Smutna…

Autor: Emilia, mama Laury Data: czerwiec 13, 2016 Kategoria: Historia Laury | komentarzy 58

Córka budowała z klocków Lego kolejnego robota do kolekcji, aż nagle, zupełnie niespodziewanie wybuchła płaczem. Podbiegłam zapytać co się stało, a gdy poznałam przyczynę, zawołałam Kubę do pomocy. Sytuacja okazała się bowiem na tyle poważna, że wymagała obecności, przytulenia i długiej rozmowy z obojgiem rodziców…

Laura rzadko bywa smutna. Owszem, czasem jest wściekła, niezadowolona, nadąsana i tym podobne, jednak prawdziwie smutna właściwie nigdy. Dlatego sporym szokiem była dla mnie opisana tutaj sytuacja, uświadamiając mi przy okazji, jak bardzo Laura ostatnio się rozwinęła w sferze emocjonalnej oraz jakie dylematy obecnie przeżywa.

Córka płakała tak mocno, że długo nie mogliśmy jej uspokoić. Przyczyna okazała się naprawdę istotna – uświadomiła sobie bowiem, że ze względu na swoje choroby nie będzie mogła robić tego, co inne dzieci, a przede wszystkim chodzić z nimi do szkoły. Łamiącym się głosem wykrzyczała, że to niesprawiedliwe, iż nie będzie mogła uczyć się wspólnie z dzieciakami, chociaż tak bardzo się stara walczyć ze swoimi chorobami. I że to przecież nie jej wina, że klątwa ją dopadła….

Wiedziałam, że Laura myśli o szkole, ale do tego momentu nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak mocno o niej marzy. Że z jej punktu widzenia jest to pragnienie nie tylko zdobywania wiedzy o świecie, ale przede wszystkim bycia w grupie, poczucia przynależności i akceptacji, udowodnienia swojej własnej wartości. Wszystkie te potrzeby wyszły na jaw właśnie podczas bardzo długiej rozmowy z Laurą, szlochającą i nerwowo ocierającą łzy żalu. Nie do nas, bardziej żalu do losu, który skazał ją na chorowanie…

Córka w tym roku, w lipcu skończy 6 lat i jest to czas, kiedy musimy obrać już jakiś konkretny plan co do jej przyszłej edukacji. Tak naprawdę Laura jest edukowana od dawna, ponieważ w naszym domu odbywają się indywidualne zajęcia z pedagogami, a oprócz tego zajęcia logopedyczne oraz rehabilitacja. Nasza latorośl właśnie oficjalnie kończy zerówkę, którą zaczęła w wieku 5 lat, ale nieoficjalnie znacznie wybiega ponad program klasy „0”. Pod względem emocjonalnym i intelektualnym jest już na tyle rozwinięta, że śmiało mogłaby pójść do klasy pierwszej. Coraz lepiej czyta, uczy się liczyć i jak na swój młody wiek posiada bardzo dużą wiedzę o świecie (a nawet o Wszechświecie). Ale mimo to, ze względu na poważne ograniczenia fizyczne, po rozmowie z pedagogami i psychologami zdecydowaliśmy się powtórzyć zerówkę przez kolejny rok, aby przesunąć w czasie moment rozpoczęcia obowiązku szkolnego. Zarówno my, rodzice, jak i nauczyciele oraz psycholodzy jesteśmy zgodni, że obciążenia zdrowotne Laury na tyle jeszcze komplikują jej funkcjonowanie, że warto dać córce dodatkowy rok na walkę o zdrowie. Zwłaszcza, że kończący się obecnie rok szkolny Laura miała wielokrotnie przerywany pobytami w szpitalach. Jej życie to nie wyścig i ani ona, ani my nie musimy ludziom niczego udowadniać.

We wrześniu Laura zacznie więc powtarzanie zerówki w trybie nauczania domowego, a do klasy pierwszej pójdzie w wieku lat 7. Jednak na pewno nie będzie się z tego powodu nudzić. Zajęcia pedagogiczne od dawna już przeprowadzane są u nas w taki sposób, aby nie trzymać się sztywno programu, tylko wykraczać poza jego ramy zgodnie z potrzebami dziecka. Laura ma już własne, bardzo konkretne zainteresowania, więc zajęcia często są prowadzone tak, aby zachęcać do rozwijania pasji. Dlatego Kosmos, planety czy rakiety są jednym z często poruszanych na lekcjach tematów.

Do tej pory mieliśmy taki bezpieczny plan, żeby Laura przynajmniej dwie pierwsze klasy podstawówki kontynuowała w trybie indywidualnego nauczania, co pozwoliłoby nam zabezpieczyć ją pod kątem zdrowotnym. Choroby Laury są ciężkie, nieprzewidywane i utrudniające codzienne funkcjonowanie – regularne chodzenie do szkoły za bardzo obciążyłoby Laurę, wywróciłoby do góry nogami nasze dotychczasowe życie, jak i byłoby sporym wyzwaniem dla samej placówki. Laura musi być pod stałym nadzorem rodzica, ponieważ podczas zajęć zdarzają się problemy z oddychaniem czy ataki choroby Hirschsprunga – problemy, które rodzic zauważy natychmiast i odpowiednio na nie zareaguje, natomiast postronna osoba może nie dostrzec ich w porę lub też sobie z nimi nie poradzić. Czasem trzeba oczyścić lub wymienić rurkę tracheo, niekiedy podłączyć respirator, zmienić czujnik od pulsokrymetru, ale zdarza się, że i przerwać zajęcia ze względu na osłabienie organizmu czy niedotlenianie się mózgu. Na twarzy i w zachowaniu Laury pojawiają się wówczas symptomy, dzięki którym ja czy Kuba od razu rozpoznajemy, że z dzieckiem dzieje się coś złego i natychmiast reagujemy. Niestety, te same symptomy zazwyczaj pozostają niezauważone przez osoby trzecie, co dla Laury jest poważnym zagrożeniem. Poza tym, Laura musi też często korzystać z toalety, także podczas zajęć lekcyjnych, a ze względu na specyficzne problemy potrzebuje w takich sytuacjach pomocy i pielęgnacji przeszkolonej osoby dorosłej. Może się też zdarzyć nagłe zasłabnięcie, utrata przytomności z ustaniem oddechu, a w najgorszym przypadku nawet ustanie pracy serca. Wówczas potrzebna jest osoba, która natychmiast podejmie akcję reanimacyjną, która zna Laurę jak własną kieszeń, która od razu rozpozna, co dzieje się z dzieckiem i z zimną krwią rozpocznie ratunek. Potrzebny jest rodzic lub ktoś, kogo znamy i komu bezgranicznie ufamy, kto przejdzie odpowiednie przeszkolenie i będzie przebywał w naszym domu na tyle długo, aż nauczy się rozpoznawać wszelkie niebezpieczeństwa zagrażające córce oraz będzie potrafił na nie zareagować. Potrzebny jest ktoś, kto w razie najgorszego nie wpadnie w panikę, ale z chłodnym umysłem uratuje nasze dziecko…

Tak, wiem o istnieniu asystenta osoby niepełnosprawnej czy programu SUO, ale wiem też, że chociaż możliwości te w teorii istnieją, to niestety w praktyce prezentują się już znacznie gorzej, niż na papierze. Przede wszystkim tacy asystenci są przewidziani do bardziej znanych rodzajów niepełnosprawności, nie zaś do klątwy Ondyny, która jest bardzo rzadka. Żaden ustawodawca nie wpisał tej choroby na listę uprawniającą do korzystania z usług opiekuńczych. Po drugie otrzymanie takiej pomocy w dużej mierze zależy od zasobności i kreatywności gminy, w której niepełnosprawny mieszka – a nasza do bogatych zdecydowanie nie należy. A po trzecie osoba zatrudniona przez gminę z całą dozą prawdopodobieństwa nie poradziłaby sobie z zabezpieczeniem zdrowia i życia naszej córki. W praktyce gminy zazwyczaj zatrudniają na stanowiska asystentów osoby, które spełnią minimum kwalifikacji i po prostu są najtańsze (czyli przedstawią gminie najkorzystniejszą ofertę). O ile taka osoba sprawdzi się np. przy robieniu niepełnosprawnemu zakupów czy tez doprowadzeniu go do przystanku autobusowego, to już niekoniecznie da radę oczyścić rurkę tracheostomijną czy wykonywać akcję ratunkową nieoddychającemu dziecku. Zresztą, za wynagrodzenie, które gminy proponują opiekunom, chyba i tak nikt nie podjąłby się aż takiej odpowiedzialności… Znam przypadek, gdzie rodzice dziecka niepełnosprawnego zwrócili się do gminy z prośbą o otrzymanie opiekuna, który pomagałby ich dziecku funkcjonować w placówce oświatowej. Maluch chorował na przypadłość, która znalazła się na liście ustawodawcy uprawniającej do otrzymania pomocy. Gmina wprawdzie przyznała pomoc opiekuna, ale w praktyce powołała na to stanowisko panią pochodząca zza wschodniej granicy, która nie potrafiła porozumieć się w języku polskim poza kilkoma podstawowymi zwrotami. Zatrudniona osoba absolutnie nie była w stanie odpowiednio zająć się niepełnosprawnym dzieckiem, ponieważ nawet nie potrafiła się z nim komunikować…

W naszym przypadku sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana. Laurze żadna pomoc ze strony gminy raczej nie przysługuje, ponieważ jej rzadkie choroby genetyczne nie zostały ujęte na liście ustawodawcy. Gdyby była upośledzona umysłowo, to mogłaby się o pomoc np. z SUO ubiegać. Na szczęście nie jest, ale jednocześnie zamyka jej to drogę do tego typu pomocy. Musiałabym ewentualnie wystąpić do gminy z prośbą o pomoc ponad standardami, niezależnie od przepisów, ale szanse na sukces są w tym przypadku praktycznie zerowe. Nawet, gdyby jakimś cudem udało mi się uzyskać opiekuna, to osobę na to stanowisko i tak zatrudnia gmina. A ja przecież nie oddam życia czy zdrowia swojej córki przypadkowej osobie, to oczywiste. Nie zaryzykuję, że ktoś obcy może spuścić Laurę z oka na kilka minut – to przecież wystarczający czas, aby doszło do nieodwracalnego w skutkach niedotlenienia mózgu…

Pozostają dwa wyjścia. Pierwsze, to prywatnie zatrudnić pielęgniarkę lub ratownika medycznego, który zamieszkałby w naszym domu przez jakiś czas, przeszedł gruntowne szkolenie, a póżniej sprawowałby pieczę nad Laurą podczas jej pobytu w szkole. Rozwiązanie piękne, tylko posiadające jedną istotną wadę – nie stać nas na nie i raczej to się nigdy nie zmieni. Pozostaje jeszcze drugie wyjście – do szkoły z Laurą mogłabym teoretycznie chodzić ja. Tylko że praktycznie nie mogę, gdyż mam pod opieką drugie maleńkie dziecko, którego przecież nigdzie na kilka godzin dziennie nie oddam. Gdy zdecydowaliśmy się z Kubą na powiększenie rodziny, przyrzekliśmy sobie, że żadne z dzieci nie będzie niczego tracić z powodu drugiego. Nie chcę więc, by Kaja straciła w najwcześniejszym okresie życia bliskość i opiekę mamy, którą Laura przecież miała od zawsze. Poza tym, zarówno my, jak i psycholodzy jesteśmy zdania, że dla Laury wcale nie byłoby dobre, gdyby do szkoły chodziła z nią matka. Nie powinnam towarzyszyć Laurze w nauce – jeśli chcę, by na równych zasadach funkcjonowała w grupie rówieśniczej i nawiązywała zdrowe kontakty społeczne, muszę odciąć pępowinę i przestać być jej „wielkim bratem”.

Co więc zrobić? Och, gdybym tylko to wiedziała… Liczę na to, że w ciągu roku-dwóch stan zdrowia Laury na tyle się poprawi, że w tym czasie znajdę jakieś salomonowe rozwiązanie. To strasznie trudne do pogodzenia, gdy zdrowy umysł dziecka wyrywa się, by odkrywać świat, zaś chore ciało pozostaje w tyle, spętane kajdanami choroby…

Kilka dni temu, po rozmowie z Laurą, wymyśliliśmy taki oto kompromis. Chcemy nadal utrzymać córkę w strefie bezpieczeństwa zdrowotnego, czyli w domu, ale jednocześnie zagwarantować jej regularny kontakt ze szkolną klasą. Po ukończeniu drugiego roku zerówki, Laura będzie kontynuować naukę w trybie indywidualnym, jednak częściowo będzie też uczęszczać do szkoły. Jeden lub dwa razy w tygodniu będę tam z córką jeździć, ale nie siedzieć z nią w klasie. Jej prawidłowego oddychania czy konieczności skorzystania z łazienki będzie pilnowała nauczycielka wspomagająca – mam nadzieję, że ta sama, która w naszym domu uczy Laurę już drugi rok i do której mamy ogromne zaufanie. Ja natomiast zaczaję się za drzwiami klasy nasłuchując alarmów pulsoksymetru i doglądając Laurę, gdzieś tam schowana poza zasięgiem jej wzroku, jednak wciąż bardzo blisko, gotowa do działania. A gdy zajdzie potrzeba wykonania jakiś czynności medycznych lub gdy nauczycielkę zaniepokoi zachowanie Laury, wówczas będę na wyciągnięcie ręki. W pozostałe dni Laura będzie uczyła się w domu.

A co dalej, naprawdę nie wiem – pewność mam jedynie co do tego, że apetyt Laury na edukację szkolną będzie rósł w miarę jedzenia. W naszej sytuacji trudno cokolwiek zaplanować, więc plany będziemy modyfikować na bieżąco, dopasowując je do aktualnych osiągnięć, stanu zdrowia córki oraz do naszych rodzicielskich możliwości. Wiem, że nie mogę Laury trzymać pod kloszem, gdyż za bardzo kocha ona życie i za mocno ciągnie ją do ludzi. Z drugiej strony nie mogę puścić jej do szkoły bez profesjonalnego nadzoru.

PS.

Opracowany tymczasowy kompromis Laura przyjęła z przeogromną radością. 🙂

Laura - Portret w ciepłym świetle

Smutny portret

Oko w oko

komentarzy 58

  1. Pani Emilio ja nie mam pojęcia jak to w Polsce jest chciałam jedynie powiedzieć ze mieszkam i pracuje w Niemczech w ambulante intensivpflege my jesteśmy wszyscy po szkole medycznej nie asystenci (czego po moim wpisie powiedzieć nie można za co przepraszam ale bardzo ciężko pisze mi się po polsku )i opiekuje się pacjentami w domu są to pacjenci podlaczeni do respiratorami albo w stanie śpiączki ktuzy nie są w jakiś tam domach opieki tylko z rodziną w domu mamy też mała dziewczynkę z tracheostoma i z odżywianiem dojelitowym z którą chodzimy do przedszkola jesteśmy u pacjenta po12 godzin przez całą dobę .nasza firmę opłaca kasa chorych czy w Polsce nie ma takich firm?

  2. Pani Emilio ja nie mam pojęcia jak to w Polsce jest chciałam jedynie powiedzieć ze mieszkam i pracuje w Niemczech w ambulante intensivpflege my jesteśmy wszyscy po szkole medycznej nie asystenci (czego po moim wpisie powiedzieć nie można za co przepraszam ale bardzo ciężko pisze mi się po polsku )i opiekuje się pacjentami w domu są to pacjenci podlaczeni do respiratorami albo w stanie śpiączki ktuzy nie są w jakiś tam domach opieki tylko z rodziną w domu mamy też mała dziewczynkę z tracheostoma i z odżywianiem dojelitowym z którą chodzimy do przedszkola jesteśmy u pacjenta po12 godzin przez całą dobę .nasza firmę opłaca kasa chorych czy w Polsce nie ma takich firm?

    • 12 godzin przez całą dobę? W Polsce możemy o tym wyłącznie pomarzyć…

      • Nie my jesteśmy 24 godziny na dobę zmiana trwa 12 godzin jeśli warunki pozwalają siedzimy w innym pokoju i jak rodzina potrzebuje to nas wola chodzimy z pacjentami na spacer itp.a z jedną nasza mała pacjentka która musi być cały czas monitorowany chodzimy do przedszkola szkoda ze w Polsce tego nie ma jest to bardzo duże odciążenie dla rodzin i runie pomoc dla chorych bo mogą być w domu pozdrawiam gorąco i trzymam za was kciuki jest pani super kobietą Laura śliczna i mądra będzie wszystko dobrze i życzę żeby w Polsce wpadł ktoś na pomysł założenia takiej firmy jak w Niemczech ze współpracą kasy chorych byłaby to pomoc dla wielu chorych ludzi i ich rodzin

  3. głową muru nie przebijesz, ale może jeszcze los się odwróci i Laura pójdzie do szkoły?

  4. głową muru nie przebijesz. ale nigdy nic nie wiadomo, może jeszcze los się odwróci i Laura pójdzie do szkoły?

  5. Może w Waszej okolicy jest lub powstanie grupa edukacji alternatywnej? Dzieci, które są w edukacji „domowej” a spotykają się w małej grupie i wspólnie uczą z nauczycielką. Może nawiążecie kontakt z ludźmi którzy uczą domowo? Teraz coraz więcej takich możliwości. Polecam bardzo wspaniałą postać i książkę Andre Sterna http://www.gandalf.com.pl/b/i-nigdy-nie-chodzilem-do-szkoly/?gclid=CLu4y_O9qc0CFUsNcwodGAkE4g&gclsrc=aw.ds
    Trzymam bardzo kciuki za Laurę, żeby udało się znaleźć dobre i bezpieczne rozwiązanie.
    Jesteście wspaniałą rodziną a dziewczyny prześliczne!

    • Dziękujemy Pani Agato! Chociaż u nas w okolicy grupa nauczania alternatywnego raczej nie istnieje i nie miałaby racji bytu. Mieszkamy na wsi, a wokół też same małe miejscowości.

      • Na wsi pozytywnych „świrów” nie brakuje, zresztą my też ze wsi 😉 znajomi w górach otwierają leśne przedszkole. Tak czy inaczej trzymam kciuki, żeby świat pomagał Wam w realizowaniu pragnień :-*

      • Na wsi pozytywnych „świrów” nie brakuje, zresztą my też ze wsi 😉 znajomi w górach otwierają leśne przedszkole. Tak czy inaczej trzymam kciuki, żeby świat pomagał Wam w realizowaniu pragnień :-*

    • Och trudne te wybory. Z jednej strony kwestia bezpieczeństwa Laury, z drugiej strony chęć aby jak rozwijała się jak najbliżej rówieśników. Zanim doczytałam o Waszym pomyśle kompromisowego rozwiązania, myślałam o tym samym. W szkole mojego syna jest taka dziewczynka, z dużymi powikłaniami zdrowotnymi i częstymi pobytami w szpitalu (nie wiem na co konkretnie choruje, ale wiem, że ma duże problemy z narządami wewnętrznymi i opanowaniem funkcji fizjologicznych, do niedawna chyba nadal w szkole miała pampersa). Dziewczynka ma nauczanie indywidualne, ale jest częścią klasy ‚na dochodne’, przychodzi na rozpoczecia, zakończenia roku, kilka razy w tygodniu jest w szkole, z daleka dogląda ją babcia albo mama. Mam nadzieję, że w przypadku Laury też się to sprawdzi.

  6. Pani Emilio znam bardzo dobrze szkolną rzeczywistość, 10 lat pracy w szkole integracyjnej dużo mnie nauczyło. Nie wiem czy zna Pani okropne plany ministerstwa oświaty, jest projekt ustawy który mówi że dzieci z jakąkolwiek niepełnosprawnością nie będą mogły uczyć się w szkole masowej tylko zostaną zmuszone do nauki w szkole specjalnej. Posiedzenie sejmu na ten temat jest zaplanowane na 27 czerwca. Jest to skandaliczne bo skaże dzieci w normie intelektualnej takie jak Laura na szkołę specjalną???….A co do SUO to niestety znam kilkoro rodziców którzy z łzami w oczach zgodzili się na wpisanie w dokumenty upośledzenia aby dziecko miało pomoc. Wiem bo czytam bloga że ze wszystkim sobie Pani poradzi…a co do nauczyciela wspomagającego to żaden nie podejmie się reanimacji bo przyjamniej u mnie w szkole, taką czynność mogły wykonywać tylko 3 osoby…niejednokrotnie się zastanawiałam to co jak np dziecko będzie miało atak serca to nie będę mogła pomóc…słyszałam nie p. Aniu musi Pani biec po pielęgniarkę (2 razy w tygodniu) lub Pana P, lub Panią M….szkoła to czasami miejsce absurdów
    Rozpisałam się…

    • Zdaję sobie sprawę z problemów i wiem też o pomysłach ministerstwa, chociaż to raczej nie przejdzie (już się z tego politycy rakiem wycofują). Posiedzenie sejmu owszem będzie na temat reformy, ale raczej nie spodziewajmy się tak skandalicznych decyzji – protesty środowisk związanych z niepełnosprawnością byłyby zbyt duże, a władzy nie na rękę jest skandal z niepełnosprawnymi. Naprawdę nie sądzę, aby coś takiego doszło do skutku – ten pomysł został podany owszem, ale do omówienia, nie zaś od razu do wprowadzenia. A nawet, gdyby do tego doszło (wszak żyjemy w świecie pełnym absurdów), to nikt mnie nie zmusi, abym w pełni sprawne intelektualnie dziecko oddała do szkoły specjalnej. Prędzej piekło na ziemi rozpętam niż pozwolę, aby durny urzędniczy przepis zamknął mojej córce drogę do rozwoju i edukacji. Zawsze znajdę sposób na obejście szerokim łukiem głupoty polityków, to mogę Pani obiecać.

      • Nie popieram selekcji dzieci pod żadnym względem tylko zastanawiam się skąd bierze się taka niechęć do szkół specjalnych.
        Mamy dziewczynkę w rodzinie, która poszła do pierwszej klasy w „normalnej” szkole i ze względu na swoją chorobę (lekka wada fizyczna) była szykanowana i wyśmiewana przez inne dzieci, bardzo to przeżywała i nie chciała chodzić do szkoły pomimo pomocy pedagoga i psychologa, również ich pracy nad klasą. Do drugiej klasy dziewczynka poszła już do szkoły „specjalnej” i tam rozkwitła, uczy się bardzo dobrze, chętnie chodzi do szkoły i przyjaźni się z dziećmi z klasy. Jej konikiem są języki obce i w ciągu roku opanowała w mowie 2 nowe języki, nad pisownią jeszcze pracuje.
        U mnie w pracy zatrudnionych jest ok 30 osób niepełnosprawnych, większość z nich zaczynała edukację w szkołach czy klasach specjalnych, a teraz wszyscy oni samodzielnie prowadzą księgowość dla firm. Są to wspaniali i odpowiedzialni ludzie.
        Myślę, że w niektórych sytuacjach szkoła czy klasa specjalna jest szansą dla dziecka by mogło mieć taki sam start, jak zdrowe dziecko.

        • „Myślę, że w niektórych sytuacjach szkoła czy klasa specjalna jest szansą dla dziecka by mogło mieć taki sam start, jak zdrowe dziecko.” – Pani Ewo, ależ ja się zgadzam z Panią w 100%! Są przypadki, kiedy szkoła specjalna jest naprawdę wyśmienitym rozwiązaniem dla dziecka (wiele zależy od samej szkoły i nauczycieli). My też współpracujemy z taką szkołą – dwóch wspaniałych terapeutów, którzy prowadzą z Laurą zajęcia indywidualne, pracuje codziennie w szkole specjalnej. Na balu karnawałowym również w tym roku Laura była w szkole specjalnej 🙂 Nie mam absolutnie żadnej niechęci do szkół specjalnych, bo dla wielu dzieci są one szansą na rozwój. Mam jedynie NIECHĘĆ DO WYRĘCZANIA RODZICÓW PRZEZ URZĘDNIKÓW, gdyż wiem z autopsji, że zazwyczaj przynosi to więcej problemu, niż pożytku. Chodzi mi tylko o to, że rodzice powinni móc współdecydować, czy ich dziecko pójdzie do klasy specjalnej, czy do integracyjnej czy do standardowej. Boję się ustaw, które z góry wszystko regulują, uniemożliwiając indywidualne podejście do rozpatrywania problemów zdrowotnych dziecka.

    • Pomysł ministerstwa wcale nie był taki zły. Dzieci chore w klasach integracyjnych uczą się tego samego materiału, co te zdrowe, z tą różnicą, że jak ma problem to podejdzie pani i pomoże, no i może mniej surowo oceni. Dziecko ma kontakt ze zdrowymi rówieśnikami i na tym zalety tych klas się kończą. Prawda jest taka że dzieci chore mają zupełnie inne potrzeby edukacyjne, niż ich zdrowi rówieśnicy, którzy w swoim życiu będą mogli wykonywać niemal każdy zawód. Mając dziecko np. słabosłyszące wolałabym je posłać do szkoły specjalnej dla osób z problemami słuchu, ponieważ wtedy, oprócz zwykłych lekcji nauczyłoby się jak radzić sobie w życiu ze swoją chorobą, wiedziałoby że nie jest samo, że są takie same osoby z tą samą przypadłością, zamiast kolejnej lekcji być może w niczym nie potrzebnej mu muzyki, miałoby lekcje języka Braille’a. Uważam że tylko taka szkoła byłaby w stanie przygotować moje dziecko, do samodzielnego życia. A tak skończyłby podstawówkę integracyjną, gimnazjum integracyjne i co dalej? Słabosłyszący u progu dorosłości zetknął by się z brutalną rzeczywistością w której integracja bardzo słabo funkcjonuje, niestety

      • Pani Anno, myślę, że z punktu widzenia rodziców, którzy jednak mają niepełnosprawne dzieci, pomysł ministerstwa oceniany jest zupełnie inaczej – a przynajmniej przez większość z nich… Nikt Pani nie broni posyłania dziecka do szkoły specjalnej, jeśli widzi Pani takową potrzebę. Może w Pani miejscu zamieszkania można sobie wybrać, czy się odda dziecko do szkoły specjalnej dla niesłyszących, szkoły specjalnej dla niewidzących lub szkoły specjalnej dla dzieci opóźnionych intelektualnie. Ręczę jednak Pani, że w 90% przypadków nie można sobie tak cudownie wybierać między placówkami. Szkoły specjalne w mniejszych rejonach nie dają żadnego wyboru i często są miejscem, gdzie muszą uczyć się w jednej klasie dzieci z całkowicie odmiennymi problemami. Wyobraża sobie Pani, że ktoś przepisami zmusza np. dziecko całkowicie sprawne intelektualnie i całkiem sprawne ruchowo (tak, jak Laura) do nauki w klasie, gdzie wiele dzieci jest mocno upośledzonych? Jak miałoby to wpłynąć na rozwój tego dziecka sprawnego intelektualnie, jakie dawałoby mu szanse na dobrą przyszłość, kiedy byłoby zmuszone do nauki na poziomie dostosowanym do pozostałych dzieci, z poważnymi problemami umysłowymi? Każde z tych dzieci, zarówno sprawne jak i niesprawne intelektualnie, słyszące czy niesłyszące, widzące czy niewidzące, ma prawo do godnej opieki, do rozwoju, do miłości i do nauki. Każde, DLATEGO TO RODZICE POWINNI DECYDOWAĆ (PRZY WSPÓŁPRACY Z LEKARZAMI I PSYCHOLOGAMI OCZYWIŚCIE), DO JAKICH SZKÓŁ MAJĄ UCZĘSZCZAĆ ICH DZIECI, A NIE SZTYWNE PRZEPISY URZĘDOWE! To rodzice znają dziecko najlepiej, nie urzędnik. Jeśli Pani wolałaby posłać dziecko do szkoły specjalnej, to ma Pani do tego prawo. Ale nie widzę powodu, żeby przepisami zmuszać do tego samego innych rodziców, którzy mogą mieć odmienny od Pani punkt widzenia. Każde dziecko wymaga indywidualnego podejścia, nie zaś zamykania w sztywnych ramach, często oderwanych od rzeczywistości. Pozdrawiam.

        • Ja również jestem matką niepełnosprawnego dziecka, więc mam odpowiedni punkt widzenia. Mój syn uczęszcza również do szkoły w której funkcjonują oddziały integracyjne. W mojej ocenie jest to jednak głównie biznes dla szkoły. Szkoła na dziecko z orzeczeniem otrzymuje wielokrotnie większą dotację niż na dziecko zdrowe. Gdy synowi skończyło się orzeczenie, w okresie występowania o nowe miałam 4 telefony ze szkoły, kiedy i czy będziemy mieć nowe. Jednak nikt nigdy mojego dziecka nie traktował jako chore, bo cyt. panią „wygląda zdrowo”, nigdy też moje dziecko nie miało żadnych przywilejów z tytułu że szkoła pobiera na niego większe pieniądze! Jedyne co syn otrzymał to „pochwałę” od swojej Pani, że ją zawiódł bo nie miał świadectwa z czerwonym paskiem, a w jej ocenie było go na nie stać. Tak wybrałabym odpowiednią szkołę specjalną, nawet gdyby oznaczało to codzienne dojazdy do innej miejscowości. Mój syn poradził sobie w zwykłej szkole tylko i wyłącznie dzięki mojemu poświęceniu, gdyż tak jak Pani dla Laury, ja dla niego robię wszystko, żeby miał jak najlepsze życie. Widzę jednak, że zwykła szkoła nie jest dla takich dzieci dobra. Nie twierdzę, że polskie szkoły specjalne są idealne, sama mam taką szkołę w swojej miejscowości. Jest to szkoła dla dzieci upośledzonych umysłowo. Ma Pani rację, że umieszczenie dziecka zdrowego intelektualnie z większością dzieci opóźnionych umysłowo nie posłużyłoby dobrze takiemu dziecku, jednak uważam, że zamiast krytykować szkoły specjalne powinno się ten problem rozwiązać. Nie wiemy czy w raz z planem ministerstwa nie powstałby plan utworzenie klas dla dzieci z innymi dysfunkcjami niż te psychiczne. I chyba już się tego nie dowiemy, bo nim ruszyło to już zostało skrytykowane. A jeśli chodzi o sztywne przepisy urzędowe, to niestety tak ułożony jest już świat, że są i musimy się do nich dostosowywać. Szkoła specjalna brzmi strasznie bo kojarzy się z osobami ciężko upośledzonymi, jednak co stoi na przeszkodzie do utworzenia klas dla dzieci z innymi problemami zdrowotnymi, które mogłyby być podczas pobytu w szkole również pod opieką lekarza. Przecież takie klasy i szkoły funkcjonują w innych krajach i są bardzo dobrze oceniane. Dzięki nim wielu rodziców w takiej sytuacji jak ja czy pani może pracować! Ja nie mogłam. Nie było w mojej okolicy żadnego przedszkola dla dzieci przewlekle chorych. A szkoda. Bo moje dziecko przez wiele lat rozpaczało tak jak Laura teraz, że nie może pójść do dzieci. Z okien budynku w którym mieszkam widzę ośrodek dla dzieci upośledzonych, widać jak wspaniałą mają opiekę. Powinniśmy zawalczyć o to aby dzieci przewlekle chore też mogły taką mieć. Proszę mi wierzyć, że Laura czułaby się lepiej w klasie, gdzie byłyby dzieci chore, również wymagające zabiegów medycznych tak jak ona, niż tak jak mój syn wśród zdrowych, jeden sam „inny”. Pozdrawiam

          • Pani Aniu, bardzo dziękuję za komentarz, za podzielenie się z nami ważnymi spostrzeżeniami i cennymi doświadczeniami!

          • Ja powiem z punktu widzenia dorosłej osoby-jako dziecko zaczęłam chorować przewlekle i trwa to do dziś. Chodziłam do zwykłej szkoły, ale był czas, że w podstawówce miałam nauczanie indywidualne. Do mojej klasy chodziłam tylko z okazji uroczystości, choć mogłam i na niektóre lekcje. Jednak czasem w zwykłej szkole było mi ciężko. Bo byłam inna, bo chora: częsta toaleta, inne jedzenie, osłabienie, zmęczenie itp. Potem wybrałam w dodatku liceum o dość wyśrubowanym poziomie- akurat dla umysłu była to znakomita sprawa, ale dla ciała nie zawsze- wytrzymać 8 lekcji +wieczorem dodatkowe zajęcia nie było łatwo. Dziś nie żałuje tych trudów, ale… fajnie by było, gdyby dla dzieci i młodzieży chorej somatycznie, sprawnej intelektualnie, ba, z uzdolnieniami, z różnymi zainteresowaniami, ktoś stworzył klasy! Albo klasy integracyjne nakierowane na takie dzieci, bez niepełnosprawności intelektualnej. Wtedy dzieci mogłyby realizować program ogólny, a nawet wybierać profilowaną naukę, ale miałyby pomoc w zakresie swojej niepełnosprawności.

          • Myślę, że to dobry pomysł.

  7. Zdjęcia przepiękne!!
    A co do szkoły …
    Emilio, nie chce pisac banałów, że jestem pod wrażeniem Ciebie jako matki- siła, z jaka walczysz o normalność dla Laury, jest po prostu imponujaca…
    Pozostaje mi tylko napisać banał, że z serca życze Wam, żeby organizm Laury pokonal swoje ograniczenia do tego stopnia, żeby mogła brac udzieł w życiu klasy jaknajcześciej się da! 🙂
    Oby sprzyjających i rozumiejacych Was ludzi bylo jaknajwiecej w okolo 🙂
    Pozdrawiam cieplo 🙂

  8. Ale fotki…!!!
    Czy takie zdjecia, tj. chociaz w przyblizeniu takie, mozna zrobic telefonem? Czy aparat jest niezbedny?

    • Aparat na pewno ułatwia sprawę, ale i telefonem można zrobić dobre zdjęcia – wszystko zależy od kreatywności fotografującego oraz od warunków oświetleniowych. Na World Press Photo wygrywają także zdjęcia zrobione telefonem :). Chociaż nie ukrywam, że dobry aparat daje znacznie więcej możliwości. Ale od fotografowania telefonem spokojnie można zacząć – podobno prawdziwy fotograf to i pudełkiem po butach potrafi zrobić dobre zdjęcie 😉 Oto przykład dla inspiracji: https://www.instagram.com/kirstenalana/ Pozdrawiam!

        • Sliczne sa wszystkie! chociaz fakt, przyznac nalezy ze te z aparatu maja taka…glebie..jakby bardziej trojwymiarowe, nie wiem jak to nazwac. Ja to juz kiedys mowilam, ale wyraznie widac Emilio, ze co jakis czas robisz siedmiomilowe kroki w swojej sztuce fotografii. Twoje zdjecia sa po prostu przepiekne.

          ps. zrobilam synowi zdjecie telefonem, starannie wybralam tlo, obcielam potem zbedne chaotyczne elementy, podkolorowalam w „fotoszopie” i …”ale dobre zdjecie mamo”
          🙂
          All credit goes to Emilia 🙂

          • Bardzo dziękuję za miłe słowa i cieszę się z takiej opinii 🙂 Co do telefonu, to nim też można zrobić piękne zdjęcia z głębią, ale faktycznie tutaj wiele zależy od szczęścia – trzeba trafić na idealne warunki, idealne światło i scenę. Natomiast w przypadku dobrego aparatu mamy zdecydowanie większą władzę – sami możemy kreować rzeczywistość, planować ujęcia, robić zdjęcia w różnych warunkach oświetleniowych oraz decydować, jak wielka ma być głębia ostrości. To wszystko prawda. Jednak telefon ma istotną przewagę nad ciężkim aparatem – telefon mamy zawsze przy sobie. A najlepszy aparat, to przecież ten, który mamy przy sobie, zwłaszcza, że w życiu zdarzają się unikalne chwile :). PS. Możesz sobie ściągnąć na telefon jakąś aplikację do robienia i obróbki zdjęć, np. Camera+. Dzięki aplikacji możesz w momencie wykonywania zdjęcia decydować o punkcie ostrości, stosować zoom lub regulować ekspozycję (przyciemniać/rozjaśniać kadr). Pozdrawiam

          • Bardzo dziekuje! W ogole nie wiedzialam o takiej aplikacji jak Camera+, chyba sobie sciagne, bo o ile dobrze widze to jest nawet darmowa wersja. Nabieram apetytu 🙂
            Zdjecia z ostatniego linku tez sa wykonane telefonem, jak sie domyslam? Sa naprawde dobre.
            🙂 Usciski!

          • Tak 🙂 Dałam jeszcze Pani w osobnym komentarzu link o robieniu zdjęć telefonem.

          • Emilio, przepraszam, ze tak zawracam glowe, ale jeszcze jedna rzecz chcialabym dopytac. Bo ogladam sobie rozne programy do obrobki zdjec i coraz bardziej mi sie podoba:). Mam na mysli darmowe programy online. Zastanawiam sie, czy korzystajac z takich programow (zaladowanie zdjecia, obrobka i nastepnie zapisanie na komputerze nowej wersji) – czy w tym procesie zachodzi/zachodzic moze ryzyko zawirusowania komputera? Chodzi mi o sam proces. Czy w procesie obrobki zdjecia, zakladajac ze ktos gdzies bylby zlosliwy, czy jest mozliwe zawirusowanie zdjecia. Czy korzystalas kiedykolwiek z programow online i czy masz jakies doswiadczenia?
            (chodzi mi o zwykly komputer, bo Ajfonowi to wiem, ze raczej zawirusowanie nie grozi)

          • Niestety nie jestem w stanie pomóc. Nie korzystam z takich programów do obróbki, nie używam też systemu Windows na komputerze. Dlatego nie mam wiedzy doświadczenia w tym temacie.

  9. A nie myślała Pani o edukacji domowej u was lub u kogoś innego w domu? Nie dość że bardzo fajne zajęcia dostosowane do dziecka indywidualnie to jeszcze można być z dzieckiem i być może na coś się przydać. No i szukać takiej gdzie jest parę dzieci. Ja w Panią wierzę ,obmyślicie najlepszy scenariusz.

    • Edukację domową mamy w naszym domu już od dawna, o czym pisałam w poście. A myślimy o szkole, ponieważ to właśnie o szkole Laura marzy. Bardzo jej zależy na uczestniczeniu w życiu szkoły. Pozdrawiam.

      • Tak tak, ale tutaj chodzi o edukacje domowa nie indywidualna ale grupową. O niebo to lepsze niż zwykła szkoła a ławki też można zorganizować:) No ale jeżeli Laura marzy o budynku ,nauczycielach przerwach itp. to nie ma innego wyjścia -trzeba organizować:)

  10. Emilio, chciałam Ci niezmiennie napisać, że jesteś wspaniałą, dzielną, zasługującą na najwyższy szacunek Matką, za to, jak walczysz o Laurę, jej zdrowie i jej przyszłość.
    Zobaczysz, że wygrasz tę walkę, wygrasz ją, mówię Ci to.

    • Dziękuję pięknie za wszelkie słowa wsparcia! Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby Laura miała dobrą przyszłość.

  11. Rozwiązanie wydaje się być obecnie optymalnym,a Laura jest bardzo mądra i pewnie z przykrością,ogromnym żalem ale uzna własne ograniczenia 🙁
    Smutne to bardzo ale może uda się Wam stworzyć taki system nauczania,który pozwoli Laurze na pełny rozwój.
    A dlaczego by nie!
    Pozdrawiam 🙂

  12. Jestem przekonana ,że bez względu na to w jaki sposób będzie Laura się kształcić..bardzo dużo w życiu osiągnie…to nie jest „zwyczajne dziecko”..wspomni kiedyś Pani moje słowa..!pozdrawiam ,podziwiam..

  13. Najpierw piszesz że Laurę musi ktoś cały czas obserwować kto ją bardzo dobrze zna i szybko rozpozna zagrożenie a potem piszesz że będziesz siedzieć za drzwiami klasy. To się wyklucza.

    • Będę siedzieć za drzwiami klasy i patrzeć na Laurę przez uchylone drzwi oraz słuchać pulsoksymetru, lub siedzieć w innym miejscu tak, by móc ją obserwować, ale by ona nie widziałaś mnie, lub regularnie zaglądać do niej. Tak samo robimy to w domu. Gdy Laura się uczy, jestem w innym pomieszczeniu, drzwi są uchylone, a ja jej nasłuchuję i doglądam – po samym głosie jestem w stanie poznać, że z dzieckiem dzieje się coś złego. Bardzo pomocna jest też nauczycielka, która też zna Laurę i gdy coś ją zaspokoi, natychmiast mnie woła do pomocy. Nic się nie wyklucza, a my mamy jeszcze rok na ustalenie szczegółów. To dopiero plany, które trzeba dopracować razem ze szkołą.

      • W przedszkolu mojego dziecka jest lustro weneckie, zostalo tam z dawnych czasow kiedy to studenci pedagogiki mogli podgladac doswiadczonych juz pedagogow. Fajna sprawa, poniewaz dzieci nie maja pojecia ze ktos ich obserwuje i tym samym zachowuja sie calkowicie naturalnie. Moze dall

      • W klasie mojego syna jest lustro weneckie. Pozostalo tam z czasow, kiedy to studenci pedagogiki mogli podgladac prace doswiadczonych pedagogow. Super sprawa. Dzieci nie maja pojecia ze ktos ich obserwuje i tym samym zachowuja sie calkowicie naturalnie. Moze gmina zasponsorowalaby takie lustro w klasie do ktorej chodzilaby Laura? Nie musialaby Pani stac pod drzwiami.

        • Dziękuję. Wspólnie ze szkołą na pewno wymyślimy jakieś dobre rozwiązanie ??

    • Proszę Ciebie czytaj tekst ze zrozumieniem ,a dopiero potem coś napisz.W tekście jest wyraźnie napisane:”Jeden lub dwa razy w tygodniu będę tam z córką jeździć, ale nie siedzieć z nią w klasie. Jej prawidłowego oddychania czy konieczności skorzystania z łazienki będzie pilnowała nauczycielka wspomagająca – mam nadzieję, że ta sama, która w naszym domu uczy Laurę już drugi rok i do której mamy ogromne zaufanie”.
      Pozdrawiam.

    • Moze najpierw nalezaloby uwaznie przeczytac post, a potem sie wypowiadac.Taka sugestia.☺

  14. A ja wierze ze Laurka bedzie chodzic do wymarzonej szkoly i to bez mamy i co najwazniejsze bez rurki.Rok to sporo czasu.

  15. Z tego co wiem gminie można wskazać asystenta tzn wy wybieracie szkolicie -rok to sporo czasu aby asystenta nauczyć wszystkiego ..no ale problem z listą uprawniającą – może petycja ? Uważam że wirtualne ciocie i wujkowie chętnie pomogą w zbieraniu podpisów , od tego trzeba by zacząć . Wystarczy że Laura ma problemy ze zdrowiem nie może mieć problemów z paragrafami . Ja się na to nie zgadzam !

    • Dziękuję za podpowiedź, jeszcze nad tym wszystkim pomyślimy 🙂 Przeszkody formalne są spore. Ale nawet jeśli da się je pokonać, to trudno mi uwierzyć, że za małe wynagrodzenie, jakie proponują gminy, ktoś byłby chętny na taką odpowiedzialność. Poza tym my też musimy być pewni – absolutnie pewni tej osoby, a taką trudno znaleźć z ogłoszenia.

      • Emilio pamiętam, że kiedyś załatwiałaś też jakieś zaświadczenie i wtedy też Hiszprunga ani Ondyny na liście nie było, więc zaświadczenie załatwiałaś na jakąś w porównaniu z tymi dwiema chorobami nic nie znaczącą, że tak powiem ” pierdołę zdrowotną” 😉 może teraz też by się coś u Laury znalazło na potrzeby odpowiedniego papierka ?

  16. A moze Laura moglaby chodzic do szkoly integracyjnej, gdzie zarowno uczniom,jak i nauczycielom nieobce sa rozne rodzaje niepelnosprawnosci,personel jest lepiej przeszkolony a uczniowie wrazliwsi na potrzeby niepelnosprawnego kolegi?

    • To nie rozwiązuje naszych problemów. Bez względu na to, czy będzie to zwykła klasa, czy integracyjna, Laura nie może przebywać w szkole bez specjalistycznej opieki – to musi być rodzic lub dedykowany opiekun, która posiada kwalifikacje medyczne i bardzo dobrze zna nasze dziecko. Takiej opieki nie są w stanie zapewnić nauczyciele z klasy integracyjnej. Pozdrawiam.

  17. Moja siostra cala szkole podstawowa i liceum miala nauczanie domowe. Sytuacja na tyle byla latwiejsza, ze po powtorzeniu jednej klasy byla na tym samym poziomie edukacyjnym co ja. Chodzila do szkoly wlasnie w tym modelu o ktorym Wy myslicie. Zjawiaja sie regularnie w szkole na kilka lekcji, czasami nawet jedna jak ja jakis przedmiot szczegolnie interesowal. We dwie mialysmy zupelnie inne charaktery, wiec szybko okazalo sie ze przyjaznimy sie z innymi osobami. Ania tez przechodzila etap buntu, smutku, marzen o zyciu normalnego przecietnego uczniaka. Przyzwyczaila sie jednak do tego rozwiazania. Powstaly przyjaznie, ktore utrzymywala na spotkaniach pozalekcyjnych, odwiedzinach. Pod tym wzgledem jej zycie bylo bardzo normalne. Z czasem zaczela tez zauwazac plusy nauki w domu, bo kiedy stresowala sie jakas klasowka, to korzystala z tego ze moze powiedziec, ze dzis chce zostac w domu i miec nauczyciela w domu:). Na pewno mialo to wplyw na jej charakter, ale dzieki temu byla wspaniala, bardzo dojzala osoba, ktora umiala pelniej chwytac wyjatkowe chwile. Na Anie mial tez bardzo dobry wplyw kontakt z innymi chorymi dziecmi, czesto na zupelnie inne przypadlosci. Miala je dzieki czestym wizytom w szpitalach. Z czasem uwazala, ze bycie chorym wcale nie jest az taka innoscia, ze w zyciu nie ma czegos takiego jak jeden klasyczny wzorzec. Trzymam kciuki. Przy okazji tez napisze, ze Pani blog jest wspanialy. Kiedy na niego trafilam czytalam bez przerwy az doszlam do chwili obecnej. Jestem pod wrazeniem jak niezwykla osoba jest Pani. Bardzo silna, skuteczna w dzialaniu, przedsiebiorcza a jednoczesnie wrazliwa, artystyczna, elegancka, ktora nie zapomina w tym tez o sobie i swoich pasjach.

    • Dziękuję pięknie Pani Kasiu! Wiele radości sprawiła mi Pani opisując perypetie siostry Ani. Jestem pewna, że przed Laurą też jest wiele podobnych przeżyć 🙂 Pozdrawiam serdecznie!

  18. Tak mi sie nasunęło, bo rownież sledze losy Franka T i ich perypetie z asystentem do szoly i pod wzgledem medycznym to faktycznie tacy ludzie jak ratownik albo pielegniarka bylibi idealni ale przepisy nakazuja aby taki asystent mial jeszcze odpowiednie wyksztalcenie / przygotowanie pedagogiczne a to juz jest naprawde wyzwanie aby znalezc czlowieka medycznie i pedagogicznie przygotowanego – niemniej trzymam za Wasze i Laury szkolne plany kciuki ☺

    • Otóż to 🙁 Poza tym taki asystent i tak nam nie przysługuje, bo nie jesteśmy na liście.

      • Ja mam pedagogiczne wykształcenie i.. medyczne przeszkolenie. Oczywiście to drugie wynika z konieczności życia. 😉
        Na studiach pedagogicznych miałam koleżanki po liceach pielęgniarskich, więc takie osoby istnieją. Posiadałam też znajomych lekarzy, którzy jako 2 fakultet zrobili psychologię. To jak trafienie w totka, ale może uda Wam się takiego kogoś znaleźć?
        Czytam ciągle i kibicuję.

        • Pewnie, że istnieją, ale stosunkowo ich mało i też nie wszystkie z tych osób chcą podjąć się pracy z dziećmi choćby niewydolnymi oddechowo, wspomniany przeze mnie Franek T jest zależny od respiratora i nawet jego mama znalazła odpowiednie osoby ( spełniające wszystkie wymagania do bycia asystentem ) ale co z tego, jak po kilku dniach oswajania się z Franiem z przykrością stwierdziły, że choroba chłopca ich przerasta – tak więc trzeba mieć dużo szczęścia aby znaleźć takiego nauczyciela wspomagającego, dlatego kciuki dla Laury i jej rodziców naprawdę są potrzebne, aby plan został zrealizowany

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Publikując komentarz, jednocześnie wyrażam zgodę na przetwarzanie przez Administratora Danych Osobowych bloga www.kochamylaure.pl moich następujących danych: podpis, e-mail, adres IP, w celu i w zakresie do tego niezbędnym. Przetwarzanie danych odbędzie się zgodnie z obowiązującym prawem, a w szczególności z przepisami Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. (zw. RODO) i polityką prywatności znajdującą się pod adresem www.kochamylaure.pl/polityka-prywatnosci/