O rzeczach ostatecznych…

Autor: Emilia, mama Laury Data: listopad 10, 2014 Kategoria: Historia Laury | komentarzy 126

Nie pamiętam, jakie było moje wyobrażenie śmierci, gdy miałam zaledwie cztery lata. Podejrzewam, że wielce abstrakcyjne, ponieważ dziecku bardzo trudno wyobrazić sobie coś, o czym prawie nic nie wie i czego w ogóle nie rozumie. Pamiętam jedynie, że zapytałam moją matkę o konieczność umierania. A gdy mama ze stoickim spokojem uświadomiła mi, że ona też kiedyś umrze, to się wówczas histerycznie rozpłakałam. Mój naiwny kilkuletni umysł nie potrafił bowiem pogodzić się z faktem, że mamy kiedyś nie będzie. Zresztą, mimo, że już przekroczyłam trzydziestkę, to chyba nie zrobiłam w tej kwestii absolutnie żadnych postępów, bo wciąż chce mi się płakać na samą myśl, że matki mogłoby kiedykolwiek zabraknąć. Trudno mi też tłumaczyć rzeczy ostateczne mojej kilkuletniej córce, która jak na złość jest w tej kwestii niezwykle dociekliwa i zadaje kwadrylion niewygodnych pytań dziennie. A ja czuję się niczym nieuk na arcytrudnym egzaminie odpowiadający na pytania, na które sam nie zna żadnych sensownych odpowiedzi. No bo skąd ja mam do cholery wiedzieć, z jakiego miejsca przybywamy i dokąd zmierzamy? I czy w ogóle mamy dokąd zmierzać? Tak tak, wiem, są jeszcze religie, które w mniej lub bardziej skuteczny, w mniej lub bardziej infantylny, w mniej lub bardziej przesadny sposób próbują to ludziom jakoś tłumaczyć. Tylko że mnie akurat żadna z nich nie przekonuje, to znaczy przekonuje tylko do pewnej granicy, a za nią to już z impetem wpadam wprost na mur zbudowany wyłącznie z samych wątpliwości…

Od tygodnia Laura pyta mnie o śmierć i o Boga niemal non stop, próbując objąć swoim kilkuletnim umysłem niedawno poznane zjawisko. Kilka dni temu była na pogrzebie kogoś z rodziny i właśnie to wyzwoliło w niej tak ogromną fascynację tą trudną tematyką. Tłumacząc córce proces i sens umierania (łudzę się, że to jednak ma jakiś sens) posiłkowałam się książeczką „Czarne życie” i początkowo bardzo mi to pomogło. Ale z drugiej strony czytanie o śmierci wyzwoliło w głowie Laury kolejną serię trudnych pytań…

– Dlaczego musimy pochować wujka na cmentarzu? Przecież tam jest zimno i on może zamarznąć!

– Ja chcę, żeby wujek żył! Mamo, zrób tak, żeby znów żył, przecież Ty wszystko potrafisz!

– Nie możemy już go zobaczyć? Szkoda… Ale możemy o nim myśleć i o nim rozmawiać, prawda?

– A gdzie on teraz jest, skoro nie ma go tutaj? Dokąd poleciał? Czy się nie boi być tam sam?

– Czy spotkamy się jeszcze kiedyś z wujkiem? Hmmm, a może go spotkamy, jak sami umrzemy?

– Mamo, a kiedy my umrzemy? Jutro, pojutrze czy kiedy?

– A jak umrzemy, to przestaniemy się ruszać? Nie, nie będziemy się ruszać? Oj to szkoda – nie będziemy mogli się podrapać, jak nas coś zaswędzi…

– Mamo, a jak umrzemy i pójdziemy do innego świata, to będziemy tam cały czas razem, prawda? Obiecaj mi, że będziemy tam razem, proszę obiecaj!!!

– A czy w tym świecie mieszka Bóg, czy on mieszka gdzieś indziej?

– A czy wujek spotka się z Panem Bogiem?

– ………

Gdy liczba pytań dotyczących śmierci oraz istnienia Boga przekroczyła tryliard, a uzyskane odpowiedzi częściowo usatysfakcjonowały czterolatkę, postanowiła ona wreszcie przejść do konkluzji. Niestety takich, po wysłuchaniu których musiałam walczyć ze łzami cisnącymi się do oczu, z gulą rosnącą w gardle i ze zjeżonym na głowie włosem. Musiałam też udzielić dziecku kolejnych wyczerpujących odpowiedzi, bo inaczej nigdy nie dałoby mi spokoju…

– Mamo, a tak w ogóle to dlaczego wujek umarł?

– Ponieważ, był bardzo ciężko chory córeczko.

Po dłuższej chwili zastanowienia, patrząc mi głęboko w oczy Laura zadaje najgorsze ze wszystkich pytań…

– Mamo, ale przecież ja też jestem bardzo ciężko chora i to aż na dwie choroby. Czy to znaczy, że ja też niedługo umrę?

Biorę głęboki wdech, zaciskam pięści na drewnianym krześle i łamiącym się głosem odpowiadam zgodnie z prawdą:

– Jeśli nie będziesz pamiętać o oddychaniu, jeżeli nie będziesz walczyć z chorobą, to wtedy owszem umrzesz, a wówczas już nigdy się nie zobaczymy. Ale jeśli będziesz się starać i pamiętać o oddychaniu, to wtedy nie umrzesz i długo będziesz razem z nami. Rozumiesz córeczko?

– No rozumiem, rozumiem… – odpowiedziała przekornie Laura, a następnie wykonała kilka pokazowych głębokich wdechów, uśmiechnęła się zadziornie i pobiegła się bawić, zostawiając mnie zupełnie samą, zastygłą w bezruchu na twardym drewnianym krześle…

IMGP6997 3

komentarzy 126

  1. A ja właśnie skończyłam czytać całego bloga. Zajęło mi to sporo czasu ponieważ po pierwsze to są cztery, długie lata a po drugie czasami musialam zrobić sobie przerwę gdy działo się u Was źle. Byłam zbyt wściekła na okrutny los. Ale potem wychodzilo u Was słońce i działy się czasami prawdziwe cuda 🙂 Miałam ten luksus podczas czytania, że znam terazniejszosc i zawsze sobie powtarzalam „czytaj dalej, będzie dobrze”. Dziś wiem jedno, jestem tu od niedawna ale zostanę na zawsze:) Emilio, nie kończ tylko pisać!! Przecież musimy wiedzieć co u Laurki gdy pójdzie do szkoły a potem pierwsza miłość, matura, studia no i wesele! Jak Ty nas wszystkich pomieścisz?! 😉 ale najwazniejsze aby była szczęśliwa! I zdrowa oczywiscie.. Temat śmierci jakże trudny i tak bardzo nie pasujacy do tego aby powaznie poruszać go z dzieckiem. Zapominaja niestety niektórzy, że Laura poprzez chorobę została pozbawiona typowego dziecinstwa, tej beztroski i czasami szalenstwa. Płacicie bardzo wysoką cenę. I nie chodzi o to aby Laure straszyć ale musi też zdawać sobie sprawę z tego, że jest odpowiedzialna za swoje życie, każdego dnia. Musi być świadoma i kontrolowac się przez cały czas. I to właśnie jest ten moment aby ją przygotowac. Aby była silna bo wiele wyrzeczen przed nią. Ma mądrych Rodziców na szczęście 🙂 Pozdrawiam i czekam na nowy wpis!! 🙂

  2. Laura powinna wiedzieć, ze jeśli umrze, albo sie ciężej rozchoruje to dlatego,że była niegrzeczna i nieposłuszna,że to jej wina. Jeśli na przykład będzie chora bardziej to powinna cały pamiętać ze zawiniła i ze przez nią mamusia cierpi bo była niedobrym dzieckiem. Ma robić wszystko aby byc grzeczną córeczką, a grzeczna znaczy zdrowa. Umierając powinna pamiętać że to jej wina, czuć się winna ze nie słuchała. Tak powinna cały czas pamiętać że jak będzie niegrzeczna to mamusi nigdy nie zobaczy i żyć w strachu przed niegrzecznością śmiercią i samotnością nie zapominać ani na chwilę że jak nie będzie słuchać to ją zakopią jak wujka w zimnej ziemi nigdy mamusi nie zobaczy. Ważne aby żyła to ważne nie aby była szczęśliwa i nie bała sie cały czas właśnie niech się boi w każdej minucie ze mamusi nie zobaczy jak nie będzie robiła tego co mamusia mówi. Niceh o tym nigdy nie zapomni, ani na sekundę w czasie zabawy niech pamięta ze moze w każdej chwili umrzeć jak nie posłucha mamuni.

    • Ten powalający kretynizm, który bije z Twojego komentarza, to rodzi się w Twojej głowie na poważnie? Jeśli tak, to lepiej idź ją przewietrzyć, bo widocznie Twa skrajna głupota uległa zrogowaceniu i całkowicie zakleiła Ci dopływ świeżego powietrza do mózgu.

      A tak na poważnie, to nie mogę wyjść z podziwu, jak nisko są w stanie upaść niektórzy ludzie, byleby tylko sprawić mi przykrość lub mnie sprowokować. Intelektualne i mentalne dno. Naprawdę jest mi Ciebie żal i bardzo współczuję Ci tak prymitywnych zachowań oraz tanich prowokacji. Życie na mentalnym dnie musi być piekielnie frustrujące.

      • Emilio nie denerwuj się. Ta Pani nie zrozumiała Twojego posta. To nie jej wina że jest taka ograniczona….niestety Internet nie zna barier
        PS. Musiałam…

        • Ja się nie denerwuję. Ja tylko załamuję ręce i płaczę nad jej losem..

          • Mnie ciągle szokuje,że są takie osoby jak Mamusia- musia, które mają taki sposób odczuwania i nie jest to według nich żadna prowokacja ani trollowanie- oni tak naprawdę mogą myśleć!Dla mnie to niepojęte!

    • Wydaje mi się, że wszystkiemu jest tu winna nieumiejętność czytania ze zrozumieniem. Powstają w ten sposób oto takie absurdy, które czytając, jest nam nie tylko ciężko pojąć o co tak naprawdę chodzi piszącemu ale przede wszystkim skąd się tutaj wziął i w jakim celu tu się znalazł. Pozostaje nam mieć nadzieję, iż postanowi szybko nas opuścić.. przykro czyta się tego typu komentarze.

    • Nigdy w życiu nie zrozumiem. Jak Mamusia – musia czuła się po wyprodukowaniu tego, co wyżej? Usatysfakcjonowana? Spełniona i zadowolona? Rozumiem, że zdarza się, iż ktoś musi pierdnąć. Złymi gazami. Wszystkim co go ostatnio podtruwało. Ale jeżeli sam czuje, że musi, to lepiej niech wyjdzie na świeże powietrze, wtedy nie zatruje, nie skazi ludzi z otoczenia. Powiedz Musiu – mamusiu. Lepiej się poczułaś po tym publicznym bąku?

    • Musiu- Mamusiu. Jesteś trollem internetowym, czy naprawdę nie kontrolujesz tego co piszesz? A może jesteś bezdusznym człowiekiem, który ma smutne życie i swoje frustracje wylewa na tym blogu? Skąd u Ciebie tyle jadu? Wnioskuję, że masz dziecko i pytam- czy kiedykolwiek znalazłaś się w sytuacji, że życie Twojej pociechy było zagrożone? Czy wiesz co to za uczucie, kiedy lekarz mówi Tobie, że nie wie czy Twoje dziecko przeżyje? Ja wiem… Podobnie jak Emilia. Zastanów się zanim następnym razem się wypowiesz, bo pamiętaj, że to co robisz drugiemu człowiekowi wraca do Ciebie. I uprzedzając kolejnego Anonima, który będzie mnie zaraz pouczał, że wprowadzam nerwową atmosferę- Anonimie- nie akceptuję trolli pokroju Mamusia-musia i nie będę siedzieć cicho, tylko dlatego, że Tobie Anonimie nie podoba się to, że wyrażam swoje zdanie.

    • nie wierzę w to co przeczytałam. skąd się biorą tacy ludzie? czym jest sprowokowany taki tok myslenia?

    • Porażka jak Cię czytam musia mamusia, total zero.

    • Kobieto wejdz jeszcze 3 razy w ten wpis i go poczytaj,jak dalej nie zrozumiesz to poczytaj jeszcze z 5 razy,a jak dalej nic to odpusc czytanie i idz pograj w cukierki na faceeboku.

  3. A propos filmów, pstrykając kanałami trafiłam przypadkowo na końcówkę (niestety) wywiadu z Panem Tomkiem Śliwińskim, autorem filmu krótkometrażowego „Nasza klątwa”. Widziałam fragmenty tego filmu i muszę przyznać, że zrobił na mnie wstrząsające wrażenie. Choć jestem stałą czytelniczką bloga Pani Emilii i wierną fanką Laury ( która jest w wieku mojego młodszego synka), to taki „naoczny” fragment rzeczywistości, z jaką codziennie muszą mierzyć się rodzice dzieci z klątwą Ondyny, uświadomił mi wyraźnie, jak wygląda ich życie. Do teraz słyszę ten szum respiratora (chyba) mieszający się z kołysanką śpiewaną przez mamę chłopca…Pani Emilio, zawsze imponowała mi Pani jako matka, nie wiem więc, czy mogę bardziej Panią szanować, ale chcę Pani powiedzieć: Jesteś wspaniała, kobieto! Widać po kim Laura odziedziczyła energię życiową, optymizm i determinację, o urodzie nie wspominając:-)Pozdrawiam serdecznie.
    P.S. A czy wiadomo kiedy i gdzie można będzie obejrzeć film w całości?

    • Dziś w Radio Gdańsk w programie „Gdynia Główna Osobista” gościem Piotra Jaconia był właśnie Tomasz Śliwiński i opowiadał o filmie i synku, i klątwie Odyny
      ps. czyżby w Polsce rodzi się coraz więcej dzieci z tą chorobą jak Laura? Może po prostu więcej wiadomo o tej chorobie, łatwiej ją zdiagnozować. Pamiętam jaką długą drogę przeszła pani Emilia aby wiedzieć co jest Laurze..

  4. Wydaje mi się Meg, że jednak nie masz racji. Temat posta był jasny. Dotyczył tego, że Laura jest ciężko chora i nie wolno jej nawet na chwilę zapominać o oddychaniu, bo wówczas może dojść do tragedii. Emilia musi ZAWSZE uświadamiać swoją córkę, bo chodzi o jej zdrowie. Wydaje mi się, że Twoje pytanie było z gatunku tych „prowokujących” Emilię, wszak dość często zdarza Ci się komentować posty w ten sposób. Nie chcę Cię oceniać, wszak nie znamy się, ale zaobserwowałam, że masz specyficzny sposób komentowania postów Emilii. Uważam, że porównywanie św. Mikołaja i tematu śmiercii ma się nijak do siebie. Mikołaj to temat przyjemny, sprawiający radość dzieciom, a temat śmierci niekoniecznie. Dlatego też odebrałam Twoje pytanie jako zwykłą zaczepkę, ponieważ, w tym poście temat tego czy Laura wierzy w Mikołaja jest sprawą drugorzędną. Pozdrawiam.

    • Małgorzato-mamo Filipa, chyba trochę za bardzo wchodzisz w rolę Emilii. Jeśli Meg zadaje nawet prowokujące pytanie to kieruje je do autora bloga. Ty natomiast niezwykle często odpowiadasz innym czytelnikom wywołując nierzadko niezdrową dyskusję. Chyba nie bez przyczyny pytanie Meg pozostało bez odpowiedzi…

      • Anonimie- robisz w tej chwili dokładnie to samo co ja, a próbujesz mnie pouczać. Mam prawo, nie rozumieć pewnych jawnie prowokujących pytań osób, które są na tym blogu chyba tylko z nudów…

    • A mi się wydaje mamo Filipa, ze powinnaś założyć swojego bloga i tam się wymądrzać. Tu jest Cię zdecydowanie za dużo.

      • Anko! Znasz powiedzenie „przyganiał kocioł garnkowi”? Proponuję Ci zajrzeć do posta „Dwa oblicza przedszkola…” i wtedy wypowiadaj się na temat tego kogo jest na tym blogu za dużo. Jakoś wówczas nie przeszkadzało Ci udzielać się kilkanaście razy, a mnie będziesz prawić morały. Jeśli jestem dla Ciebie „solą w oku” to masz zwyczajnie pecha. Omijaj moje wpisy i po kłopocie. Nie zamierzam, wedle Twego pragnienia, opuszczać tego bloga, gdyż nie jestem tu z Twojego powodu, ale z powodu Laury, ponieważ to jej życie najbardziej mnie interesuje. I Tobie też radzę-właśnie na Laurce-się skupić. Pozdrawiam.

        • To skup się na Laurce i przestań się wymądrzać.

          • Wzajemnie Anko. I trochę więcej obiektywizmu, wszak nie masz na tym blogu monopolu na komentowanie… Miłego wieczoru.

  5. Nie wiem, może Pani zna, jeśli nie to polecę – książkę „Tabele dodatków i składników chemicznych, czyli wiesz, co jesz” autorstwa Billa Stathama. Książka zawiera dokładny opis wszystkich składników chemicznych dodawanych do żywności oraz ich wpływ na organizm (dzięki niej dowiedziałam się, że niektóre dodatki są neutralne dla zdrowia, ale poznałam też te bardzo szkodliwe). Poza tym jest napisane, gdzie między innymi można je znaleźć.Książkę mi ;polecono, bo mam wrażliwy przewód pokarmowy, więc może i Laurze się przyda.
    Pozdrawiam.

    • Dziękuję!

  6. WAŻNA INFORMACJA!

    Kochani Czytelnicy, od jakiegoś czasu złośliwy krasnolud kradnie najnowsze posty z bloga Kochamy Laurę!!! Z tego powodu wielu ludzi wchodząc na naszą stronę nie widzi nowych wpisów na blogu, tylko stare. Być może Wy też jesteście w tym gronie i nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy. Dlatego mam do Was prośbę, która rozwiąże problem znikających postów:

    Co należy zrobić, aby zobaczyć nowe posty?

    1. W przeglądarce, której używacie do przeglądania Internetu należy odświeżyć naszą stronę naciskając jednocześnie „ctrl” oraz „F5” (w komputerach Apple „command” oraz „R”),
    2. Jeśli to nie zadziała, to wyczyścić historię swojej przeglądarki,
    2. Jeśli to nie pomoże, to wyczyścić pamięć cookis.

    Po tym zabiegu już wszystko powinno poprawnie działać już zawsze 🙂

    • Pani Emilio. Zrobiłam tak jak pani pisze, ale dalej ni widzę najnowszych postów….Pozdrawiam całą Pani rodzinkę :).

      • A jaki post widzi Pani jako najnowszy?

        • Ja wczoraj widziałam „wpis testowy”, a dziś go nie widzę. Widzę „O rzeczach ostatecznych”.
          Pozdrawiam

          • Czyli wszystko prawidłowo :). Wpisu testowego już nie widzisz, ponieważ został usunięty.

      • Pani Emilio,
        Dobrze, ze pisze Pani o znikajacych postach. Moj laptop na szczescie pokazuje te najnowsze, ale na komorce mam tylko „Dwa oblicza przedszkola-cdn” jako najnowszy. Czyzby to „zasluga” trolla? A to szkoda, gdyz bardzo lubie podczytywac nowe posty, np jadac autobusem z pracy. A tu nic! A co do posta mamusi-musi (ktory wlasnie przeczytalam, oniemiala), to albo rzeczywiscie jest ona wyjatkowo zlosliwym trollem, albo nie ma daru przekazywania mysli. Moze chodzilo jej o to, ze Laurka musi powaznie traktowac Pani instrukcje „oddychaj” itp, bo inaczej jej zycie moze byc zagrozone? Ze musi sie sluchac, bo jej choroba to powazna sprawa?
        Moze jestem naiwna, ale ja zawsze staram sie dopatrzyc najpierw tych dobrych intencji w ludziach, zanim jestem w stanie zaakceptowac, ze moga byc oni tak bezinteresownie podli…
        Moze dlatego, ze sama tak nie potrafie? Pozdrawiam serdecznie.

  7. Emilio, nie wiem, fachowcem nie jestem… ale ostatnio sporo czytam o rodzicielstwie bliskości, wychowywaniu dzieci bez kar i nagród, itd. i tak mnie uderzyło to, że „jak Laura się będzie bardzo starać to będziecie razem” – wiem, że przy Jej chorobach pamiętanie o oddechu to kluczowa sprawa, ale czy to nie jest położenie ogromnej odpowiedzialności na tym małym Ludziku? Może przekombinowuję, nie wiem… ale męczy mnie ta myśl, więc się dzielę.

    • Małgosiu, jeśli Laura nie będzie czuła odpowiedzialności i nie będzie pamiętała o oddychaniu, to żadne rodzicielstwo bliskości nam nie pomoże. Już nic nam wtedy nie pomoże – rozumiesz? Nie mamy wyjścia i Laura też nie ma wyjścia. Ta choroba jest w stanie w kilka minut zrobić z roześmianej Laury dziecko głęboko upośledzone lub dziecko martwe. Dlatego w pierwszej kolejności musimy się martwić o życie i zdrowie Laury, a dopiero później przejmować się teoriami psychologicznymi. Taki los i nic na to nie poradzimy.

      PS. Rodzicielstwo bliskości w dużej mierze przekazuje rodzicom wspaniałe wartości, ale też nie jest pozbawione wad… Ślepe zapatrzenie w teorię rodzicielstwa bliskości również może przynieść szkodę. I mówię to całkiem poważnie. Pozdrawiam

      • Jakie wady, według Pani, ma rodzicielstwo bliskości?

        • Nie będę o tym tutaj pisać, ponieważ z pewnością by to wywołało kolejną burzę w szklance wody. Pozdrawiam.

  8. Pani Emilio, chciałam zapytać o ten film, który Polsat kiedyś kręcił o Laurze – czy można go gdzieś obejrzeć?
    Pozdrawiam.

    • Nie mam pojęcia i też go nie widziałam :(. Wiem tylko tyle, że kiedyś Polsat bez żadnej zapowiedzi wyemitował go, ale w późnych godzinach nocnych, więc nawet nie miałam okazji oglądać.

  9. Ojj temat śmierci to chyba jeden z najbardziej intrygujących tematów dla 4 czy 5latkow 🙂 kuzyna córka jest w wieku Laury i też niedawno pojawiły sie dokładnie te same pytania co u Laury ( no z wyjątkiem nieuleczalnej choroby chociaż pytanie: „czy ja też umrę” pojawiło się i bardzo zestresowało jej mamę). To chyba taki wiek. Jak widać pod tym względem ( i wieloma innymi!) Laura nie odstaje od rówieśników (a nawet często je przegania ;))
    Pozdrowienia dla małej, dociekliwej Okularnicy i jej zmęczonych pytaniami Rodziców 🙂

  10. Moja corka (obecnie 6,5 lat) takze pytala o smierc, o to, kto pierwszy umrze, co sie dzieje z czlowiekiem po smierci itd. I takze odpowiadalam zgodnie z prawda i z wlasnym przekonaniem. W tak waznych sprawach nie mamilabym dziecka kojacymi opowiesciami o zyciu po zyciu, tym bardziej, ze 4 lata temu zmarla moja Mama i moja corka doskonale czuje i po prostu wie, ze jesli sie umiera to czlowieka nie ma juz na zawsze a pozostaje jedynie miejsce na cmentarzu.
    Po tych pytaniach dosc dlugo zadawala te same pytania, jakby sprawdzajac czy moze zmienie odpowiedz, albo z nadzieja, ze jednak jest inaczej. Nie jest i wiedza o tym te osoby, ktore stracily kogos bliskiego.
    Wydaje mi sie, ze wierzacym osobom jest w tych kwestiach prosciej – zrozumiec, pogodzic sie z nieuchronnoscia czy wytlumaczyc te trudne tematu dziecku.
    Kazdy natomiast powinien byc swiadomy, ze zycie to dar.

  11. Najgorsza chyba w przypadku dzieci z chorobą zagrazajaca życiu jest dla rodzica świadomość, że mogą przeżyć swoje dziecko. Dlatego taka rozmowa wbija w krzesło. Smutny temat, ale dla dzieci nie ma tematów tabu.

    • Nadal widnieją poprzednie posty na stronie glównej 🙁

      • Zosiu czy na pewno? Przecież teraz zamieściłaś komentarz pod najnowszym postem „O rzeczach ostatecznych”. To jest właśnie nowy post, więc skoro zamieszczasz komentarz, to chyba go widziałaś na stronie głównej, prawda?

        • Również gdy wchodzę na blog widzę przedostatni tytuł, na innej przeglądarce blog zatrzymał się nawet kilka postów wcześniej.
          Żeby być na bieżąco wchodzę w „Historię Laury” i przechodzę po numerach do ostatniej strony.
          Nie wiem od czego to zależy, ale nie na wszystkich komputerach tak się dzieje.
          Pozdrawiam serdecznie!

          • Dzięki!

          • Ja również przez długi czas miałam z tym problem i przechodziłam do nowego posta poprzez inne wpisy, ale kilka dni temu czyściłam komputer z ciasteczek i innych plików i od tamtej pory wszystko wyświetla się poprawnie. 🙂

        • Ja też na głównej mam ten o przedszkolu. Dopiero jak w niego wejdę to ten pokazuje się w bocznej szpalcie „najnowsze wpisy”. Nie pisałam, bo myślałam, że tylko ja 🙂

          • Dzięki, niestety w głowę zachodzimy, skąd się bierze ten problem i jak na razie nie potrafimy go rozwiązać 🙁

          • A ja na komputerze domowym zaraz jak tylko otworzę Blog, mam wpis z tytułem: TO!!! jako ostatni, a na kompie w pracy wyświetla mi się normalnie:(

          • Kurczę blade… A może ktoś wie, jak rozwiązać ten problem? Od tygodnia molestuję w tym temacie Kubę i mojego brata Sebastiana, ale niestety chłopaki nie dają rady znaleźć przyczyny usterki :(.

          • Dzisiaj i wczoraj mam normalnie ale już chyba ze 3 tygodnie jako ” najnowsze ” widziałam starsze wpisy.
            O nowych dowiadywałam się na face 🙂
            Też myślałam że tylko ja tak mam.

          • Dzięki… Pojęcia nie mam, o co tutaj chodzi:(

          • Podejrzewam, że to jakiś bug w sliderze, który jednocześnie nie wyświetla nie tylko najnowszego postu w nagłówku ale również na stronie głównej. Jakbyś nie mogła doprosić się chłopów to mogę Ci pogrzebać w kodzie ale w weekend dopiero 🙂

          • Doprosić się mogę, tylko że oni po prostu nie dają rady. Ale spokojnie, jak im powiem, że Łońska chce ich wyręczyć, to tak mocno im to wejdzie na ambicję, że od razu znajdą błąd 😛

            A tak na poważnie, to dzięki za pomoc! Przekażę im Twoją uwagę do zweryfikowania 🙂

          • Ale teraz tak sobie myślę, że to jednak nie jest to, a raczej jakiś problem z pamięcią cache i jej interakcją z poszczególnymi przeglądarkami. Gdyby był problem w kodzie strony, to wszyscy by nie widzieli nowego postu. A teraz jest tak, że niektórzy widzą, a niektórzy nie widzą. Zmieniliśmy już wtyczkę do cache, ale niestety nie pomogło.

          • Może być. Dopiero teraz sprawdziłam inne przeglądarki i na IE wyświetla się prawidłowo. Na Chromie zarówno stacjonarnie jak i mobile z innym IP jest post o przedszkolu. Firefoksa nie mam to Wam nie sprawdzę 🙂

          • Dzięki!!!! <3

        • A ja nie mam żadnych problemów z nowymi postami. Zarówno na laptopie jak i na urządzeniach przenośnych. Wszystkie pojawiają się na stronie głównej.

          • Ja właśnie też nie mam żadnych problemów, dlatego nie zdawałam sobie sprawy z istniejącego błędu.

          • Ja tego typu problem z postami mam od jakiś 2 miesięcy. Zależy to od komputera na jakim sprawdzam bloga.

      • Ja wcisnęłam na klawiaturze kombinację klawiszy CTRL i F5 (co powoduje odświeżenie przeglądarki) i wtedy dopiero widzę najnowsze wpisy na stronie głównej. Może ta wskazówka będzie pomocna w naprawieniu problemu. 🙂

        • Dzięki!

  12. Zdjęcie przepiękne. Subiektywnie co mi w nim najbardziej podoba. Trzy perspektywy zdjęcia (czy jak to się tam nazywa), każda o innej strukturze i ostrości obrazu. Kolory – wiele odcieni kolorów zieleni/ziemi. I sam obraz „zdjęcia” nawiązujący to tematyki posta. Nie jestem pewna czy zrozumiale napisałam to co chciałam przekazać 😉 Więc na koniec napiszę – zdjęcie mnie zauroczyło 🙂
    P.S. Co do głównego tematu posta. Ja, w wieku lat 6, chwaliłam się na pogrzebie dziadka właśnie spotkanej dziewczynce, że to pogrzeb mojego dziadka (sic!). Przy mojej córce nie mam nawet co wspominać o śmierci bo od razu próbuje wymusić na mnie obietnicę, że dożyję co najmniej 100 lat. W rozmowie kilku nastolatek, koleżanek mojej córki, okazało się, że to czego boją się najbardziej to śmierci. Nie mam pojęcia dlaczego.

  13. Pani Emilio, pozwolę sobie jeszcze tak nie na temat: czy istnieje szansa, by w Pani sklepie znalazły się akcesoria dla niemowlaków baardzo malutkich, wcześniaków? Mam na myśli np malutkie ubranka, gniazdka dla wcześniaków, malutkie smoczki itp.
    Jestem mamą wcześniaka i bardzo trudno było mi dostać coś porządnego jeśli chodzi o ten asortyment.

    • Pani Łucjo, być może w przyszłości, ale na pewno nie w tym roku.

      • Artykuły dla wcześniaków to ciągle zapomniany temat.
        Mój wcześniaczek był co prawda imponująco duży ale ” pływał” w ubrankach na 50 cm.
        Nogawki śpioszków przytrzymywały skarpety.
        Rozmiar 50 jest najmniejszym dostępnym w sklepach a i tak jest tego zdecydowanie za mało.

        • Mamo Feliksa, ja po dłuugich poszukiwaniach znalazlam ubranka na 44 cm (i tak były za duże na moją Lusię). Problemem był też smoczek. Córka nie miała odruchu ssania i stymulowałam ją masażami. położne polecały takie mini smoczki do doskonalenia odruchu ssania, jednak nigdzie nie można było ich dostać. Ja nie trafiłam, choć wiem, że takie są, bo podobno jedna mama na oddziale kiedyś kupiła gdzieś (za ogromne pieniądze) :/

  14. Jakiś czas temu odeszła moja ukochana suczka, po ciężkiej chorobie, mając 17 lat. Kiedy za nią płakałam, bratanica (4 lata) zapytała mnie – czemu płaczesz? Przecież Perełka jest teraz szcześliwa, jest psim aniołkiem i jest w psim niebie i nic już jej nie boli. To przecież dobrze, nie?
    Pozazdrościłam bratanicy tego niewinnego, dziecięcego i jakże pozytywnego podejścia (niby tak niestosownego, a jednak logicznego). wiem, że zwierzak to nie to samo co utrata człowieka (choć miłość pewnie czasem równie silna), niemniej jednak dzieci widzą śmierć na swój specyficzny, troszkę naiwny sposób, którego im zazdroszczę.
    Życzę pani spokoju w tym trudnym czasie.

  15. Chyba każde dziecko zadaje podobne pytania, moje dzieci robiły to wcześniej, mając niespełna 3 lata. Odpowiadałam najrzetelniej, jak umiałam, po pewnym czasie ciekawość została zaspokojona i moje dzieci były ,,ekspertami” w umieraniu, co przekładało się na informowanie o sprawach ostatecznych innych dzieci. Po jakimś czasie temat przestał być fascynujący i nastąpił kres zainteresowaniom sprawami śmierci. Później była fascynacja ciałem ludzkim, to dopiero były pytania. Do dziś śmiech mnie ogarnia, gdy pomyślę o niektórych z nich. Córka moja będzie lekarzem, pewnie to zamiłowanie jej zostało. Tak że, Emilio, przed Tobą jeszcze wiele, wiele pytań.

  16. To zdjecie jest mega!!!!po prostu mega!!!! Moze niech Pani nie zamieszcza tego komentarza,bo nie ma nic wspolnego z tematyka bloga, poza tym od jakiegos czasu glowna uwage poswiecam na pani zdjecia a nie na litery (choc czytam, czytam 😉 a mam tez pytanie i nie wiem czy w ogole moge zadac bo raz: nie chce okazac sie wscibska, dwa: nie chce zeby wyliczano Pani zlotowki a one wiaza sie z pytaniem, bo dotyczy ono obiektywow i aparatu jakim wykonuje Pani zdjecia? sama amatorsko zajmowalam sie robieniem zdjec, niestety euforia mi przeszla,chyba z powodu wynikow tych zdjec, nie wiem gdzie szukac wskazowek bo w necie jest tego tyle,ze trudno wylowic cos godnego uwagi wsrod bzdurnych porad ;/ Tak wiec:ja uzywam Nikona D5100 i dwoch obiektow, jeden 55-200 chyba i drugi wiekszy (marzy mi sie rybie oko ale to jak na razie marzenie zbyt drogie 😉 ) i jestem ciekawa jakich obiektywow uzywa Pani? bo zblizenia sa rewelacyjne!to co ma byc wyrazne-wyraznym jest a drugi plan pozostaje drugim planem 🙂 bardzo ale to bardzo podobaja mi sie Pani zdjecia i tez chce umiec takie robic 😉 pozdrawiam ! czy jest mozliwosc zeby odpisala Pani na maila?i ewentualnie podeslala kilka linkow, z ktorych korzysta Pani by sie podszkolic w robieniu zdjec?

    • Pani Anj, dziękuję za miłe słowa dotyczące zdjęć! Odpowiem na Pani komentarz obszernie tutaj, ponieważ tak jest dla mnie szybciej, a przy okazji przekażę informację pozostałym zainteresowanym, którzy również o podobne rzeczy coraz częściej mnie pytają.

      Przede wszystkim na początku zaznaczę, że jest to prawdopodobnie ostatnie pytanie dotyczące fotografii, na które odpowiadam. Powodem jest to, że tych pytań na temat moich zdjęć/używanego sprzętu znajduję coraz więcej zarówno na blogu, jak i w skrzynce mailowej, a odpowiadanie na nie zajmuje mi coraz więcej czasu i staje się po prostu kłopotliwe. Poza tym sama dopiero stawiam pierwsze kroki w fotografii, jestem kompletnym amatorem i nie czuję się kompetentna, aby udzielać porad innym.

      Standardowe pytanie i jednocześnie najmniej zasadne, jakie do mnie trafia, to pytanie jakim aparatem fotografuję i jakimi obiektywami? (doskonale rozumiem dlaczego, bo sama na początku identyczne pytania zadawałam). Ludziom się wydaje, że jak kupią sobie dobry aparat lub obiektyw, to będą robić dobre zdjęcia. Otóż nic bardziej mylnego. To nie aparat robi zdjęcie, tylko fotograf – aparat jest tylko narzędziem. Podobnie jest z gotowaniem – to nie garnek robi wykwintne danie, tylko kucharz, który decyduje, jakie składniki i w jakich proporcjach można do tego garnka wrzucić. Można więc zrobić doskonałe, niezapomniane zdjęcie zwykłym telefonem komórkowym, ale można też robić najgorsze i najbardziej nudne zdjęcia, mając profesjonalny sprzęt.

      To wielki błąd zaczynać naukę fotografowania od zakupu dobrego/drogiego sprzętu. Najpierw trzeba poznać podstawy, aby możliwości tego sprzętu móc wykorzystać. Na jakość i odbiór zdjęcia ma wpływ nie tylko sprzęt, ale przede wszystkim mnóstwo innych rzeczy – głównie światło (barwa światła, moc światła, kąt padania światła), ładunek emocjonalny zdjęcia – czyli treść zdjęcia i sposób jej przedstawienia, kompozycja, perspektywa, odległość fotografowanego obiektu od obiektywu, odległość fotografowanego obiektu od tła, barwa i jasność tła, czas naświetlania, wartość przesłony, wartość ekspozycji, szerokość kadru, edycja zdjęcia w postprodukcji i setki innych rzeczy… Sprzęt jest naprawdę na samym końcu tej listy.

      Tutaj zapewne Panią zdziwię. Ja mam do dyspozycji tylko amatorski sprzęt i dwa amatorskie obiektywy. Mam bardzo starą lustrzankę Pentax K100 – jest tak stara, że w niektórych wykazach fotograficznych nawet już nie figuruje… Do tego mam dwa obiektywy, również kompletna amatorszczyzna – zmiennoogniskowy, niestety ciemny obiektyw 18-50 mm, który stosuję do szerszych kadrów i ujęć niby reporterskich oraz stałoogniskowy jaśniejszy 55 mm, który stosuję do portretów robionych z bliska z efektem rozmytego tła. No i mam jeszcze telefon komórkowy, którego też czasem używam do robienia zdjęć. 🙂 Fotografuję tym sprzętem od początku 2014 roku i dopiero niedawno poczułam, że zaczyna mnie on ograniczać, więc przymierzam się do jego sprzedaży i zakupu czegoś innego. Ale dopiero teraz, po miesiącach naprawdę intensywnej nauki i robienia setek zdjęć, z których 90 % nieudanych kadrów wylądowało w koszu… Przez pierwsze miesiące entuzjastycznej nauki ten sprzęt spełniał 100% moich potrzeb.

      Jeśli chodzi o materiały do nauki, to proszę wybaczyć, ale nie będę podawać żadnych linków i niczego nie będę rekomendować. Po pierwsze dlatego, że nie chcę robić reklamy. A po drugie dlatego, ze zajęłoby mi to zbyt wiele czasu. Od miesięcy każdą wolną chwilę poświęcam na naukę fotografii, czytam blogi eksperckie, artykuły, ksiażki, przeglądam zdjęcia słynnych fotografów i przede wszystkim bardzo dużo ćwiczę. Jest tego w sieci multum i wiele miesięcy zajęło mi dotarcie do źródeł potrzebnych informacji. Gdybym chciała Pani tu zrobić listę artykułów do przeczytania, to musiałabym poświęcić na to ze dwie godziny czasu, którego nie mam – i w dodatku sprzedać Pani w pigułce to, na co sama pracowałam przez wiele miesięcy. W tej kwestii proszę Panią o wyrozumiałość i samodzielne poszukiwania. Myślę, że jeśli naprawdę interesuje się Pani fotografią, to przy pomocy własnej motywacji, pobliskiej księgarni i wujka google dotrze Pani do wszelkich potrzebnych treści i to w bardzo szybkim czasie. Znajdzie też Pani mnóstwo kursów zarówno stacjonarnych, jak i przez Internet, gdzie można się szkolić. Ja też obecnie biorę udział w pewnym kursie, jednak nie zdradzę w jakim – nie chcę, aby ludzie wiedzieli, w jakich miejscach przebywam, jak i też pragnę w miarę możliwości zachować anonimowość wśród uczestników tego kursu. Mam nadzieję, że Pani zrozumie.

      Pozdrawiam i życzę udanych kadrów!

      • No cos takiego…a wydawaloby sie nic prostszego niz zrobic zdjecie: nacisnac na guzik…a to jest ja widze obszerna dziedzina wiedzy…

        • Bardzo, bardzo obszerna. W dodatku taka, której nie da się raz na zawsze nauczyć, tylko trzeba się uczyć całe życie. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda prosto – nacisnąć guzik i już. To w takim razie dlaczego jedne zdjęcia nam się podobają, nas zachwycają, wywołują w nas ogromne emocje i usmiech na twarzy – a z kolei obok innych przechodzimy obojętnie i szybko o nich zapominamy? No właśnie dlatego, że Ci, którzy robią ten pierwszy typ zdjęć, zazwyczaj poświęcili wiele czasu na zgłębienie magicznego świata fotografii… Mam nadzieję, że ja też kiedyś będę w tym gronie, ale do tego jeszcze bardzo daleka droga.

      • ok 😉 niech będzie 😉 rzeczywiście chciałam dostać wiedzę w pigułce ale może i ma Pani rację, że drogą na skróty nikt nic nie osiągnął, pozostało mi uczyć się samej i oglądać Pani zdjęcia.
        Dzięki za poświęcony czas i uwagę i jeśli będę kiedyś zadowolona ze swojej pracy to podeślę i się pochwalę bo właśnie Pani zdjęcia zainspirowały mnie do pracy i przywróciły smak na ponowne przywitanie się z aparatem!
        Powodzenia!

        • Cieszę się, że moje zdjęcia są inspiracją. 🙂 Dopowiem jeszcze, że wysłanie Pani wiedzy w pigułce nie tylko byłoby nie w porządku wobec mnie (mojej wielomiesięcznej pracy, nauki i poświęconego czasu), ale także nie w porządku wobec Pani. Bo to właśnie poprzez samodzielne poszukiwania nauczy się Pani najwięcej. Dostając gotowca nigdy nie wyniesie Pani z niego tyle, co z samodzielnej pracy, ćwiczeń, samodzielnych poszukiwań oraz indywidualnych wniosków. Fotografia to bardzo drapieżna dziedzina – zabiera czas. Jeśli więc naprawdę chce Pani robić dobre zdjęcia, to nie może Pani iść na łatwiznę, tylko musi się w to Pani naprawdę mocno zaangażować. Pozdrawiam!

    • Miałam napisać na temat zdjęcia ale widzę, że ktoś mnie już uprzedził 🙂 Więc tylko się podpisuję pod powyższym postem obiema rękami. Cudo ! 🙂

  17. Witam! odzywam się tu rzadko i tylko wtedy kiedy czuję że mam coś do powiedzenia. tego tematu nie spodziewałam się tu w ogóle, a niestety dotyczy on mnie bardziej niz kiedykolwiek bo w zeszłą sobotę pochowałam mojego tatę. nasze dziewczyny są z tego samego roku i dnia i z ciekawością i podziwem obserwuję rozwój Laurki.
    w tym przypadku jednak wydaje mi się że wiedzę na temat odchodzenia każdy ma, nawet mały człowiek który emocjami tego nie ogarnia. również postanowiłam niczego przed małgorzatką nie ukrywać, więc powiedziałam jej że tylko aniołki mogły uzdrowić dziadziusia. ona to rozumie ale kompletnie sie z tym nie zgadza. jej reakcja mnie zszokowała na tyle ze zaczęłam się zastanawiać czy dobrze zrobiłam. to bardzo delikatny temat i myślę ze to jak przekazać to tak małemu dziecku jest bardzo indywidualna sprawą. zależy na ile dziecko jest emocjonalnie rozwinięte. mi się wydawało że to co powiem wystarczy, ale tak nie jest. myslałąm że po pierwszym dniu wszystko ucichnie i jak nie będziemy wspominać przy niej to minie, a ona zastrzeliła mnie następnego dnia pytaniem kto teraz zostanie jej dziadkiem?. nastepnego dnia kolejne pytanie, po którym szybko sobie sama odpowiedziała, nastepnego znów itd. na cmentarz nie chce jezdzić i zapalać swieczki. na pogrzeb jej nie zabrałam.
    myślę że te małe głowki chodź bardzo mądre nie są jeszcze gotowe. Moja córka każdego dnia przepracowuje ten temat. myślę że tutaj niema mądrego rozwiązania..
    pozdrawiam serdecznie

  18. Wiecie Panie same, że kłamstwo ma krótkie nogi. I dziecka nie należy okłamywać bo to się zemści. Jestem mamą 3,5 letnich bliźniaków, jedno jest po przebytej chorobie nowotworowej. Na początku oszukiwałam ze jedziemy do szpitala na chwilę itd to nie była chwila. Moje dzieci wiedzą co to jest rak oczywiście myślą że rak to, to coś ze szczypcami i że to siedziało w rączce Piotrusia. Musieliśmy go wygonić. Teraz mówię moim dzieciom że musimy przebadać Piotrusia czy na pewno jest zdrowy czy tego nieproszonego gościa nie ma. Pytanie od Piotrka padło jak działa śmierć; teraz są na tym etapie. Nie kłamałam wiele widział w szpitalu może nie pamięta ale moje emocje pewnie w nim zostały. teraz jak jedziemy na kontrolę mówi mamo jedziemy bo będziesz z Julką płakać gdybym umarł – szczęka mi opadła. Skąd takie zdanie w ustach trzylatka i zaraz potem mamuś „tulaj” Dudusia, ja jestem.
    Pani Emilko podziwiam za umiejętność powiedzenia NIE – stop to nasze życie. Pięknie Pani pisze.
    Nasze dzieci choć małe są bardzo mądre, ich umiejętność obserwacji, wyciągania wniosków. I jeszcze jedno; damy radę, byłyśmy z naszymi rodzinami w piekle więc proszę darować sobie niektóre komentarze.

  19. Ciężki temat… Rok temu musiałam zmierzyć się z wytłumaczeniem 3 letniej córeczce co to jest śmierć i dlaczego bliscy czasem odchodzą. Przygotowania do tej rozmowy, a właściwie rozmów były bardzo trudne, tym bardziej, że po długiej ciężkiej chorobie umierała moja mama. I to ja, mimo wielkiego bólu, musiałam wytłumaczyć 3 latce, że jej ukochana babcia odchodzi. Po długich poszukiwaniach znalazłam świetną książeczkę „Żegnaj, panie Muffinie!”, która bardzo mi w tym pomogła. I z czystym sumieniem polecam ją teraz innym…

  20. Bardzo dobre podejście do tematu śmierci pani Emilko, zwłaszcza że Wy co dzień musicie stać na straży, by ta kostucha nie złapała Laurki w swoje czarne szpony! Wygrywacie i jestem pewna, że tak będzie, Laura nie zapomni oddychać a w razie gdyby, to mama jest zawsze obok i przypomni Ja przypominam bardzo często dzieciom i one wiedzą, że gdyby coś się stało to czasu się nie cofnie, że nikt ich nie upilnuje tak jak one siebie same, że np w wypadku komunikacyjnym żadna mama nie podbiegnie i nie wyrwie dziecka spod kół zanim ono będzie uderzone, nie zdąży, anioł też nie zdąży i nikt inny, mówię im tak, że nie wolno biegać i bawić się na szosie, przechodzić tylko na pasach, upewnić się, bo można zginąć a wtedy juz nigdy się nie zobaczymy! Temat szosy jest mi bliski, mieszkam przy drodze krajowej, rozumiecie, obszar niezabudowany, brak chodnika, auta pędzące jak rakiety a do szkoły czasem trzeba pieszo, rowerem, nie ma wyjścia, trzeba rodzicom pracować. Dzieciom mówić o zagrożeniach i o śmierci też i ze nie ma odwrotu. Synów uświadamiam nieustannie, że jeśli wyjdzie wprost pod pędzące auto, to poleci pewnie w powietrzu wiele metrów i roztrzaska się jego główka i całe ciało runie, gdzieś I tego się nie cofnie i umrze i jutro już nie pojedzie rowerem! Widzę, że moje dzieci są ostrożne i pilnują się.Oczywiście wszystko się może zdarzyć… Ale lepiej dmuchać na zimne, pogrozić palcem a nawet krzyknąć, to skutkuje. Pozdrawiam i ściskam Laurkę

  21. Ja również z tych nie rozumiejących. Najpierw pisze Pani o swoich wspomnieniach, co Pani czuła gdy dowiedziała się w wieku czterech lat , że mamy może zabraknąć , a teraz robi przecież Pani bardzo podobnie w stosunku do swojego dziecka. Ale przecież nie muszę wszystkiego rozumieć 🙂 Zdjęcie bardzo wymowne.

    • Bardzo jestem wdzięczna mojej mamie, że powiedziała mi prawdę, mimo, że spowodowało to u mnie ogromny smutek. Gdyby mnie okłamała, a ja prędzej czy później odkryłabym to kłamstwo, z pewnością miałabym do niej ogromny żal. Szczerzę, wolę czuć smutek z powodu niewygodnej prawdy, niż żal z powodu bycia oszukaną przez najbliższą osobę. Niektórzy lubią być oszukiwani, ale ja nigdy tego nie lubiłam i nie mam zamiaru okłamywać mojego dziecka. Bez względu na to, czy będzie miało lat 4, czy czterdzieści. Poza tym, to ja rozmawiałam z córką i nadałam rozmowie odpowiedni ton wiedząc, że nie wywoła to u niej żadnej histerii. Ponadto rozmowa opisana na blogu była poprzedzona wieloma innymi, których już nie zdołałam opisać – przecież Państwo tu na blogu dostajecie tylko promil, mały wycinek z naszego życia, bo wszystkiego minuta po minucie nie opisuję. Zresztą, reakcja Laury i jej zadziorna odpowiedź ozdobiona uśmiechem mówi sama za siebie. Pozwólmy rodzicom wychowywać ich dzieci wedle ich uznania.

      PS. Jak się ma dziecko cierpiące na chorobę, która w ciągu kilku minut jest w stanie odebrać życie, to trzeba to temu dziecku uświadomić. Bo głównie od świadomości Laury zależy, jak długo będzie z nami. A my chcemy, aby była z nami jak najdłużej i rozmawiamy z nią tak, aby pokazać jej sens walki z trudną chorobą. Dlatego zamiast okazywania mi braku zrozumienia lub krytyki proszę wszystkich Państwa o nieco więcej zaufania do matki, która wszystko, co robi, robi z miłości do dziecka…

      Pozdrawiam!

      • Teraz Panią rozumiem. Tych słów właśnie zabrakło mi w poście. Dziękuję i pozdrawiam.

        • Nie wyjaśniam wszystkiego od A do Z w postach, ponieważ wychodzę z założenia, że ludzie, którzy je czytają, znają treść bloga i wiedzą, na czym polega choroba Laury. Może dlatego coś, co dla mnie jest oczywiste, czasami okazuje się mniej oczywiste dla niektórych Czytelników. Również serdecznie pozdrawiam!

      • A czy w sprawie św. Mikołaja też Emilko nie oklamujesz Laury? Czy córka wie, że prezenty kupują rodzice?

        • „A czy w sprawie św. Mikołaja też Emilko nie oklamujesz Laury? Czy córka wie, że prezenty kupują rodzice?”
          To chyba nietrafne porównanie- św. Mikołaj a śmierć. Nie uważasz?

          • Nie uważam. Chodzi mi o deklaracje Emilki, ze nie należy okłamywać dziecka. Mam wrażenie, ze odniosła się ogólnie, do wszystkich dziedzin życia… Więc z ciekawości pytam.

  22. Pamiętam jak miałam około 6 lat i dotarło do mnie, że mnie też czeka kiedyś śmierć i nie ma zmiłuj… Przez kilka tygodni zasypiałam z tą przerażającą myślą, że będę kiedyś leżec w ciemnej trumnie pod jakąś mogiłą… Nie mogłam się pozbierać, gdy uświadomiłam sobie tę nieuchronnosc i to, że nie ma nikogo (nawet Mama nie pomoże), aby pewnego dnia to nie nastąpiło.
    Dzisiaj myśl o śmierci dodaje mi sił do działania. Carpe diem. Gdy chodzę po cmentarzu, myślę sobie: Boże, jak cudownie, że jeszcze jestem po tej stronie i mogę robic milion fantastycznych rzeczy, działac, bawic się, rozwijać się, podróżować, szaleć, imprezować. Myślę sobie: chwilo trwaj!!!!

    Gdyby nie było śmierci, człowiek nie doceniałby życia.
    To co jest darmowe lub nieskończone nie będzie docenione.

    Pozdrawiam Wszystkich,

    • Święte słowa i wspaniałe podejście do życia :). Niestety, mam wrażenie, że mimo świadomości śmierci wielu ludzi i tak swojego życia nie docenia. Często się z tym spotykam.

      • Pamietają…… Na chwilę.
        Jak umrze Jan Paweł II albo Ania Przybylska.
        Wtedy wszyscy obiecują poprawę, docenianie życia i tego co mają.
        Szkoda tylko że te przemiany w rozumowaniu i postępowaniu trawają u dużej części ludzi nie wiecej niż tydzień ;/

        • Czasem trwają całe życie niestety. Nie zmienimy tego, bo nie mamy zbyt wielkiego wpływu na postępowanie innych ludzi. Jedyne, co możemy zrobić, to zadbać o nasze własne prawidłowe podejście do życia i nauczyć tego naszych bliskich, niech przekażą radość życia potomnym 😉

  23. Dziekuje Pani Emilko , ze umiescila Pani ten komentarz. Bylo to dla mnie bardzo wazne – Moc PRZEPROSIC… Mam nadzieje, ze przyjmie Pani to, co chcialam przekazac. Unioslam sie chwila i swoja wlasna slaboscia jak idiotka… Jest Pani BARDZO DZIELNA KOBIETA I NAJLEPSZA MATKA. Naprawde tak mysle . I jeszcze – inspiracja na kazdy dzien….

    • Droga Pani Edo. Przyznam, że mam bardzo mieszane odczucia co do zamieszczanych przez Panią komentarzy. Z jednej strony Pani przeprosiny są bardzo miłe i wierzę, że naprawdę szczere. Z drugiej strony nie do końca rozumiem motywy Pani postępowania i zastanawiam się, po co to wszystko.

      Najpierw przez długi czas pisała mi Pani wyłącznie komentarze pełne pochlebstw, wręcz aż do przesady. Potem poczuła się chyba Pani moją serdeczną przyjaciółką i nagle zaczęła uzurpować sobie prawo do pouczania mnie. A gdy ja delikatnie zaprotestowałam, Pani się obraziła i na forum poinformowała o opuszczeniu mojego bloga. Ostatniego Pani komentarza chyba nawet nie opublikowałam, bo z tego, co pamiętam, pozwoliła sobie w nim Pani na zbyt wiele i przekroczyła wszelkie dopuszczalne granice „karcenia” mnie. Teraz natomiast nieoczekiwanie okazuje Pani skruchę i przeprasza.

      Oczywiście ja nawet przez moment nie pomyślałam, że opuściła Pani mojego bloga – domyślałam się, że nadal tu Pani jest. Zastanawiam się tylko, po co te wszystkie komentarze i czemu mają one służyć? Z pewnością zabrały mi cenny czas, sprawiły przykrość i zasiały negatywną atmosferę. Sprawiły też, że już nie jestem w stanie obdarzyć Pani zaufaniem.

      Tak, sprawiła mi Pani przykrość tym, co do mnie Pani w ostatnim komentarzu napisała. Tak, przekroczyła Pani granicę przyzwoitości i weszła tam, gdzie wchodzić nigdy nie powinna. Nie jest Pani moją przyjaciółką, nie jest członkiem mojej rodziny, tylko zupełnie obcą osobą, która weszła tam, gdzie absolutnie nie miała prawa.

      Dziękuję Pani za przeprosiny i cieszę się, że wciąż jest Pani z nami. Nie będę jednak Pani Edo udawać, że wszystko jest w porządku. Nie, nie jest – niestety wpisała się Pani w specyficzne grono osób, które najpierw pieją na mój widok z zachwytu okazując mi niemal sekciarskie uwielbienie, a później nagle zmieniają kierunek o 180 stopni i zaczynają natarczywie mnie „wychowywać” i guwernerskim tonem wytykać moje rzekome błędy. Powiem wprost, że obie te skrajne postawy są dla mnie po prostu nie do przyjęcia.

      Uważam, że zanim się komuś coś napisze lub powie (i w Internecie, i w realnym życiu), warto najpierw pomyśleć i zastanowić się, czemu ma to służyć. Słowa są jak węże i naprawdę potrafią głęboko ranić. Mnie już na szczęście aż tak bardzo nie ranią, ale z pewnością zniechęcają do ludzi – moją nieufność budzi zarówno natarczywa krytyka mojej osoby, jak i przesadne uwielbienie… Niestety, i jedno, i drugie zbyt często zdarza się na tym blogu. Jeśli mogę o coś dla siebie prosić, to jedynie o racjonalizm, szacunek i normalność podczas zamieszczania komentarzy. To prośba nie tylko do Pani, Pani Edo, ale również do wielu innych osób…

      Na szczęście jest tu też całkiem sporo ludzi, którzy komentując naprawdę wykazują się racjonalizmem, wysoką kulturą osobistą, tolerancją oraz taką fajną, szczerą życzliwością – mam nadzieję, że z każdym dniem będzie ich przybywać i że Pani również dołączy do tego grona. 🙂

      Pozdrawiam serdecznie

      • Ma Pani calkowita racje w tym co Pani pisze. Ja moge tylko przeprosic i zrobilam to. Mam wiele wad i nie naleze do osob , ktore nigdy sie nie myla. Zrobilam zle … Moze bede mogla to kiedys naprawic. Nie musi mnie pani darzyc zaufaniem pani Emilko. Nie znamy sie przeciez. Mam tylko nadzieje, ze mi pani wybaczyla, bo bardzo pania szanuje. To wszystko.

        • Jasne, że wybaczyłam – nie czuję do Pani urazy, a jedynie nieufność. No ale przecież to się może kiedyś zmienić. Co do Pani wad, to proszę się nie przejmować – ja z pewnością mam ich jeszcze więcej 🙂

      • „Uważam, że zanim się komuś coś napisze lub powie (i w Internecie, i w realnym życiu), warto najpierw pomyśleć i zastanowić się, czemu ma to służyć. Słowa są jak węże i naprawdę potrafią głęboko ranić.”

        Bardzo sluszna wypowiedz i ja rowniez biore sobie te slowa do serca. Bo i mnie zdarza sie cos chlapnac, spontanicznie i bez zastanowienia.

  24. Moja córka też przechodziła nie dawno ten etap. Mnie wbiła w fotel informując że ona umrze jutro. Dzieci przyjmują to chyba do wiadomości, ale jeszcze nie czują tego strachu co my.
    Pozdrowienia dla Laury.

  25. Pani Emilko. Pozegnalam Pani bloga i na pewno bardzo Pania urazilam… Bloga, mimo moich zapewnien nie moge opuscic , bo to niemozliwe. Wiem , wiem … pisalam , ze mozliwe i to bardzo. Sprawilam Pani wiele przykrosci i pragne Pania goraco przeprosic. Mam nadzieje, ze mi pani wybaczy. PRZEPRASZAM – od serca. Zycze Wam wszystkiego co najlepsze. Zawsze. <3

  26. Temat przemijania, śmierci i tego co po niej to temat rzeka… Ilu ludzi- tyle opinii. Każdy wierzy w to co dla niego wydaje się realne, możliwe do ogarnięcia rozumem. Myślę, że świadomość tego, że istnieje COŚ po śmierci, pomaga uporać się z bólem po stracie bliskiej osoby. Natomiast, póki jesteśmy tutaj, w świecie żywych, możemy tylko próbować odpowiedzieć sobie, na tyle na ile to możliwe, czy spotkamy się kiedyś wszyscy, po śmierci. Jedni wierzą w Boga, inni są buddystami, świadkami Jehowy, a jeszcze inni wierzą w Allaha. Ile rodzajów wiary- tyle pytań i tyleż samo odpowiedzi.

  27. Ja bym tak swojemu dziecku nie odpowiedziala, tak prosto z mostu, dosadnie, ale to ja. Emilia najlepiej wie jak rozmawiać ze swoim dzieckiem. Pozdrawiam:-)

  28. a mnie urzekło zdjęcie… mówi wszystko co w temacie…. szyba alegoria granicy światów… ciekawość Laury… ukazuje ona sama… deszcz na szybie symbol niepewności… jednoczesnie woda bez której nie ma zycia…. a w dali idelana zielona kraina!!! zdjęcie bardzo bardzo wymowne i optymistyczne nawet w kontekście tematu jaki poruszyłas!!!!

  29. Mając chore dziecko nie można go oszukiwać,trzeba go nauczyć żyć z chorobą.Uważam że Emilia dobrze powiedziała córce,nie można dziecka oszukiwać bo to prowadzi do tragedii.Ja mam syna chorego na cukrzyce od 6 stego roku życia i też mu mówię możesz normalnie żyć pod warunkiem że będziesz mierzył cukier co trzy godziny ,liczył wymienniki węglowodanowe i nastawiał insulinę,w innym przypadku stracisz wzrok,i wysiądą ci nerki.Jeśli chodzi o śmierć uważam ż osoby wierzące mają łatwiej bo mają nadzieję że życie się nie kończy i mogą tą nadzieję przekazać dzieciom.Nadzieja jest tym co napędza człowieka .

  30. Bardzo wzruszający wpis. Wpis przypominający, że coś, co dla zdrowych ludzi, jest „oczywistą oczywistością”, dla Laury już, niestety, takie nie jest. Że ta mała czterolatka, nawet beztrosko bawiąc się, musi pamiętać o tym żeby oddychać…Wczoraj obejrzałam film, na którym Laura karmi Kubę. Po pierwszej łyżeczce, wzięła głeboki wdech, uświadamiając tatę, aby pamiętał o oddychaniu… Dla Was to codzienność-to przypominanie- natomiast ten wpis pokazał, że pomimo tego, że prowadzicie zwyczajne życie, ono nigdy tak naprawdę „zwyczajne” nie będzie.

  31. To są bardzo trudne tematy;pytania które wcześniej czy później musiały nastąpić 🙁
    Trzymajcie się!

  32. Szanowna Pani Emilio. Czytam Pani bloga juz chyba od roku i jestem pełna podziwu dla Pani postawy! Sama mam 2 letniego syna i powiem szczerze, że z całą pewnością stwierdzam, iż jest Pani dla mnie wzorem godnym do naśladowania. Podziwiam Pani upór i to jak bardzo poświęca się Pani dla Laury! Każdy post kryje dla mnie jakąś nieopisaną magię…o codzienności pisze Pani w cudowny sposób:). Życzę powodzenia, dużo uśmiechu i ogromnej wiary w to, że chcieć to znaczy móc!

  33. Nie bardzo rozumiem, dlaczego powiedzialas Laurze, ze jesli ‚zapomni o oddychaniu i umrze, to juz nigdy sie nie zobaczycie’…? Dlaczego straszysz tak dziecko? W jej umysle, w jej czteroletniej glowce moze za jakis czas zrodzic sie strach, ze jesli jednak rozchoruje sie bardziej, ze jesli NIECHCACO zapomni o oddychaniu i umrze, to NIGDY JUZ NIE ZOBACZY MAMY. I to moze doprowadzic do paniki i histerii!

    Odpowiadasz jej na pytania o wujku, a pozniej strzelasz jak z armaty, ze po smierci nigdy sie nie zobaczycie. A co, jezeli Laura ulozy sobie w glowie, ze jesli Ty umrzesz, to juz nigdy sie nie zobaczycie? A JESLI UMRZESZ, choc brzmi to okropnie i rzecz jasna to tylko teoria, a nie zyczenie!!!!!!!!!!!!, i ta mala dziewczynka zakoduje sobie w glowce to, co jej powiedzialas?

    Nie ukrywam, ze baardzo zdziwila i wrecz przerazila mnie ta odpowiedz. Gdyby moja mama zasunela mi czyms takim, kiedy bylam dzieckiem i pytalam o smierc, to podejrzewam, ze utonelabym we lzach…

    • No właśnie widzę, że nie rozumiesz…

      • No to moze mi wyjasnij? Piszesz, ze wpadlas w histerie, kiedy Twoja matka odpowiedziala Ci, ze kiedys umrze, a teraz zrobilas to samo swojej corce. Skoro nie rozumiem, to prosze o wyjasnienie, a nie dalsze tajemnice i owijanie w bawelne.

        • Ja doskonale zrozumiałam co Emilia miała na myśli, a co miała opowiadać jej bajki? tak córeczko spotkamy się… przecież to kłamstwo, nikt nie wie czy się spotkamy, zobaczymy, dlaczego ma okłamywać swoje dziecko? to jej wybór, mój syn mają właśnie jakieś 3 latka był na pogrzebie swojego wujka, gdy z płaczem przyszła jego babcia (matka wujka) zapytał dlaczego płacze, odpowiedziała, że dlatego ze wujka nie ma, nie żyje, a on na to z uśmiechem „nie martw się babciu odkopiemy go”…takie jest pojęcie dzieci z tym wieku, mają na wszystko proste odpowiedzi i realna, a nie opowiadanie o wierzbach na gruszce. Dzieciom trzeba mówić prawdę, dzielić świat bajek o czerwonych kapturkach od rzeczywistości – to najważniejsze, bajka to bajka, a życie to zupełnie co innego!

          • Jestem tego samego zdania, że nie należy okłamywać dziecka, zwłaszcza tłumacząc mu fundamentalne zagadnienia. Oczywiście to tylko moje subiektywne zdanie i nie krytykuję rodziców, którzy robią inaczej. Ale ja nie obiecam córce, że po śmieci się z nią spotkam, bo przecież nie mogę tego wiedzieć. W kolejnej rozmowie wytłumaczyłam Laurze, ze być może się spotkamy, ale nie mogę jej tego obiecać, bo nie mam co do tej sprawy pewności.

        • Wybacz Kasiu, ale jakoś nie czuję potrzeby zaczynania kolejnego dnia od tłumaczenia się komuś, kto znowu czegoś nie zrozumiał. To trochę jak przekładanie polskiego na polski, co szczerze przyznam, okrutnie mnie męczy.

          Napiszę tylko coś, co wydaje mi się oczywiste, chociaż jak widać nie dla wszystkich. Każde dziecko jest inne, każde wychowuje się w innych warunkach, każde ma innych rodziców i właśnie dlatego do każdego dziecka należy podchodzić INDYWIDUALNIE. Twoja mama być może użylaby zupełnie innych słów tłumacząc Tobie zagadnienie śmierci, ponieważ to ona znała Ciebie najlepiej i potrafiła przewidzieć Twoje reakcje. Ja natomiast porozmawiałam z Laurą w taki sposób, ponieważ to ja jestem jej mamą i ja ją najlepiej znam. Zwłaszcza, że jej życie jest pełne niebezpieczeństw i niestety Laura mimo młodego wieku musi zdawać sobie sprawę z istniejących zagrożeń, bo od tego zależy jej istnienie. Podsumowując: tylko Kuba i ja mamy prawo decydować, jak rozmawiać z naszym dzieckiem i z pewnością nie będziemy się z tego tłumaczyć obcej kobiecie. Zwłaszcza, że każdy, kto przeczyta mój wpis uważnie bez problemu będzie w stanie pojąć, dlaczego akurat w taki, a nie inny sposób porozmawiałam z Laurą.

          • Zgadzam się.
            Każdy zna swoje dziecko najlepiej potrafi przynajmniej w pewnym stopniu przewidzieć jak zareaguje na pewne tłumaczenia, zachowania itd.
            Każdy rodzic wychowuje również tak swoje dziecko jak uważa za słuszne.
            Wpaja mu zasady które już funkcjonują w domu i chciałby aby dziecko je respektowało.
            I dlatego na świecie nie ma ludzi identycznych. Są podobni w swoich zachowaniach i myśleniu ale nie identyczni.
            Co do tłumaczenia dzieciom różnych tematów np. tematu śmierci – widać nawet w komentarzach jak skrajne są opinie.
            Każdy wytłumaczy dziecku jak uważa, wg własnych przekonań.
            Dla mnie np. obietnica ze spotkamy się po smierci nie jest kłamstwem.
            Jestem osobą głęboko wierzącą i szczerze ufam że istnieje życie po śmierci.
            I tak własnie wytłumaczę swojemu synowi kiedy zapyta.
            W moim przypadku i mojego syna właśnie wyśmiane Pismo Święte może być pomocą i podporą. Gdy ktoś ma jakiekolwiek pojęcie choicżby czysto dydaktyczne nigdy nie porównałby Pisma Świetego do tłumaczenia czterolatce o błonie dziewiczej.
            Po prostu jest wiele fajnych wydań dla dzieci, wiele przypowieści w prostej , zrozumiałej formie.
            Ja już z tehgo korzystam.
            Czy to źle?
            Nie, robię tak jak uważam za słuszne, jak sama myślę.
            Jesteśmy rodzicami swoich dzieci i sami decydujemy jak im tłumaczyć. Przecież żaden normalny rodzic nie skrzywdzi swojego dziecka.
            Laura być może będzie miała odnośnie wiary podobne podejście jak Emilia a mój syn jak ja?
            Może tak samo będą tłumaczyć swoim dzieciom jak my im?
            A może im się odmieni?
            Tak czy inaczej każdy w stosunku do swojego dziecka robi tak jak uważa za słuszne.

          • I za takie wyjaśnienie dziękuję bardzo 🙂
            Pozdrawiam z Wrocławia.

        • …bo Laura ma Klątwę Ondyny i jak zapomni o oddychaniu to umrze. Musi o tym wiedzieć, by żyć. Kiedyś przecież dorośnie i zechce żyć po swojemu i musi o tym pamiętać. Jak będzie kiedyś czytać książkę jako dorosła osoba, a o oddychaniu zapomni, gdyż czytanie absorbuje mózg Laury i ten nie pamięta o oddychaniu, to musi sobie przypomnieć, bo umrze…

          Serdecznie pozdrawiam małego Przedszkolaczka i jej Mamę!

  34. W temacie postrzegania śmierci przez czterolatka, to moja siostra była w tym roku na cmentarzu w dniu Wszystkich Świętych ze swoim czteroletnim synem.No i opowiada mu,że tam został pochowany jej kolega, który zginął kilka lat temu przechodząc nieuważnie przez tory kolejowe w naszej wiosce.A że ten przejazd kolejowy znajduje się w niedalekiej odległości od tego cmentarza, to mój siostrzeniec spytał swojej mamy: „Mamusiu, a to jego tak daleko odrzuciło z tych torów, że aż wyleciał prosto na ten cmentarz?! Taki czarny humor….

  35. Kocham Was dziewczynki,jesteście wspaniałe

  36. Witam wszystkich .Co do tego postu to jam tylko tyle dodania ze a wszystkie odpowiedzi na które pyta Laura sa w Piśmie Świętym

    • wrecz zalecana lektura dla 4 ro latki.Puknij sie w glowe.Moze jeszcze skad sie biora dzieci mozna opowiedziec bajke o niepokalanym poczeciu.Tez temat dla dziecka blona dziewicza.

      • Skoro Laura, ogląda wiadomości telewizyjne, rozmawia się z nią o wojnie i jej skutkach, pozawala się na oglądanie przemocy i potwornych jej skutków, to co złego jest w prztoczeniu słów z Pisma Świętego.
        Co do rozmów o śmierci…nie da się ich uniknąć, jednak dziecko zaczyna rozumieć ją mnie abstrakcyjnie w wieku 7-8 lat bez adnych wyjątków.

      • „Puknij sie w glowe.Moze jeszcze skad sie biora dzieci mozna opowiedziec bajke o niepokalanym poczeciu.Tez temat dla dziecka blona dziewicza”

        Czemu ona ma sie puknac? Widac, ze Pisma Sw. nie darzysz estyma, przypuszczam, ze ateistka? Ale Emilia mowi o sobie ze jest wierzaca, kiedys pisala, ze szczerze sie modli, wiec zakladam, ze na widok Bibli nie puka sie w glowe jak Ty.
        Zgadzam sie z Agula. Odpowiedzi na wszystkie te i wiele innych egzystenconalnych pytan znajduje sie w Pismie Sw. Uwaga. Nie mowimy o religiach tylko o PIsmie Sw, to wielka roznica.

      • Rodzic ma prawo wychowywać swoje dziecko w wierze. Wtedy mówi mu o Piśmie Świętym. Modli się, wprowadza dziecko w tajemnice wiary. Jest sporo wydań Biblii przeznaczonych dla dzieci.

        Rodzic ma prawo wychowywać swoje dziecko w niewierze. Wtedy nie chrzci i nie mówi mu „bajek o niepokalanym poczęciu, błony dziewiczej”, itp.

        A ze śmiercią każdy się spotyka. I wierzący i niewierzący. Dziecko też. Śmierć babci, czy ukochanego zwierzątka.

        Piękne zdjęcie pani Emilio!

      • Akurat dogmat o Niepokalanym Poczęciu dotyczy Maryi, a nie, tak jak pewnie Pan/Pani myśli, poczęcia Jezusa. Poczęcie się Maryi było wynikiem „standardowego” działania Jej rodziców, a wyżej wymieniony dogmat mówi jedynie o tym, że Maryja od chwili poczęcia jest nieskażona grzechem. Więc „bajka o niepokalanym poczęciu” nie nadaje się do wyłożenia katolickiemu dziecku skąd się biorą dzieci.
        A co do Laury i p.Emilii – nie wiem, czy p.Emilia posługuje się przy okazji takich rozmów z córką Pismem Świętym i nie jest to moją sprawą, ale popieram to, że mówi dziecku prawdę. Nigdy do końca nie wiemy, ile dziecko jest w stanie pojąć, ile zrozumie (choć wydaje mi się, że Laura, zważywszy na to ile w życiu przeszła, rozumie więcej niż „statystyczne”dziecko w jej wieku), ale to nie znaczy, że mamy ukrywać prawdę, oszukiwać i w ten sposób je chronić. Musimy oczywiście wykazywać się wyczuciem, w końcu rodzic zna swoje dziecko najlepiej. Ale takie rozmowy w dzieciach zostają i nawet jeśli Laura nadal nie do końca pojmuje czym jest śmierć, to na pewno stopniowo budując w sobie świadomość tego pojęcia, będzie do tej rozmowy wracać. A chyba lepiej myśląc o takich sprawach wracać do rozmowy z mamą, niż do przypadkowo zasłyszanych czy obejrzanych obrazów z wiadomości w telewizji itp.

  37. Mam wrażenie że dzieci nie boją się śmierci, śmierci ogólnie.
    Zaobserwowałam na swoich młodszych siostrach że pytają i spokojnie przyjmuja odpowiedzi.
    Ja za to pamiętam kiedy byłam w wielu Laury i umarł mój pradziadek.
    Trochę mnie elektryzuje to wspomnienie, chociaż może niepotrzebnie?
    Po cichutku, niezauważona wzięłam krzesełko i wspięłam się na wysokość trumny.
    Rozmawiałam sobie do pradziadka, głaskałam go po rękach i buzi.
    Pamietam to.
    Wiedziałam że nie żyje bo tak mi powiedzieli ale nie bałam się ani pradziadka ani śmierci.
    Mam wrażenie że Laura też w bardzo spokojny sposób o tym rozmawia ( wnioskuję z tego co napisałaś).
    Kilka razy przewineło mnie się że obawiasz się momentu w którym Laura zacznie pytać o smierć i swoją chorobę.
    Moment nadszedł a Laura przyjęła fakty jako oczywiste i jeszcze sobie zażartowała biorąc pokazowe wdechy 🙂
    Inteligentna bestyjka 🙂

    • No… Tylko że mnie jakoś nie było do śmiechu. W tej kwestii nie podzielam poczucia humoru mojej córki…

      • To wyżej też pisałam ja.
        Rozumiem Cię ale chyba dla Laury lepiej jest że tak przyjmuje temat.
        Zaakceptowała fakt. Wie że trzeba oddychać. Przyjęła do wiadomości i pobiegła. Wróciła do świata żywych.
        Gorzej byłoby gdyby nabawiła się lęku. zaczęła za dużo zastanawiać i po prostu się bać.

  38. Ktoś tu się podszkolił w kwestii pięknych, dziewczęcych fryzur czy mi się wydaje? 🙂

    • Trening czyni mistrza :). Nawet takie beztalencie, jak ja, może w tej kwestii coś osiągnąć 🙂

      • Padły tutaj określenia „ciężki temat” , ja myślę ciekawy i kompletnie nie oswojony.
        Z mojego doświadczenia i oczywiście w mojej opinii jedynie i li, wynika, że temat śmierci jest unikany ze strachu. Wolimy wilka z lasu nie wywoływać, bo po co? Czemu ma to służyć?
        Wzbudza ogromne emocje i z reguły nie są pozytywne.
        Reagowałam w ten sam sposób Emilio, gdy moja najstarsza Córka (nomen omen o tym samym imieniu co Twoje 🙂 pytała o śmierć i pytania jej pierwsze pojawiły się mniej więcej w tym wieku co jest Laura. Nie wyobrażalne było dla mnie tłumaczenie śmierci, wiązałam to z poczuciem ogromnej, bolesnej straty. Następne moje dzieciaki gdy pytały, byłam już spokojniejsza, ale niepokój gdzieś tkwił, zawsze.
        Gdy moja najmłodsza Córka była w wieku pytającym miałam za sobą doświadczenie pracy w hospicjum i…stratę dziecka. Stało się to, czego tak strasznie się bałam. Więc wiedziałam dokładnie o czym mówię, ale co z tego, skoro emocje były dokładnie te same? I ani perspektywa lat ani doświadczeń, ani wiedza, że dzieci w tym wieku 3-4 lata zaczynają pytać o sprawy ostateczne nie pomogły w niczym.
        W hospicjum pracowałam i z dorosłymi, i dziećmi oraz rodzinami po stracie. Różnie. Temat w sobie trochę oswoiłam, potrafię mówić, prowadzić dialog i monolog na temat śmierci i bywa to też różnie. Próg przyswajania tego tematu dla każdego jest inny. Jedno wiem, że mówić trzeba. Mojej Córce najmłodszej mówiłam nie o tajemnicy śmierci, nie o bogu, życiu po życiu a o własnym doświadczeniu tego stanu. O tym, że nie wiem jak TAM jest po, że chyba nikt nie wie, o tym jakie mam z tym emocje i co było trudne a co łatwiejsze. O tym, że się boję o nią o jej rodzeństwo o tym, że kochając kogoś trudno sobie wyobrazić, że można go stracić, ale tak się zdarza. O śmierci i chorobach nie decydujemy my. Fundacja Hospicyjna kiedyś wydała dla dzieciaków taki fajny filmik o Pszczółce, filmik był o umieraniu i naturalności tego zjawiska. Jeśli znajdę to podrzucę a może ktoś widział i ma? Pozdrawiam

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Publikując komentarz, jednocześnie wyrażam zgodę na przetwarzanie przez Administratora Danych Osobowych bloga www.kochamylaure.pl moich następujących danych: podpis, e-mail, adres IP, w celu i w zakresie do tego niezbędnym. Przetwarzanie danych odbędzie się zgodnie z obowiązującym prawem, a w szczególności z przepisami Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. (zw. RODO) i polityką prywatności znajdującą się pod adresem www.kochamylaure.pl/polityka-prywatnosci/