Trzeba być lisem i lwem

Autor: Emilia, mama Laury Data: wrzesień 26, 2014 Kategoria: Historia Laury | komentarzy 60

Nie, nie jest w Polsce aż tak dobrze, jakby się to mogło patrzącym na Laurę wydawać. Nie, pomoc dla niepełnosprawnych dzieci nie spada z nieba wprost na leżących do góry brzuchem rodziców, jak to mi ktoś niedawno z przekąsem zasugerował. Nie, nie przychodzi na całą noc pielęgniarka, tak jak się to odbywa w Szwecji czy w Niemczech.

Aby w Polsce uzyskać profesjonalną terapię dla przewlekle chorego dziecka, trzeba koniecznie znać miłościwie nam panujące ustawy, biegle posługiwać się językiem urzędowym, umieć pisać podania, mieć łeb na karku, grubą skórę, nerwy ze stali, wygodne buty i koniecznie dobre łącze z Internetem.

Trzeba nie bać się warknąć tam, gdzie warczeć należy. Zaś udawać potulną jak myszkę i korzyć się tam, gdzie sytuacja tego wymaga. Trzeba udawać mądrzejszą od Einsteina wszędzie tam, gdzie władczy sposób bycia i autorytarne gesty przynoszą jakikolwiek efekt. Innym razem trzeba przekonująco udawać tępą dzidę tylko po to, aby podbudować niskie samopoczucie pani urzędniczki i tym samym załatwić własnemu dziecku ważną sprawę. Chodzi więc człowiek w tych wygodnych butach od przychodni do poradni, od urzędu do urzędu. Raz się uśmiecha, raz zalewa łzami. Raz zachowuje się pretensjonalnie, innym razem płaszczy się przed urzędnikiem jak rasowy lizus. Raz załatwia sprawę niczym ponadprzeciętny inteligent, a innym razem jąka się i udaje życiowego nieudacznika. Liczba ról teatralnych, którą rodzic musi odegrać, aby załatwić dziecku pomoc, jest wprost nieprawdopodobna. Na szczęście od czasu do czasu można też trafić na urzędnika, lekarza lub nauczyciela, przy którym nie trzeba grać i choć przez chwilę można po prostu być sobą…

Refundowana pomoc dla niepełnosprawnych dzieci teoretycznie istnieje – choćby procedura wczesnej interwencji, wczesnego wspomagania rozwoju, kształcenia specjalnego czy asystenta osoby niepełnosprawnej. Problem w tym, że w praktyce z tej pomocy może skorzystać wyłącznie wąska grupa chorych, z równie wąskiej listy chorób ustanowionych przez ustawodawcę. Tej pomocy są pozbawione na przykład dzieci z rzadkimi chorobami genetycznymi…

Poza respiratorem i dwoma godzinami rehabilitacji tygodniowo, żaden ustawodawca nie przewidział terapii dla takich jak Laura dzieci. Od początku było więc dla mnie jasne, że niemal wszystko będę musiała wydrzeć pazurami. Wkrótce po narodzinach Laury, gdy tylko ogarnęłam się z pierwszego szoku emocjonalnego, procedura ostrzenia pazurów ruszyła…

Najpierw odmówiono Laurze długoterminowego orzeczenia o niepełnosprawności, twierdząc, że jej matka z pewnością kłamie zapewniając o nieuleczalności nietypowej choroby swej córki. Orzeczenie wydano tylko na dwa lata informując mnie, że po tym okresie mam pojawić się na komisji z dzieckiem i respiratorem, aby udowodnić, że ono wciąż jest chore. Dla mnie był to absurd nie tylko ze względu na oczywistą nieuleczalność choroby Laury, ale także dlatego, że orzeczenie wydawane co dwa lata bardzo utrudniało uzyskanie dla Laury stałej pomocy terapeutycznej. Zaczęłam więc procedurę odwoławczą i napisałam kilkustronicowe odwołanie do instytucji wyższej instancji. Podziałało – po miesiącu oczekiwania otrzymałam orzeczenie o niepełnosprawności wydane Laurze aż do 26 roku życia.

Następnie przyszła kolej na walkę o specjalistyczną terapię dla córeczki. Złożyłam więc w Poradni Psychologiczno – Pedagogicznej stosowne podanie o pomoc w ramach wczesnego wspomagania rozwoju, a w kolejnym etapie złożyłam podanie o pomoc w ramach kształcenia specjalnego.

Opisałam dokładnie główne choroby Laury, liczne dysfunkcje fizyczne i opóźnienie umysłowe z nimi związane. Niestety, tu również odmówiono mi pomocy argumentując, że CCHS oraz choroby Hirschsprunga nie ma na liście chorób ustanowionych przez ustawodawcę. W uproszczeniu: bujaj się matko, trzeba było urodzić dziecko chore na jakąś normalniejszą chorobę, na przykład niewidome lub niepełnosprawne ruchowo.

Automatycznie zapaliła mi się czerwona lampka. Zaraz zaraz pomyślałam, przecież Laura nosi okulary oraz jest opóźniona ruchowo, no nie? Dlatego też z wielkim zapałem rozpoczęłam kolejną procedurę odwoławczą argumentując, że skoro Laura ma wadę wzroku i opóźnienia fizyczne, to zgodnie z ustawą pomoc jej się należy. Udało się! Przyznano Laurze terapię w związku z jej wadą wzroku, jednak znów pominięto ułomności fizyczne… Musiałam więc złożyć kolejne odwołanie i walczyć o uznanie również zaburzeń w rozwoju ruchowym, aby uzyskać na papierze zacne miano niepełnosprawności sprzężonych. To bardzo ważny zapis, gdyż na niepełnosprawności sprzężone przysługuje o wiele większa pomoc, niż na pojedynczą niepełnosprawność. I tak oto wbrew wszelkiej logice, odmówiono córce pomocy na jej najgorsze i najbardziej obciążające choroby, a przyznano jej na choroby mniej istotne…

Oczywiście cała procedura trwała kilka miesięcy, wymagała kilku wizyt w Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej, kilku zaświadczeń od lekarzy (koniecznie specjalistów), poddania Laurze badaniom psychologicznym oraz napisania przeze mnie stosownych podań. Łącznie z osobnym pismem wyjaśniającym ciekawskim urzędnikom, dlaczego na formularzu brakuje podpisu biologicznego ojca dziecka. Tak tak, z tego też trzeba się było tłumaczyć… A podczas, gdy ja biegałam po poradniach, urzędach i lekarzach, ktoś przecież w tym czasie musiał zajmować się Laurą, wymagającą specjalistycznej opieki przez całą dobę – tego też ustawodawca  niestety nie przewidział…

Gdy wreszcie uzyskałam pierwszy ważny papier – wczesne wspomaganie rozwoju – to bardzo szybko zrozumiałam, że mogę się nim jedynie podetrzeć. Laura była wtedy w bardzo ciężkim stanie, wiecznie na respiratorze, z cewnikiem Broviaca i chyba jeszcze ze stomią. Nie nadawała się do transportu do jakiejkolwiek placówki pedagogicznej i było oczywiste, że wszelkie zajęcia wspomagające jej rozwój muszą odbywać się w domu. Mimo tej oczywistej oczywistości i mimo uzyskania stosownych dokumentów, nie udało mi się w żaden sposób skorzystać z przydzielonej mi pomocy. Po prostu nie istniała w moim rejonie żadna placówka, która chciałaby wysyłać terapeutów na zajęcia indywidualne do domu. Powiedziano mi, że wysyłają tylko do dzieci chorych umysłowo, więc do Laury nie wyślą. W efekcie, pomimo kilkumiesięcznej batalii urzędniczej oraz uzyskanego wymarzonego papieru, i tak musiałam sama zadbać o terapię i za wszystko zapłacić z własnej kieszeni.

Jakieś półtora roku temu zdobyłam drugi papier na kształcenie specjalne, również po batalii proceduralnej. A jak już go otrzymałam, to dopadł mnie ten sam problem, co poprzednio. W moim rejonie nie było żadnego przedszkola, które prowadziłoby terapię indywidualną z dojazdami do domu, a Laura niestety nie była jeszcze gotowa, aby pójść do przedszkola. Wreszcie, po długich poszukiwaniach udało mi się znaleźć jedno jedyne przedszkole, które zgodziło się przyjeżdżać z zastrzeżeniem, że w każdej chwili może przerwać współpracę z powodu braku kadry.

A jakby tego było mało, w międzyczasie jeszcze ogarniałam ciągnącą się dwa lata sprawę rozwodowo-alimentacyjną. Rażące zaniedbania Sądu Okręgowego w Gdańsku, notoryczne pomyłki pań w sekretariacie, zgubienie dokumentów przez urzędników i odwlekanie w nieskończoność terminów rozpraw, to tylko część moich problemów. Że o poświadczeniu nieprawdy przez pracownika sądu, to już nawet nie wspomnę… Tu też musiałam walczyć, pisać odwołania, trzykrotnie składać skargę do Prezesa Sądu w Gdańsku na rażące zaniedbania jego podwładnych. Ówczesny pan Prezes niestety nie zrobił w tej sprawie nic, to znaczy zrobił, ale dopiero wtedy, gdy postraszyłam go mediami. Jeden mój list do Prezesa z informacja, że niedługo odwiedzę go z kamerą sprawił, że ciągnąca się dwa lata sprawa rozwodowa nagle zakończyła się w tydzień…

Straconych godzin i straconego zdrowia już nawet nie liczę. Tak naprawdę dopiero niedawno udało mi się wywalczyć wszystko, co chciałam i dopiąć to na ostatni guzik. Ostatecznie Laura otrzymała tygodniowo 10 godzin terapii z przedszkola w ramach procedury kształcenia specjalnego, jedną godzinę w ramach wczesnego wspomagania rozwoju, dwie godziny mamy przyznane z NFZ na rehabilitację oraz standardowo trzy godziny w tygodniu opieki pielęgniarskiej. Oprócz tego prywatnie wynajmujemy na trzy godziny zaprzyjaźnionego pedagoga, którego podstawowym celem jest stymulacja rozwoju intelektualnego córki. Czyli podsumowując, po odjęciu opieki pielęgniarskiej, terapia Laury zajmuje nam 16 godzin tygodniowo – na przemian przychodzą do nas rehabilitanci, logopedzi i pedagodzy przedszkolni.

Teraz jest już naprawdę dobrze, a Laura w końcu ma dokładnie taką terapię, jakiej potrzebuje. Ale ile mnie to kosztowało straconych nerwów, emocji, czasu i łez, wiem tylko ja sama. Najgorszemu wrogowi nie życzę, aby musiał przez to przechodzić. Może właśnie dlatego tak drażnią mnie docinki w stylu „ty to masz dobrze”, „twoje dziecko ma wszystko” itp.

W Polsce terapia dla dzieci chorujących na rzadkie choroby genetyczne praktycznie nie istnieje. Przy odrobinie szczęścia tę pomoc można wydrzeć pazurami, wyprosić, wypłakać, wykrzyczeć i wyłudzić podaniami. Jak mawiał Machiavelli, „trzeba być jednocześnie i lisem, i lwem” – bez skrupułów. A otwierając kopertę z kolejnym odmownym pismem urzędniczym powtarzać sobie jak mantrę: „nie ze mną te numery, Bruner”.

Dziś patrzę na prawidłowo rozwijającą się czteroletnią córkę, która uśmiechnięta od ucha do ucha odbywa zajęcia z pedagogiem. Laura właśnie rozpoczyna naukę czytania za pomocą… książki przeznaczonej dla sześciolatków! Warto było przejść boso przez piekło, aby tej chwili doczekać…

6

Na murku

Boso

Humor dopisuje

W dobrym nastroju

Stópki

Na placu zabaw

komentarzy 60

  1. WAŻNA INFORMACJA!

    Kochani Czytelnicy, od jakiegoś czasu złośliwy krasnolud kradnie najnowsze posty z bloga Kochamy Laurę!!! Z tego powodu wielu ludzi wchodząc na naszą stronę nie widzi nowych wpisów na blogu, tylko stare. Być może Wy też jesteście w tym gronie i nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy. Dlatego mam do Was prośbę, która rozwiąże problem znikających postów:

    Co należy zrobić, aby zobaczyć nowe posty?

    1. W przeglądarce, której używacie do przeglądania Internetu należy odświeżyć naszą stronę naciskając jednocześnie „ctrl” oraz „F5” (w komputerach Apple „command” oraz „R”),
    2. Jeśli to nie zadziała, to wyczyścić historię swojej przeglądarki,
    2. Jeśli to nie pomoże, to wyczyścić pamięć cookis.

    Po tym zabiegu już wszystko powinno poprawnie działać już zawsze 🙂

  2. Czytałam Twój blog na samym początku jego istnienia-mam córcię w wieku Laury. Teraz to już kompletnie nie mam czasu na nic-w 2012 roku urodził się nasz synek u którego zdiagnozowano MPD. Niestety-wszystko co piszecie o opiece nad dziećmi niepełnosprawnymi w Polsce to prawda. Dodam tylko, że jak nie masz większych dochodów i łba na karku to Twoje niepełnosprawne dziecko jest przegrane. Fakt- trzeba się najeździć, naprosić i nachodzić żeby cokolwiek wyegzekwować, a i tak za mnóstwo rzeczy płacimy z własnej kieszeni….heh… takie realia.

    • I równocześnie traci pani czas, który można poświęcić na rechabilitację dziecka. A w przypadku MPD chyba jest to bardzo ważne.
      Pomijam sytuację drugiego dziecka, które też cierpi. Życzę pani siły i powodzenia.
      Również popiera pomysł napisania książki, pani Emilio!

  3. Dziś rano nie wiedzialam jeszcze o Waszym istnieniu..zaczęłam czytać od początku i przyszły pierwsze łzy.. też mam córeczkę, której na imię Laura i moja siostra, Emilia urodziła swoja córeczkę w moje urodziny to jest 7 lipca.. ja wierzę, że będzie dobrze!! A teraz zabieram się do czytania. Czy myślała Pani o wersji książkowej bloga? Bo pisze Pani swietnie 🙂 pozdrawiam i trzymam kciuki!!

    • Dziękuję Katarzyno i serdecznie zapraszam do dalszej lektury! Tak, myślę o wersji książkowej, ale jak na razie nie mam czasu, aby to marzenie urzeczywistnić 🙁

  4. Emilio, jesli to nie tajemnica, to: ile sypiasz godzin na dobe? (mam nadzieje, ze pytanie nie jest niedyskretne, ale jesli tak, to cofam je).

    • Mało. Zdecydowanie zbyt mało… Mam w planach to zmienić, ale niestety jak na razie nie specjalnie mi to wychodzi.

  5. Laura ma najlepsza mamę na świecie ,to wielkie szczęście mieć taka mamę ,i zapewnie odwrotnie mieć taka mądra córeczkę:)A z ta Szwecja to tak pięknie tez nie jest ,napewno lepiej niż w Polsce ,ale tez trzeba czasami walczyć o pomoc jeśli ma sie niepełnosprawne dziecko …pozdrawiam.:)

  6. Siedzę od rana i czytam wasz pamiętnik… Poryczałam się milion razy. Jesteście wspaniałe – obie! Nie mogę wprost napatrzeć się na Laurę. Ona wygrała życie!
    I zgadzam się! Jesteś wielka, bo to, że Ona jest i jaka jest to tylko i wyłącznie Twoja zasługa.

  7. Ślicznie Laurce w nowych okularkach. Taka „dorosła” się wydaje 🙂
    Udanego wypoczynku całej rodzince życzę.

  8. Emilko, mam pytanie – nie wspominałaś o tym dotychczas (a przynajmniej nie kojarzę) – czy korzystasz z pomocy dla Laury w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie (dofinansowania z PFRONu)? Domyślam się, że jesteś na pewno świetnie poinformowana w możliwościach pomocy Laurze, ale tak na wszelki wypadek o tym wspominam, bo jak najbardziej Wam się to należy…
    Pozdrawiam 🙂 zdjęcia jak zwykle cudne 🙂

    • Magdo nie, nie korzystamy z dofinansowania PEFRONU. Nigdy nie korzystaliśmy.

      • Myślę, że warto się zainteresować – macie możliwość skorzystania z dofinansowań m. in. do zakupu różnych sprzętów rehabilitacyjnych, różnych urządzeń z zakresu likwidacji barier w komunikowaniu się (urządzenia wspomagające rozwijanie mowy, komputer) czy np. do turnusów rehabilitacyjnych. Popytaj w Waszym powiecie, jeśli masz jeszcze siłę przejść się po urzędach 😉

        • Dzięki!

  9. Granica między upośledzeniem a prawidłowym rozwojem bywa płynna. Wiele rzeczy zależy od szybkiej diagnozy, szybkiej i dobrej rehabilitacji. To dzięki Pani determinacji Laura pokonała wiele ograniczeń i ma szansę na prawie normalny rozwój. Ma szansę zostać inteligentną dziewczynką.
    Ważne jest to, jak szybko rozpocznie się pracę z dzieckiem. Niestety, wielu rodziców- jak sama pani napisała – przegrywa walkę z biurokracją.

    Oburza mnie jedno. Urzędnicy są w stanie ukarać niepełnosprawną osobę za kradzież batonika, czy ~90-letnią babcię z demencją za przywłaszczenie wiązanki kwiatów, a ze ściągnięciem alimentów miewa trudności.

    Nie wiem, jak wygląda opieka nad ciężko chorymi w krajach zachodnich. Ale niedawno czytałam książkę „Ślady małych stóp na piasku” i byłam pod wrażeniem pomocy, jaką dostała rodzina chorej dziewczynki. W Polsce – pomarzyć.

  10. Laura ma Wielkie Szczescie,ze ma TAKA MAME 🙂 Zycze duzo sukcesow w walce z choroba Laurki 🙂

  11. Witam, jeżeli to nie tajemnica to z jakiej książeczki i jaką metodą Laura będzie się uczyła czytać. Jestem mamą 4-letniego chłopca i też chciałabym zacząć uczyć czytać swoje dziecko, ale zastanawiam się czy to nie jest jeszcze za wcześnie. Nie wiem też jak miałabym się do tego zabrać 🙂 może inne mamy mają jakieś ciekawe doświadczenia w tym temacie. Pozdrawiam.

    • Niestety obecnie nie mogę podać tytułu. Jesteśmy na drugim końcu Polski, w górach 🙂

      • SUper, mam nadzieję, ze pokażesz zdjęcia 😉 Miłego urlopu i pięknych widoków.

    • A po co zdrowego 4 ro latka uczyc czytac? Zastanowiła sie pani co o bedzie robił w szkole jak pani go teraz nauczy wszystkiego? On do szkoły nie bedzie chciał chodzic bo bedzie znudzony nauką i zajeciami. Laura to co innego, ona potrzebuje czasu duzo czasu na nauczenie sie. Podejrzewam ze zanim osiągnie poziom płynnego czytania bedzie miała 6-7 lat. Tyle samo co prawidłowo rozwijający sie rówiesnik. Pamietam ze Laura miała problem z mową, dawno nie czytałam bloga ale mysle ze juz mówi.

      • Ja uwazam, że ona raczej bedzie szybciej się uczyc od rowiesnikó. Owszem, ma jakies niedociagniecia jesli chodzi o oddychanie czy wydalanie (sprawy fizjologiczne),ale nie ma zadnych niedociagnięc umysłowych (a nawet ma lepsze umiejetnosci niz przecietny 4 latek – poczytaj we wpisie wrzesniowym były opisane wyniki biegłego psychologa). Bedzie sie uczyc szybko, bo jej mózg jest non stop stymulowany przez inteligentnych, wykształconych i oddanych rodziców orasz przez mądre rehabilitantki, logopedę i panie od zajec „umysłowych”. Dodatkowo przy tak mega pracowitej mamie ona te wzorce wchłania. Najbardziej prawdopodobne jest to, że bedzie prymuską szkolną, a nie kimś z jakimikolwiek problemami w szkole. Moze na wfie nie bedzie bigac tak szybko jak najlepszy chłopak w klasie, ale z pozostałych przedmiotów bedzie igła.

      • Moje dziecko zaczęło mówić bardzo późno bo w wieku trzech lat, teraz mówi dużo ale niestety nadal niewyraźnie. Chodzimy do logopedy co daje wymierne efekty, ale niestety w mojej ocenie niewystarczające. Słyszałam o różnych metodach wspierających rozwój mowy połączonych właśnie z nauką czytania np metoda symultaniczno-sekwencyjna czyli metoda krakowska, która jest z powodzeniem stosowana u dużo młodszych niż mój syn dzieci, a co ważne nie tylko zdrowych ale również tych z poważnymi zaburzeniami np. autyzm. Stąd moje pytanie o tytuł książki, a zarzut „co dziecko będzie robiło w szkole jak się teraz nauczy czytać” jest delikatnie mówiąc absurdalny. Myślę, że stymulacji dziecka i zachęcania do rozwoju nigdy za wiele. Lepiej uczyć dziecko sylab niż puścić samopas przed telewizor czy komputer. Pozdrawiam.

        • Pani Julito, nie wiem, czy interesowała się Pani metodą glottodydaktyki prof. Rocławskiego i Metodą Dobrego Startu prof. Bogdanowicz. Fantastycznie wspomagają naukę czytania i pisania i rozwijają słownictwo. Proszę poszukać w internecie.

      • Szkoła nie uczy czytać!!! Pani nie stoi przy tablicy i nie pokazuje dzieciom jak składać literki, czy też sylaby. Gdy moje dziecko szło do zerówki nauczyciele na zebraniu podkreśli żeby nie uczyć dzieci czytać samemu, bo pani robi to inaczej i później jest problem. Dałam sobie więc spokój z nauką. Uznałam że rzeczywiście mogę zrobić dziecku mętlik w głowie. Był to ogromny błąd. W pierwszej klasie pani już po dwóch miesiącach stawiała dzieciom słabo czytającym złe oceny, u syna w szkole była to „czarna mrówa” – czyli „musisz jeszcze popracować”. Nie muszę chyba pisać jak niektóre dzieci to przeżywały. Nauka czytania spadła i tak na moje barki. Dzieci miały wklejoną w zeszycie tabelkę w której rodzic miał wpisywać każdego dnia ile czasu dziecko czytało, ale jak miało czytać skoro nie umiało. Trzeba było usiąść i nauczyć dziecko. Pani w szkole za nas tego nie zrobi. Kiedyś dzieci były uczone czytania i pisania już w przedszkolu, gdy mój syn zaczynał naukę w zerówce nauczyciele mieli zakaz uczenia dzieci nawet literek. Jedyne co robili to kolorowali i rysowali szlaczki.

      • A jeśli dziecko samo chce się uczyć czytać, to mu tego zabronić z obawy na to, że będzie się nudziło w szkole? Mój 3-letni synek od dawna interesował się literkami, pytał, jak się nazywają. Po za tym widział, że czytanie jest fajne, zawsze lubił oglądać książki i słuchać, jak mu się czyta. Teraz zna już prawie cały alfabet i czyta proste słowa, i w książeczkach, i wszelkie napisy. Nikt go do tego nie przymuszał, ale też do głowy by mi nie przyszło, żeby mu tego zabraniać, bo widzę, jak go to cieszy i jaka to dla niego dobra zabawa. Wczoraj się nawet sam podpisał – koślawymi, dużymi literami, ale jednak 🙂 Podsumowując… myślę, że nie ma sensu uczyć czytać małego dziecka na siłę, jeśli go to w ogóle nie interesuje, ale nie można mu przecież tego zabronić, kiedy się widzi, że samo chce się uczyć. Trzeba po prostu podążać za dzieckiem i pomagać mu w rozwoju tych umiejętności, do których samo się garnie. A jeśli szkoła sobie z tym nie poradzi, to tym gorzej dla szkoły 🙂 Pozdrowienia dla Laury i sukcesów w nauce czytania, a przede wszystkim dobrej zabawy, bo na pewno sprawi jej to dużą frajdę 🙂

        • Wypowiem się z perspektywy matki dziecka, które w wieku lat 3,5 nauczyło się czytać, chwile potem znakomicie liczyć. Syn nudził się strasznie w szkole podstawowej, nie było właściwie niczego co stanowiłoby dla niego wyzwanie. Szkoła to zmarnowany czas, musieliśmy sami pracować z nim w domu, żeby nie stał w miejscu. Drugi raz nie popełniłam tego błędu – córka naukę czytania zaczęła w zerówce. I nie wiem co to za szkoła, która od pierwszaka po 2 miesiącach wymaga czytania. To brednie jakieś. Rodzice, odłóżcie swoje ambicje na bok. Zostawcie szkole jej zadania.

          • znakomicie liczyc? ułamki chociaz pozało czy 2+4=6?

          • http://www.monitor.edu.pl/newsy/w-zerowce-nie-bedzie-nauki-pisania-i-czytania.html fragment:” Gazeta Wyborcza pisze, że rodzice, którzy wybrali dla sześcioletnich dzieci przedszkole zamiast szkoły, właśnie odkrywają pułapkę reformy – w zerówce, niezależnie od tego, czy ma być ona w przedszkolu, czy w szkole, nie będzie się dzieci uczyć czytać i pisać. Wynika to z programu nauczania dla przedszkoli i pierwszych klas przygotowanego przez MEN. MEN przygotowywało nowe programy jeszcze przed nowelizacją Ustawy o Systemie Oświaty. Przyjęto założenie, że projekt obniżenia wieku szkolnego wejdzie w życie i przedszkole będą kończyć dzieci pięcioletnie, a szkołę zaczynać sześciolatki. Dlatego w programie napisano, że na koniec edukacji przedszkolnej dzieci mają umieć np. określić kierunki oraz miejsca na kartce papieru, słuchać opowiadań i baśni oraz „interesować się czytaniem i pisaniem”. Ale nie czytać i pisać – to dopiero w pierwszej klasie. Pod taki program wydawcy przygotowali naprędce podręczniki do pierwszych klas – pomyślane dla dzieci, które jeszcze nie znają literek. MEN na stronie internetowej dla sześciolatków umieścił nawet komunikat, że „korzystanie z podręczników w wychowaniu przedszkolnym jest nie tylko niekonieczne, ale również niezalecane”. Chodzi m.in. o to, żeby dzieci nie ćwiczyły pisania.” Tak więc widzi pani, że to nie brednie jakieś i zapewniam panią, że mój syn nie nauczył się w zerówce ani jednej literki, ani cyferki. A podręczniki do pierwszej klasy nie były przygotowane w mojej opinii do nauki nie umiejącego czytać ani pisać dziecka.

          • Meg – a czy nie wydaje się Pani, że to ze szkołą jest coś nie tak, a nie z dziećmi, które wcześniej uczą się czytać, liczyć itd? To szkoła powinna dostosowywać się do dzieci, a nie odwrotnie. Jak to w ogóle jest możliwe, żeby instytucja stworzona po to, by rozwijać dziecko, ograniczała jego rozwój, zamiast go wspomagać? Niestety szkoła to chory system, nastawiony na hurtową edukację bez różnicowania możliwości, predyspozycji, zdolności i zainteresowań uczniów. Wszystkim nam, wychowanym w takiej właśnie szkole, może się wydawać, że inaczej się nie da, że tak musi być, nawet jeśli jest to złe. Ale nie musi! Są inne szkoły, np. montessoriańskie, czy demokratyczne, w których do dzieci podchodzi się indywidualnie, wspiera w rozwoju, nie porównuje z innymi, nie stawia ocen. I dzieci do tych szkół chodzą nie pod przymusem, ale dlatego, że tam się dzieją ciekawe rzeczy i dobrze się tam czują. Wiem, że te szkoły nie są dostępne dla wszystkich, choćby z powodów finansowych. Ale może trzeba się starać choćby w zwykłych szkołach o bardziej zindywidualizowane podejście do uczniów? A co do ambicji rodziców… Ja nigdy ich w stosunku do mojego synka nie miałam. Nigdy by mi do głowy nie przyszło, żeby na siłę uczyć go czytać, czy nawet zachęcać do tego w wieku niecałych 3 lat. Ale kiedy widziałam, że ciągle pyta o literki, że nawet makaron na obiad mu się w nie układa, patyki w ogródku itp. to przecież nie mogłam mu powiedzieć: synku, zostaw to, to nie dla ciebie, pójdziesz do szkoły to się będziesz uczył liter. Bo wtedy może już by go to nie interesowało. Zresztą nie wiem, z czego ja się tu próbuję tłumaczyć. Absurdalne wydaje mi się ograniczanie rozwoju dziecka z powodu tego, że szkoła jest jaka jest. W ostateczności zresztą żadne dziecko nie jest na nią skazane – jest jeszcze edukacja domowa.

          • Do Marta-Mokotów: i po co ta ironia w Twoim komentarzu? Są dzieci, które bardzo wcześnie wykazują wybitne uzdolnienia. Mój syn w wieku 6 lat nudząc się w świetlicy, dodawał na kartce coraz większe liczby, aż doszedł do 130 tysięcy. Zrobiła się „afera ” na całą szkołę 🙂 Kartkę z jego obliczeniami zachowałam do dziś na pamiątkę:)

          • Marta-Mokotów, jako 3-latek liczył w pamięci w obrębie 100 – dodawał, odejmował. Dostał od dziadka tabliczkę mnożenia, którą praktycznie opanował w drodze powrotnej do domu, od tegoż dziadka – 3,5h jazdy autem. Potem juz było tylko „gorzej” ;).

          • aga, oczywiście, że ze szkołą jest „coś nie tak”, ze tak sobie na eufemizm pozwolę. Niestety, póki co nie zanosi się żeby miało być lepiej. Jeśli tylko rodzice mają czas żeby poświecić go na drugą, domową edukację dziecka, to faktycznie mogą zaangażować się w naukę czytania, pisania juz od najmłodszych lat. Trzeba tylko mieć świadomość, ze potem należy pilnować juz na stałe rozwoju dziecka, bo szkoła będzie czasem dla niego straconym.

        • Do aga: masz rację , dzisiejsza szkoła to masakra. Mam dwoje wybitnie uzdolnionych dzieci, starszy syn zajął czołowe lokaty w kilku konkursach matematycznych (jeden ogólnopolski). Szkoła nie zrobiła NIC aby zapewnić mu edukację na poziomie, jakiego potrzebuje. Uczeń uzdolniony jest dla szkoły problemem, bo nauczyciel musi się wysilić i dać z siebie trochę więcej niż niezbędne minimum. Po kilku latach bezsensownej walki o dodatkowe zajęcia z matematyki, dałam sobie spokój. Syn uczęszcza na kółko matematyczne zorganizowane przez prywatne gimnazjum, gdzie został przyjęty z otwartymi rękami, bo jak powiedziała Pani Dyrektor – zależy im na takich „diamentach”, które przynoszą prestiż szkole. Szkoda, że szkole publicznej nie zależało na takim „diamencie”…..

          • Zgadzam się, że dzisiejsza szkoła prezentuje opłakany poziom. System edukacji narzucony przez MEN to tragedia dla naszych dzieci. A darmowy podręcznik zaoferowany przez MEN jest tak beznadziejny, że rodzice poza szkołą zbierają pieniądze, aby nauczyciele mogli potajemnie zakupić „nielegalne” podręczniki… Nawet podręczniki mojej córki do zajęć przedszkolnych pozostawiają wiele do życzenia i często podczas zajęć musimy z nich rezygnować albo zastępować innymi materiałami.

  12. Dla mnie jesteś Bohaterką , Matką Polką. Tak trzymaj!!! Matka nigdy się nie poddaje 🙂 Walcz o swoje Dziecko 🙂 Życzę Wam dużo szczęścia 🙂 Jesteście cudowną rodzinką 🙂 Pozdrawiam 🙂

  13. Walcząc o opinię do dorosłości Laury, wywalczyła Pani więcej niż myślisz bądź piszesz. Takie komisje dla dziecka, które nie ma problemów z rozumieniem otoczenia, są UPOKARZAJĄCE. Wiem z doświadczenia. Byłam na takiej komisji raz, gdy jako dziecko byłam poddana ciężkiemu leczeniu (dużo skutków ubocznych). Padały teksty typu, a tobie nie wstyd, że mama Cię do szkoły odprowadza? Jak by to była fanaberia, a nie potrzeba powodowana chorobą.

    Swoją drogą przepisy są chore, nie jedna matka robiąca tyle co Pani, tak jak Pani musi walczyć.
    Niestety są też matki mające gdzieś swoje dzieci i dostające na nie pieniądze. Osobiście znam kobietę, której córka urodziła się z poważną wadą oczu min duży zez (choć nic nie uleczalnego). Dziecko ledwo co widzi, słabo się rozwija, przekręca głowę na bok (nigdy nie patrzy z prostą głową). Mimo to nie ma zajęć, od dawna powinna mieć wykonaną 2 operację oczu, ale matka twierdzi, że nie pojedzie, bo za daleko, za drogo. Nawet nie jest pilnowane by nosiło okulary. I nikt tej matki nie kontroluje czy leczy swoje dziecko. I pewnie te opinie biorą się właśnie z obserwacji takich przypadków, choć mam nadzieję, że to zdecydowana mniejszość.

  14. Witam pani Emilko. Jest Pani wspaniala Matka , jestem pod wrazeniem Pani kosmicznej wrecz walki z biurokracja i cala reszta. Pisze to szczerze, bo zawsze Pani kibicowalam i Nadal to robie . Ale ….. musze zapytac sie Pani o zrodla informacji – jak to pielegniarki przychodza na noce do potrzebujacych dzieci w Niemczech , czy w Szwecji. To wazne pani Emilko. Skad takie zrodla informacji ?

    • Dowiedzieliśmy się tego na Międzynarodowej Konferencji CCHS w Warszawie oraz od innych rodziców dzieci chorych na CCHS, którzy spotkali się ze szwedzkimi rodzicami.

      • Bardzo dziekuje za odpowiedz p. Emilko . Tak sobie siedze i nie wiem co napisac…. Mieszkam w Szwecji 25 lat i nawet troche nie odnajduje sie w Pani zachwytach nad tym jak to wspaniale jest w Niemczech i w Szwecji !!!
        Nie bede opisywac mojej historii , bo to nie moj blog, ale moge napisac to , ze wcale nie jest oczywiste , ze w Szwecji potrzebujacy otrzyma adekwatna pomoc . Nigdy zadna pielegniarka nie byla w naszym domu , mimo, ze ja i maz spalismy w nocy po 2 godz / na zmiane. Synek zasypial ok 1:00…. ( bo dopiero wtedy syn zasypial ) A ktos z nas musial isc do pracy i wstawac najpozniej ok 4.30 . Syn mial 3 neuropsychiatryczne diagnozy , a ja bylam klebkiem nerwow , chodzacym po lekarzach !!! Dodzwonilam sie nawet do szwedzkiego lekarza, ktory napisal ksiazke na temat dysfunkcji , na ktora cierpi moj syn. Nic to nie dalo, bo lekarz zajal sie praca naukowa i pacjentow nie przyjmowal…Jak my to wszystko przezylismy , nie wiem….. Wiec bardzo prosze, pani Emilko – publikujcie nie to , co sie slyszalo , tylko to , co sprawdzone… Albo wcale… Pozdrawiam i zycze sily w walce z biurokracja <3

        • Pani Emilko – opisalam swoja / oraz sytuacje innych dzieci – takze powaznie chorych. / w Szwecji. Prosze mi wybaczyc , bo byc moze jesli chodzi o CCHS to sa inne kryteria . Pozdrawiam <3

        • Pani Edo, we wpisie wspomniałam o dzieciach chorych na CCHS, ponieważ taką informację uzyskałam od innych rodziców. Nie sądzę, aby kłamali – raczej nie mają ku temu powodów. Nie wiem też, od czego zależy opieka pielęgniarska w tych krajach, być może od rodzaju i wysokości ubezpieczenia. Nie odnoszę się do tematu opieki zdrowotnej nad Pani dzieckiem, czy też nad innymi dziećmi, ponieważ nie mam żadnej wiedzy w tym zakresie. Pozdrawiam.

        • popieram, w Niemczech tez tak dobrze wcale nie jest. jest lepiej ale do takich uslug to jeszcze daleko.

  15. To co napisała pani Emilia to święta prawda.Matka dziecka niepełnosprawnego musi w Polsce być bardzo przedsiębiorczą osobą .O wszystkim trzeba się dowiedzieć samemu,żaden urzędnik nie podpowie i nie pokieruje,do załatwienia najmniejszej sprawy potrzebne są stosy zaświadczeń i oświadczeń.Matka musi się na wszystkim znać i jak wyrzucają drzwiami to wchodzić oknem i być upierdliwą .Dzieci rodziców którzy nie potrafią walczyć nie otrzymają nic.

  16. Podziwiam Panią.
    Z każdym wpisem na blogu coraz bardziej rosnie we mnie podziw dla Pani, jak toczyła Pani walke o godne życie dla Laury.
    Jest mi tak cholernie przykro, że w naszym państwie tak ciężko wszystko wywalczyć do tego coś co sie po prostu należy!
    Dobrze, że Laura ma taką Mamę.
    Wbrew niektórym rzucającym jadem, ja Panią podziwiam!
    A Laure uwielbiam!
    Całuski dla Was :*

    • Jadem rzuca moze 5 kobit. Tysiace ludzi czyta i podziwia oraz trzyma kciuki

      • Czy zawsze niezgadzanie sie z jakas opinia wlascicielki bloga nazywane jest JADEM ? Ja bym to nazwala polemika… Poza tym mimo , ze nie we wszystkim p. Emilke rozumiem ( i nic dziwnego , bo przeciez nie znam Jej osobiscie 🙂 i nie ze wszystkim sie zgadzam – p. Emilka jest dla mnie wzorem najlepszej matki na swiecie ! 🙂

      • Tam zaraz tysiące… Miliony!

  17. Takie właśnie jest życie w Polsce chorych dzieci i ich rodziców 🙁
    Wyrazy uznania dla Ciebie i dla Kuby.
    Laurka jak zwykle wygląda cudownie!
    Pozdrawiam 🙂

  18. Uwielbiam Was-jak poczytam o Waszej walce to daje mi kopa na walke z moimi nic nie znaczacymi problemami-buziaki.

  19. Pani Emilio, czy czytała Pani ten artykuł?
    http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,16697907,Problemy_rodzicow_niepelnosprawnego_dziecka_z_liniami.html#LokWawTxt

    Jesteście wielcy – rodzice dzieci z CCHS….

  20. jesteś po rozwodzie?

    • Tak.

    • A cóż to za obcesowe pytanie? Niektórym przydałaby się lekcja dobrych manier…

      • Jeśli pytanie byłoby nie na miejscu, Emilia nie pozwoliłaby zamieścić go na blogu, przecież moderuje komentarze…

        • Pytanie pozbawione empatii. Nie będę rozwijać tematu, bo nie chcę by powstała jatka. W kazdym razie szkoda, że nie ma w szkole zajęć z podstaw savoir-vivre’u.

  21. Jestem pod ogromnym wrazeniem! Zycze, by dalsze sciezki byly coraz bardziej proste i proste…wszyscy jestescie wzorem godnym nasladowania. Usciski

  22. Podziwiam za osiagniecia na tylu plaszczyznach życia. I firmę rozkręcilas, i zbudowalas zwiazek, i udalo się przeprowadzic rozwod, i zalatwic najlepszą opiekę nad dieckiem, i prowadzic fajny dom, i wyjechac na wakacje. Jestes moim mistrzem wykonywania setek zadań tygodniowo i niesamowiitej dyscypliny. Brawo, podziwiam. Osiągnelas bardzo, bardzo duzo. Ciężka praca+ dyscyplina+ wymaganie od siebie maksimum= WIELKI SUKCES

  23. Już dawno Ci mówiłam „jesteś wielka”

  24. Nie napiszę „Ty masz dobrze”. Napiszę w duchu gender 😉 – masz niesamowite jaja kobieto. Podziwiam.
    I jednocześnie jest mi cholernie smutno, bo podejrzewam jak wiele dzieci nie ma odpowiedniej opieki i terapii, bo ich matki zwyczajnie nie dały rady toczyć tak zaciekłej batalii. To jest chore, że muszą. Musimy.

    • Tak, są rodzice, którzy nie dali rady przez to przejść. Najzwyczajniej w świecie, nie mieli siły lub możliwości. A cierpią zawsze najsłabsi, w tym przypadku dzieci. Smutne to bardzo :(.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Publikując komentarz, jednocześnie wyrażam zgodę na przetwarzanie przez Administratora Danych Osobowych bloga www.kochamylaure.pl moich następujących danych: podpis, e-mail, adres IP, w celu i w zakresie do tego niezbędnym. Przetwarzanie danych odbędzie się zgodnie z obowiązującym prawem, a w szczególności z przepisami Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. (zw. RODO) i polityką prywatności znajdującą się pod adresem www.kochamylaure.pl/polityka-prywatnosci/