, z kim mam styczność. Przeczytają tylko to, co napiszę na blogu, a przecież jest oczywiste, że nie jestem w stanie opisywać życia Laury minuta po minucie, a na blogu raz w tygodniu poruszam tylko wybrane zagadnienia. Zatem jeśli pozwalam komuś na udzielanie rad wychowawczych, to wyłącznie tym osobom, które mają z nami styczność na co dzień – bliskim, lekarzom czy rehabilitantom, którzy regularnie odwiedzają nasz dom. A nie na przykład osobom, które udzielają mi rad na temat pobytu z córką w Fabryce Schindlera – chociaż większość z nich nigdy tam nie była i nie ma bladego pojęcia, jak wygląda wspomniane muzeum, ani też nie mają pojęcia co i w jaki sposób przekazaliśmy naszej córce podczas zwiedzania. Mam nadzieję, że wyjaśniłam wyczerpująco. Pozdrawiam

        • Chodzi mi o zlo w ogole – Przed terazniejszym chroni Pani Laurke jak NIKT <3 I jest mi przykro, ze nie ma Pani takiego samego nastawienia do zla przeszlego. Bo ona taka jeszcze mala….

          • Droga Edo. Nie zło przeszłe, tylko przyszłe – gdyż zło zdarza się każdego dnia, a wojny nieustannie wybuchają nowe. Patrząc w przeszłość możemy jedynie uczyć się na błędach przodków i nie popełniać tych samych w przyszłości. Nie da się ochronić dzieci przed całym złem tego świata. Trzeba natomiast mądrze je wychować, aby same potrafiły w przyszłości odróżniać dobro od zła.

            Mnie też zaczyna być przykro, że tak wiele osób uzurpuje sobie prawo do kwestionowania naszych metod wychowawczych. Pisałam już wcześniej i teraz się powtórzę: wychowujmy własne dzieci, a nie cudze.

            Pozdrawiam!

  18. W tegoroczne wakacje sama byłam w Fabryce Schindlera i osobiście nie uważam, by było to miejsce, do którego nie powinno się wchodzić z czteroletnim dzieckiem. To muzeum różni się od Auschwitz, niewiele mówi wprost i trzeba raczej wczytać się w słowo pisane, aby poczuć w pełni atmosferę tego miejsca. Dziecko nie zobaczy tam drastycznych fotografii ani włosów ludzi uśmierconych w komorze gazowej; zobaczy tylko przedwojenne zdjęcia, wygląd mieszkania w getcie czy plakaty, które same w sobie niewiele mu w tym wieku powiedzą. Dowie się w tym miejscu dokładnie tyle, ile zdecydują się mu powiedzieć rodzice.

    Jeśli chodzi o to, co i ile mówić dziecku o wojnie… oczywiście to decyzja rodziców, ale ja osobiście myślę, że to jak z kwestią „skąd się biorą dzieci” – wiele zależy od indywidualnych cech dziecka i tego, jakie pytania rodzą się w jego głowie. Rzecz jasna, nie jestem zwolenniczką epatowania przed dzieckiem drastycznymi obrazami czy zapoznawania go z drastycznymi szczegółami, ale jeśli dziecko samo zaczyna pytać, moim zdaniem powinno otrzymać szczere odpowiedzi, adekwatne do jego wieku i możliwości intelektualnych. Niektóre dzieci wcześnie zaczynają interesować się pewnymi kwestiami, zwłaszcza jeśli wcześnie opanowują umiejętność czytania i są uważnymi obserwatorami. Sama byłam takim dzieckiem – nauczyłam się czytać w wieku 4 lat i choć mama próbowała chronić mnie przed rzeczami „nie dla dzieci”, zawsze albo dorwałam się do „dorosłych” czasopism, albo usłyszałam w radiu czy zobaczyłam w telewizji coś, co mnie przeraziło lub zaciekawiło. W wieku 5-6 lat byłam już dość świadoma wszystkiego, co czytałam, i pytałam, pytałam, pytałam… często o rzeczy trudne, niewygodne. Przykłady? W programie telewizyjnym leżącym w domu cioci zobaczyłam zdjęcie bliźniąt syjamskich zrośniętych głową. W radiu usłyszałam o wypadku księżnej Diany. Nawet będąc w szkole, w wieku 7 lat zobaczyłam gazetkę ścienną nt. Katynia, która mnie zaintrygowała (podczas gdy wielu rówieśników przebiegało obok i nie pytało o nic) i spytałam: „mamo, co to jest ten Katyń?” Myślę, że takie dzieci, rozwijające się szybko i dociekliwe, szczególnie potrzebują rozmowy z bliskim dorosłym, który w adekwatny do wieku sposób potrafi wiele wyjaśnić, daje poczucie bezpieczeństwa, ale też mówi prawdę o świecie. Jeśli kilkuletnie dziecko o takie sprawy nie pyta – nie trzeba takich rozmów z nim samemu prowokować, ale gdy pyta, to znaczy, że w jego głowie rodzą się pytania, które nie znikną same. Jeśli nie będzie miało osoby, która mu z nimi pomoże, zostanie z nimi samo i będzie miało więcej obaw, wątpliwości, a czasem podzieli się nimi z kimś innym, kto udzieli mu odpowiedzi niekoniecznie takiej, jak chcieliby rodzice…

    Nasuwa mi się też na myśl wiersz o dzieciństwie, który kiedyś przeczytałam:
    „Pamiętam, jakby to było wczoraj,
    wierzyłem, że mam pod skórą światło,
    i jeśli naciąć skórę – rozbłysnę jasno.
    Dziś, gdy na drodze życia upadnę,
    stłukę kolano i pojawi się krew.”
    (Billy Collins)
    Ilu ludzi, tyle spojrzeń na dzieciństwo. Ja myślę, że zdrowe dzieciństwo powinno się charakteryzować zdrową (!) równowagą pomiędzy pozwalaniem dziecku na przeżywanie tego, co beztroskie, baśniowe, magiczne, a przygotowywaniem go do starcia z dorosłym światem. Jak to jest trudne – wiedzą zapewne tylko ci, którzy z dziećmi mają styczność… Trzeba jednak zarówno uświadomić dziecku piękno świata dookoła, jak i powiedzieć mu o tym, co złe. Myślę, że nie da się bez zahaczania o świadomość istnienia zła, „bezboleśnie” uświadomić dziecku wielu zagrożeń (a jest ich we współczesnym świecie całe multum), jak również rozwinąć w nim moralności, wrażliwości na krzywdę drugiego człowieka czy tolerancji. Dlatego już w bajkach i baśniach starszych niż my sami mieszkają i dobro, i zło…

    Inną ciekawą kwestią jest to, że wtedy, gdy chodzi o przekazywanie dziecku dziedzictwa religijnego, brutalność przekazu jakoś nie skłania ludzi do „wycięcia” np. ukrzyżowania Jezusa – pamiętam, jak na religii słuchałam szczegółów na ten temat już w przedszkolu… włącznie z koroną cierniową i wbijaniem Jezusowi włóczni w serce. Pamiętam, że się tego bałam, nawet miałam później sen o tym, jak zmartwychwstały Jezus poszedł do lekarza poprosić, by wyleczył rany (! – tak, dzieci miewają też takie dziwne myśli, obawy). Dlaczego to nie przeszkadza rodzicom? Czym się różnią źli ludzie z Biblii od zła budzącego się w wielu ludziach podczas wojny?

    Dopiero wczoraj przeczytałam o nastolatkach, którzy pstrykają sobie roześmiane selfies w Auschwitz i wrzucają na Facebooka – czy to nie jest przykład życia w szklanym kloszu, odsuwania od siebie tego, co niewygodne?

    Ale – podkreślam – to moje zdanie, z którym nikt nie musi się zgadzać. 🙂

    • Rika pięknie dziękuję Ci za ten komentarz. Bardzo przenikliwy, wyjątkowo mądry. Była tu już osoba, która wieszała na mnie psy za to, że zabrałam Laurę do Fabryki Schindlera. Mam nadzieję, że po przeczytaniu Twojego komentarza zastanowi się nieco bardziej nad zagadnieniem i zrozumie, że wychowywanie dzieci i rozmowa z nimi na trudne tematy nie jest tak proste, jak rachunek 2+2. Uważam, że każdy rodzic ma prawo decydować o wychowaniu własnych dzieci ponieważ 1.każdy rodzic jest inny i 2.każde dziecko jest inne.Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam.

  19. Po przeczytaniu tego tematu i komentarzy przypomniała mi się od razu przepiękna Kołysanka śpiewana przez Renatę Przemyk. Pozwolę sobie przytoczyć jej fragment:

    ‚Póki mogę kłamię i pomijam wilka
    Potwór nie jest wrogiem
    Nie zabija smok
    Póki mogę kłamię, że czarownic nie ma
    Nie obcina palców
    małym dzieciom nikt

    Chciałabym uwierzyć w to co mówię
    Zanim wytłumaczę Ci
    zrozumieć czemu w życiu
    jest o wiele gorzej nam

    Więc zacznij chodzić
    Chociaż wiem, ze przewrócisz się
    Ja zaczaruję świat
    Zanim on rozczaruję Cię”

    Zawsze gdy słucham tego utworu to płaczę, bo sama chciałabym zaczarować świat tak, by moje dziecko nie poznało nigdy co to zło, przemoc, okrucieństwo. Sama też starałam się przez długi czas chronić mojego niespełna 4 – letniego syna przed tak trudnymi tematami, opowiadałam mu bajkę o Czerwonym Kapturku w wersji „soft”, bez pożerania babci, czarownice w moich opowiadaniach nie były aż tak okrutne a ludzie robili sobie nawzajem jedynie drobne złośliwości.
    Ale wiem, że na dłuższą metę tak się nie da. Mój syn spotyka się z innymi dziećmi, widzi, słyszy i coraz bardziej dociekliwie pyta o trudne sprawy. Jakiś czas temu pojawił się np. temat śmierci, ostatnio odkrył, że zanim zjemy mięso to trzeba najpierw zwierzęta zabić i wszystko to trzeba było mu jakoś zrozumiale wytłumaczyć. Przyznam, że było to dla mnie bardzo trudne, ale byłam jednocześnie zaskoczona jak spokojnie syn przyjął nasze tłumaczenia. O wojnie jeszcze z nim nie rozmawiałam, uważam, że to za wcześnie, sama nie mam chyba w sobie jeszcze tyle odwagi, by podjąć ten temat. Ale wiem, że on kiedyś, może nawet całkiem niedługo o to zapyta i muszę być gotowa by mądrze wytłumaczyć mu czym jest wojna.
    Trud bycia rodzicem polega miedzy innymi na tym, że choć chcielibyśmy jak najdłużej chronić nasze dzieci przed złem i cierpieniem, to musimy w pewnym momencie uświadomić im to gorsze oblicze świata. Nie ma chyba jednej, uniwersalnej metody na to kiedy i jak podejmować takie tematy. Każdy rodzic sam musi o tym sam zdecydować, a czasami zmusza nas do tego sytuacja i dociekliwość naszych pociech. Na pewno jednak lepiej wytłumaczyć dziecku zawczasu tak trudne sprawy w sposób mądry, odpowiedzialny i dopasowany do jego poziomu rozwoju emocjonalnego zanim zrobią to w sposób przekłamany i często przerysowany jego rówieśnicy, media czy nawet niezbyt mądrze napisane bajki , jakich nie brak dziś na rynku.

    Pozdrawiam serdecznie

    • Magdo, bardzo ci dziękuję za wartościowy komentarz. Miło patrzeć, jak ludzie wypowiadają się z takim zaangażowaniem i mądrością, w ciepły sposób ukazują własny punkt widzenia, a jednocześnie powstrzymują się przed pouczaniem innych i narzucaniem własnego zdania. Dziękuję…

  20. Moja siedmioletnia córka również ogląda wiadomości. Nie sama. Z rodzicami, którzy pomagają jej zrozumieć co widzi i dlaczego. Którzy odpowiadają na nawet najtrudniejsze pytania.
    Obecnie istnieje w nas przekonanie, że dziecko trzeba trzymać pod kloszem, żeby czasem sie nie przeraziło, nie zdziwiło lub nie było smutne.
    Robiąc tak wychowujemy emocjonalne kaleki, które nie potrafią poradzić sobie z porażką, smutkiem czy złością.
    Rodzic powinien uczyć życia – nie przed życiem chronić. Tak myślę.

    • Kamila niezwykle trafnie. Zwłaszcza to ostatnie zdanie. Ja myślę podobnie.

      • Ja dodam tyle jeszcze, że według mnie nie tylko rodzic powinien uczyć życia, ale i ważna tu rola dziadków i pradziadków. Starsze pokolenia pamiętają wojne i czasy powojenne, biedę, głód, strach. Jako dziecko prosiłam dziadka tak samo często bajkę, jak i o opowiedzenie o wojnie, jak było kiedyś. Babcia opowiadała mi o życiu przed wojną, o wojnie, o tym jak pracowała u bogatych Niemców. I że ci ludzie byli dobrzy, że pomagali Polakom, że mieli wartości których się trzymali. I że ludzie nie dzielą się na narodowości, a wojna jest czymś czego nie powinno być. O tym, jak poznała dziadka i się spotykali wieczorami…I wiele innych…
        Zadawałam pytania, słuchałam, myślałam, porównywałam do mojego życia. To dużo dało. Przede wszystkim szerszy horyzont, rozumienie ludzi, lepsze rozumienie świata i tego, co jest w życiu najwartościowsze. Jestem zdania, że lepiej by dziecko obejrzało z rodzicami, opiekunami wiadomości, łącznie z komentarzem dostosowanym do jego wieku i poziomu rozwoju, niż samo sobie pozostawione oglądało ogłupiającą bajke, gdzie postacie tłuką się po głowie albo zabijają, czy coś na kogoś spada, wybucha, a ta postać potem ożywa…. A przed pokazaniem materiałów drastycznych zawsze jest ostrzeżenie.
        Poza tym jak od dzieci w przedszkolu słucham, co oglądają z rodzicami („Piła” i inne horrory), to przepraszam za określenie, ale temat wojny i Putina „wysiada”… I co bardziej szkodzi? Który rodzic rozsądniejszy w decyzji?

    • To prawda, trzeba uczyc życia, trzeba tylko wybrać na włąściwy moment. Dzieci uczą sie historii dopiero w trzeciej klasie a nie w przedszkolu, (Holocałst jeszcze póżniej)ponieważ wtedy są emocjonalnie oraz intelektualnie gotowe że by pewne sprawy zrozumieć,Mowa tu oczywiście o dzieciach przecietnych a nie o Laurze

      • Myślę, że tu nie chodzi o to, by 4- latka uczyć o II Wojnie i Holocauście, ale żeby odpowiedzieć mu na zadane pytania. Jasno, zrozumiale i tak by go nie wystraszyć, ale zaspokoić ciekawość wynikającą z rozwoju. To wiek pytań przecież. Jak mu się nie odpowie, poszuka odpowiedzi w innym źródle, często znacznie niedostosowanym do wieku i wytrzymałości psychicznej. A to przyczyni się do powstawania błędnego obrazu świata. I do wspomnianych problemów psychologicznych np. nadmierne lęki.
        Dziecko widzi w wieku 4 lat nie tylko to co w TV. Styka się z grami o tematyce wojennej, z filmami w kinie, na dvd, ma dostęp do Internetu, słucha rozmów dorosłych i innych dzieci w przedszkolu. Wszędzie może być tematyka wojny, tego skąd się biorą dzieci, śmierci, zabijania zwierząt. Dziecko się rozwija, uczy się świata. MUSI zadawać pytania, często niewygodne dla rodziców. I uważam, że musi dostać rozsądną i wyważoną odpowiedź. Nawet gdy pyta o wojnę i śmierć.
        A nauka szkolna o tych zagadnieniach to inna bajka. Na nią oczywiście że nie czas.
        Buziaczki dla ślicznej Okularnicy.

  21. Emilio, niestety nie można dojść do innej konkluzji po wszystkich okropieństwach dziejących się (i tych znanych z historii ludzkości) na świecie, i obok nas. W KAŻDYM Z NAS drzemie potencjał dobra i zła…. W KAŻDYM….. Dlatego uważam, że uczenie dzieci realiów życia ( i dyskutowanie z nimi o możliwych opcjach) pomaga im dokonywać właściwych wyborów w późniejszym życiu. Myślę, że wielu współczesnych rodziców ucieka od tych trudnych tematów, ponieważ tak jest łatwiej – udawać, że potworności, przemoc i okrucieństwa nie istnieją obok nas (a tylko w innych, „niecywilizowanych” miejscach). Może dlatego mamy coraz większą ilość młodych ludzi (tak, w tych naszych bardzo „cywilizowanych” światkach), traktujących śmierć, przemoc, i zadawanie bólu innym istotom jak iluzję albo zabawę (na miarę kreskówek, komiksów, czy gier wirtualnych) – przecież notorycznie pojawiają się w mediach wiadomości o dzieciach, które gwałcą, torturują, albo masakrują inne istoty, bo np. chciały zobaczyć jak wygląda proces umierania, albo myślały, że po wbiciu noża w serce zwierzaka czy człowieka, oni „odżyją”, tak jak „bohaterowie” znanych im gier komputerowych…. Dorośli, bojąc się trudnych tematów, i omijając je regularnie, pozbawiają młodych ludzi szans na budowanie głębszego zrozumienia, empatii, i zwykłego współczucia od wczesnych lat…. Dla mnie to promowanie infantylizmu, braku odpowiedzialności, i pustoty… Ale, oczywiście, każdy wychowuje swoje dzieci na swoją odpowiedzialność (tylko przerażające jest to, że to najczęściej INNI ludzie ponoszą konsekwencje takiego chowu…. )… Dziekuję za ten wpis….

  22. Mam w domu 6 latkę i wiem, że o ile kiedyś przyjmowała wszystko jako oczywistość i bez większych emocji, tak teraz nawet widmo nieszczęścia potrafi ją stresować jak np. pożar, o którym mówili w przedszkolu – upomina mnie, bym nie prasowała w nocy, nie włączała pralki ani zmywarki. Pyta o konsekwencje np. wypadków samochodowych (przy okazji nauki prawidłowego poruszania się po ulicy) a potem upomina nas w trakcie jazdy, byśmy nie jechali za szybko. O śmierć, o to co się dzieje z ludźmi po śmierci a potem martwi się, że umrę pierwsza przed nią. Stała się bardzo wrażliwa i nad wszystkim rozmyśla, choć jakiś czas temu przyjmowała odpowiedź wprost, nie drążąc i nie przeżywając tematu.
    W muzeum, w którym byliście Państwo nie byłam, więc nie znam ani eksponatów tam złożonych, ani filmów czy zdjęć, jakie są pokazane. Ale dokładnie pamiętam słowa mojego dziadka, który wojnę przeżył, gdy jako kilkulatka chciałam obejrzeć książkę „Wojna i dziecko” – kategorycznie mi zabronił twierdząc, że to nie pozycja dla dzieci.
    pozdrawiam

  23. Ja bym wymieniła jeszcze jeden bardzo ważny eksperyment i co najmniej jedno zjawisko psychologiczne.

    Są to eksperyment dowodzący posłuszeństwa autorytetom autorstwa Milgrama (http://pl.wikipedia.org/wiki/Eksperyment_Milgrama) i negatywny aspekt jednego z mechanizmów obronnych, jakim jest dehumanizacja (http://portal.abczdrowie.pl/dehumanizacja).

    Jeśli uczymy naszych dzieci, że zamiast myśleć nad swoim zachowaniem, mają „zawsze słuchać pani” albo pozwalamy sobie na nawet łagodne deprecjonowanie człowieczeństwa innych posługując się dehumanizującym słownictwem (na temat kobiet, niepełnosprawnych, osób wyglądających odmiennie od naszych standardów, mających inną orientację seksualną, żyjących inaczej itd. Itd. Itd.), to wg mnie aktywnie przyczyniamy się do zwiększenia prawdopodobieństwa następnego zła.

    Dlatego myślę, że bardzo ważne jest uczenie naszych dzieci myślenia o innych, myślenia o konsekwencjach swoich zachowań, uczenie szacunku dla każdego i prezentowania zachowania takiego, jakie będzie według nich dobre dla nich i dla innych, uczenie tego, aby miały odwagę przeciwstawić się krzywdzeniu innych i umiały wyrazić swoje zdanie. Może jeśli te nasze dzieci powyrastają w takim duchu, będą potrafiły powiedzieć złu „Nie”, bez lęku o to, co pomyślą inni, bez wytresowanego posłuszeństwa, bez potrzeby podnoszenia swojego poczucia własnej wartości deprecjonowaniem wartości innych. Przynajmniej mam taką nadzieję.

    • Dziękuję Patrycja za ten niezwykle cenny komentarz!

      • Patrycja, chciałabym jeszcze nawiązać do eksperymentu Milgrama i faktu, jak łatwo ludzie podporządkowują się autorytetom. To przerażające, jak prosto można manipulować drugim człowiekiem. Polecam ciekawy film „Fala” – naprawdę warto zobaczyć, aby zdać sobie sprawę z mechanizmów, jakie mają miejsce w ludzkiej psychice:

        „Niemcy. Mając do wykonania tygodniowy projekt, nauczyciel Rainer Wenger (JürgenVogel) proponuje swoim uczniom przeprowadzenie eksperymentu, by dzięki niemu mogli lepiej zrozumieć, na czym polegają totalitarne rządy. Zaczyna się swoista gra z podziałem na role z tragicznym zakończeniem.W ciągu kilku dni wprowadzona dyscyplina i poczucie więzi społecznej przeradzają się w prawdziwy ruch: FALĘ. Trzeciego dnia eksperymentu uczniowie zaczynają bojkotować i straszyć innych. Kiedy pojawiają się pierwsze wybuchy przemocy, nauczyciel postanawia przerwać eksperyment. Niestety jest już na to za późno. FALA wyrwała się spod kontroli…”

    • @Patrycja, mama Adasia

      Bardzo dobrze, że zwróciłaś uwagę na to niepozorne a jednak bardzo niebezpieczne zjawisko, jakim jest dehumanizacja. Przypomniał mi się ten film:

      https://www.youtube.com/watch?v=KYblGE1t2N8

      • http://www.youtube.com/watch?v=KYblGE1t2N8

        „Niezwykle ciekawy i ważny brytyjski dokument tłumaczący mechanizmy manipulacji, jakie stosują władze, autorytety itp. by ze zwyczajnych ludzi uczynić najgorszych zbrodniarzy; zbrodniarzy zdolnych do popełniania najstraszliwszych aktów przemocy – nawet wobec swoich sąsiadów, czy dotychczasowych przyjaciół. W filmie przedstawiono najsłynniejsze doświadczenia psychologiczne, oraz kilka nowych, w których „królikami doświadczalnymi” byli przypadkowi ludzie złapani w ukrytej kamerze. Po obejrzeniu filmu można doznać szoku, ponieważ pokazuje, jak prosto stworzyć tyrański reżim w dowolnym kraju i jak łatwo z KAŻDEGO z nas uczynić prawdziwego tyrana. I to w pięciu prostych krokach…”

        a jednym z tych kroków jest proces dehumanizacji

        • Niebezpieczne zagadnienie dehumanizacji właśnie dziś w komentarzu podniosła @Patrycja, mama Adasia. Warto się z tym bliżej zapoznać – dzięki temu znacznie więcej dowiemy się o ludzkiej naturze… http://portal.abczdrowie.pl/dehumanizacja. Dziękuję isia123 za polecenie filmu.

  24. Rowniez uwazam, ze pokazywanie czteroletniemu dziecku wojny nie jest dobrym wyborem.
    Piszesz Emilio, ze wybuchlas spazmatycznym placzem na widok drastycznych zdjec. Ty, dorosla, dojrzala kobieta. Musial Cie Kuba uspokajac.
    Co zatem musi sie dziac w glowie czteroletniego dziecka?

    • Jeśli chodzi o wiadomości – to zawsze przed drastycznymi ujęciami prezenter ostrzega by dzieci nie oglądały materiału. Jeśli chodzi o Fabrykę Schindlera – naprawdę dla dzieci nie ma tam nic złego. Ale trzeba tam być, by wydać opinię.

      • „Jeśli chodzi o wiadomości – to zawsze przed drastycznymi ujęciami prezenter ostrzega by dzieci nie oglądały materiału”

        Tego Emilia wstepnie nie napisala. Zrozumialam wiec, ze Laura oglada wszystko jak leci. Bo jednak zdjecia zburzonych budynkow to jedno, ale zdjecia zmasakrowanych czy chocby zakrwawionych cial to calkiem inny wymiar.

        • Nie pokazujemy dziecku zdjęć z masakr! Nie sądziłam, że muszę o tym pisać. Wydaje mi się to aż nazbyt oczywiste.

          • „Nie sądziłam, że muszę o tym pisać. Wydaje mi się to aż nazbyt oczywiste.”

            Az wrocilam do tekstu, zeby sprawdzic, czy sobie dopowiedziala. Ale nie, jest takie zdanie , z ktorego wywnioskowalam, ze Laura we WSZYSTKIM uczestniczy:

            „W naszym domu wspólnie oglądamy wiadomości ze świata,(…) a Laura chcąc nie chcąc w tym wszystkim uczestniczy.”

            NIe, zebym sie czepiala, bo nie ma o co. Ale byc moze reszta czytelnikow tez odebrala jak ja i stad taki sprzeciw.
            pozdrawiam

          • Nie pokazujemy naszemu dziecku żadnych masakr ani zakrwawionych ciał. Nie nakłaniamy naszego dziecka do oglądania treści, które mogłyby wywołać przerażenie. Jedyne, co robimy, to po prostu żyjemy i pozwalamy naszej córce w tym życiu uczestniczyć. Mniej oglądamy wiadomości, więcej dyskutujemy, a córka naturalnie się tym rozmową przysłuchuje. Zazwyczaj sami wybieramy z Internetu, co chcemy wspólnie oglądać. A jeśli nawet w ciągu dnia oglądamy wiadomości w obecności córki, to z pewnością nie pokazują tam masakr – przed pokazaniem drastycznych obrazów zawsze jest ostrzeżenie prezentera. Uczestnicząc w naszym życiu i rozmowach, oglądając z nami niektóre treści Laura powoli uczy się, jak skonstruowany jest ten świat. Patrzy na rodziców, którzy są tym światem zainteresowani i zadaje nurtujące ją pytania. Uczy się postawy obywatelskiej, a my wpajamy jej poczucie obowiązku i troski nie tylko w stosunku do siebie, ale także w stosunku do przyszłych pokoleń. Wprowadzamy ją w ten świat powoli, bezpiecznie, zgodnie z jej poziomem rozwoju i jej zainteresowaniami. I absolutnie nie widzimy nic złego w naszej postawie. Pozdrawiam

  25. Szczerze polecam wywiad o empatii i o tym, jak ważne jest jej rozbudzanie w dziecku, m.in. jako sposób na wyrabianie właśnie kręgosłupa moralnego. Kilkanaście dni temu w wieczornym paśmie tok fm.
    http://audycje.tokfm.pl/audycja/102

    Poza tym – dla mnie Holokaust jest czymś tak nieusprawiedliwialnym, nieporównywalnym i niepojmowalnym, że nie wkładałbym go do „jednego worka” z opisanym zachowaniem Żydów (jak już musisz – bardziej przypominającą zachowanie Polaków w czasie wojny), ani też np. z radością Palestyńczyków ze zniszczenia WTC https://www.youtube.com/watch?v=oMOZvbYJMvU
    Chyba nie da się opisywać tu ludzkich zachowań bez wnikania w sedno sytuacji w Palestynie. Ja tu dostrzegam ogrom kłamstw i manipulacji z każdej strony, dalekie od klarownych warunków tego słynnego eksperymentu…

    A przy okazji polecę tekst o szczepieniach i manipulacji, a co. Jak go czytałam, od razu skojarzył mi się z tym blogiem.
    http://www.iflscience.com/health-and-medicine/dear-parents-you-are-being-lied

    • Pozwolę sobie wkleić komentarz, który już napisałam do innej Czytelniczki:

      „Prawda jest zazwyczaj gdzieś pomiędzy. A mój tekst nie był analizą konfliktu izraelsko-palestyńskiego, tylko analizą ludzkich zachowań. W poście jest tylko krótka wzmianka o emocjach, jakie u mnie wywołały zdjęcia zamordowanych palestyńskich dzieci – zresztą nie ma znaczenia, jakiej były one narodowości, gdyż takie same emocje wywołałyby we mnie zdjęcia izraelskich dzieci. Jest też wzmianka o zdecydowanie godnych potępienia piknikach śmierci, organizowanych przez Izraelczyków. Niektórzy Izraelczycy całymi rodzinami zbierają się na wzgórzach, aby z aprobatą oglądać bombardowania – przy czym jedzą, piją, palą fajki i świetnie się bawią. Robienie sobie widowiska z cudzej śmierci jest karygodne, zwłaszcza w przypadku narodu, który uważa się za cywilizowany. Jest to moralnie naganne, bez względu na to, czy decyzja o bombardowaniu Palestyny była słuszna, czy niesłuszna. (…). To nie jest tekst o wojnie palestyńsko-izraelskiej. To jest tekst o wojnie ogólnie, oraz o mrocznej stronie ludzkiej natury.”

      Podałam w nim jedynie kilka przykładów ludzkich zachowań, a nie tworzyłam analizy konfliktów zbrojnych. Mogłam podać zupełnie inne przykłady – z Syrii na przykład, czy nawet z Ukrainy. I też by pasowały. Pozdrawiam!

    • Najwygodniej tak powiedzieć,że bez wnikania… itd.
      Po II wojnie światowej Palestynę podzielono,a zasadzie dokonano rozbioru.
      W 1948r po wojnie izraelsko-arabskiej Izrael zagarnął większość terytorium Palestyny.
      To Palestyńczycy muszą walczyć o swoje,a nie Izrael który zachowuje się w bandycki sposób
      wobec Palestyńczyków.

      • Po II wojnie światowej nie istniała Palestyna jako państwo. Było terytorium mandatowe, brytyjskie. Powstało państwo Izrael. I cóż się wydarzyło w 1948 roku. Izrael zagarnął większą część terytorium, ale dlaczego? Co się takiego wydarzyło? Czyż to nie koalicja państw arabskich próbowała najechać Izrael, by go zniszczyć zanim powstał? A że się nie udało? Mój Boże, nie pierwszy to raz Bóg walczył po stronie Izraela. A tak poważnie – Izraelczycy mieli kiepski sprzęt, mieli go mało, ale rozbili Arabów w drobny mak. I to niejeden raz (tyle że potem mieli już najlepszy na świecie wywiad, szpiegów wszędzie i potężną jak na tamte warunki armię).

  26. Muzeum zagłady to nie miejsce dla 4 – letniego dziecka. Koniec i kropka.

    • Przecinek. Ma Pani monopol na jedyną słuszną rację? Nie sądzę. Proszę o więcej tolerancji i pozostawienie innym rodzicom prawa do podejmowania własnych decyzji.

      • No tak, zapomniałam, że to Tylko Pani ma monopol na jedynie słuszną rację

        • Trudno dyskutować z kimś, kto zachowuje się w tren sposób i w dodatku nie potrafi czytać ze zrozumieniem. Prosiłam o tolerancję dla innych rodziców i zaakceptowanie faktu, że każdy rodzic ma prawo podejmować własne decyzje – niekoniecznie zbieżne z moimi decyzjami. Czytanie ze zrozumieniem nie jest aż takie trudne – proszę spróbować, wierzę w Panią 😉

          • Brakiem tolerancji to Pani się charakteryzuje. Dziwi mnie Pani reakcja na jakąkolwiek krytykę lub komentarz czytelników niezgodną z Pani przemyśleniami. Ma Pani na tym punkcie jakiś kompleks?

          • Dziwnie Pani reaguje na wszelkie komentarze niezgodne z Pani poglądami. Ma Pani na tym punkcie jakiś kompleks? Bo to raczej nie jest normalne.

          • Powtarza się Pani. Stosowanie różnych nicków nie zmienia faktu, że wciąż posiada Pani ten sam adres IP 🙂

    • Chyba pierwsza w tej dyskusji podniosłam kwestię wieku, ale zupełnie się nie zgadzam z osobami, które krytykują Mamę Laury za zabranie dziecka do Fabryki Schindlera. Z jakiegoś powodu co prawda jest wprowadzone kryterium wieku, i wynosi ono rzeczywiście 14 lat, ale w regulaminie jest dopuszczone zwiedzanie przez młodsze dzieci z rodzicami/opiekunami. To raz – trudno rodzicowi zabronić, żeby zabrał dziecko do muzeum. To jego dziecko i jego odpowiedzialność, zwłaszcza że Fabryka Schindlera NIE JEST muzeum Zagłady, to nie jest pomnik Holocaustu. To jest oddział muzeum, który opowiada o Krakowie w czasach okupacji, oczywiście Fabryka Schindlera, getto i w ogóle tematyka Żydów jest mocno obecna, ale nie są to jedyne wątki.

      Ja bym nie miała oporów przed pójściem tam z trzylatkiem czy czterolatkiem, ale już nad starszym dzieckiem – takim na przykład sześcio, siedmioletnim, mocno bym się zastanowiła. Bo to taki wiek w którym trudno nie odpowiadać na pytania, a jednocześnie chyba za wcześnie budzić ciekawość w pewnych obszarach. Choć na przykład dwa dni temu musiałam dziecku trochę opowiedzieć o bombie atomowej. Bo zapytało.

  27. Polecam książkę „Wszystkie moje mamy” wojna widziana oczami dziecka (opis przeczytałam na blogu „Klocek i Kredka” – to nie reklama jestem czytelniczką :). Bardzo podoba mi się Pani podejście, dzieci dużo rozumieją, więcej niż innym się wydaje. Pozdrowienia dla mądrej i pięknej Laury

    • Bardzo serdecznie dziękuję za polecenie książki. Z pewnością znajdzie się ona w naszej domowej biblioteczce 🙂

    • Proszę czytać ze zrozumieniem:) Pod pierwszym komentarzem zapomniałam się podpisać, więc napisałam jeszcze raz – już z podpisem.

    • Doskonale sobie zdaję sprawę z tego, że mój numer IP jest dla Pani widoczny nie jestem idiotką, za jakie uważa Pani nieprzychylne sobie czytelniczki:) Dlatego nie rozumiem po co głupi komentarz na temat tego, że podpisuję się różnymi nickami. Jak już napisałam – za pierwszym razem zapomniałam o podpisie więc jeszcze raz wysłałam komentarz o podobnej treści – już z podpisem. Proszę nie przeinaczać moich wypowiedzi. Szkoda nerwów na głupią dyskusję z Panią. Żegnam i życzę dalszych sukcesów w roztaczaniu wizji, że jest Pani najmądrzejszą matką na świecie:)

      • Pani Anno, dziękuję zatem za niezwykłą dbałość o podpisywanie się. Jeśli jeszcze zacznie Pani prowadzić merytoryczną dyskusję, zamiast wycieczek personalnych, będzie Pani naprawdę blisko ideału 🙂

  28. Moja sąsiadka, bardzo religijna i prawdziwie pobożna osoba powiedziała ostatnio „wiesz kiedyś szatana czuło się na odległość, teraz przechadza się wokół ludzi swobodnie, bo wolność nasza jest w jego rękach”. Ja nie jestem aż tak religijna i w pierwszej chwili to zignorowałam. Potem jednak pomyślałam, że czcimy Trójcę Święta, której nie widzimy, a negujemy szatana. Do czego zmierzam – w wojnie nie ma zasad, a kiedy nie ma zasad budzi się zło w najczystszej postaci. Też uważam, że na swój sposób dzieci powinny wiedzieć, że są ludzie, dla których nic się nie liczy, a już wcale drugi człowiek. I mimo mojej słabej wiary modle się, by moje dziecko wojny nie zaznało.
    Pozdrawiam

  29. Nie, żeby coś. Ale ja bym swojej córy nie zabrała do muzeum, które aż krzyczy rozpaczą dzieci, które kompletnie nie mogły zrobić nic, żeby było lepiej i inaczej. Tym bardziej, że widziały też bezsilność swoich rodziców i ich niemoc a przecież rodzice są po to, żeby zawsze swoje dzieci ochronić i obronić. Jeżeli moja córka będzie miała kiedyś potrzebę, żeby odwiedzić jakieś tego typu muzeum to oczywiście nie powiem nie. Ja unikam takich miejsc jak ognia, tak samo jak słuchania wiadomości w których można usłyszeć głównie o śmierci, wypadkach, tragediach i kolejnych wojnach. To nie dla mnie.

    • I masz do tego Betty święte prawo. My reprezentujemy nieco inne podejście i też mamy do tego święte prawo. Wychowujemy Laurę zgodnie z własnymi przekonaniami, ale jednocześnie nie narzucamy tych przekonań innym rodzicom. Wzamian oczekujemy, że inni ludzie nie będą nam udzielać w tym zakresie poradnictwa. Właśnie dlatego tak poirytowal mnie jeden z komentarzy zamieszczonych pod tekstem, który mówił innym rodzicom, czego nie powinni robić. Mili Państwo, wychowujmy zawsze własne dzieci, a nie cudze. Pozdrawiam serdecznie.

      • W pełni się zgadzam z Tobą Emii. Ja jednak nie zabrałabym swojego synka – lat 8 do tego typu muzemum… Jestem mamą która chciałaby pokazać dziecku same dobre strony tego świata. Dać mu gwiazdkę z nieba. Czy potępiam Ciebie i Kubę – nigdy w życiu. To jest tak ciężki temat, że każda rodzina musi zdecydować – co mówić jak wychowywać swoje dzieci. Myślę też że każda podjęta decyzja jest dobra. To my rodzice decydujemy jak wychowywać swoje dzieci i nikt nie ma prawa się w to wtarabaniać… Wszystko zależy od dziecka i jego rodziny. Nikt dla własnej pociechy nie chce źle. Serdecznie pozdrawiam. Cieszę się z sukcesów Laury i Was jako Rodziców.

        • Mamy w tej trudnej kwestii podobne zdanie :). „To jest tak ciężki temat, że każda rodzina musi zdecydować – co mówić jak wychowywać swoje dzieci”. Otóż to!

      • Emi, Ty jestes fenomenalną matką i na pewno nie mam zamiaru robic Ci zadnych uwag. Co do mojej osoby – sama mam 28 lat i nie ogladam wiadomosci w TV od jakichs 5 lat. Dlaczego? Dlatego, że są dla mnie bezwartosciowe, a jedynie dostarczają brutalne czy wulgarne treści. Wiadomosci w TV mają zawsze stały program 1) Jeden wypadek samochodowy, w ktorym zginęłą min 1 osoba (takich wypadków jest kilkadziesiat dziennie w Polsce, nie wiem dlaczego mialabym jakos przezywac akurat ten) 2) mundrosci polityka A na temat ostatniej wypowiedzi polityka B, ktory krytykował polityka C, jak ten spierał się z politykiem D. G&&no z tej papki medialnej wynika 3) opoznienie pociągu w Pcimiu Dolnym 4) remont drogi w Koziej Wolce oraz 5) odwiedziny zagranicznego aktora/piosenkarza w Polsce.

        Jednym słowem wiadomosci w TV to marnowanie pół h dziennie, bzdury, niewielka istotnosc i hałąs.

        Co do muzeum w Auschwitz i temu podobne – ja poszłam w wieku około 16-18 lat, gdy miałam juz wiedzę historyczną, myslenie dorosłego człowieka, odpornosc psychiczną i włąsne przemyslenia/wnioski. W wieku 4 lat chodziłąm wylacznie do muzeum Lego, na wesołe miasteczka i muzeów lalek/zabawek/skansenów itp.

        • My często oglądamy programy w Internecie, a nie w TV. W necie znajdujemy więcej wartościowych 🙂

          • Co do wydarzeń na Ukrainie – nie śledzę tego, nie interesuje mnie to. Od dziesiatek lat non stop jest gdzies wojna… Kiedys Bałkany, Czeczenia, Jugosławia, rozpad ZSRR, jakies zamieszki w panstwa arabskich, strefa Gazy, itp itd itp… Teraz aktualna jest Ukraina, za kilka lat znowu jakies panstwo arabskie czy afrykanskie. Kotlowanina na swiecie jest non stop – zazwyczaj chodzi o dostep do cennych surowcow. Nie podniecam się tymi zamieszkami, nie śledzę ich, nie przezywam…..Szczerze – mam to w nosie. Człowiek nie jest w stanie przezywac naprawdę sercem kazdej tragedii i rozczulac się nad kazdą wojenką… Jezeli chodzi o wiadomosci to bardziej interesują mnie zmiany w podatkach niz sytuacja na Ukrainie. Widzę tylko cos o Ukrainie w TV/Internecie/radio – od razu przelaczam. Mamy za krotkie zycie, aby się podniecac kazdą błahostką czy nawet powaznym konfliktem. One byly, są i będą. Liczy się nasze pdoworko, nasze zycie, nasza rodzina. Ogladanie w TV nic nie daje a ni nie pomaga o gram ludziom na Ukrainie. My sobie tylko patrzymy, zagryzając orzeszkami na kanapie.

          • Osobiscie bym zwariowala ogladajac codziennie wiadomosci, sluchajac o Ukrainie, podniecajac się konfliktami na swiecie, zwiedzajac wszystkie muzea zagłady, itp. Selekcjonuję treści. Swiat jest dosc ponury „na zywo” nie potrzebuję taplac się w tym jeszcze dodatkowo w TV i Internecie. Gdyby w kinie byl do wyboru film o tragediach w jakims panstwie, zagładzie oraz głupia jak but komedia amerykanska to wybieram to drugie. Dlaczego? By chronic psychikę. W zyciu mam mnostwo okazji do wykazania się człowieczenstwem, chocby zmudną opieką nad kims chorym na nowotwor czy pomoc bezdomnemu psu. Podsumowując – taplanie się wirtualne w problemach świata NIC, ale to absolutnie NIC nie wnosi do zycia tych pokrzywdzonych ludzi.

          • Ale być może wnosi dużo do naszego życia… To bardzo indywidualna kwestia, trudno tu o jednoznaczne diagnozy.

      • Mam nadzieję, że nie odebrałaś mojej wiadomości jako próby udzielenia porady. Ja po prostu wyraziłam swoje zdanie a ty swoje. Pozdrawiam ciepło.

        • Betty, ależ oczywiście, że nie. Wszystko jest w porządku :). Wyraziłaś swoje zdanie w sposób jasny, nie stosując wobec mnie przytyków personalnych ani nie wyśmiewając mojego odmiennego punktu widzenia, więc nie może być mowy o złym odbiorze. Uważam, że wszyscy mamy prawo różnić się od siebie i prezentować odmienne poglądy. Ważne, abyśmy potrafili po ludzku ze sobą rozmawiać 🙂

  30. Witaj, osobiście bardzo Cię lubię i szanuję ale ostatnio w pewnym programie psycholog dziecięcy wypowiadal się na temat oglądania przez dzieci wiadomosci. Oczywiście należy rozmawiać i o wojnie i o innych trudnych tematach nawet z malymi dziecmi ale obrazy z wiadomości niekoniecznie są dla nich odpowiednie, bo zostają w głowie i mimo rozmowy z rodzicami mogą rodzić niepotrzebny strach. Oczywiscie każdy ma prawo sam decydować. Pozdrawiam:-)

    • Nie przesadzajmy. Moi rodzice nigdy nie ukrywali przede mną telewizora. Oglądałam to samo wszystko co oni. Bardziej na moją wyobraźnię działały wiadomości w radiu. Słuchałam razem z tatą i zasypywałam go gradem pytań.
      Dodatkowo również z tatą oglądałam „Sensacje XX wieku” i „Z archiwum X”. Nie pamiętam żebym po tych programach bała się czegokolwiek. Jeśli rodzice będą się strasznie przejmować wiadomościami itp. to tym bardziej dziecko zacznie się przejmować.
      Wspólnie z rodzicami oglądaliśmy również „brazylijskie telenowele” i nie uważam żeby to w zły sposób wpłynęło na moją osobowość.
      Potem nauczyłam się czytać. Rodzice oglądali filmy itp. a ja obok czytałam książki. Do dziś bardziej lubię czytać niż oglądać.
      Moje dzieci będę wychowywać tak samo jak rodzice mnie wychowali. Powinniśmy dostosowywać sposób wychowywania do dziecka, a nie dziecko do mądrych teorii psychologów.
      Jakby psychologowie kazali nie odzywać się do dziecka przez pierwsze pięć lat jego życia to też ludzie traktowaliby to jako prawdę objawioną.
      Kiedyś suchoty leczyło się wkładając dziecko do pieca, a teraz nikt by się do tego nie dopuścił. Kiedyś nikt się nie zastanawiał jak byle pierdoła wpływa na dziecko, a teraz wszyscy się roztrząsają nad tym. Trzeba trochę wyluzować. Nie ma skutecznej i jedynej recepty na wszystko.

      • Spokojnie Ara, ja tylko napisałam co usłyszałam.Oczywiście jedno dziecko zareaguje tak a inne inaczej. Każdy rodzic ma prawo robić co chce i wychowywać jak chce, nic mi do tego. I nie mam nic do tego, że Laura ogląda z Emilią wiadomości.

    • Witaj Agnieszko. Z pewnością masz rację, jeśli chodzi o tę opinię psychologa. Jednak z mojego punktu widzenia nie można wszystkich dzieci wrzucać do jednego worka. Sposób rozmawiania z dzieckiem na trudne tematy tudzież pokazywania trudnych obrazów, to sprawa bardzo indywidualna. Zależy to od wielu czynników – np. od dociekliwości dziecka, jego spostrzegawczości, a także sposobu życia rodziców i kultywowanych przez nich zwyczajów. W naszym domu bardzo często rozmawiamy o wydarzeniach na świecie, interesujemy się polityką, martwimy o Polskę i o naszą przyszłość. Z racji tego, że Laura wymaga ciągłej opieki, wciąż przebywa w naszym towarzystwie i przysłuchuje się naszym rozmowom, czasem zerka na programy, które oglądamy. Wynika to głównie ze specyficznego życia, jakie prowadzimy i nic na to nie poradzimy. Nie zauważyliśmy w córce strachu, tylko sporą dociekliwość. Często Laura zadaje nam bardzo dojrzałe pytania, na które cierpliwie jej odpowiadamy.

      Laura wychowuje się patrząc na rodziców, którzy są zaangażowani w losy kraju i świata, którzy nie uciekają od trudnych tematów ani od niewygodnej historii. Dla Laury nasze zainteresowanie światem jest czymś naturalnym, a jej uczestnictwo w naszym życiu, pod naszą czujną opieką i miłością, z pewnością nie stwarza dla niej zagrożenia. Tak po prostu wybraliśmy. Laura już dziś rozumie, że zawsze może do nas przyjść i zapytać nas nawet o najtrudniejsze kwestie.

      Oczywiście rozumiemy, że są rodzice, którzy dokonują innych wyborów i wolą chronić dzieci przed wpływem złych informacji. Tacy rodzice nie zabierają dzieci do muzeum zagłady ani nie pokazują im wiadomości. Ja ten wybór doskonale rozumiem i szanuję, kto wie, może jest on nawet lepszy. Trudno to jednak jednoznacznie stwierdzić.

      Generalnie uważam, że każdy rodzic ma prawo decydować o wychowaniu własnego dziecka, zgodnie z własnymi przekonaniami, ponieważ to jest bardzo indywidualna sprawa. Pozdrawiam serdecznie

      • Oczywiście masz rację Emilio. Ja podzieliłam się jedynie informacjami o których usłyszałam również w kontekście rozmawiania z dziećmi o wojnie. Pozdrawiam serdecznie

        • Również przesyłam serdeczności 🙂

      • Zgadzam się z Tobą oczywiście, chciałąm jedynie podzielić się informacjami, które zasłyszałam ostatnio. Temat dotyczył właśnie rozmów z dziećmi o wojnie itp dlatego postanowiłam się wypowiedzieć. Pozdrawiam serdecznie

  31. Oj. Oj. Dlaczego Izrael bombarduje obozy palestyńskie. Dlatego, że z tych obozów lecą na Izrael rakiety. Dlatego, że Izrael jest w stanie permanentnego zagrożenia zamachami. Byłam w Izraelu trzy razy. To jest państwo w stanie oblężenia. I nikt, kto dorywczo ogląda newsy w tv, nie zrozumie decyzji o bombardowaniu obozów uchodźców. Między namiotami z dziećmi są bazy terrorystów. W szkołach prowadzonych pod agendami ONZ znajdowała jest broń (przez inspekcje międzynarodowe). Izrael się broni bo walczy o życie. Polecam więcej lektur, mniej zdjęć w tym temacie. A zestawienie z piknikami nazistowskimi, slabe. Ps. Do Fabryki Schindlera wstęp jest chyba od 14 lat, oczywiście Laura jest za mała na świadome zwiedzanie, piszę na wypadek, gdyby ktoś chciał zabrać dziecko kilka lat starsze. Nie powinien

    • Oj oj chyba komuś puściły nerwy. Oj oj chyba ktoś nie zrozumiał przekazu tekstu. Oj oj to wyłącznie sprawa rodziców, do jakiego muzeum zabierają wlasne dzieci.

      • nie rozumiem niektórych komentarzy. wielkie halo o to że czterolatka poszła z rodzicami do muzeum. i o to ludzie macie pretensje ???? TO JEST NASZA HISTORIA !!!!!! dziecko ma prawo wiedzieć że takie okrucieństwo miało miejsce .
        chociaż nie znam Emilii osobiście, a czytając tego bloga od czasu reportażu w DDTVN , uważam że jest świadomą mamą i wie co , kiedy i w jaki sposób przekazywać swojemu dziecku. TO JEST WYCHOWYWANIE ŚWIADOMYCH SWOJEJ HISTORII MŁODYCH LUDZI .
        Pozdrawiam i życzę dużo cierpliwośći w czytaniu i odpisywaniu na niektóre bardzo „życzliwe” i niezmiernie ”pouczające” dobre rady wychowawcze i. Za to cię kobieto podziwiam 😀

    • Mamam … Ten konflikt nie jest czarno – bialy , wiec nie zgodze sie , ze piszesz o nim jak o prawdzie przez Ciebie objawionej . Zazwyczaj racja jest po stronie z ktora sympatyzujemy , nieprawdaz ? 😉

      • Dokładnie. Prawda jest zazwyczaj gdzieś pomiędzy. A mój tekst nie był analizą konfliktu izraelsko-palestyńskiego, tylko analizą ludzkich zachowań. W poście jest tylko krótka wzmianka o emocjach, jakie u mnie wywołały zdjęcia zamordowanych palestyńskich dzieci – zresztą nie ma znaczenia, jakiej były one narodowości, gdyż takie same emocje wywołałyby we mnie zdjęcia izraelskich dzieci. Jest też wzmianka o zdecydowanie godnych potępienia piknikach śmierci, organizowanych przez Izraelczyków. Niektórzy Izraelczycy całymi rodzinami zbierają się na wzgórzach, aby z aprobatą oglądać bombardowania – przy czym jedzą, piją, palą fajki i świetnie się bawią. Robienie sobie widowiska z cudzej śmierci jest karygodne, zwłaszcza w przypadku narodu, który uważa się za cywilizowany. Jest to moralnie naganne, bez względu na to, czy decyzja o bombardowaniu Palestyny była słuszna, czy niesłuszna. Pani Mamam chyba kompletnie nie zrozumiała przekazu i nieco zagalopowała się w sowich wywodach. To nie jest tekst o wojnie palestyńsko-izraelskiej. To jest tekst o wojnie ogólnie, oraz o mrocznej stronie ludzkiej natury.

    • To Izrael ukradł ziemię a w zasadzie państwo Palestyńczykom a nie Oni Izraelowi.
      To kto tu się tak naprawdę broni?
      Zaleca Pani więcej lektur,a więc może sama Pani z tej rady skorzysta?
      Dodam tylko tak dla pewności,że nie mam nic przeciwko Żydom
      choć i tak pewnie zrobicie ze mnie antysemitę.

  32. Nie wiem tylko po co małe dziecko uczestniczy w oglądaniu wiadomości… Chyba są bardziej odpowiednie programy do tego wieku. Równie dobrze można puścić dziecku film sensacyjny, tylko jaki w tym sens?

    • Jedni wolą unikać i chronić dzieci przed złymi informacjami, a jeszcze inni wolą dziecku tłumaczyć i z nim rozmawiać. Każdy rodzic dokonuje najlepszego dla własnego dziecka wyboru. Sądzę, że każdy powinien zajmować się wychowaniem własnych dzieci najlepiej jak potrafi i nie dawać instrukcji innym rodzicom.

      • Pani Emilio, po prostu wszystko w swoim czasie. Jeśli dla Pani to odpowiedni czas, to może mnie dziwić lub szokować. Przedszkolak i losy Ukrainy? Dla mnie to absurd. Nawet wymówić tego słowa nie umie poprawnie…
        Czasem mam wrażenie, że boi się Pani, że Laura nie zdąży wszystkiego doświadczyć i dlatego serwuje jej Pani wszystko na zapas.

        • Pani M, to ostatnie zdanie to przesada do kwadratu – poniosło Panią… Skoro ma Pani takie wrażenia, to proponuję, aby nie dzieliła się nimi Pani ze mną – sprawi mi Pani znacznie mniej przykrości.

          Co do pozostałej części wypowiedzi, to niczego córce nie serwuję, tylko ją wychowuję, zresztą nie sama, tylko z partnerem. Robimy tak, jak intuicja mi podpowiada, najlepiej jak potrafimy. Na wszystko jest odpowiedni czas – proszę pozwolić, aby ludzie sami za siebie decydowali, czy to jest odpowiedni czas dla nich.

          Nie narzucam Pani moich metod wychowawczych. Oczekuję w tym zakresie wzajemności. Pozdrawiam serdecznie.

        • Ja też jestem za tym, aby dzieci pozostały w świecie elfów i wróżek, mają dużo czasu, aby nauczyć się czym jest zło. Ale to tylko moja opinia, każdy ma inną.

          Do pani M. : ostatnie pani zdanie to jest cios poniżej pasa. Niech pani nie daje rad jak wychowywać dzieci, gdzyż pani sama jest -delikatnie mówiąc – żle wychowana. Wrażliwości to nikt pani nie nauczył!!!

        • U nas w przedszkolu też mówią o losach Ukrainy i co w tym dziwnego i złego?Kiedy mamy uczyc dzieci że istnieje dobro i zło?Jest jakis przedział wiekowy?Nie sadzę.ja odpowiadam moim dzieciom na każde pytanie i nie ważne czy jest odpowiednie do wieku czy nie. Nie mówię poczekaj,masz na to jeszcze czas.Bardzo dobrze Pani Emilia zrobiła z Panem Kuba że to wszystko pokazali Laurze.Napewno zauwazyli czy Laure to interesuje czy nie.Jeżeli nie interesuje to jestem pewna że nie bedą na siłe pokazywać Jej wojny.Uważam,że to wszystko zależy od dziecka i Jego psychiki.Pozdrawiam.

        • Ja jako dziecko również uczestniczyłam w oglądaniu wiadomości. Owszem wiele rzeczy nie rozumiałam, wiele sobie upraszczałam, ale patrząc z prespektywy czasu jestem wdzięczna moim rodzicom za to, że mnie do tego zachęcali. Myślę, że w ten sposób już od najmłodszych lat (świadomie czy nie) kształtowali we mnie głód informacji, zainteresowania światem, postawę prospołeczną. I chyba miałam też przewagę w szkole nad dziećmi, które nie uczestniczyły w „oglądaniu wiadomości”.

          Nie mówię, że to jest jedyna słuszna droga, bo każde dziecko jest inne i możliwe, że nie każdemu dziecku to służy. W moim przypadku przyniosło to pozytywne efekty.

          A z doświadczenia powiem jeszcze tyle, że zdecydowanie lepiej objaśnić dziecku pewne sprawy niż ukrywać przed nim Świat i pozostawiać je samo sobie z przypadkowo „złapanym” strzępkiem informacji i komunikatem: „to są sprawy dorosłych”. Wyobraźnia dziecka wtedy zaczyna bardzo mocno pracować niekoniecznie w dobrym kierunku…

  33. świadomość wojny czy nieświadomość. co gorsze? co lepsze? to zależy, czy zbuduje, czy zrujnuje psychikę człowieka, który żyje z daleka od takich wydarzeń. ciężki temat, generalnie.

    • Bardzo ciężki. Jedni wolą chronić dzieci przed tematem wojny, inni wolą z nimi o tym rozmawiać. Nie ma tu idealnego rozwiązania – nie może być w przypadku faktu, gdzie jeden człowiek morduje drugiego.

  34. Emilio, dobrze, że o tym piszesz.
    To chyba najważniejsze, mieć w sobie wiedzę, że jesteśmy zdolni do zła, że barbarzyńca jest w nas. Zaprzeczając temu, chowając to głęboko, jesteśmy bezbronni. A wiedząc o tym, dopiero możemy próbować sobie z tym radzić.
    Nawet dzieci powinny się uczyć radzić sobie ze złością, gniewem, zamiast udawać, że tego nie ma.

    • Aniu, bardzo trafne spostrzeżenie. Mądrze piszesz.

    • Chciałam się odnieść do tych słów. Ja wiem kiedy wyjdzie ze mnie bestia, kiedy byłabym w stanie zrobić straszne rzeczy, wiem kiedy przekroczyłabym granicę, której w tym momencie nie jestem w stanie. Kiedy potrafiłabym być wspomnianym barbarzyńcą.
      Oglądałam przed chwilą program w tv o zgwałconej ośmiomiesięcznej dziewczynce. Oglądałam i płakałam.
      Mam roczną córkę, wiem kiedy wyszłaby ze mnie bestia.

      • To chyba nie bestia siedzi w Tobie… To raczej zupełnie normalne pragnienie sprawiedliwości, pragnienie surowego ukarania tego, kto bestią zdecydowanie jest.

    • Chciałam się odnieść do tych słów. Ja wiem kiedy wyjdzie ze mnie bestia, kiedy byłabym w stanie zrobić straszne rzeczy, wiem kiedy przekroczyłabym granicę, której w tym momencie nie jestem w stanie.
      Oglądałam przed chwilą program w tv o zgwałconej ośmiomiesięcznej dziewczynce. Oglądałam i płakałam.
      Mam roczną córkę, wiem kiedy wyszłaby ze mnie bestia.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Publikując komentarz, jednocześnie wyrażam zgodę na przetwarzanie przez Administratora Danych Osobowych bloga www.kochamylaure.pl moich następujących danych: podpis, e-mail, adres IP, w celu i w zakresie do tego niezbędnym. Przetwarzanie danych odbędzie się zgodnie z obowiązującym prawem, a w szczególności z przepisami Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. (zw. RODO) i polityką prywatności znajdującą się pod adresem www.kochamylaure.pl/polityka-prywatnosci/