Epizod drugi: Tam gdzie czas płynie wolniej

Autor: Emilia, mama Laury Data: sierpień 11, 2014 Kategoria: Historia Laury | komentarzy 105

Dobrze, że są jeszcze takie tereny, gdzie przyroda praktycznie nietknięta, lud prosty, a czas jakoś donikąd się nie spieszy. I dobrze, że my, w tym naszym galopującym i pogmatwanym życiu, znaleźliśmy choć jedną chwilę, aby się tam zatrzymać. W miejscu, w którym człowiek może usłyszeć własne myśli oraz zobaczyć, gdzie tak naprawdę zaczyna się tęcza…

Zamieszkaliśmy w maleńkiej wiosce, u podnóża górskiego pasma Pienin, kilkanaście kilometrów od słowackiej granicy. Nasz domek znajdował się na wzniesieniu, z którego rozpościerał się genialny widok na malownicze wzgórza, a także na położone niżej okoliczne miejscowości. Było tam cudownie o każdej porze dnia i nocy, ale najpiękniej o wschodzie i zachodzie słońca, kiedy to mgła oraz opadające na górskie szczyty chmury przeszywane były złoto-czerwonymi promieniami. Jedząc posiłki w ogrodzie mogliśmy popatrzeć na polujące jastrzębie, posłuchać wszędobylskich świerszczy czy też od czasu do czasu siarczystych przekleństw miejscowego gospodarza, który wyzywał od najgorszych regularnie uciekającą przed nim krowę. 🙂

Laura była po prostu oszołomiona przestrzenią, którą tam zastała. Kiedy wdrapała się na pagórek za domem, a następnie ujrzała u swych stóp zielony ocean, czyli niekończącą się łąkę, westchnęła głęboko i z zachwytem krzyknęła „Ale widowisko!”. Nie zabraliśmy ze sobą ani jednej zabawki, co zresztą okazało się słuszne, gdyż na miejscu córka odnalazła całe ich zastępy – kamienie, patyki, liście, kawałki drewna i woda w kałużach w zupełności wystarczyły, aby dziecko odkryło milion pomysłów na kreatywną zabawę. Niemal codziennie świętowaliśmy moje urodziny, ponieważ Laura każdego ranka szła na podwórko piec dla mnie tort z drewna i kamieni. Był wyśmienity, choć muszę przyznać, że nieco ciężkostrawny. 🙂

Rozczulał mnie widok tamtejszych starych ludzi, jakby wyrwanych z poprzedniej epoki. Przed domami siedziały prawdziwe babcie, takie, jakie pamiętam z „Chłopów” Reymonta – pomarszczone jak rodzynki, z kolorowymi chustkami na głowach, w długich wdziankach i koniecznie w fartuchach. Dziadkowie mozolnie prowadzali swoje krowy, konie lub barany, dając przy tym przykład niezwykle ludzkiego traktowania zwierząt… Bo rozmawiali z tymi zwierzętami jak z osobami, a nierzadko wulgarnie kłócili się z nimi, gdy na przykład niepokorne zwierzę postanowiło pójść własną ścieżką. Rytm życia tych ludzi wyznaczała przyroda, wschody i zachody słońca oraz zmieniające się pory roku, a biegło ono spokojnie, harmonijnie, bez zbędnego pospiechu. Patrząc na to wszystko aż trudno mi było uwierzyć, że w dzisiejszych czasach jeszcze można tak żyć…

Ze względu na górzyste ukształtowanie terenu, niemal wszędzie tam było pod górę, co wymagało od ludzi posiadania albo zdrowego konia, albo dobrego samochodu lub też jeszcze lepszej kondycji. My nie mieliśmy zamiaru iść na łatwiznę, dlatego uruchomiliśmy rowery i ruszyliśmy przed siebie… Nasza pierwsza rowerowa wycieczka to był prawdziwy hardcore i szczerze mówiąc sama nie rozumiem, jak udało się nam ją zaliczyć. Jechaliśmy górskim szlakiem, po błocie i kamieniach, przez dzikie tereny Pienińskiego Parku Narodowego, ciągle pod górę, a Kuba dodatkowo z trzydziestoma kilogramami obciążenia, ciągnąc za sobą przyczepkę z Laurą, prowiantem i sprzętem medycznym. Respiratora nie zabraliśmy, bo już się nam nie zmieścił, a poza tym Laura nam obiecała, że nie będzie potrzebny. I tak oto spędziliśmy kilka godzin wśród dzikiej przyrody i wspaniałych widoków, a wróciliśmy wieczorem spoceni, zmęczeni, od stóp do głów umazani błotem, ale jednocześnie szczęśliwi i niezwykle z siebie dumni!

Mimo trudów rowerowej jazdy po górach, nam wciąż było jej mało, więc na kolejną dwudziestokilometrową wycieczkę pojechaliśmy rowerami na Słowację, wzdłuż linii brzegowej oszałamiająco pięknego Dunajca. Znowu nie zabraliśmy ze sobą respiratora i ponownie mieliśmy możliwość nacieszenia oczu zapierającymi dech w piersiach widokami. Przyroda była tam po prostu niesamowita, porażająca swoim dzikim pięknem, a jednocześnie budząca respekt i pokorę – do głowy automatycznie przychodziły mi myśli, że wobec osuwającej się kamiennej skarpy, błotnej lawiny czy niebezpiecznie wzburzonej wody, każdy z nas byłby przecież bezsilny. I taka mnie naszła refleksja, że od czasu do czasu każdy z nas powinien z bliska przyjrzeć się potędze natury, aby na co dzień nieco bardziej doceniać jej znaczenie.

Czuję, że każdy dzień tam spędzony wart jest jest zapamiętania… Zwiedzaliśmy okoliczne miejscowości, rzeki, jeziora i klimatyczne średniowieczne zamki. Wspinaliśmy się na skały, aby popatrzeć na świat z góry. Spoglądaliśmy z niedowierzaniem na wylegującą się na pobliskiej łące rodzinę lisów i na kozice górskie, które podeszły do nas niemal na wyciągnięcie ręki. Z radością w sercu obserwowaliśmy też córeczkę, która przechodziła wówczas prawdziwą metamorfozę…

Z dnia na dzień Laura stawała się coraz bardziej sprawna fizycznie. Nierówne ukształtowanie terenu, pagórki i kamienie sprawiły, że zaczęła bardziej świadomie i stabilnie stawiać kroki. W konsekwencji po tych kilkunastu dniach spędzonych w górach Laura chodziła lepiej, niż po roku rehabilitacji. W ogóle podczas naszego urlopu córeczka poczyniła błyskawiczne postępy w rozwoju – znacznie polepszyła się jej kondycja fizyczna, nauczyła się powoli i dokładnie rozgryzać pokarmy, wreszcie opanowała technikę prawidłowego oddychania podczas jedzenia posiłków, a także niesamowicie rozwinęła swoją mowę.

Pewnego dnia Kuba zaproponował, aby zabrać Laurę do parku linowego, gdzie dzieciaki pokonując liczne przeszkody dowodziły swojej dobrej sprawności fizycznej. Zgodziłam się, chociaż oczyma wyobraźni widziałam już klęskę córki i zakładałam szybkie zakończenie tej niebezpiecznej zabawy. Dziecko z osłabionym napięciem mięśniowym, z dysfunkcją oddechową i pokarmową, z wiotkimi ruchami i tendencją do ciągłego potykania się, miałoby sobie dać radę w parku sprawnościowym? Niemożliwe – pomyślałam, a przed oczami miałam obraz przewróconej, zaplątanej w przeszkody i zapłakanej Laury, po której depczą zdrowe, o wiele bardziej sprawne dzieci… Cóż, jak widać jestem niewdzięczną matką, która nie docenia własnego dziecka i w dodatku jedyną osobą, która się tam popłakała. Otóż poryczałam się ze wzruszenia, kiedy córeczka czwarty raz z rzędu pokonała wszystkie przeszkody, a na koniec z dumą odebrała dyplom wspinacza linowego!

Cały ten wypad w góry sprawił, że niesamowicie odpoczęłam psychicznie i dla kontrastu bardzo zmęczyłam się fizycznie – czyli dokładnie tak, jak lubię. Czułam każdy mięsień na swoim ciele, przy stawianiu kroków odczuwałam przyjemne powysiłkowe drżenie ud i było mi z tym uczuciem po prostu bosko! Zgromadziłam w sobie tyle pozytywnej energii, że zdołałam chyba naładować akumulatory na cały następny rok.

Ale dni mijały nam bardzo szybko, a im bliżej było końca wakacji, tym większa nachodziła nas ochota, aby zrobić coś naprawdę szalonego, trochę nieodpowiedzialnego, przekraczającego nasze możliwości. I w końcu to zrobiliśmy, ale o tym napiszę już następnym razem…

Odpoczynek na trawie

My i tęcza

Tu zaczyna się tęcza

Tęcza u naszych stóp

Zapatrzona

W biwgu

Biegiem

Wokół tyle zieleni!

Przed chatką

Zabawy podwórkowe

Kamyki - zabawki idealne

Kreatywna zabawa

Tort z kamieni

Widok z okna

Idziemy na rowery

Laura gotowa do drogi

Laura blisko natury

Rowerem przez Pieniński Park Narodowy

Joga na trawce

Przerwa w podróży

Laura w oceanie zieleni

Polne kwiaty

Laura umazana błotem

Błoto, woda i dobre humory

Widok na kaplicę

Niebo w górach

W drodze do zamku

Widok z zamku w Niedzicy

Niedzica

Laura z mamą w Niedzicy

Laura z mamą w Niedzicy

Drogowskaz

Laura w lochach zamczyska

Mała turystka

Rodzinnie

Laura

Uśmiechnięta Laura

Tama na Dunajcu

Laura podziwia murale

Laura na tamie

Uśmiech proszę

Leśna ścieżka

Ukwiecona łąka

Na barana

Słońce już zachodzi

Cudowny zachód słońca

Zachód słońca nad zamkiem w Niedzicy

Lenistwo na hamaku

Zabawa w hamaku

Ale laba!

Rodzina lisów

Śniadanie w ogrodzie

Kapliczka spowita mgłą

Zmierzch

Gdzie te lody, no gdzie?

Jemy deser w Szczawnicy

Mniam mniam

Laura i jej loki

Wakacje są super

Widok na Trzy Korony

Zwiedzanie

Góry są piękne!

Nasza trójka na tle gór

Kolejka linowa

Laura dosiadła kuca

Laura na kucyku

W słowackiej knajpce

Wycieczka brzegiem Dunajca

Dunajec z bliska

Wygłupy na brzegu Dunajca

Kaczka Dziwaczka

Nad Dunajcem

Laura pokonuje własne ograniczenia

Laura w parku sprawnościowym

Moja odważna córeczka

Laura w parku linowym

Laura pokonuje przeszkody

Naprzód, odwagi!

Laura nie daje za wygraną

Najlepszy Wspinacz Linowy

komentarzy 105

  1. WAŻNA INFORMACJA!

    Kochani Czytelnicy, od jakiegoś czasu złośliwy krasnolud kradnie najnowsze posty z bloga Kochamy Laurę!!! Z tego powodu wielu ludzi wchodząc na naszą stronę nie widzi nowych wpisów na blogu, tylko stare. Być może Wy też jesteście w tym gronie i nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy. Dlatego mam do Was prośbę, która rozwiąże problem znikających postów:

    Co należy zrobić, aby zobaczyć nowe posty?

    1. W przeglądarce, której używacie do przeglądania Internetu należy odświeżyć naszą stronę naciskając jednocześnie „ctrl” oraz „F5” (w komputerach Apple „command” oraz „R”),
    2. Jeśli to nie zadziała, to wyczyścić historię swojej przeglądarki,
    2. Jeśli to nie pomoże, to wyczyścić pamięć cookis.

    Po tym zabiegu już wszystko powinno poprawnie działać już zawsze 🙂

  2. Jakie ladne zdjecia ! A Laura coraz wieksza. Dawno mnie nie bylo na Waszym blogu, rowniez jestem po wakacjach, spedzone w Trojmiescie.

    P.s Emilio, mozna wiedziec w jaki masz wiek?

    • Niedawno skończyłam 32, ale wolałabym mieć 23 🙂

      • Dziekuje. Pytam, poniewaz ogladajac zdjecia z wakacji Wasze, zastanawialem sie ile mozesz miec lat, bo ile Laura ma to juz wiem(y). Wygladasz w kazdym razie (i jestes) na bardzo mloda mame/kobiete.

        • 🙂

  3. My też kochamy Pieniny, choć byliśmy tam całe wieki temu. Ja w szczególności, bom góral z urodzenia, którego los rzucił na niziny. Mimo, że mój Wojtek ma już 16 lat, wciąż próbujemy przekraczać z nim nowe granice, które kiedyś wydawały się nieprzekraczalne. Jak dobrze rozumiem Cię Mamo Laury, co czułaś przed wyprawą w parku linowym…Wszyscy jesteście bardzo dzielni! Niedobra wiadomość jest taka, że matki ze swoich obaw nie wyrastają( tatusiowie chyba też nie bardzo). Ale daje się z tym żyć, a dzieciaki i tak idą do przodu!

    • Ech… To prawda – matki ze swoich obaw nigdy nie wyrastają. Nie da się tego zmienić, więc trzeba zaakceptować 🙂

  4. Aaaa, zapomniałam dodać, że Laurunia jest PO PRO STU PRZE PIĘ KNA!!!

    • Tak, Kuba twierdzi, że czas najwyższy zamontować wokół domu pułapki na ewentualnych adoratorów 🙂

  5. Kiedy będzie trzecia czesc? Nie lubię takich dlugich przerw miedzy wpisami 😉 wiem, że nie masz czasu, ale osobiscie lubię czestsze wpisy (mogą byc krotsze).

    • Jak tylko znajdę czas, by go napisać 🙂

  6. to zdjęcie jest chyba jednym z najpiękniejszych:
    https://www.kochamylaure.pl/wp-content/uploads/701.jpg

    „Błogi spokój na głowie Taty” 😉

  7. Doskonale Was rozumiem. Kocham Pieniny i wszystkie te miejsca znam i są mi bardzo bliskie. Zachęcam rózwnież do odwiedzenia Muzycznej Owczarni w Jaworkch, koło Szczawnicy. Prowadzą moi Przyjaciele. Bo mam nadzieję, że nie był to Wasz ostatni pobyt w Pieninach a na dobry koncert warto się wybrać. Moja 4letnia Milenka tam szaleje i ma samych wujków wśród muzyków, hi hi. Pozdrawiam Was serdecznie i cieszę sie Waszym szczęściem. Moc całusków dla Lauruni.

  8. Zapomniałam dodać, że Kuba jest super gościem. Pozdrów Go serdecznie, szacun dla jego wielkiej osoby i jeszcze większego serca!

    • Pozdrowię na pewno 🙂

  9. Emilciu, popłakałam się z Waszego szczęścia i ze szczęścia Laury.
    Kochani, żebyście zawsze byli tacy szczęsliwi.
    Uwielbiam WAS!!!!!!!!!!!!!

  10. Wiesz Emilko popłakałam sie patrząc na radośc Laury….. te roześmiane oczka, uśmiechnieta buzia….
    i patrze na dzieci które sa zdrowe a wiecznie naburmuszone, niezadowolone….
    takiej Laurce warto pomagac, bo to cudowne dziecko…..
    czytam ciebie od dawna ale nie komentowałam, ale dzis musiałam….
    całusy dla Was dzielna Rodzinko 🙂

  11. CUDOWNA FOTORELACJA!!!!! A LAURKA CORAZ PIĘKNIEJSZA 🙂

  12. Nie wiem jak inni czytelnicy, ale ja juz nie moge sie doczekac trzeciej czesci i wciaz tu zagladam :). Czy w 3 czesci tez beda takie piekne zdjecia?
    pozdrawiam 🙂

    • Będą 🙂

  13. Aż serce rośnie, wzruszyłem się czytając ten i inne wpisy. Nie znam Cię, ale Cię kocham, aniołku. Będę się za Ciebię modił. Pozdrawiam serdecznie.

  14. Laura , Tata i kolorowa Tecza…. <3 Cudowne !!!

  15. Pani Emilio! Kiedy kilka tygodni temu trafiłam na pani bloga serce pękało mi z rozpaczy. Tak bardzo poruszyła mnie Wasza historia, że przez wiele dni praktycznie nie mogłam spać, a gdy już zasnęłam śniłam o szpitalach i walczącej o każdy dzień Laurce. Codziennie zaglądałam do Was i kilkukrotnie przeczytałam całą historię od początku do końca. Za każdym razem ogarniał mnie smutek i rozpacz szczególnie czytając pierwsze wpisy. Płakałam jak bóbr, bo uświadomiłam sobie jak przed trudnymi wyborami wielokrotnie pani stawała. Moje dziecko urodziło się z zaburzeniami oddychania i już w pierwszej minucie życia usłyszałam, że syn będzie na stałe podłączony do respiratora. Potem okazało się, że ma niedodmę lewego płuca i sepsę. Lekarze nie dawali mu szans. Ale moje dziecko również miało ogromną chęć do życia i wolę walki. Udało się. Jest zdrowym dzieckiem. Ale jesteśmy pod stałą opieką pediatry-homeopaty oraz onkologa. Ja odchodzę od zmysłów za każdym razem jak Filip zachoruje. Dlatego stała się dla mnie pani podporą i wzorem do naśladowania. Pokochałam Laurę od pierwszego wpisu i napawa mnie radość, gdy czytam kolejne wpisy. Wierzę, że ze wszystkim można sobie poradzić, czego Laura, pani oraz pan Jakub jesteście rzeczywistym przykładem. Ogromny szacunek również dla pana Jakuba. Jest Aniołem. Uwielbiam Was! Trzymam kciuki, aby wszystko co najgorsze było już tylko mglistym wspomnieniem. I czekam na koleje cudne wieści. Dziękuję, że jesteście 🙂

  16. Chcialabym napisac komentarz do kazdego , wspanialego zdjecia 🙂 Nie da sie, ale i tak pragne dopisac pare slow 🙂 Laurko , stworzylas wspanialy , kamienny tort !!! 🙂 Serce sie raduje ! Mam nadzieje, ze bedzie to wyzwaniem dla cukiernikow 🙂

  17. Hej ! Czy mogłabys mi napisać skąd macie taką fajną przyczepkę rowerową ?! Pozdrowienia dla super rodzinki !!!

  18. To zdjecie Pani z Laura; Pani bez okularow, rozwiane wlosy, obie usmiechniete a jakze inaczej. Piekna, spelniona kobieta i sliczna, szczesliwa dziewczynka z ktorej kiedys, taka kobieta wyrosnie. Naprawde przepiekne zdjecie.
    Pozdrawiam serdecznie i ciesze sie z Waszego szczescia. Pomimo wszystko. Uklon w kierunku mezczyzny w tej grupie. Mysle, ze to dzieki niemu ta dorosla kobieta na tym zdjeciu jest taka spelniona.
    Pomyslnosci!

    • Ma Pani rację. To szczęście, to w dużej mierze dzięki kochanemu mężczyźnie. Bardzo, bardzo wiele mu zawdzięczam…

  19. Śmieszą mnie niektóre komentarze o roślinkach,przecież na odległość widać,że żadna roślinka ani robal nie zaszkodziły małej ani nikomu.Nierozsądni?a kto na wakacjach przy dzieciach jest do końca rozsądny jak wokół tyle szaleństwa.Rozsadek z rozumem musi być ale bez przesady,wakacje,bawić się!!!Super jest ten wpis a zdjęcia przecudne.Co do respiratora to znaczyło że Laura nie robiła sobie drzemek w ciągu dnia i dlatego nie był potrzebny?Pozdrawiam.

    • Przez cały urlop Lura nie potrzebowała ani jednej drzemki, chociaż na nogach była do 23 🙂

  20. Piękne zdjęcia . Laura i tęcza 🙂
    Zwierzęta, kwiaty i zachód słońca…
    A dziś jest noc spadających gwiazd.
    Spełnienia marzeń życzę.

  21. Wzruszyłam się do łez czytając ten epizod. Emilio, pięknie piszesz, zawsze z ogromną przyjemnoscią czytam Twoje wpisy. Wierzę, że z czasem powstanie z tego książka pt. (np)Historia Laury, czekam na to z utęsknieniem, mam nadzieję, że zdążę..:) Pozdrawiam i slę słoneczne, ciepłe usmiechy dla całej Waszej Trójeczki..:)

  22. Może się mylę, ale ta roślina wygląda na szalej jadowity (bardzo trująca).

    • Mamy jej pełno wokół domu, wielokrotnie przebywaliśmy wśród tej rośliny i jak do tej pory nikt się nie otruł.

      • Ło matko, kiedyś dzieci na bosaka po łąkach biegały a teraz wszystko trujące.
        Ludzie ogarnijcie sie trochę, bo to juz paranoja zaczyna być.

        P.S. W jakiej miejscowości jest ta zapora?

        • Zapora jest w Niedzicy 🙂

          • Dzięki! Kiedyś tam byłam, ale nie mogłam sobie przypomnieć miejscowości.
            Widoki i zdjęcia przepiękne. No i kto by się spodziewał, że taki urlopik może tyle zdziałać w rehabilitacji Laury 🙂
            Niestety w moim przypadku luksus urlopowania dopiero we wrześniu…

        • „Ło matko, kiedyś dzieci na bosaka po łąkach biegały a teraz wszystko trujące.
          Ludzie ogarnijcie sie trochę, bo to juz paranoja zaczyna być. !

          no ladnie. Za chwile z liscia dostane bo zapytalam co za roslina. Histeria.

      • Bardzo dobrze, że „taka jedna” zwróciła na to uwagę i nie sadzę, aby zrobiła to ze złośliwości tylko ku przestrodze. Mi też się to rzuciło w oczy, tylko nie miałam kiedy napisać… Na zdjęciu 542.jpg to szalej jadowity – cykuta. Bardzo trująca roślina, a że jest jej wokół pełno to też fakt.
        Poza tym Emilio gratuluję wspaniałych wakacji i dziękuję za sporą dawkę pozytywnej energii, płynącej z Twoich relacji. 😉

        • Isia123 zapewniam Cię, że to nie jest szalej jadowity. Specjalnie dla Ciebie przeanalizowałam filmy i opracowania na temat szaleju, więc mam pewność, że to nie jest ta roślina. Myślę, że przekomarzanie się w komentarzach, jakiej rośliny dotknęła Laura, jedynie na podstawie zdjęcia zrobionego z odległości, kompletnie mija się z celem. Aby mieć pewność, co to za gatunek, musiałabym zrobić z bliska zdjęcie kwiatostanu oraz liści, a następnie porównać taką dokładną fotografię z opracowaniami naukowymi. W samej Polsce istnieje co najmniej kilkanaście innych roślin wizualnie bardzo podobnych do szaleju jadowitego – niektóre z nich są toksyczne, a inne zupełnie nieszkodliwe. Szalej jadowity występuje na terenach podmokłych, takich jak bagna czy brzegi jezior lub rzek. My byliśmy na szlaku górskim, gdzie nie było w pobliżu bagien ani żadnego źródła wody. Nie wiem, jak nazywa się roślina, której dotknęła Laura, ale wiem jedno – jest to dokładnie ta sama roślina, która rośnie chmarami wokół mojego domu i na pobliskich łąkach. Tę roślinę jako dziecko zrywałam i robiłam z niej bukiet, gotowałam z niej zupę w piaskownicy, a krowy sąsiada żarły ją na potęgę razem z trawą. Gdyby to był szalej jadowity, to krowy sąsiada padłyby trupem, ponieważ spożycie zaledwie 5 gram szaleju-cykuty powoduje porażenie układu nerwowego i zgon. A ponieważ nie zatrułam się tą rośliną ani ja, ani wspomniane krowy, toteż wyszłam z założenia, że mojemu dziecku również ona nie zaszkodzi.

          Nie jestem botanikiem, nie mam wykształcenia biologicznego, więc nie pokuszę się o nadawanie nazwy tej tajemniczej roślinie. Ale za to trzymam się jednej zasady, która pozwala mojej rodzinie przeżyć bliskie spotkanie z morderczą naturą i wszelkimi krwiożerczymi chwastami: nie wkładamy żadnych roślin do ust, a po powrocie z dworu po prostu dokładnie myjemy ręce.

          Zapewniam, że żyjemy i mamy się dobrze, chociaż po łąkach chadzamy dosyć często. Pozdrawiam serdecznie.

          • Uwielbiam takie odpowiedzi 😉

          • Kochani przerażeni, jako zielarz amator wspólnie z moja babcią, której wiedza jest o wiele większa od mojej pragniemy poinformować, że roślina, która nie daje Wam spać jest polskim chwastem, jednym z najbardziej pospolitych.
            Jest to barszcz zwyczajny (Heracleum sphondylium L.) nie mający nic wspólnego z barszczem Sosnowskiego poza kolorem (bo już nie rozmiarem).
            Jedynym co może niepokoić jest to, że młode zarodniki zawierają odrobinę alkoholu metylowego. W takim jednakże stężeniu, że Laura z Emilią musiałyby ugotować z tego cholerstwa dobry kocioł „zupy’ by dopadł ich charakterystyczny dla tego alkoholu syndrom „pijmy bo się ściemnia”.
            Dziękuję, pozdrawiam.
            Ps. Emi musiałam 🙂

          • Łońska, co ja bym bez Ciebie zrobiła. No i bez Twojej babci też :). Przesyłam dla niej serdecznie pozdrowienia!

            PS. A osobom, które mylą Barszcz Sosnowskiego czy Barszcz Mantegazziego z naszymi polskimi chwastami lnikuję zdjęcia. Te toksyczne rośliny różnią się od pospolitych chwastów przede wszystkim imponującymi rozmiarami, więc naprawdę łatwo je rozpoznać w terenie. A oto osławione barszcze:

            Barszcz Sosnowskiego http://zielonewiadomosci.pl/wp-content/uploads/2011/12/barszcz-sosnowskiego.jpg
            Barszcz Mantegazziego zdjęcia: http://nowaatlantyda.com/wp-content/uploads/2011/07/Barszcz_4.jpeg i http://nowaatlantyda.com/wp-content/uploads/2011/07/Barszcz_3.jpg

            Jeśli natomiast chodzi o roślinę, której dotykała Laura, to prawdopodobnie jest to pospolity i niegroźny chwast, który często spotykamy na łąkach. Niemniej jednak istnieją rośliny trujące bardzo podobne, więc oczywiście mogliśmy się w górach na nie natknąć, np. Świerząbek korzenny http://ogrod-koryciny.ziolowyzakatek.pl/rosliny-w-ogrodzie/selerowate/

            Rozwiązanie: zdrowy rozsądek + nie zjadanie nieznanych roślin + mycie rąk = wszyscy żywi i uśmiechnięci

            🙂

          • Ani ja i podejrzewam, że „taka jedna” również, nie miałyśmy złych intencji.
            Również pozdrawiam i żegnam.

          • Isia123 absolutnie nikogo nie podejrzewam o złe intencje, a już na pewno nie Ciebie, bo przecież jesteś jedną z najwierniejszych Czytelniczek mojego bloga :). Moja odpowiedź nie była złośliwa – wyraziłam jedynie opinię, że nie można jednoznacznie stwierdzić nazwy rośliny po zdjęciach zrobionych z odległości. Niektóre rośliny są bliźniaczo do siebie podobne, różnią się jedynie np. grubością łodygi lub ilością strzępów na liściach, więc jedynie specjalista mógłby odgadnąć ich właściwą nazwę. Ja w każdym razie nie czuję się na siłach, aby na temat nazwy rośliny polemizować. Pozdrawiam Cię serdecznie.

          • a mnie to wygląda znowu na podagrycznik 😛

          • I chyba masz rację – bardzo podobny 🙂

            W dodatku Podagrycznik jest rośliną leczniczą i jadalną, więc można zrobić z niego sałatkę. Ufff… od razu mi lepiej. Od tej chwili nie będę już nosić piętna matki, która pozwala się dziecku bawić w śmiertelnie trujących chwastach 🙂

            Podagrycznik wypisz wymaluj: http://pl.wikipedia.org/wiki/Podagrycznik_pospolity#mediaviewer/Plik:Girsch_Standort_Wegrand.jpg

          • Ja wlasciwie ciesze sie, ze dyskusja o kwiatach sie rozwinela, bo dowiedzalam sie czegos nowego. Botanicznie jestem zielona (nomen omen) i do tej pory unikalam tych kwiatow, sadzac ze to barszcz S. Szkoda tylko, ze nie mozna zadac nawet niewinnego pytania o rosline, zeby nie zostac przywolanym do porzadu niesmiertelnym „ogarnij sie”. Czy nie wiedziec i pytac to taka wielka gafa?

          • A. odpowiadasz ma mój komentarz, więc ja się również odniosę. Ja do nikogo nie napisałam „ogarnij się” ani niczego w tym stylu. Starałam się jedynie merytorycznie udowodnić, że wcale nie jest łatwo na pierwszy rzut oka rozpoznać roślinę. I podobnie jak Ty, również się poprzez zamieszczane tu komentarze dokształciłam z botaniki 🙂

          • Oczywiście, że miałam dobre intencje, z resztą użyłam zwrotu „może się mylę”, licząc, że ktoś lepiej zorientowany mnie poprawi. Nie znam się dobrze na roślinach, ale mam małe dziecko i czasem coś tam czytam o groźnych roślinach, jednak mam problem z odróżnianiem i w sumie też się cieszę, że pojawiła się tu taka kwestia, bo trochę rozjaśniło mi to umysł 🙂 Nie pisałam też tego w kontekście oceniania autorki bloga. Pozdrawiam 🙂

          • W takim razie bardzo się cieszę, że wynieśliśmy z tej dyskusji naukę, a przy okazji nikt się tu na siebie nie obraził. W sumie, to głupio by było pokłócić się o chwasty, no nie 🙂

          • Ok Emilio, chyba zagalopowałam się z tym „żegnaniem się”. 😉
            Cyt.: „Od tej chwili nie będę już nosić piętna matki, która pozwala się dziecku bawić w śmiertelnie trujących chwastach”
            Niczego takiego nie miałam na myśli.
            Wydaje mi się, że niepotrzebnie traktujesz niektóre komentarze, jako atak i „przekomarzanie się” i w efekcie (pewnie nieświadomie) próbujesz je ośmieszyć… za chwilę dołącza się rzesza czytelniczek, która zniekształca intencje, bo albo ich nie rozumie, albo z góry zakłada złośliwości i „zadyma gotowa”. Mam wrażenie, że niektóre czytelniczki wręcz czekają na zadymę. Sorry za szczerość. Po prostu te kwiatki do złudzenia mi przypomniały szalej jadowity, ale przecież nie upierałam się i nie upieram, że nim były i że Ty specjalnie narażałaś Laurę na niebezpieczeństwo.
            I nawet gdyby to był szalej jadowity to przecież mogłaś nie wiedzieć o jego istnieniu… Ta uwaga nie miała na celu skrytykowanie Ciebie.
            Kiedyś, jak Laurka uczyła się chodzić a ja wspomniałam coś o stołku barowym, reakcja była identyczna. Takim traktowaniem „z góry” uwag płynących na serio z serca (a nie dla zadymy) możesz w końcu stracić część swoich, życzliwych Ci czytelników …
            No dobrze. Już nie będę przesadzała z swoimi „panikarskimi” uwagami i zanim coś skomentuję, zastanowię się z 10 razy, 😉

          • Isia123 to „piętno matki” to był przecież żart okraszony na końcu uśmiechem. Nikogo z Was nie traktowałam z góry, zwłaszcza, że na zielarstwie to ja się za bardzo nie znam. Próbowałam tylko konkretnie ostudzić dyskusję, zanim ktoś z czytelników rozpozna w roślinie rącznik pospolity (ponoć najbardziej trującą roślinę świata). A że już trochę znam specyfikę tego bloga, to wolę czasem uprzedzać fakty 🙂

          • Emilio Ty to masz zdrowie. Cokolwiek byś nie napisała, jakiekolwiek zdjęcie byś nie zamieściła, zawsze rozwinie się moralizatorsko- pouczająca dyskusja na temat tego co powinnaś bądź nie. Czy to będzie stołek barowy uchwycony gdzieś w tle, czy to chwast, na tle którego biega Twoje przeszczęśliwe dziecko czy mucha na nosie…zawsze musisz wysłuchać bzdurnych litanii wszystko-wiedzących bab. Przepraszam,ale musiałam to napisać , i jeszcze nie daj Boże spróbujesz jakoś się obronić, to obrażone wszystko-wiedzące babska będą Cię szantażować „opuszczaniem” bloga. Życzę Ci dużo siły i wytrwałości, gdyż Ty szczególnie jej potrzebujesz. Przepraszam jeszcze raz, gdyż zazwyczaj piszę pozytywne komentarze, ale dziś musiałam…
            Serdecznie pozdrawiam

          • Wiola-mama Indii, nawiązująca do „bzdurnych litanii wszystko-wiedzących bab” chyba się jednak trochę zagalopowała i ją nieco poniosło… Trudno.

  23. Hmmm… nie chcę się chwalić, ale większość miejsc, w których byliście doskonale znam… 🙂 mieszkając w niedalekiej odległości od tego „wszystkiego”, często się zdarzało, że cały weekend spędzałam w górach m.in. w Pieninach i w sąsiadującym, równie pięknym Beskidzie Sądeckim. Choć dawno już tam nie byłam, a mam – jak to mówią – rzut beretem. :-))). Zapraszamy w nasze strony częściej, jest jeszcze wiele pięknych miejsc, które warto zobaczyć… Tak naprawdę dopiero teraz, gdy oglądam zdjęcia i czytam bloga uświadomiłam sobie, że w naszej okolicy jest naprawdę przepięknie, nie zawsze się to docenia… na weekend wypad w Pieniny pewny… Wąwóz Homole, urocze Jaworki, rezerwat Białej Wody… ohhh już się doczekać nie mogę…
    Pozdrawiam serdecznie…

    • Aga N.S. da mnie te tereny również znane, mam w te strony rzut beretem i przynajmniej raz w tygodniu jadąc służbowo na Podhale przejeżdżam np obok tego Parku Linowego 😉
      Aga N.S. czy Ty jesteś z N.S ? bo ja właśnie jestem z N.S 🙂

      no i masz racje widoki cudne, jak to mówią cudze chwalicie, swego nie znacie 🙂

      właśnie do mnie przyjechali znajomi z Warszawy i jutro porywam właśnie w te strony 🙂

      • Tak… mieszkam w N.S.
        W sumie to taka dziura, ale nie zamieniłabym się na nic innego… No… chyba że na Pieniny 🙂

        • ha ! a ja w N.S mieszkam od 10 lat wcześniej w miejscowości na P w kierunku Mniszka i faktycznie dopiero teraz doceniam swoją mała rodzinną mieścinkę z pięknymi widokami

          a dzisiaj właśnie wróciliśmy ze znajomymi z Wąwozu Papieskiego w Kluszkowcach – widoki cudne 🙂

  24. Cudowne zdjęcia, naprawdę cudowne – zazdroszczę takiego fotografa :):):)

  25. Zakochałam się w Pieninach w 2007 roku i od tamtej pory co jakiś czas tam wracam!!!! To cudowne miejsce,przepiękne i magiczne.Polecam!!! Wasze zdjęcia są niesamowite!

  26. Super sprawa taka wyprawa(ale mi się rymnęło) 😉
    Pozdrawiam 🙂

  27. Zapomniałam dodać, ze pierwsze zdjęcie jest tak magiczne, ze aż dech zapiera. Widać na Twojej twarzy absolutna pełnie szczęścia.

    • Zdjęcia super! Ale też sądzę, że pierwsze jest rewelacyjne!!! Pozdrawiam!

  28. Hehe, wyślij kochana to z małpiego gaju tym, co uważali, ze Laura będzie kalarepką 🙂

  29. Emilko Kochana zawsze czekam na nowy wpis 🙂 i czytając go i po prostu wzruszyłam się 🙂 Poryczałam jak dzieciak ,ale to ze szczęścia że Laurka jest taka szczęśliwa uśmiechnięta ,nie wspomnę o Tobie Emilko , promieniejesz radością i z tego powodu jestem szczęśliwa .Zdjęcia cudowne .Kocham Was <3 :-*

  30. Hardcore 🙂 nie hardcor

  31. Czytam Pani bloga od dawna i patrząc na te przepiękne zdjęcia, nachodzi mnie jedna refleksja: pokazać je członkom medycznego personelu, którzy kilka lat temu wydali na Pani córkę tak okrutny i niesprawiedliwy wyrok… To co Pani zrobiła i w dalszym ciągu robi dla dziecka, to bohaterska miłość. Jest Pani dla mnie wzorem do naśladowania. Życzę całej sympatycznej rodzince dużo zdrowia i jak najwięcej takich beztroskich wypadów 🙂

  32. Aż się serce raduje, gdy się czyta i ogląda to wszystko. Cudnie!

  33. Pięknie i cudownie. Wakacje bomba i super, że wszystko poszło jak trzeba. Ciekawa trzeciej części opowieści i tego, co wywineliście. Znając Was, to będzie hardcore. 🙂

  34. Cieszę się Waszym szczęściem. Bardzo 🙂

  35. I tak myślę, że też się kiedyś tam wybiorę… wstyd się przyznać, że przez 4 lata mieszkałam w Krakowie skąd już „rzut beretem”, a nie byłam ani razu w tych okolicach 🙁

  36. Wspanialy wpis i zdjecia. Pieknie potraficie cieszyc sie zyciem!

  37. Prześliczne zdjęcia przyrody, a Wasze w trójkę po prostu cudowne 🙂

  38. cieszę się że podobało Wam się w moich stronach ja za to byłam w tym roku nad morzem i przejeżdżałam przez Waszą miejscowość hahaha z nad morza ciagnie Was w góry a nas z gór nad morze:) Laurka widzę że bardzo zadowolona z wakacji 😀

  39. Mmmm. Pieniny. Same dobre wspomnienia, cudowne wakacje, wyjazd we dwoje i powrót…….. we troje. Zawsze będę tam wracać.

  40. Kocham Was za człowieczeństwo.

  41. Z pierwszych zdań opisu, tak przypuszczałam, że piszesz o Krościenku. Bajeczne miejsce. Ja byłam kilka lat temu na oazie bardzo niedaleko Krościenka. Miejsce jest naprawdę cudowne, choć źle się czuję w górach (moje ciśnienie wariuje) to widoki przepiękne.

    • Już wiem,
      miejscowość, w której byłam to Tylmanowa

  42. Widać,że górskie powietrze bardzo służy Laurce, skoro w ciągu dnia respirator nie był często (prawie wcale?) potrzebny:) Jak tak dalej pójdzie, to za kilka lat po niepełnosprawności Laury nie będzie ani śladu!Widoczki przepiękne!!!

  43. To szaleństwo to spływ Dunajcem?

    • Nie. Spływ Dunajcem będzie za rok 🙂

      • rzut respiratorem do rzeki? 🙂

        • Dobry pomysł. Może kiedyś? 🙂

          • Może Pływaliście 🙂

  44. Wyglądacie pięknie. Kraina jak z bajki. Niesamowita rodzina. Zyczę kilku takich wyjazdów w roku.

  45. Emilio, cudowny opis, cudowne fotki i cudowni Wy :))))
    Czy przypadkiem nie byliście w Jaskółce..??
    bo tak na necie teraz obczaiłam 🙂
    Ja jestem jeszcze przed urlopem, i tak własnie sie zastanawiam czy tam nie pojechać :))

    • Tam, gdzie byliśmy, z pewnością nie ma już miejsc, bo rezerwację trzeba było wykonać najpóźniej do maja. Do końca wakacji wszystko już zajęte. A gdzie konkretnie byliśmy, to nie powiem, bo jak powiem, to się tam zwalą tłumy ludzi i w przyszłym roku już nie będziemy mieć szansy na rezerwację. A jak najbardziej zamierzamy tam wrócić, więc szczegółowe miejsce pobytu pozostanie moją słodką tajemnicą 🙂

      • Nie no jasne Emilko- tak podejrzewam,że jakbyś powiedziała – a tyyle ludzi tego bloga czyta, to by juz tam wszyscy walili drzwiami i oknami 🙂
        ale te Jaskółkę co znalazłam sobie zapisze, bo bardzo mi sie podoba. No i te miejsce naprawde zapierające dech w piersiach- taka nieskalana niczym przyroda, świeże powietrze, i totalny relaks :))
        Bardzo jestem ciekawa na jakie to szaleństwo sie zdecydowaliscie i nie moge sie doczekać nastepnego wpisu…. pewnie bedzie dopiero najwczesniej za pare dni jak nie tydzien?? 🙂

  46. Lauro, masz cudownych rodziców. Łza się nie raz kręci , gdy czytam Twojego bloga Emilio.

  47. Az zaparlo mi dech w piersi … Cudowne widoki , wspaniale spedzony razem czas i jak zwykle Pani opis – stwarzajacy zywe obrazy przed oczami. Znow ” bylam ” razem z Wami na szlaku 🙂 I jeszcze jedno p. Emilko , juz nie jest pani jedyna , ktora plakala ze wzruszenia po otrzymaniu przez Laurke Dyplomu najlepszego Wspinacza Linowego.. Pozdrawiam goraco <3

  48. Cudny, energetyzujacy opis i takiez same zdjecia! Moze to zabrzmi patetycznie, ale bardzo dziekuje Ci za ten wpis :)Az powialo z ekranu swiezym powietrzem niemalze…
    ale powiedz (jestem panikara) czy nie balas sie buszowac w wysokiej dosyc trawie (na jednym zdjeciu siedzicie w trawie)? Ja mam fobie kleszczowa, nigdy bym w takiej trawie nie siadla…przesadzam? a drugie pytanko, te biale kwiaty ktore dotyka Laura, dalabym sobie glowe uciac ze to Barszcz Sosnkowskiego, taka wstretna niebezpieczna roslina…to nie to?
    pozdrawiam i jeszcze raz dziekuje!

    • Gdybyśmy chcieli żyć tak ostrożnie, to w ogóle byśmy nie wychodzili z domu. Nie wiemy, ile czasu potrwa nasze życie, ale wiemy jedno – chcemy żyć tak, jakby każdy dzień był naszym ostatnim, aby nigdy nie mieć poczucia straconego czasu.

      A jeśli chodzi o kleszcze, to po powrocie z dworu po prostu dokładnie oglądamy ciało dziecka. Jeśli chodzi o roślinę, to nie wiem, jaki to był gatunek – na pewno nie barszcz Sosnkowskiego, bo ten ma grubsze łodygi i bardziej rozłożone kwiaty. Przy kontakcie z barszczem Sosnkowskiego lub barszszem Mantegazziego toksyczny jest dopiero sok rośliny. W każdym razie Laura tylko dotknęła tej rośliny zainteresowana jej wyglądem, ale miała kategoryczny zakaz zrywania czegokolwiek i zakaz wkładania czegokolwiek do buzi. Była cały czas pod naszą kontrolą i opieką.

      • Nie mialam zamiaru podwazac Waszej dobrej opieki. Raczej chcialam skonfrontowac wlasne fobie z punktem widzenia osob rozsadnych, za jakich Was uwazam 🙂

        • Nie jestem pewna, czy do końca jesteśmy rozsądni. Wydaje mi się, że jednak nieco szaleni, dlatego nie jestem pewna, czy powinniśmy stanowić dobry przykład 🙂

    • Takich białych kwiatów, jakie dotyka Laura na zdjęciu, jest pełno na polskich łąkach. Sama mam takie koło domu i również potwierdzam, to nie jest Barszcz Sosnowskiego , bez obaw 🙂 Barszcz S. jest „masywniejszy” i ma też inne liście, takie z postrzępionymi końcami. A te kwiaty (też nie znam nazwy) raczej nie są toksyczne, bo jako dziecko zrywałam je, szarpałam na drobne kawałeczki i „gotowałam zupę” 😉 Nic mi nie dolegało. Ale na wszelki wypadek lepiej żadnych kwiatków nie miętosić i nie wkładać do ust 🙂 Gdzieś czytałam też, że sok z Barszczu S. jest szkodliwy dla skóry dopiero wtedy, kiedy wystawi się tę skórę na działanie promieni słonecznych, a jeśli się zmyje szybko wodą i unika światła, to nie powinno być problemu. Aczkowliek wolę nie sprawdzać. Zresztą trudno, żeby latem na łące nie było światła słonecznego….

      • U nas pod domem także ich pełno. Te kwiatki są chyba wszędzie, dlatego też specjalnie nas nie przestraszyły 🙂

        • To wg mnie krwawnik, wszędzie go pełno, zdrowy.

  49. Ale cudownie! Piękna, szczęśliwa rodzina 🙂
    P.S. Muszę dostać namiary na to gospodarstwo, te widoki rozłożyły mnie na łopatki!

    • ja też poproszę namiary na to gospodarstwo 🙂 pozdrawiam rodzinkę i kibicuję wam już prawie od czterech lat 🙂

  50. brak slow 🙂 wspaniale zdjęcia,a przede wszystkim wspaniali Wy :))) Szczescie az bije po oczach :))))))))))))))

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Publikując komentarz, jednocześnie wyrażam zgodę na przetwarzanie przez Administratora Danych Osobowych bloga www.kochamylaure.pl moich następujących danych: podpis, e-mail, adres IP, w celu i w zakresie do tego niezbędnym. Przetwarzanie danych odbędzie się zgodnie z obowiązującym prawem, a w szczególności z przepisami Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. (zw. RODO) i polityką prywatności znajdującą się pod adresem www.kochamylaure.pl/polityka-prywatnosci/